Jak tworzono polską flotę po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku? Początki wcale nie były zachęcające
Wszyscy byli zgodni co do tego, że Polska potrzebuje silnej floty. W praktyce jednak próby jej utworzenia były niemal torpedowane. Ciągłe zmiany organizacyjne i brak funduszy doprowadziły do tego, że w końcu nawet Naczelnik chciał już tylko „pozbyć się problemu”.
30 listopada 1918 roku w Monitorze Polskim nr 217 ukazał się dokument, podpisany przez Józefa Piłsudskiego w Belwederze, oznaczony numerem 155. Brzmiał on:
Z dniem 28 listopada 1918 roku rozkazuję utworzyć Marynarkę Polską, mianując jednocześnie pułkownika marynarki Bogumiła Nowotnego szefem Sekcji Marynarki Wojennej przy Ministerstwie Spraw Wojskowych.
Był to ważny krok, który potwierdzał dążenia Polski do budowy silnej floty. Dokument ten usankcjonował zastaną sytuację jedynie prawnie, gdyż już od kilku tygodni oddolnie podejmowane były działania dążące do przejęcia okrętów byłych państw zaborczych.
Początki Flotylli Wiślanej
Najwcześniej takie próby podjęto w Krakowie. Od 1 do 3 listopada trwała rekwizycja jednostek austro-węgierskiej Weichselflottille, rozproszonej w portach Galicji: Krakowie, Oświęcimiu, a także w Sandomierzu. Okręty zajęli marynarze i piechurzy dowodzeni przez przedstawiciela Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Galicji, sztabskapitana Władysława Nawrockiego. Rzutki oficer bardzo sprawnie zabrał się za przejmowanie porzuconego majątku.
Całe dnie wędrował bulwarami wzdłuż Wisły pomiędzy leżącą na Grzegórzkach stocznią a portem, który był usytuowany na zakolu rzeki pod Wawelem, doglądając rekwizycji, szukając zapomnianych sprzętów, wyposażenia pokładowego i chętnych do służby marynarzy. Już 3 listopada 1918 roku Nawrocki mógł zameldować do Komendy Wojsk Polskich przyjęcie czterech statków i ośmiu galarów, zgromadzenie potrzebnych narzędzi i zwerbowanie 25 marynarzy różnych stopni […].
Na jednostkach podniesiono biało-czerwoną banderę, a 12 listopada rozkazem nr 8 płk. Bolesława Roji, dowódcy Wojsk Polskich w Galicji, utworzono z nich Polską Flotyllę Wiślaną z bazą w Krakowie. Kpt. Nawrocki pozostawał na stanowisku dowódcy do 16 stycznia 1919 roku. Następnie na własną prośbę przeszedł do Dowództwa Okręgu Generalnego w Kielcach i 26 pułku piechoty, gdzie pełnił stanowiska dowódcy kompanii i batalionu Obozu Szkół Piechoty.
Powodem takiej decyzji było zniechęcenie oficera do politycznych przepychanek – 21 listopada 1918 roku politycy o przekazaniu wszystkich jednostek stacjonujących w Krakowie i Sandomierzu pod kuratelę Edmunda Krzyżanowskiego, kierownika Sekcji Dróg Wodnych przy Ministerstwie Komunikacji, współzałożyciela Stowarzyszenia „Bandera Polska”. Uzyskał on zgodę premiera Moraczewskiego na upaństwowienie żeglugi, a jednostki stacjonujące w Krakowie, mimo że obsadzone załogą wojskową, uznano za cywilne.
Żadna z podjętych później przez Nawrockiego prób pozyskania nowych jednostek nie przyniosła skutku, wobec czego dowódca pierwszego utworzonego po odzyskaniu niepodległości oddziału marynarki wojennej postanowił przejść do piechoty.
Od urzędu do urzędu
Nieco później niż w Krakowie, bo 8–11 listopada 1918 roku, dzięki pełnomocnictwu ministra wojny Rady Regencyjnej gen. Tadeusza Rozwadowskiego, płk mar. Bogumił Nowotny przystąpił do przejmowania jednostek niemieckiej Weichsel-Flotille i zarekwirowanych statków żeglugi cywilnej – Schiffahrtsgruppe, cumujących w Warszawie i Modlinie.
W bałaganie organizacyjnym, jaki wówczas panował wśród Niemców, nie było to takie proste. Nowotny, jako że sekcja składała się jedynie z niego i dwóch podchorążych, sam musiał wędrować od urzędu do urzędu przez prawie całą Warszawę. W Komendzie Żeglugi Wiślanej nikt nie był władny podjąć decyzji i odesłano go do Soldatenrat, która przejęła całkowitą władzę nad niemieckimi jednostkami w Warszawie.
Do siedziby rady pułkownik jechał dorożką przez ogarnięte anarchią miasto. Niemieccy żołnierze paradowali po ulicach w czapkach przyozdobionych czerwonymi wstążkami. Upijali się, awanturowali i całkowicie ignorowali oficerów, którzy bardziej byli zajęci ratowaniem swego dobytku i przygotowaniami do wyjazdu niż zaprowadzeniem porządku w garnizonie.
