Tajemnica śmierci Mozarta. Czy ten genialny kompozytor padł ofiarą morderstwa?
Gdy Mozart w wieku zaledwie 35 lat nagle zmarł, plotkowano, że ktoś pomógł mu pożegnać się ze światem. Głównym podejrzanym stał się jego muzyczny rywal, Antonio Salieri. W tej historii było jednak dużo nieścisłości. Co tak naprawdę zabiło jednego z najwybitniejszych kompozytorów w dziejach?
20 listopada 1791 roku w swym wiedeńskim mieszkaniu trzydziestopięcioletni Wolfgang Amadeusz Mozart położył się do łóżka z gorączką. Zapewne nie bardzo się nią przejął. Od dzieciństwa cierpiał na liczne mniej lub bardziej poważne choroby: ospę, żółtaczkę, tyfus, zapalenie migdałków, zaburzenia trawienia, nawracające bakteryjne infekcje gardła i infekcje górnych dróg oddechowych.
Zawsze udawało mu się je zwalczyć, by z odzyskaną energią znów móc tworzyć i zadziwiać świat swoją muzyką. Tym razem jednak miało być inaczej. Kiedy 5 grudnia wielki kompozytor umarł w męczarniach, a z jego ciała zaczął się dobywać nieznośny smród, twarz zaś spuchła tak, że stała się nie do poznania, natychmiast pojawiły się plotki o truciźnie podanej przez jego zazdrosnego, mściwego muzycznego rywala na cesarskim dworze Austrii, Antonia Salieriego.
Przyjaciele czy wrogowie?
Radosna wzniosłość muzyki końca XVIII wieku nie pozwala się domyślić zdrad czających się za kulisami jej tworzenia. Była to epoka, w której najzdolniejsi kompozytorzy rozpaczliwie walczyli o nieliczne pozycje nadwornych muzyków. Złote koronki i diamentowe guziki, satynowe bryczesy i jedwabne fraki skrywały przed światem grę bezwzględnych ambicji, kopanie dołków pod konkurencją, nieczyste zagrywki, oszustwa i spiski (…).
Głównym rywalem Mozarta w Wiedniu był Antonio Salieri, odnoszący sukcesy włoski kompozytor, który pisał muzykę do oper wystawianych w trzech językach. Zawłaszczył wiedeńską scenę operową w czasach, gdy Mozart już jako dorosły próbował rozwijać swą karierę, i w roku 1788 został mianowany cesarskim kapelmistrzem.
Mozart w kilku listach do ojca skarżył się, że Salieri i jego sługusi udaremniają każdą jego próbę zdobycia oficjalnego stanowiska. Na przykład w roku 1781, gdy myślał, że cesarz zatrudni go, by uczył gry na pianinie księżniczkę Elżbietę Wirtemberską, narzeczoną cesarskiego bratanka, Józef II przydzielił tę funkcję Salieriemu (…).
Mimo wszystko obaj muzycy zdawali się darzyć swe talenty wzajemnym szacunkiem. W roku 1785 wspólnie skomponowali kantatę, a w 1788 zamiast jednej z własnych oper Salieri wystawił na dworze Mozartowskiego Figara. Gdy w roku 1791 Salieri po raz pierwszy usłyszał Czarodziejski flet, to według Mozarta „od uwertury aż po końcowy chór patrzył i słuchał z największą uwagą. Po każdym fragmencie wołał: »bravo! bello!«”.
(…) Mozart otrzymał w końcu dworskie stanowisko – cesarz Józef II zatrudnił go jako nadwornego muzyka, którego zadaniem było pisanie menuetów. W ostatnich latach życia, mając na koncie cztery odnoszące sukcesy opery, Mozart doczekał się znacznego wzrostu dochodów (…).
Eleanor Herman
Trucizna, czyli jak pozbyć się wrogów po królewsku
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 39.90 zł | 19.95 zł idź do sklepu » |
Niespodziewana choroba
Jesienią 1791 roku cieszył się doskonałym zdrowiem – w listach pisał o smakołykach, jakimi się zajadał: kotletach schabowych, kapłonach, jesiotrach – i w zapamiętaniu komponował niesamowitą muzykę. Być może jego bliscy nie byli nawet zaskoczeni, że tak go to wyczerpało, iż w końcu dostał gorączki.
Ta choroba jednak, w przeciwieństwie do wcześniejszych, nie mijała. Gdy Mozart spuchł na całym ciele do tak karykaturalnych rozmiarów, że nie mógł się ruszyć, jego żona z siostrą Zofią uszyły mu specjalną rozpinaną z tyłu koszulę, żeby łatwiej było podsunąć nocnik i żeby dało się nieszczęśnika umyć.
4 grudnia zaczął majaczyć. Dwaj lekarze upuścili mu jakieś dwa, trzy litry krwi, odbierając organizmowi szansę na zwalczenie infekcji. Nazajutrz Mozart dostał drgawek, zwymiotował spienionym, brązowym płynem i padł nieżywy.
Wdowa po nim, Konstancja, powiedziała w zaufaniu przyjaciołom, że jej mąż umarł z powodu gorączki. Ponieważ jednak została z dwójką małych chłopców, mnóstwem długów, za to bez dochodu, wśród obcych zaczęła rozsiewać plotki o otruciu, by wzbudzić współczucie.
