Największe triumfy husarii. To w tych bitwach najlepsza polska jazda pokazała, na co ją stać
Husarze byli fenomenem na skalę światową. Stoczyli setki bitew i przez dziesiątki lat siali postrach wśród europejskich armii. W okresie największej świetności – na przełomie XVI i XVII wieku – dzięki brawurowym szarżom odnieśli szereg spektakularnych zwycięstw. Które z nich były największe?
Służba w husarii nie była dla każdego. Poza odwagą, wymagała posiadania wcale niemałych pieniędzy. Kawalerzysta ze swojej kieszeni pokrywał koszty wyposażenia, koni oraz uzbrojenia dla całego pocztu. Wszystko to było warte fortunę, na której wydanie mogli sobie pozwolić zwykle tylko zamożni szlachcice.
Kolejną kwestią były predyspozycje fizyczne – husarz musiał być silny i sprawny, a także świetnie jeździć konno i swobodnie posługiwać się kopią, która mogła mierzyć nawet… sześć metrów. „Po złamaniu kopii husarz sięgał po pałasz lub zamiennie koncerz, szablę czy też obuszek. Do swojej dyspozycji husarze mieli również pistolety i łuki” – dodaje Radosław Sikora w książce „Husaria. Duma polskiego oręża”.
Nic dziwnego, że tak uzbrojeni, potężni i dumni kawalerzyści siali postrach wśród wrogów. Tym bardziej, że wypracowali sobie zabójczą taktykę ataku: nacierali raz za razem – początkowo w luźnym szyku, który zacieśniali w miarę przybliżania się do przeciwnika. W ostatniej fazie cwałujące konie z impetem wbijały się w szeregi nieprzyjaciela – i rozbijały go w drobny mak. To właśnie dzięki tym zwycięstwom husaria na trwałe zapisała się na kartach historii. A oto jej najbardziej spektakularne sukcesy.
Sprytny manewr Chodkiewicza
W listopadzie 1600 roku szwedzkie wojsko wkroczyło do Narwy (obecnie na terytorium Estonii). Miało to stanowić preludium do zajęcia przez Szwedów całych Inflant. Polacy nie mogli biernie przyglądać się agresji – tak zaczęła się 11-letnia walka o przejęcie kontroli nad tym ważnym dla obu krajów zakątkiem Europy.
W sierpniu 1605 roku Szwedzi ruszyli na Rygę. Znaczenie tego miasta było nie do przecenienia. Gdyby najeźdźcom udało się je zdobyć, Rzeczpospolita utraciłaby jeden ze swoich największych portów na Bałtyku. Jednocześnie byłby to duży cios dla handlu i gospodarki Litwy. Trzeba pamiętać, że przechodziło tamtędy blisko 75% eksportowanych z obszarów wschodniobałtyckich zbóż, ponad 90% popiołu i smoły oraz 80% lnu.
Zważywszy na liczebność i sprawność wrogiej armii, nad Wisłą doskonale zdawano sobie sprawę, że w przypadku utraty Rygi na rzecz nieprzyjaciela, odzyskanie miasta będzie wręcz niemożliwe. Szwedzki król Karol IX do boju rzucił 12 tysięcy ludzi. Tymczasem wojska dowodzone przez hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza liczyły zaledwie 3,5 tysiąca żołnierzy, z czego ponad połowę stanowiła jazda.
Co ciekawe, Szwedzi doskonale wiedzieli, ilu ludzi ma do dyspozycji Chodkiewicz, po tym jak 26 września 1605 roku pojmali husarza litewskiego Pawła Krajewskiego. W trakcie uczty urządzonej przez Karola IX przyprowadzono przed oblicze monarchy pochwyconego jeńca. Ten w pewnym momencie rzekł: „Wojsko nasze, najjaśniejszy książę, jest szczupłe, zmordowane pochodem, nie liczące jak półczwarta tysiąca (3500 – przyp. red.) ludzi, atoli hetman mój i w tej małości bitwę z wami stoczyć jest gotów”. Na wieść o swojej przewadze liczebnej szwedzki król „zapalił się” do walki. Sukces wydawał się na wyciągnięcie ręki.
Następnego dnia obie armie spotkały się pod Kircholmem (18 kilometrów od Rygi). O przebiegu tej bitwy, która przeszła do historii jako jedno z najsłynniejszych polskich zwycięstw, zadecydował… fortel. Chodkiewicz, chcąc wywabić Szwedów ze wzgórza, gdzie ci kryli się na swoich pozycjach, upozorował odwrót. Karol IX nabrał się na ten manewr i wysłał piechotę, by na otwartym polu ruszyła na Litwinów.
