Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Husarska kopia. Cudowna broń polskiej kawalerii i sekret jej sukcesów?

Dlaczego kopia w rękach husarii była aż tak śmiercionośną bronią?

fot.Józef Brandt/domena publiczna Dlaczego kopia w rękach husarii była aż tak śmiercionośną bronią?

Kopią posługiwali się już średniowieczni rycerze. Dopiero w dłoniach husarzy stała się jednak bronią zdolną do przebicia naraz trzech, czterech, a nawet pięciu wrogów. Jak to możliwe i czy to śmiercionośne narzędzie naprawdę nie miało żadnych wad?

Kopia husarska była śmiercionośną bronią m.in. dzięki temu, że jednym pchnięciem można było unieszkodliwić kilku przeciwników. O pięciu Moskalach przebitych przez jedną kopię w bitwie pod Cudnowem (14 października 1660 r.) pisał Samuel Leszczyński – pułkownik jazdy polskiej i uczestnik tej bitwy.

„Trzech, y czterech, na kopią brano”

O pięciu Turkach nadziewanych na husarskie kopie w bitwie pod Chocimiem (11 listopada 1673 r.) pisał Wespazjan Kochowski. A przypadków, gdy kopia przebijała dwóch czy trzech wrogów naraz, było znacznie więcej. Gdy walczono z kawalerią, to siłą rzeczy liczba wrogów przebitych kopią nie mogła być aż tak wysoka, bo kawalerzyści nie są w stanie ustawić się w tak gęstym szyku jak stłoczona piechota.

Ale i wtedy bywało, że pojedynczy cios kopią przebijał trzech, a nawet czterech jeźdźców naraz. Na przykład gdy 7 września 1621 r. pod Chocimiem ok. 600 husarzy rozbiło szarżą ok. 10 tys. żołnierzy osmańskich, to – jak notował biorący w niej udział rotmistrz Jan Rudomina – „Trzech, y cztyrech, pogaństwa, na kopią brano”.

Zresztą trzech–czterech przeciwników na długą broń drzewcową nadziewali nawet pikinierzy. Pisał o tym były dowódca piechoty szwedzkiej, który później wstąpił w polską służbę, Jan Joachim Kampenhausen (…). Zaznaczył, że do takich przypadków dochodziło podczas ucieczki wroga. Jest to w pełni logiczne, gdyż właśnie wtedy żołnierze się tłoczyli, zmniejszając w ten sposób regulaminowy dystans, jaki ich obowiązywał w szyku bitewnym.

Kopia doskonale sprawdzała się nie tylko przeciwko piechocie. Dowodem na to była między innymi bitwa pod Chocimiem w 1621 roku. Na ilustracji obraz Józefa Brandta przedstawiający to starcie.

fot.domena publiczna Kopia doskonale sprawdzała się nie tylko przeciwko piechocie. Dowodem na to była między innymi bitwa pod Chocimiem w 1621 roku. Na ilustracji obraz Józefa Brandta przedstawiający to starcie.

Dlatego nie mam wątpliwości, że w sytuacji gdy piechurzy nie mieli na sobie uzbrojenia ochronnego i stłoczyli się w czasie ucieczki, a husarz użył długiej kopii (dochodzącej do 6,2 m) i trzymał ją w toku, przebicie sześciu ludzi naraz było możliwe. Kampenhausen uważał nawet, że:

[…] kopia, czy słota, czy pogodne niebo, impetu nie zamoczy, nie uchybi mety, i nie iednym się kontentuie obłowem, iednym sztychem, i dziesiąciu przebiie, tysiąc strzelby o podal trochę wydanego ognia tyle nie położy, i oraz trupów, ile sto Husarzów […].

A co z przebitymi wrogami zrobił husarz spod Połonki? Nie, nie woził ich na kopii, jak to sobie niektórzy wyobrażają. Kopia była bronią jednorazowego użytku, więc albo się złamała tuż po przebiciu ciała na wylot, albo – jeśli pozostała w całości – husarz ją po prostu odrzucał.

Zalety kopii husarskiej

Zalet kopii husarskiej nie należy jednak sprowadzać tylko do tego, że mogła ona przebić kilku wrogów naraz. Była to broń siejąca postrach także z kilku innych powodów.

