Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Zetrzyj krew i graj. Perturbacji Turbo ciąg dalszy

Pierwsze lata wolnej Polski nie były dla Turbo najlepsze. Prawdę powiedziawszy poznaniacy nigdy nie powtórzyli już sukcesu z lat 1986-1988. Jednak w początkach lat 90-tych XX wieku jeszcze o tym nie wiedzieli.

Turbulencje

Po wydelegowaniu Kupczyka i Łysowa, miejsce frontmana i gitarzysty zajął Robert Friedrich, a na bas dołączył Tomasz „Lemmy Demolator” Olszewski. Wydany przez potężną zachodnioeuropejską wytwórnię Under One Flag, odnogę Music for Nations album o proroczym tytule „Dead End” ukazywał kolejną przemianę stylistyczną Turbo. Tym razem Hoffman i spółka poszli w kierunku surowego thrash metalu połączonego z amerykańskim death metalem. W ówczesnych wywiadach muzycy z Litzą i Hoffmannem na czele prężyli muskuły zgrywając twardzieli, ale tak naprawdę wewnątrz zespołu wszystko się sypało. Hoffmann totalnie odpuścił, co doprowadziło do przejęcia kontroli nad Turbo przez Friedricha i Goehsa, a w efekcie – odejścia Hoffmanna z własnej kapeli.

Swoistymi drgawkami przedśmiertnymi był kolejny album sygnowany logiem Turbo, „One Way” (wytwórnia Carnage Records) z 1992 roku, gdzie Hoffmann dokooptował sobie muzyków sesyjnych, takich jak Marcin Białożyk na gitarze, Radosław Kaczmarek na basie i Daniel Cybusz na perkusji (co ciekawe, gościnnie na perkusji zagrał m.in. Tomasz Goehs). Podobnie jak poprzedni krążek i ten nie zdobył serc słuchaczy, ugruntowując jedynie pozycję Turbo jako koniunkturalnej chorągiewki.

Turbo, ok 1990 r.

Koniec Turbo?

Po tej nieudanej próbie odbicia się od dna, Turbo pogrążyło się na kilka lat w niebycie. Nie trwało to jednak długo, ponieważ już 1 września 1995 roku ansambl w składzie z Hoffmannem, Kupczykiem, Rutkiewiczem, Marcinem Białożykiem na gitarze oraz Szymonem Ziomkowskim na perkusji zagrali koncert przy poznańskim Zamku Cesarskim. Oficjalną datą reaktywacji Turbo był 1 stycznia 1996 roku. Niestety problemy ze znalezieniem wytwórni, stabilnego składu oraz odpowiedniego menedżera spowodowały, że dopiero trzy lata później, na czternastej edycji katowickiej Metalmanii Turbo wróciło na dobre. Doskonały odbiór ich koncertu tylko ugruntował muzyków w słuszności tej decyzji.

W 2001 roku, w barwach Metal Mind Productions ukazał się album „Awatar” (w składzie zespołu pojawił się nowy perkusista, Mariusz Bobkowski). Fani oczekujący po reaktywacji tradycyjnego heavy metalu byli mocno zawiedzeni, ponieważ poznaniacy postawili na nowoczesne, niemalże nu-metalowe brzmienie, co okazało się z ówczesnej perspektywy błędem. Broniący się po latach niezłymi kompozycjami krążek był przyczyną mocnych tarć w zespole, co doprowadziło do kolejnych przetasowań muzyków. Nowymi twarzami w Turbo byli perkusista Tomasz Krzyżaniak oraz znany z poznańskiego Aion, gitarzysta Dominik Jokiel. W tym składzie w 2004 roku zespół wydał kolejny pełnowymiarowy album, zatytułowany „Tożsamość”.
Muzycy zgodnie uznają, że płyta ta była ich być albo nie być. Szczęśliwie, chyba po raz pierwszy w swojej historii, nasi bohaterowie poszli po rozum do głowy i przestali kombinować, stawiając na brzmienia, wśród których czuli się najlepiej: starą szkołę brytyjskiego heavy metalu. Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ odbiór „Tożsamości” wśród rzedniejącej liczby fanów był fenomenalny. Zdawać by się mogło, że wreszcie Turbo na dobrze skupiło się na tym, co wychodziło im najlepiej i legenda rodzimej sceny heavymetalowej znów jest w siodle.

