Stosunki Polska–NRD. „Przyjaźń”, która nie wytrzymała próby czasu. Co podzieliło „bratnie” narody?
Dziś już coraz mniej osób pamięta, że kiedyś na zachodzie graniczyliśmy z nieistniejącym obecnie państwem – Niemiecką Republiką Demokratyczną. Ponieważ NRD należała do bloku „państw socjalistycznych”, oficjalnie była naszym przyjacielem. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych mogło się nawet wydawać, że prawdziwym…
Był to pierwszy kraj, do którego – dzięki podpisanemu porozumieniu – mogliśmy pojechać na dowód osobisty. Na dodatek w polskim banku można było wymienić złote na enerdowskie marki i dzięki temu zrobić zakupy za Odrą lub po prostu pozwiedzać ten kraj.
Dla obywateli NRD wyjazd do Polski był wyjściem na świat, dotąd całkowicie zamknięty, czego wyrazem był berliński mur, odgradzający NRD od Berlina Zachodniego. Coraz więcej Polaków pracowało w NRD, borykającej się z nieustannym brakiem siły roboczej. Przyciągały ich wyższe zarobki i pełne sklepy. Przez kilka lat system ten działał, a Polacy i Niemcy z NRD odwiedzali się nawzajem. Do czasu…
Pierwsze rysy na przyjaźni…
Kłopoty zaczęły się już pod koniec lat siedemdziesiątych, wraz z narastaniem kryzysu gospodarczego w Polsce. Coraz więcej rodaków udawało się do NRD nie tylko, by podziwiać tamtejsze zabytki, ale także by dokonać zakupów towarów u nas już niedostępnych. Przyjaźń została wystawiona na poważną próbę.
Mieszkańcy NRD zaczynali narzekać na wykupowanie towarów przez turystów z Polski. Centralnie sterowany handel był bowiem przygotowany na dostarczanie do sklepów ściśle wyliczonej ilości towarów, które teraz szybciej znikały. Obywatele NRD musieli niekiedy stać w kolejkach. Nastroje pogarszały się więc szybko i narzekania na Polaków stawały się codziennością.
Pierwszym efektem było odmawianie obsługi Polaków w sklepach lub zmniejszanie ilości sprzedawanych produktów. Decydowała o tym sama ekspedientka. Coraz częściej dochodziło też do agresji, na początku słownej, później już nie tylko. W Lipsku urządzono obławę na grupę polskich turystów, odwiedzających odbywające się w tym mieście targi. Szczując ich psami (znanymi z okresu okupacji owczarkami alzackimi), załadowano na ciężarówki (skojarzenie z łapankami było oczywiste), gdzie musieli stać z rękami założonymi za głowę. Po dotarciu do posterunku policji nakazano im się rozebrać i trzymano przez kilka godzin pod ścianą.
Czytaj też: Wygrać – zanim przyjdą rachunki. Jaką rolę odegrał Helmut Kohl w zjednoczeniu Niemiec?
Narodziny zarazy w Polsce
Jednak początkowo ruch graniczny odbywał się normalnie. Sytuacja uległa radyklanej zmianie wraz ze strajkami, które latem 1980 roku wybuchły w Polsce. Już sam fakt strajku był nie do przyjęcia dla ortodoksyjnych władz NRD. Dla nich była to oczywista kontrrewolucja, której należało przeciwstawić się siłą, by zdławić zło w zarodku, zanim rozleje się na cały obóz.
Tymczasem – o zgrozo – polskie władze partyjne rozpoczęły negocjacje, po których praktycznie skapitulowały, godząc się na realizację wszystkich postulatów zgłoszonych przez strajkujących. NRD-owscy komuniści być może zrozumieliby jeszcze ustępstwa w kwestii płac, choć i to było dla nich trudne do zaakceptowania. Jednak najważniejszy z postulatów był dla władz NRD nie do przyjęcia – zgoda na powstanie niezależnych od władzy związków zawodowych.
Trzeba więc było szybko działać, by chronić własne społeczeństwo przed tą „zarazą”. Jak podkreślała propaganda, oficjalnie chodziło o ochronę rynku wewnętrznego i obywateli NRD przed wykupowaniem towarów przez handlarzy z Polski… Tak naprawdę zaś, jak raportowała polska ambasada w Berlinie, celem było izolowanie społeczeństwa NRD od wydarzeń w Polsce.
Czytaj też: Czy komunizm w Polsce można było uratować? Czyli o alternatywie dla Okrągłego Stołu
Żona dyktatora NRD – Margot Honecker – doradcą władz polskich
Wykładnię poglądów wschodnioniemieckich władz na sytuację w Polsce przedstawiła żona pierwszego sekretarza niemieckiej partii komunistycznej, Margot Honecker, podczas spotkania z polską delegacją. Wypominała ona polskim rozmówcom, że – ze względu na niepewną sytuację – PRL jest głównym problemem dla reszty państw socjalistycznych.