Po pierwsze, była wyjątkowo długa. Tak długa, że uderzała w przeciwnika, zanim ten mógł dosięgnąć husarza (lub jego konia) swoją bronią białą. Aby móc się posługiwać kopią, której długość dochodziła do 6,2 m, wykonywano ją w szczególny sposób, a ponadto opracowano specjalną technikę posługiwania się tym rodzajem broni.

Po drugie, siła uderzenia kopii była tak duża, że przebijała drewniane tarcze, a czasami nawet zbroje. Po trzecie, dzięki proporcom (lub używanym zamiennie orlim piórom), które mocowano do drzewca, była to również broń psychologiczna. Swoim widokiem i furkotem straszyła konie przeciwnika, wprowadzając zamęt i zamieszanie w szeregach wrogiej jazdy. Poza tym długie proporce utrudniały przeciwnikowi rozpoznanie szyku husarzy.

Śmiało można uznać, że gdyby nie kopia, husaria nie byłaby formacją tak skuteczną, a przez to tak wyjątkową w skali światowej. Nie ma w tym stwierdzeniu ani przesady, ani megalomanii. Dzięki „drzewkom” – bo i tak swego czasu zwano kopie – husarze polscy rozwiązywali problemy taktyczne, przed którymi kapitulowała inna jazda. Sztandarowym tego przykładem była możliwość pokonania pikinierów.

Jak pokonać pikiniera?

Pika, zwana też spisą, to długa broń drzewcowa używana przez piechotę. Czasami jej długość wynosiła nawet 6 m, choć zazwyczaj, dla wygody (łatwiej było operować bronią krótszą, która była lżejsza, a przez to mniej męczyła noszącego ją piechura) i z braku potrzeby (kopie używane poza Polską były znacznie krótsze od husarskich), używano pik o długości 4,5–5 m.

Husarskie kopie mogły mierzyć nawet ponad sześć metrów. Na zdjęciu oryginalne husarskie kopie ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Te mają niemal pięć metrów.

fot.Rafał Kuzak Husarskie kopie mogły mierzyć nawet ponad sześć metrów. Na zdjęciu oryginalne husarskie kopie ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Te mają niemal pięć metrów.

Pikinierzy, szykując się w wieloszeregowe, wielorzędowe bloki i wysuwając przed siebie swoje spisy, tworzyli specyficznego „jeża”, na którego natarcie było niesłychanie ryzykowne. Gdy do takiego „jeża” dodano piechotę uzbrojoną w długą broń palną (najpierw rusznice, później arkebuzy, jeszcze później muszkiety), tworzono formacje, których zaletą, oprócz olbrzymiej siły obronnej, była możliwość walki na dystans.

I tak oto dotychczasowi panowie pól bitewnych – średniowieczni rycerze – stanęli w obliczu przeciwnika, który postawił im poprzeczkę bardzo wysoko.

Pokonując swój strach i, co niemniej ważne, przełamując strach swojego rumaka, musieli szarżować na ziejące ogniem „jeże” piechoty. Perspektywa niezbyt wesoła dla kogoś, kto nosił zbroję zbyt cienką, aby chroniła przed kulą przeciwnika. Perspektywa to tym bardziej niewesoła, że kopia, którą dysponował rycerz, była krótsza od piki.

Za ciężkie i za krótkie

Kopie średniowiecznych rycerzy były bronią ze wszech miar godną uwagi. Dzięki nowatorskiej (mowa o wieku XI) technice jej użycia, czyli ciosowi zadawanemu „spod pachy”, kopie nie tylko umożliwiały zadanie potężnego ciosu – znacznie silniejszego niż cios włócznią zadawany „z wolnej ręki” – lecz także angażowały do tego celu jedną rękę (co dla kawalerzysty, który drugą ręką powoduje koniem, było niezmiernie istotne).

Kopie średniowiecznych rycerzy potrafiły ważyć nawet 14 kilogramów. Na ilustracji obraz Stanisława Haykowskiego przedstawiający bitwę pod Grunwaldem.

fot.domena publiczna Kopie średniowiecznych rycerzy potrafiły ważyć nawet 14 kilogramów. Na ilustracji obraz Stanisława Haykowskiego przedstawiający bitwę pod Grunwaldem.