Radosław Sikora
Husaria. Duma polskiego oręża
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 59.90 zł | 40.73 zł idź do sklepu » |
Nagle niczym spod ziemi w centrum bitwy wyrośli husarze pod wodzą Wincentego Wojny. Potężne uderzenie sprawiło, że obrona Karola IX posypała się jak domek z kart. Jazda szwedzka, oddalona od piechurów, nie była w stanie ruszyć im z pomocą. Ci zaś wpadli w panikę i zaczęli bezładnie uciekać. Ewentualne próby kontrataków kończyły się fiaskiem – spotykały się z mocną odpowiedzią wojsk Rzeczpospolitej. Bilans bitwy był dla Szwedów druzgocący: stracili około 9 tysięcy ludzi. Po stronie polskiej śmierć poniosło zaledwie 100 osób.
Walka była krótka, acz zażarta
Klęska w bitwie pod Cecorą w 1620 roku doprowadziła do niezwykłej jak na owe czasy mobilizacji całego społeczeństwa. Sejm walny uchwalił dodatkowe podatki na zaciąg wojska, szybko zwołano pospolite ruszenie. Polacy byli zdeterminowani, by wziąć odwet na armii tureckiej. A okazja ku temu miała się nadarzyć już niebawem…
Wiosną 1621 roku sułtan Osman II ruszył na Rzeczpospolitą, osobiście prowadząc wojsko. Wyczerpujący marsz trwał wiele miesięcy. Na przełomie lipca i sierpnia osmańscy kurierzy donieśli swojemu władcy o około 50-tysięcznej polskiej armii okopującej się pod Chocimiem i spieszącym jej na pomoc korpusie królewicza Władysława. Tymczasem w szeregach tureckich dyscyplina znacznie się rozluźniła. Znużeni wędrówką żołnierze nie rwali się do bitki. Zdarzały się przypadki dezercji.
Mimo to siły Imperium Osmańskiego prezentowały się imponująco. Sułtan był przekonany, że ze swoją liczącą około 100 tysięcy żołnierzy armią bez problemu pokona wojska Rzeczpospolitej, którymi dowodził Jan Karol Chodkiewicz. Wkrótce miał się przekonać, jak bardzo się mylił. We wrześniu Turcy dotarli pod Chocim – zaczęło się oblężenie twierdzy. Już 2 września doszło do pierwszych potyczek.
Do historii przeszła jednak dopiero brawurowa szarża husarzy z 7 września, podczas której około 600 kawalerzystów rozniosło w puch 10-tysięczną armię Turków. Rankiem tego dnia janczarzy uderzyli z dwóch stron: na obóz polsko-litewski oraz na Kozaków. Wojska Chodkiewicza dzielnie odparły ataki, lecz wieczorem sułtan zaszarżował ponownie. I wysłał swoje wojsko wprost w zasadzkę zastawioną przez hetmana.
Chodkiewicz za głównym wałem ukrył piechotę, a za bramą – litewską jazdę. Kiedy Turkom już się zdawało, że atak zakończy się sukcesem, znienacka ruszyło na nich pięć doborowych chorągwi husarii. Zaskoczeni agresorzy musieli błyskawicznie się przegrupować. Walka była krótka, acz zażarta. Obie strony poniosły dotkliwe straty. W sumie zginęło 500 żołnierzy Osmana II i 100 Polaków. Obecni na miejscu pisali, że widząc sromotną klęskę swoich ludzi, młody sułtan rozpłakał się z żalu i bezsilności. Choć ta spektakularna akcja nie przyniosła rozstrzygnięcia konfliktu, niewykluczone, że przyczyniła się do kształtu układu pokojowego, który ostatecznie zawarto w październiku.
Ciężki bój pod Kłuszynem
W czerwcu 1610 roku w kierunku Smoleńska, obleganego przez siły Rzeczpospolitej, wyruszyła armia carska dowodzona przez Dymitra Szujskiego. Składała się ona z 30-tysięcznego wojska rosyjskiego oraz 5 tysięcy żołnierzy zaciężnych ze Szwecji, Szkocji i Francji. W nocy z 3 na 4 lipca rozbili oni swoje obozowisko koło wsi Kłuszyno.