Mimo to rozmowy z Radą Żołnierską przebiegły bardzo dobrze. Niemcy zgodzili się oddać Polakom wszystkie jednostki rzeczne, urządzenia portowe i biura, nad którymi i tak nie mieli już kontroli, w stanie nienaruszonym – pod warunkiem że cały personel wraz z rodzinami zostanie odstawiony do granicy Rzeszy. 10 listopada, koło południa, Nowotny ruszył z podpisanymi dokumentami w ręku na poszukiwanie marynarzy, którzy obsadziliby jednostki. Prawdopodobnie wówczas zwrócił się o pomoc do Krzyżanowskiego, z którym poznali się podczas pracy w „Banderze Polskiej”. Do tej znajomości później się nie przyznawał.
Krzyżanowski znał bardzo dobrze Wisłę i jednostki na niej pływające, gdyż od początku Wielkiej Wojny pracował w rosyjskiej administracji rzecznej. W 1915 roku organizował ewakuację warsztatów naprawczych Warszawskiego Towarzystwa Handlu i Żeglugi na Wiśle. Później nadzorował ruch holowników na Wiśle. Niewątpliwie był jednym z najlepszych fachowców, jacy wówczas znajdowali się w Warszawie. Lecz, co wówczas było najważniejsze, w przeciwieństwie do Nowotnego znał większość oficerów i marynarzy żeglugi śródlądowej, którzy znajdowali się w tych dniach w Warszawie.
To on prawdopodobnie skierował Nowotnego do byłych właścicieli Towarzystwa Żeglugi Wiślanej, którzy rozpuścili wici dalej. Do biura szefa Sekcji Marynarki Wojennej, które tymczasowo mieściło się w hotelu Bristol, niebawem zaczęli przychodzić śródlądowi marynarze i po całonocnych przygotowaniach rankiem rozpoczęli zajmować jednostki stojące w Warszawie. Tego dnia zostało obsadzonych polskimi załogami około 25 statków i 20 motorówek […].
Flotylle bez okrętów i zaniedbani marynarze
W połowie listopada na wezwanie Nowotnego wróciła do Polski duża, licząca ponad 250 osób grupa marynarzy służących dotychczas w marynarkach państw zaborczych. Większość z nich przybyła na Krakowskie Przedmieście w podartych mundurach i boso. W całej Polsce grasowały bandy rabujące wszystko, co popadnie. Marynarze nie byli jedynymi, którzy zostali ograbieni.
Płk mar. Nowotny umieścił ich w koszarach na Zamku Królewskim. W jednym z magazynów znaleziono niemieckie mundury marynarskie, które rozdano przybyłym. Znów zaczęli wyglądać, jak na żołnierzy przystało. Pułkownik planował, że do końca miesiąca rozpocznie szkolenie nowych kadr. Miały one obsadzić zarekwirowane jednostki. Niestety, podobnie jak w przypadku okrętów stacjonujących w Krakowie i Sandomierzu, jednostki cumujące w Warszawie i Modlinie przekazano Sekcji Dróg Wodnych. W ten sposób obie flotylle wiślane zostały pozbawione okrętów.
Na domiar złego Ministerstwo Spraw Wojskowych całkowicie przestało się interesować skoszarowanymi marynarzami. Przybywali kolejni, a brakowało już mundurów, sienników, kuchni polowych, a przede wszystkim pieniędzy na żołd. Marynarze mogli jedynie marzyć o racjach żywnościowych, jakie zalecał Departament Gospodarczy Ministerstwa Spraw Wojskowych.
Z przydziałowych racji dostarczano zwykle jedynie połowę. Kasa Sekcji była całkowicie pusta. Handlarze nie chcieli już dłużej dostarczać prowiantu na kredyt. Nowotny wędrował od Ministerstwa Spraw Wojskowych, gdzie go zbywano, do Ministerstwa Skarbu – tam jednak nie mogli mu pomóc, a marynarze coraz bardziej się niecierpliwili.
Nudę zabijali alkoholem i wypadami na miasto. Niestety coraz częściej prowadziło to do awantur. Pod koniec listopada kilku pijanych marynarzy pobiło policjanta, który próbował „zepsuć im zabawę”. Innego dnia marynarze pobili właściciela lokalu, który nie chciał podać im alkoholu, a następnie wyrzucili innych klientów i obsłużyli się sami.
Szukając wyjścia z tragicznej wręcz sytuacji, szef Sekcji Marynarki Wojennej, po uzgodnieniach poczynionych z szefem Sztabu Generalnego WP gen. Stanisławem Szeptyckim, zaproponował rządowi utworzenie Polskiej Marynarki Wojennej, sądząc, że będzie to stanowiło podstawę prawną do ubiegania się o niezbędne środki finansowe na jej utrzymanie. Niestety dekret Naczelnika Państwa z 28 listopada nie rozwiązał problemów, z jakimi borykał się płk mar. Nowotny. Zła sytuacja finansowa państwa nie pozwalała na zakup, a tym bardziej budowę nowych okrętów.