Solidne, ciężkie kopie, których masa dochodziła niekiedy aż do 14 kga, siały spustoszenie w szeregach wroga – jeśli tylko były w stanie go dosięgnąć. Problem stanowiło tylko to, że kopie rycerskie były zbyt krótkie w stosunku do pik. I jeśli miał ich używać człowiek, to niestety nie mogły być dłuższe.

Nawet przy używaniu tak krótkich, lecz masywnych kopii pojawiały się spore problemy – choćby utrzymanie broni w ręce podczas uderzenia w cel. Przy takim uderzeniu kopie się kruszyły, ale zanim to nastąpiło, na ramię rycerza działały potężne siły. Stąd i słabiej przygotowani fizycznie jeźdźcy, bojąc się skruszyć kopie na przeciwniku, czasami po prostu je odrzucali.

Gdyby kopia była jeszcze dłuższa, to pojawiłby się problem z utrzymaniem jej nie tylko podczas uderzenia, lecz także już przy pochyleniu jej do pozycji bojowej, czyli do poziomu. Co więc pozostawało rycerzowi chcącemu dosięgnąć pikiniera? Musiał pogodzić się z tym, że spisa uderzy w niego (a właściwie w jego konia), zanim rycerz użyje swojej kopii.

Aby zatem zabezpieczyć konia przed tym uderzeniem, i na niego nałożono blachy (tzw. ladry). Z kolei żeby zwiększyć swoje bezpieczeństwo w konfrontacji z bronią palną, rycerz nakładał na siebie coraz grubszą, a przez to cięższą zbroję. Efekt tego był kuriozalny. W pełni opancerzony rycerz na opancerzonym koniu co prawda czasami był w stanie rozdeptać „jeża” piechoty pikiniersko-strzeleckiej, ale zdolność takiego rycerstwa do długotrwałego wysiłku była znikoma. Rycerz i jego koń byli lepiej chronieni, ale stracili na wytrzymałości i manewrowości.

Aby uzyskać lepszą ochronę przed bronią palną rycerze używali coraz grubszych a przez to cięższych zbroi. Na ilustracji zbroje z przełomu XV i XVI wieku ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

fot.Rafał Kuzak Aby uzyskać lepszą ochronę przed bronią palną rycerze używali coraz grubszych a przez to cięższych zbroi. Na ilustracji zbroje z przełomu XV i XVI wieku ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Ogólny bilans – a wpływa na niego również szereg innych czynników – był dla rycerstwa próbującego dotrzymać pola pikinierom niekorzystny. W drugiej połowie XVI w. formacje ciężkich kopijników masowo znikają z pól bitewnych zachodniej Europy, a proces ten ostatecznie dobiegnie końca w pierwszych dekadach XVII w. W tym samym czasie na polach bitew centralnej i wschodniej Europy króluje polska husaria.

Było to możliwe dzięki innej filozofii podejścia do problemu pokonania pikinierów. W Polsce ten problem rozwiązano zastosowaniem kopii o szczególnej budowie oraz nowatorską techniką jej użycia.

Budowa i sposób użycia kopii husarskiej

Kopia husarska, w przeciwieństwie do kopii średniowiecznego rycerza, nie była kopią pełną, lecz drążoną w środku. Drążono ją na odcinku od kuli (służącej za oparcie dłoni husarza i zapobiegającej ślizganiu się tejże po drzewcu), aż po sam niemal grot kopii. Odcinek od kuli aż po tzw. tylec był niedrążony, co przesuwało środek ciężkości kopii bliżej miejsca jej uchwytu. To z kolei zmniejszało moment gnący, który podczas pochylania kopii do poziomu obciążał ramię husarza.

Obciążenie to miało swój specyficzny rozkład. Nie wchodząc w szczegóły, wyjaśnijmy, że im mniejsze obciążenie działające w pionie na ramię husarza, tym dłuższą kopią mógł się on posługiwać. Zmianie charakterystyki obciążenia (zmniejszeniu obciążenia pionowego) służył z kolei tzw. tok. Tok to skórzana tuleja zwisająca na taśmie przymocowanej do przedniego łęku siodła. W tokach spoczywały tylce kopii podczas marszu jazdy, co powodowało, że jeździec nie musiał dźwigać broni.

