Mira Zimińska. Śpiewała, gdy dookoła spadały bomby
We wrześniu 1939 roku gościła w salonie fryzjerskim w Bristolu, kiedy nad Warszawą krążyły pierwsze niemieckie samoloty. W okresie dwudziestolecia była prawdziwą gwiazdą bohemy, w czasie wojny dała się poznać jako bohaterka. Za swoje zasługi została odznaczona Krzyżem Armii Krajowej. Nie opuściła Warszawy nawet w czasie powstania. Jakie były wojenne losy współtwórczyni słynnego „Mazowsza”?
Mira Zimińska-Sygietyńska była jedną z największych gwiazd sceny II Rzeczypospolitej. Obok Hanki Ordonówny i Zuli Pogorzelskiej uznano ją za jedną z „trzech gracji” polskiego kabaretu. Była aktorką, piosenkarką, tancerką, grała w filmach i teatrach. Kochała luksusowe samochody, przyjaźniła się ze skamandrytami, obracała w kręgach arystokracji.
Wojna zmienia
Z luksusowej kobiety i ulubienicy elit do patriotki. Skromnej i pracowitej bohaterki i więźniarki politycznej. Cały wrzesień spędziła w Warszawie, została nawet ranna podczas jednego z nalotów. Pracowała również w szpitalu polowym, w którym podnosiła pacjentów na duchu. W autobiografii wspominała:
Wtedy przekonałam się, jak długo można nie spać.
Praca z rannymi była dla niej ogromnym wysiłkiem psychicznym:
Trudniejsze niż granie w teatrze, bo wymagało wysiłku nerwowego (…) Tutaj cierpienie, a ja muszę być ciągle radosna.
Aresztowano ją we wrześniu 1940 roku w Karolinie pod Warszawą, skąd od razu trafiła na Pawiak. Jej postawa w tym okresie była godna podziwu. Nieustannie wspierała inne osadzone, przy cichym przyzwoleniu nadzorczyń odgrywała skecze i śpiewała, by kobiety choć na chwilę zapomniały o swoim tragicznym losie. Jedna ze współwięźniarek wspominała:
Podziwiałyśmy wtedy panią Mirę, taką na co dzień, bez szminki i świateł reflektorów, przybraną tylko w jakiś udrapowany ręcznik, ale zawsze jednakowo urzekającą swym olbrzymim talentem.
We wspomnieniach przetrwała, jako opiekuńcza i troskliwa:
Zachowanie Jej, jako więźniarki politycznej, było nacechowane godnością, dzielnie znosiła niedolę więzienną, a w stosunku do towarzyszek celi była wzorową koleżanką. Po zwolnieniu z więzienia Ob. Mira Zimińska opiekowała się nadal naszą celą, utrzymując stały kontakt i przesyłając w ciągu szeregu miesięcy paczki, aż do wywiezienia nas do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück.
Na Pawiaku przybywała dwukrotnie. Zwolniono ją dzięki staraniom przyszłego męża, Tadeusza Sygietyńskiego oraz Adolfa Dymszy.
Kolaborantka?
Ceną za wolność najprawdopodobniej była zgoda na udział w przedstawieniach kolaboracyjnej sceny m.in. w Złotym Ulu, kontrolowanym przez Wydział Propagandy Dystryktu Warszawskiego. Była to hitlerowska instytucja kontrolująca oficjalne polskie życie kulturalne na terenie Generalnej Guberni. Pomimo wątpliwości, jakie do dziś budzą te występy, warto podkreślić, iż decyzję tę zaakceptował Dobiesław Damięcki – członek zarządu Związku Artystów Scen Polskich, pomimo faktu, iż instytucja zakazywała artystom udziału w przedsięwzięciach okupanta. O sytuacji Miry miał powiedzieć: jest to siła wyższa (…) a jej działalność nie może wywołać żadnych zastrzeżeń.
W tym samym czasie artystka nadal jawnie prezentowała postawę patriotyczną. Występowała w kawiarniach Arria u Aktorek oraz Sztuka i Moda. Na jej koncertach sale zawsze były pełne, dzięki czemu można było zbierać fundusze na pomoc finansową dla rodzin uwięzionych Polaków. Pisała również antyhitlerowskie piosenki dla warszawskich gazeciarzy.
Powstanie? Mira strzepnęła tynk i śpiewała dalej!
Na czas powstania pozostała w Warszawie. Pomagała w szpitalach, występowała dla powstańców i ludności cywilnej w Teatrze Frontowym. Znana jest opowieść, gdy jeden z powstańców przeszedł operację usunięcia gałki ocznej bez znieczulenia (sic!) a Mira trzymała go za rękę przez cały czas. Jej koncerty często odbywały się blisko linii frontu, jak choćby słynny koncert na wydziale architektury Politechniki. W czasie występu Miry niemiecki snajper strzelił do środka. Kula trafiła w ścianę, bardzo blisko artystów:
Kula trafiła w ścianę pomiędzy mną a Tadeuszem – nad fortepianem. Osypało mnie tynkiem. Ładnie ten tynk strzepnęłam, przesunęłam się nieco i śpiewałam dalej. Dostałam wielkie brawa.
Jan Ekiert podniósł pocisk z podłogi, położył go na fortepianie i spokojnie kontynuował koncert. Inny występ został zakłócony przez nalot niemieckich bombowców. Informacje o tym wydarzeniu zachowały się we wspomnieniach Zdzisława Libera:
I oto w trakcie koncertu nadleciały samoloty niemieckie, które zrzuciły bomby. Tynk zaczął spadać z sufitu i ze ścian, wnętrze sali wypełnił gęsty pył, powstało zamieszanie. Pani Mira przerwała koncert, głos jej nagle zamilkł, jakby ugrzązł w gardle, oczy napełniły się łzami. Obecni na sali przeżyli to wydarzenie bardzo głęboko, wczuwając się w coś dramatycznego o wymiarze tragicznego symbolu, miażdżąca siła barbarzyństwa zmierzyła się ze sztuką.
Po upadku powstania wraz z ludnością cywilną wyszła z miasta i przebywała w obozie przejściowym w Pruszkowie, skąd wraz ze Sygietyńskim trafiła do Tarczyna. Do Warszawy wrócili dwa dni po zajęciu jej przez sowietów. Mira Zimińska-Sygietyńska za swoją działalność została odznaczona m.in.: Warszawskim Krzyżem Powstańczym, Orderem Orła Białego i Krzyżem Armii Krajowej. Po wojnie wraz z mężem stworzyli Państwowy Ludowy Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze. Ale to już inna historia. I inna Mira!
Bibliografia:
- S. Koper, „Życie artystek w PRL”, Warszawa 2013;
- Zimińska-Sygietyńska Mira,”Nie żyłam samotnie„, Warszawa 1985;
- Culture.pl Twórcy: Mira Zimińska;
- 1944.pl Powstańcze biogramy.
Dodaj komentarz