Nie poprawiły się również warunki bytowe marynarzy. Rozżaleni żołnierze coraz częściej dawali do zrozumienia, że nie są zadowoleni ze swojej doli. W dodatku płk Jan Wroczyński, ówczesny kierownik Ministerstwa Spraw Wojskowych, mimo najlepszych chęci nie miał pomysłu, co zrobić z marynarzami. Podporządkowano ich więc… Departamentowi Lotnictwa. Mimo to nadal nie udawało się uzyskać niezbędnych funduszy.
Wśród skoszarowanych marynarzy wkradło się zniechęcenie do dalszej służby. Coraz częściej pojawiały się przypadki niesubordynacji i lekceważenia oficerów. W końcu niektórzy marynarze zaczęli odchodzić do innych rodzajów sił zbrojnych. Kierownik Sekcji Marynarki Wojennej nie miał wyboru i aby przedłużyć marzenia o budowie Marynarki Wojennej, był zmuszony do walki o odzyskanie przejętego przez Sekcję Dróg Wodnych taboru, co bezskutecznie czynił przez prawie cały grudzień.
Zawodowcy
W międzyczasie przybywali kolejni marynarze, szeregowi, podoficerowie i oficerowie – pojedynczo lub w niewielkich grupach. Głównie z byłej floty carskiej i austro-węgierskiej, rzadziej z niemieckiej. Większość z nich docierała do Warszawy koleją. W sumie do miasta w ciągu dwóch miesięcy dotarło ponad 400 marynarzy […].
Mimo że polskie flotylle rzeczne były zakładane na surowym korzeniu, to oficerowie je tworzący nie byli nowicjuszami na wodach śródlądowych. Większość marynarzy budujących nowe oddziały miała za sobą służbę na jednostkach rzecznych zaborców. Pierwszy dowódca Marynarki Polskiej, płk mar. Bogumił Nowotny, w latach 1901–1902 służył w austro-węgierskiej Flotylli Dunajskiej. Podobnie jego nowo mianowany zastępca, ppłk mar. Jerzy Zwierkowski, dowodzący we Flotylli Dunajskiej statkami uzbrojonymi, monitorem, zespołem minowców rzecznych, a w końcu dywizjonem monitorów.
Również z tej samej flotylli wywodził się płk mar. Otton von Metzger, który w czasie wojny dowodził statkami uzbrojonymi, a w wolnej Polsce był najpierw dowódcą Flotylli Wiślanej, a później Inspektorem Flotyll Rzecznych9. Z carskich flotyll rzecznych wywodził się ppłk mar. Xawery Czernicki, który był dyrektorem i głównym konstruktorem okrętów rzecznych dla marynarki carskiej Rosji. Po powrocie do Polski został mianowany szefem Służby Technicznej Flotylli Wiślanej w Modlinie.
Ogromnym doświadczeniem mógł się pochwalić gen. por. mar. Konstanty Bergiel, który był między innymi dowódcą rosyjskiej flotylli rzecznej na Amurze. To on dokonał opracowania zasad współpracy pomiędzy jednostkami rzecznymi a wojskami lądowymi. Również jego zasługą było wprowadzenie w życie dokumentu „Zasady strzelań artyleryjskich dla okrętów rzecznych”, omawiającego prowadzenie ognia do celów widocznych i zakrytych. Na jego podstawie opracowywano później zasady strzelań na polskich okrętach rzecznych […].
Nowotny, jak tylko mógł, próbował zagospodarować tych ludzi. Niestety, wszędzie go odprawiano. Wędrował „od pana do plebana”, odsyłany z kwitkiem u kolejnych oficjeli, aż w końcu, dzięki płk. Wroczyńskiemu, udało mu się w połowie stycznia uzyskać audiencję u naczelnika Piłsudskiego. Ten poinformował dowódcę marynarki, że obecnie każdy żołnierz jest na wagę złota. Mimo to uważał, że marynarzy należy się chwilowo pozbyć z Warszawy, aby nie stwarzali problemów. [Tak też się stało.] […]
[Kolejne miesiące nie przyniosły oczekiwanego rozwiązania, a sytuacja doprowadziła niemal do buntu wśród marynarzy. Po paru miesiącach żądali już tylko wypłaty zaległego żołdu, biletu kolejowego w rodzinne strony i funduszy na wyżywienie w podróży. Dopiero wówczas] pojawiła się niewielka szansa na przekonanie naczelnika. [Po spotkaniu z Piłsudskim] Nowotny nie tylko bez problemu otrzymał niezbędne fundusze, a także właściwie od ręki marynarzom wydano imienne dokumenty podróżne. Dowódca wspominał po latach:Pewna część marynarzy młodszego pokolenia postanowiła zostać w czynnej służbie [pod warunkiem, że wypłacony zostanie zaległy żołd], wszyscy inni otrzymali należące się im pobory, wolny bilet kolejowy i pewną kwotę na podróż. Zadowoleni, pożegnali się z nami na zawsze.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w książce Sławomira Zagórskiego „Białe kontra czerwone. Polscy marynarze w wojnie z bolszewikami”. Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dodaj komentarz