W przeciwieństwie jednak do rycerzy, których kopie spoczywały w tokach tylko podczas marszu, husarze przy pochylaniu kopii do ataku czasami pozostawiali je w tokach. Wtedy to właśnie korzystnej zmianie ulegał charakter obciążenia ramienia kopijnika. Pozostawienie kopii w toku, gdy uderzano nią w przeciwnika, miało jeszcze tę zaletę, że potężne szarpnięcie, które temu towarzyszyło, nie obciążało całkowicie ramienia husarza, lecz w większej części było przenoszone na siodło (…).

 O tym gdzie tkwił fenomen zabójczej skuteczności najlepszej polskiej jazdy dowiecie się z książki Radosława Sikory "Husaria. Duma polskiego oręża" (Znak Horyzont 2018).

O tym gdzie tkwił fenomen zabójczej skuteczności najlepszej polskiej jazdy dowiecie się z książki Radosława Sikory „Husaria. Duma polskiego oręża” (Znak Horyzont 2019).

Oba te rozwiązania – szczególna budowa i sposób użycia kopii husarskiej – pozwalały stosować najdłuższe w dziejach wojen kopie jazdy. Były one tak długie, że dosięgały pikinierów przez zasłonę ich spis. Miało to doniosłe i wielorakie znaczenie. Husarze nie nakładali na swoje rumaki ladrów, bo nie było już takiej konieczności. Konie były przez to mniej obciążone, a więc zdolne do dłuższego wysiłku.

Co więcej, pikinierzy, zdając sobie sprawę, że ich broń nie jest w stanie uderzyć w szarżującego przeciwnika jako pierwsza, pod względem psychologicznym już przed samym starciem stali na przegranej pozycji. Bywało więc i tak, że przed szarżującą husarią spiśnicy rozstępowali się na boki.

Druga strona medalu

Kopie husarskie były bronią wyjątkową, co nie znaczy, że pozbawioną wad – jak zresztą każda inna broń. Podstawową z tych wad była wysoka cena. W 1618 r. w Wilnie za kopię trzeba było zapłacić aż 9 zł. Była to kwota niemal równa miesięcznemu żołdowi husarza.

Pamiętajmy, że kopia to broń jednorazowego użytku i że w bitwie pojedynczy husarz mógł skruszyć wiele jej egzemplarzy. Na przykład pod Kłuszynem w 1610 r. wiele rot husarskich szarżowało na przeciwnika po 10 razy. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie kopii zabrakło i szarże trzeba było przeprowadzać tylko z pałaszami w dłoniach.

Wadą kopii husarskich była ich cena. Jedna potrafiła kosztować niemal tyle samo ile wynosił miesięczny żołd walczącego nią husarza.

fot.Rafał Kuzak Wadą kopii husarskich była ich cena. Jedna potrafiła kosztować niemal tyle samo ile wynosił miesięczny żołd walczącego nią husarza.

Kopia miała także i to ograniczenie, że nadawała się tylko do walki na wprost. Husarz nie mógł nią obracać i razić wrogów wokół siebie, tak jak to czynili jeźdźcy dysponujący znacznie krótszymi dzidami.

Posługiwanie się długą kopią wymagało olbrzymiej wprawy, a przez to i bardzo długiego treningu. W praktyce zaczynał się on w dzieciństwie. Ograniczało to bazę mobilizacyjną potencjalnych husarzy nie mniej od wysokich kosztów związanych ze służbą w tej formacji.

Źródło:

Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach książki Radosława Sikory „Husaria. Duma polskiego oręża” (Znak Horyzont 2018). Kliknij i kup z rabatem w przedsprzedaży w naszej księgarni.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej, w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.

Komentarze (2)

  1. Łukasz Wójtowicz Odpowiedz

    Jedna uwaga. W artykule napisano do „przedniego łęku siodła”, nigdy tak nie robiono bo koń brał pełny impet uderzenia kopii. Tylny łęk siodła. Wtedy koń, z jeźdźcem (mając w toku kopię) robił swoje.

    • Łukasz Wójtowicz Odpowiedz

      Przepraszam za błąd, bo napisałem, że do tylnego łęku ( a tak były „skrzydła” ) był przypięty tok do siodła :) Tok oddawał koniu (jak i siodło) impet.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.