Uznawała politykę władz polskich za kapitulację przed kontrrewolucją, która ma zbyt duże pole do działania. Nawiązując do wydarzeń z 1953 roku w NRD, kiedy to wojsko radzieckie stłumiło powstanie robotników, aluzyjnie przekonywała, że NRD ma własne, dobre doświadczenia w zwalczaniu kontrrewolucji.
Sugestia była jednoznaczna, jednak dla wyraźniejszego podkreślenia swego toku myślenia dodała, że władze polskie lekceważą sprawę i przypomniała, że tak postępowali „towarzysze partyjni na Węgrzech w 1956 roku i zorientowali się w sytuacji, gdy już wisieli na latarniach”. Użyła nawet czytelnej groźby, wspominając o naradach towarzyszy w Moskwie.
Nie było to puste ostrzeżenie, bowiem Kreml był wyraźnie zaniepokojony sytuacją w Polsce i – wspomagany przez przywódców NRD i Czechosłowacji – przygotowywał zbrojną interwencję. Na szczęście ostatecznie do niej nie doszło.
Czytaj też: Czy w grudniu 1980 roku groziła nam obca interwencja lub stan wojenny i dlaczego do nich nie doszło?
Zamknięcie granicy z Polską
Nie oglądając się na innych, już w październiku 1980 roku przywódcy NRD postanowili zmienić zasady przekraczania granicy dla Polaków. Teraz już nie wystarczała odpowiednia pieczątka w dowodzie osobistym – trzeba było mieć zaproszenie, wystawione przez mieszkańca NRD i poświadczone przez tamtejszą policję.
Co ciekawe, zmiana zasad przekraczania granicy zaskoczyła władze polskie. Próby pertraktacji nie przyniosły pozytywnego rezultatu. Niemcy byli twardzi. Dla polskich władz było to nawet o tyle korzystne, że nie można było im zarzucić, że to one wprowadziły ograniczenia w ruchu międzynarodowym, a z częścią oskarżeń formułowanych przez niemieckich komunistów wręcz się solidaryzowały.
Ruch na granicy wyraźnie zmalał. Podjęto też działania, by zachęcić do wyjazdu z NRD pracujących tam Polaków. Nawet oni nie mieli bowiem już możliwości swobodnego poruszania się – potrzebowali w tym celu zaświadczeń z zatrudniających ich zakładów pracy. Musiały one być potwierdzone przez funkcjonującą w tych zakładach komórkę policji politycznej.
Utrudniano Polakom również możliwość przejazdu tranzytowego przez NRD, i to mimo posiadania wiz, np. RFN. Polskie konsulaty i ambasadę w Berlinie zalewały masowe protesty naszych rodaków, szykanowanych przez policję i urzędników granicznych w NRD.
Rozbierano podróżnych do naga i rozkręcano ich samochody…
Zmiana przepisów najwcześniej pojawiła się na granicy. Jej przekraczanie nigdy nie było szybkie, niemieckim celnikom się nie spieszyło. Teraz mieli jeszcze większe możliwości. Zapewne z przyzwolenia władz państwowych, kontrole przeprowadzała niewielka liczba pracujących wtedy urzędników, co w nieskończoność wydłużało odprawę.
Na dodatek drobiazgowo sprawdzano najpierw dokumenty, a następnie bagaż podróżnych. Celnicy konfiskowali przy tym wszystko, co uznali za nadbagaż, lub domagali się opłacania cła, powołując się przy tym na… decyzję mocarstw okupacyjnych w Niemczech z 1945 roku, która rzeczywiście takie opłaty przewidywała. Dotyczyło to jednak sytuacji sprzed 35 lat!!!
Prawdą jest oczywiście, że przepisy te nie zostały anulowane, choć już od dawna ich w praktyce nie stosowano. Teraz od decyzji urzędnika zależało, jak będzie przebiegać kontrola – i na co pozwoli podróżnemu. Ta odrobina władzy powodowała, że w urzędnikach granicznych NRD odżyły złe instynkty. Niektórym puściły wszelkie hamulce.
Polakowi jadącemu z RFN zarekwirowano 30 tysięcy marek RFN, były to oszczędności całego życia jego matki. Nawet interwencja na najwyższym szczeblu nie doprowadziła do zwrotu gotówki. Zdarzały się i gorsze przypadki. Pewne małżeństwo, podróżujące samochodem, chciało przejechać z Czechosłowacji do Polski przez NRD. Zatrzymano ich na granicy. Odprawa trwała 15 godzin, mimo że nie było kolejki. Na początku zabrano im paszporty. Następnie kazano otworzyć bagażnik i wyładować wszystkie rzeczy. Później przeglądano komorę silnika. Na dłuższy czas przerwano kontrolę, obsługując w tym czasie innych podróżnych. Kiedy celnicy wrócili do odprawy, nakazali Polakom ponowne wyładowanie wszystkich rzeczy i zaczęli demontować tapicerkę samochodową, a następnie rozkręcać silnik.