Nowe rozdanie

Nic bardziej mylnego, ponieważ w 2007 roku fanów uderzyła wieść o odejściu wieloletniego frontmana Grzegorza Kupczyka, którego zastąpił o wiele młodszy i szerzej nieznany Tomasz Struszczyk. Taka wolta na zawsze podzieliła zwolenników Turbo na dwa obozy. Wiele osób przestało też śledzić dalsze losy tego zespołu, uznając, że „nie ma Turbo bez Kupczyka”. Reszta fanów jednak pozostała przy poznaniakach, uznając to nowe rozdanie za wielce odświeżające i korzystne, co udowodnił wydany pod koniec 2009 roku krążek „Strażnik światła”. Progresywny, skąpany w najlepszej tradycji klasycznego heavy metalu album rozwiał wątpliwości większości niedowiarków.
Idąc za ciosem, przez kolejne lata zespół starał się jak najwięcej koncertować. Cechą charakterystyczną dla Turbo były wciąż zmieniające się twarze w zespole. W 2011 roku, na skutek konfliktu odszedł Krzyżaniak. Za bębny powrócił po 10 latach Bobkowski, który piastuje ten urząd po dziś dzień. Dwa lata później, w październiku 2013 roku ukazał się ostatni jak na razie album studyjny Turbo zatytułowany „Piąty żywioł”. Zwraca uwagę porzucenie rozbudowanych, progresywnych form znanych z „Strażnika światła” na rzecz jeszcze bardziej korzennego heavy metalu, co ogólnie można wpisać w szerszy trend Nowej Fali Tradycyjnego Heavy Metalu. Przebojowe, wpadające w ucho utwory gwarantowały pozytywny odbiór wydawnictwa. Wyraźnie słyszalne postępy w operowaniu wokalem przez Struszczyka również nie pozostały bez (pozytywnego) komentarza. Jakby tego było mało, prawie okrągły rok później ukazała się płyta koncertowa „In the Court of the Lizard”, stabilizując „turbosów” jako legendy polskiego metalu.

Kolejne zmiany

Powyższe krążki mogłyby świadczyć o stabilizacji personalnej grupy, jednak nasi bohaterowie nie byliby sobą, gdyby tak się stało. W połowie 2014 roku na oficjalnej stronie zespołu ukazała się informacja o odejściu długoletniego gitarzysty, Dominika Jokiela. Decyzja ta była podyktowana chęcią budowy własnego studia nagraniowego oraz cukrzycą, która dawała się muzykowi we znaki. Jego następcą został Krzysztof Kurczewski. Nie na długo jednak, ponieważ na początku 2016 roku zespół postanowił się z nim rozstać. Kolejne dwa lata Turbo grało w pomniejszonym składzie, gdzie jedynym gitarzystą pozostawał Wojciech Hoffmann. Dawało się to zespołowi we znaki, czego przykładem była jubileuszowa trasa z okazji 30-lecia „Kawalerii szatana”, gdzie muzyk musiał w pojedynkę nadrabiać linie melodyczne dwóch gitar. Ów stan rzeczy zmienił się w 4 maja 2018 roku, kiedy oficjalnie do zespołu dołączył Przemysław Niezgódzki. W tym składzie Turbo gra do dziś, a dowodem na ich niepohamowany, młodzieńczy głód grania była kolejna rocznica, tym razem „Ostatniego wojownika” i związana z nią długa i bardzo dobrze przyjęta trasa po całym kraju.

Co dalej?

Jakie będą dalsze losy naszych dorosłych dzieci? Hoffmann nie ukrywa, że nieubłaganie nadchodzi czas zejścia z barykady, ale zanim to się ziści, chce nagrać ostatnią płytę w dorobku swojego zespołu. Ma być ostra, szybka i agresywna, taka jaką od lat już pragnął nagrać. Chce też, żeby była godnym pożegnaniem z wiernymi fanami oraz z niemalże 40-letnią przygodą, pełną wzlotów i upadków, straconych szans, ale również obfitującej w niezapomniane przygody. Miejmy nadzieję, że będzie to godny pomnik legend polskiego heavy metalu.

Źródła:

Artykuł powstał w oparciu o wywiady z członkami zespołu do książki Zetrzyj krew i graj dalej. Zdjęcia należą do zbiorów własnych autora.

Komentarze (2)

  1. Jacek Odpowiedz

    Dzieki za ten artykuł! Po Ostatnim Wojowniku mialem ogromna przerwe w znajomosci dokonan i losow tego wspanialego zespolu i wznowilem sluchanie od Piatego Elementu. Twoj artykul sprawil,ze siegnę rowniez po Tozsamosc

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.