Siły Rzeczpospolitej były wówczas podzielone na dwie części. Pierwsza prowadziła oblężenie w Smoleńsku, druga – pod wodzą hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego – nacierała na twierdzę Carowe Zajmiszcze. Gdy tylko do hetmana dotarły wieści o nadciągającej odsieczy, natychmiast wydał swojej 6,5-tysięcznej armii rozkaz wymarszu pod Kłuszyno. Tempo osiągnęła jak na owe czasy zawrotne – w ciągu nocy przebyła 25 kilometrów i rankiem 4 lipca była już na miejscu.
Wojska Szujskiego obozowały w dwóch grupach, więc Żółkiewski zadecydował, że będzie rozbijać je po kolei. Okoliczności były sprzyjające: obozy leżały na rozległej polanie, wprost idealnej do przeprowadzenia szarż kawaleryjskich. Pierwszym celem ataku hetmana stały się oddziały moskiewskie. Niestety, płoty, które znajdowały się na polanie, a których Polacy nie zdążyli wcześniej zniszczyć, stanowiły dla przeciwnika doskonałe miejsce do obrony. Polska konnica nie mogła atakować całą szerokością; szarże husarii załamały się pod ogniem piechoty wroga.
Tymczasem na lewym skrzydle toczyła się zażarta bitwa z oddziałami najemnymi. Kawalerzyści co chwila ponawiali ataki, niektórzy nawet po… 10 razy. W pewnym momencie zabrakło kopii i musieli szarżować tylko z pałaszami. Przełomem było nadejście husarzy Marcina Kazanowskiego. Polacy najpierw ostrzelali nieprzyjaciół z nielicznych armat. Gdy tylko ci wycofali się o kilka metrów, skrzydlaci jeźdźcy przystąpili do akcji. Zwycięstwo nie mogło już wyślizgnąć im się z rąk. W wyniku szarży lewe skrzydło Rosjan, wysunięte przed obóz, zostało rozbite.
Oddziały cudzoziemskie, wobec perspektywy walki z naszymi kawalerzystami, szybko straciły ochotę do dalszych zmagań. Przystąpiono więc z nimi do pertraktacji odnośnie warunków ich kapitulacji. Żołnierze carscy, nie mając takiego komfortu, zaczęli uciekać. Polacy ruszyli w pościg, rozbijając resztki wojsk i łupiąc obóz nieprzyjaciela. Szacuje się, że w bitwie poległo kilka tysięcy wojsk Szujskiego i zaledwie około 100 Polaków.
Wiedeń – miażdżące uderzenia
Wiosną 1683 roku turecki wezyr Kara Mustafa rozpoczął wielką wyprawę na Węgry i Austrię. Skala przedsięwzięcia była bezprecedensowa. Szacuje się, że uczestniczyło w niej około 150 tysięcy żołnierzy. Tym samym Imperium Osmańskiemu udało się zmobilizować największą w swej dotychczasowej historii armię w Europie.
Siły cesarskie, liczące mniej więcej 30 tysięcy żołnierzy, nie miały najmniejszych szans na równą walką z przeciwnikiem. Nic więc dziwnego, że Austriacy poprosili króla Jana III Sobieskiego o zbrojną pomoc. Władca nie zastanawiał się długo. Posłał do Wiednia swoje oddziały i sam został naczelnym wodzem prawie 70-tysięcznej armii.
Ciągnący z odsieczą Polacy musieli się spieszyć, czas grał bowiem na korzyść Turków. Janczarzy, zdobywając przyczółki w fortyfikacjach austriackiej stolicy, szykowali się do zajęcia miasta. Ale 12 września pod Wiedniem pojawiła się w końcu bitna i głodna zwycięstwa armia Sobieskiego. Nadeszła pora na decydujące starcie dwóch potęg.
Polski władca dowodził ze wzgórza Kahlenberg, skąd doskonale widział ruchy przeciwnika. Najpierw uderzyła piechota, która wyparła Turków z wąwozów i utorowała drogę jeździe. Artyleria z kolei ostrzelała wały, za którymi kryli się janczarzy. Około południa żołnierze koalicji chrześcijańskiej opanowali cztery okoliczne wzgórza. Leżący na równinie obóz osmański stał przed nimi otworem.