Opowiadała o tajemniczym nieznajomym w masce, który u jej męża zamówił rekwiem. Pisząc ów utwór, głosi dalej opowieść, Mozart poważnie zapadł na zdrowiu. „Wiem, że muszę umrzeć – powiedział podobno. – Ktoś podał mi aqua tofana [arszenik w płynie] i wyliczył dokładnie czas mojej śmierci na dzień ukończenia rekwiem, to dla siebie je piszę”.
Prawda jednak była o wiele bardziej banalna. Kilka miesięcy przed śmiercią Mozarta ekscentryczny hrabia Franz von Walsegg zlecił mu napisanie mszy żałobnej dla upamiętnienia niedawnej śmierci swojej żony. Dyskrecja była niezbędna, gdyż hrabia, muzyk amator, zamierzał udawać, że napisał dzieło sam (…).
Większość ludzi uważała, że winny był główny rywal Mozarta, Salieri. W ostatnim liście, jaki się zachował, datowanym na 14 października 1791 roku, Mozart pisał z Pragi, gdzie gościł akurat dwór, że zaprosił Salieriego i sopranistkę Caterinę Cavalieri do swego powozu i zawiózł ich oboje do opery. Salieri miałby zatem sposobność podania Mozartowi piersiówki z alkoholem w trakcie jazdy albo, na przykład, dodania czegoś do jego wina podczas kameralnej kolacji i rozmów o najnowszej operze.
Czy w plotkach tkwiło ziarno prawdy?
Salieri nigdy nie zdołał uciszyć pogłosek o swoim udziale w śmierci Mozarta, mimo że zajął się edukacją muzyczną jego młodszego syna. Pod kierunkiem Włocha Franz Xaver Wolfgang Mozart sam stał się słynnym kompozytorem i dyrygentem. U schyłku życia Salieri cierpiał na ataki demencji, podczas których przyznawał się do zabicia Mozarta. Jednakże w chwilach jasności umysłu stanowczo wszystkiemu zaprzeczał.
(…) Według innej teorii Mozarta otruli masoni, ponieważ on, sam będąc od 1784 roku członkiem ich bractwa, ujawnił zbyt wiele tajemnic w Czarodziejskim flecie. Wolnomularze jednak, dalecy od napiętnowania kompozytora, zorganizowali w Loży Żałobnej uroczystość ku jego czci. Masonem był także twórca libretta do Czarodziejskiego fletu Emanuel Schikaneder, a przeżył jeszcze dwadzieścia jeden lat i żaden z krwiożerczych braci wolnomularzy nigdy go nie tknął.
Najbardziej niedorzeczne w legendzie o morderstwie wydaje się to, że mnóstwo ludzi w Wiedniu umierało na tę samą chorobę, która zabiła Mozarta. W akcie zgonu wpisano jako przyczynę zgonu „ostrą gorączkę wojskową”. Nie ma pewności, co to dokładnie było – naukowcy wymieniają co najmniej sto osiemnaście możliwości.
Jedną z nich jest gorączka reumatyczna, ale ta choroba zazwyczaj wywołuje duszności, a o nich nie wspominają żadne współczesne Mozartowi opisy jego choroby. Poza tym jej ofiarą padają zazwyczaj dzieci, a u dorosłych, których zaatakuje, objawia się bólami stawów, a nie puchnięciem.
Biorąc pod uwagę opuchliznę – obrzęk, jak powiedzieliby fachowcy – i przykry zapach, można uznać za oczywiste, że u Mozarta przestały pracować nerki. Gdy ów narząd szwankuje, szkodliwe produkty przemiany materii nie są wydalane z moczem, ale gromadzą się w krwiobiegu i są uwalniane z potem, śliną i innymi płynami, aż całe ciało zaczyna cuchnąć, wydzielając tak zwany mocznicowy zapach. Ale nie każda choroba nerek wywołałaby tak koszmarny obrzęk jak u Mozarta.
Tylko jedna przypadłość tłumaczy wszystkie te objawy. Streptococcus equi atakuje kłębuszki nerkowe, mikroskopijne filtry nerek, wskutek czego szkodliwe produkty przemiany materii nie są kierowane do moczu, lecz rozsyłane po całym organizmie. Jak sugeruje łacińska nazwa, jest to choroba głównie koni i krów. Jest jednak, tak jak wąglik, bardzo zaraźliwa nie tylko wśród zwierząt – łatwo również przenosi się na ludzi.
Mozart, rozbijając się powozem, często miał kontakt z końmi, a do tego mógł pić nieprzegotowane mleko. Nie istnieje niestety protokół sekcji zwłok, który pozwoliłby nam lepiej zrozumieć, co mogło zabić wielkiego kompozytora. Zdaniem jego lekarza przyczyna zgonu była oczywista: panująca akurat epidemia ostrej gorączki wojskowej.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Eleanor Herman, Trucizna, czyli jak pozbyć się wrogów po królewsku, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Streptoccocus equi to nie choroba tylko gatunek bakterii…
Co za bełkot. Salieri to mit.