Zniechęceni i przerażeni podróżni wrócili na stronę czechosłowacką, prosząc tamtejszych celników o pomoc. Tymczasem NRD-owcy nie tylko nie oddali im paszportów, ale przeszli granicę i siłą zmusili małżonków do powrotu na stronę NRD. Tam zamknęli ich w oddzielnych pomieszczeniach, rozebrali do naga i rozpoczęli przesłuchanie. Dopiero po kilku godzinach wypuszczono ich na wolność. Po przejściu na stronę czeską okazało się, że bagaże są porozrzucane, a samochód częściowo rozkręcony.
Trudno się w tej sytuacji dziwić, że w Polsce odżyły wspomnienia z okresu okupacji, zastępując wcześniejsze poglądy na temat NRD. Polskim kierowcom utrudniano nawet przejazd tranzytowy, często rozplombowując przewożony ładunek. Innym razem zatrzymywano na granicy transport, zwłaszcza z żywnością i trzymano go tak długo, aż towar uległ zepsuciu.
Czytaj też: Nie staniesz, nie dostaniesz. Od podwyżek cen żywności do strajków
Na tropie kontrrewolucji
Ze szczególną skrupulatnością niemieccy celnicy szukali w bagażach polskich podróżnych wszelkich materiałów dotyczących strajków w Polsce, działalności Solidarności itp., a nawet gazet, które można było normalnie kupić w polskich kioskach.
O ich determinacji, ale i bezmyślności, świadczył przypadek polskiego kombatanta, wracającego z RFN do Polski. Miał on w swym bagażu książki o wizycie papieża w RFN, ale także wycinki prasowe z lat trzydziestych, dotyczące znanego niemieckiego komunisty, a nawet ksero artykułu o niemieckim komuniście, zamieszczonego w gazecie o symbolicznym tytule „Antifaschistische Berichte”. Podstawą konfiskaty był przepis, zakazujący przewożenia materiałów zawierających „ideologię faszystowską lub nazistowską, skierowanych przeciwko utrzymaniu pokoju lub nakłaniającą do działań przeciwko NRD”. Nie pomogły nawet interwencje władz partyjnych z Warszawy. „Faszystowskich” materiałów nie zwrócono.
Efektem tych działań był praktyczny zanik indywidualnej turystyki, podobnie rzecz się miała z wymianą oficjalną, która spadła ze 110 tysięcy uczestników w 1980 roku do 7 tysięcy w 1981 roku.
Późne przebudzenie
O ile początkowo NRD-owskie społeczeństwo generalnie popierało antypolskie posunięcia komunistycznych władz, to dość szybko przekonanie to zaczęło zanikać. Nie było już wykupowania towarów przez polskich handlowców, a towarów w sklepie mimo to nie przybywało.
Poza tym obostrzenia w przekraczaniu granicy zaczęły dotykać także podróżnych z NRD. Oczywiście nie byli oni narażeni na takie szykany, jakich doświadczali Polacy ze strony niemieckich pograniczników, jednak ograniczenia w podróżach spowodowały, że teraz nawet to „okno na inny świat” zostało dla obywateli NRD zamknięte.
Poza tym okazało się, że oni także robili w Polsce zakupy, zaopatrując się w tańsze produkty, chętnie korzystali też z usług polskich rzemieślników. W Polsce można było łatwo, taniej i lepiej naprawić ich samochody, uzupełnić brakujące części zamienne itp. Narzekano na utratę możliwości spędzenia w Polsce atrakcyjnego i względnie taniego urlopu.
Teraz niezadowolone były nawet te same sprzedawczynie z niemieckich sklepów, które wcześniej prześladowały robiących zakupy Polaków. Po zamknięciu granicy liczba klientów znacząco spadła, a one musiały przecież wykonywać wyśrubowane plany i normy, ponieważ odbijało się to na wysokości ich zarobków.
Oczywiście społeczeństwo NRD nie było jeszcze gotowe do wyrażania głośno i oficjalnie swoich poglądów, jednak w raportach polskich dyplomatów często pojawiały się już stwierdzenia, że „z zamknięcia granicy więcej jest w niemieckim społeczeństwie niezadowolonych niż zadowolonych”. Powrotu do poprzedniej sytuacji już nie było. Poza tym na zmianę nie starczyło czasu. W Polsce wprowadzono stan wojenny…
Dobrze pamiętam podróże przez NRD w latach 80-tych. Ze strachem czekało się na kontrolę przeprowadzaną przez NRD-owskich celników. Najgorzej było kiedy wracało się z RFN. W Polsce niczego wtedy nie było i korzystało się okazji pobytu w Niemczech Zachodnich, aby coś kupić. Niektórzy kupowali telewizory, pralki, rowery, ale bardzo często wszystko im zabierano w NRD, albo trzeba było płacić wysokie cło w markach zachodnioniemieckich.
Nie łudźmy się, że kiedykolwiek Niemcy byli, są lub będą polskimi przyjaciółmi. Aktualne jest powiedzenie: jak świat światem, niemiec Polakowi nie był bratem !