Od wygranej obrońców dzieliło tylko jedno decydujące uderzenie. A kto, jeśli nie husaria, miał go dokonać? O godzinie 16 szarża ruszyła. W ciągu kilkunastu minut na stojących w dolinie Turków runęło blisko 20 tysięcy jeźdźców, w tym 2500 skrzydlatych jeźdźców. Uderzenie było miażdżące i tak gwałtowne, że żołnierze osmańscy zdołali oddać tylko jedną salwę.
Armia wezyra znalazła się w potrzasku. Polacy z sojusznikami napierali ze wszystkich stron. „Nie porzucajcie mnie” – wołał do swych żołnierzy Kara Mustafa. Ale w tej sytuacji mógł zrobić tylko jedno – zarządzić odwrót. Ta sromotna porażka ostatecznie pogrzebała marzenia sułtana Mehmeda IV o podboju Europy Środkowo-Wschodniej.
Hodów – 1:100
Czy 400 husarzy i pancernych mogło stawić skuteczny opór 40 tysiącom Tatarów? Choć wydaje się to niewykonalne, to w słowniku XVII-wiecznych polskich żołnierzy słowo „niemożliwe” nie istniało.
W czerwcu 1694 roku oddziały tatarskie po raz kolejny wyruszyły na tereny Rzeczpospolitej, by ją złupić. Polacy sądzili, że w najeździe biorą udział tylko nieliczne grupki wrogów – więc do walki skierowali zaledwie kilkuset jeźdźców. Po pierwszym starciu, gdy nasi wojacy zorientowali się, z jak dużą armią mają do czynienia, wycofali się z otwartego terenu do najbliższej wsi – Hodowa. Jak relacjonuje autor książki „Husaria. Duma polskiego oręża”:
Tam, mając za plecami staw, a zasłoniwszy się z trzech stron kobylicami (które miejscowe chłopstwo trzymało w pogotowiu na wypadek tatarskich najazdów), wyrwanymi z miejscowych chałup drzwiami, wykorzystując również płoty, beczki, dyle i stoły, broniono się pieszo przez pięć, sześć godzin.
Tatarzy raz za razem szturmowali zrobione naprędce barykady. Atakowali pieszo, nie żałowali także kul. Wszystko na nic – Polacy nie ustępowali. Najeźdźcy, którzy przybyli tu z zamiarem szybkiego ograbienia okolicy i łatwego powrotu z łupami, w końcu, chcąc nie chcąc, musieli się poddać. Zrezygnowani wsiedli na konie i odjechali. Ciała swoich towarzyszy złożyli w okolicznych chatach i spalili.
Co ciekawe, bitwę tę zaczęto porównywać z Termopilami. Czy jest to zasadne? Niekoniecznie. W 480 roku p.n.e. 300 Spartan stoczyło heroiczną walkę z ogromną armią Persów. Jednak greccy wojownicy przegrali, podczas gdy Polacy zdołali skutecznie się obronić, po raz kolejny dowodząc swej odwagi i męstwa.
Bibliografia:
- Tadeusz Nowak, Jan Wimmer, Historia oręża polskiego 963-1795, Wydawnictwo Wiedza Powszechna 1981.
- Leszek Podhorodecki, Chocim 1621. Z historii polskiego oręża, Wydawnictwo Bellona 2015.
- Radosław Sikora, Husaria. Duma polskiego oręża, Wydawnictwo Znak Horyzont 2019.
- Radosław Sikora, Niezwykłe bitwy i szarże husarii, Wydawnictwo Erica 2011.
- Jan Wimmer, Odsiecz wiedeńska 1683 roku, Wydawnictwo Interpress 1983.
- Henryk Wisner, Kircholm 1605, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej 1987.
Radosław Sikora
Husaria. Duma polskiego oręża
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 59.90 zł | 40.73 zł idź do sklepu » |
Wygrywać to wojska RON potrafiły, ale osiągnąć korzyści z tych wygranych już nie. Największy fajer to Sobieski, który w latach 1673-1694 walczył z Turkami w interesie Austrii i Rosji. A jak podziękowali Austriacy i Rosja w latach 1772-1795, Polsce, to już każdy wie. Głupiec Sobieski pchał się pod Wiedeń w 1683 roku, zamiast zniszczyć Prusy, a Turcja powinna być sojusznikiem Polski przeciw Rosji i Austrii. Oczywiście sami Turcy też nie byli za mądrzyi, bo atak na RON i pokój w Buczaczu 1672 rok to był szczyt Tureckiej głupoty, który przyniósł Turcji tylko kolejnego wroga – Koronę, obok Austrii i Rosji.