Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Czy w grudniu 1980 roku groziła nam obca interwencja lub stan wojenny i dlaczego do nich nie doszło?

fot.J. Żołnierkiewicz / domena publiczna Czołgi T-55 na ulicach Zbąszynia w czasie stanu wojennego

Zgoda na powstanie niezależnych związków zawodowych nie oznaczała, że komuniści pogodzili się z tym faktem. Od początku traktowali ją jako chwilowe ustępstwo, ale do kontrataku należało się odpowiednio przygotować. Na to potrzebny był jednak czas.

Pierwsza część artykułu została opublikowana na naszym siostrzanym serwisie Ciekawostki Historyczne.

Kolejne miesiące przynosiły więc informacje o szybko rozwijającym się ruchu, ale także dostarczały faktów świadczących o złych zamiarach władzy.

W listopadzie 1980 r. sprawą bulwersującą opinię publiczną było aresztowanie Jana Narożniaka i Piotra Sapiełło, za wykradzenie z Generalnej Prokuratury tajnego dokumentu dotyczącego represjonowania działaczy Solidarności.

Prokurator Generalny Lucjan Czubiński wydał instrukcję dotyczącą zwalczania opozycji. Przypadkowym świadkiem jej powielania był Piotr Sapełło, który wyniósł jeden egzemplarz i przekazał Zarządowi Regionu Mazowieckiej Solidarności. Tekst był tam powielany i upowszechniany.

W odwecie władze dokonały rewizji i skonfiskowały nakład. Równocześnie aresztowano Sapełłę i Narożniaka. Związek oczywiście zażądał uwolnienia aresztowanych działaczy. Żądania Solidarność poparła groźbą strajku generalnego. Po latach Andrzej Werblan wyraził pogląd, że cała sprawa była prowokacją, mającą umożliwić zbrojną interwencję ZSRR. Drobna z pozoru sprawa stała się więc nagle ważnym elementem sytuacji politycznej w Polsce. Podzieliła też same władze.

Część uczestników posiedzenia Biura Politycznego PZPR była za zwolnieniem aresztowanych argumentując, że przy takiej mobilizacji społeczeństwa władza nie wytrzyma strajku generalnego w Warszawie. Zwolennikiem twardego kursu wobec Solidarności był m.in. Stefan Olszowski. Wychodząc z założenia, że prędzej czy później konfrontacja i tak będzie, nawoływał, by nie ustępować. Mówił o tym podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR w dniu 26 listopada 1980 roku.

Stefan Olszowski

Jak się wydaje, w kierowniczych gremiach partii panowało wówczas przekonanie, które wyraził Andrzej Werblan stwierdzając, że w ogóle konfrontacji uniknąć się nie da, ale BP powinno mieć wpływ na wybór powodu i czasu konfrontacji. Do tego nadaje się sprawa ważna z punktu widzenia społeczeństwa, a nie władzy. W bardziej zawoalowany sposób wypowiadał się Wojciech Jaruzelski.

Do wprowadzenia w życie wariantu siłowego należało się odpowiednio przygotować. Sugerował więc powołanie specjalnego sztabu politycznego, który zajmie się opracowaniem planów:

Trzeba podjąć wszelkie starania i szukać rozwiązania, a równocześnie przygotowywać warianty najbardziej skrajne.

O tym, że wszyscy uczestnicy posiedzenia wiedzieli o jakie warianty chodzi, świadczy uwaga Kani, ówczesnego I sekretarza KC PZPR, że „ani słowo z tego, o czym mówimy, nie może wyjść poza tą salę. To sprawa wagi państwowej, dotyczy losu narodu”. On także był zdania, że należy unikać konfrontacji, ale nie za wszelką cenę, a czas konfrontacji i jej przyczyna nie może być dziełem przypadku. Zaproponował więc, by przystąpić do przygotowań.

Kania sugerował, że trzeba mieć dobrze policzone siły, jakimi mogli dysponować, „wytypować punkty zapalne by nie działać na ślepo, gdyż groziło to powtórką z Węgier w 1956”. Aluzja była dla wszystkich czytelna. W związku z tym zaproponował, by natychmiast podjąć wszelkie przygotowania do osiągnięcia stanu gotowości do konfrontacji, przygotować kwestię dekretu o stanie wojennym i przeanalizować wszystkie wynikające z tego konsekwencje, czyli zakaz strajków, zaostrzenie cenzury, mocna propaganda. Poparł go Józef Pińkowski sugerując, żeby natychmiast powołać sztab, który podejmie wszechstronne przygotowania do jego wprowadzenia.

W podobnym duchu wypowiadał się Mieczysław Jagielski, wyrażając przekonanie, że konfrontacja jest nieunikniona, wcześniej czy później i w związku z tym trzeba podjąć natychmiast przygotowania do niej. W podobnym tonie wypowiadali się pozostali członkowie Biura Politycznego. Uznając za pewnik dojście do konfrontacji sugerowali jednak, by nie był to koniec 1980 roku , gdyż grudzień źle się kojarzył (właśnie zbliżała się dziesiąta rocznica grudnia 1970 r.). Poza tym władze nie były do takiego starcia gotowe, nie miały więc gwarancji, że je wygrają. Jaruzelski wskazywał, że jeśli trzeba podjąć ostateczną decyzję to trzeba mieć wizję tego, co będzie się działo później, a takiej wizji w listopadzie 1980 r. ówczesne kierownictwo nie miało.

Najlepiej świadczyło o tym pytanie Jaruzelskiego skierowane do Henryka Jabłońskiego, czy jest on w stanie uzyskać poparcie Rady Państwa dla dekretu o stanie wojennym. W efekcie narady BP KC PZPR podjęło decyzję o powołaniu sztabu, który zająłby się przygotowaniami do decydującego starcia z Solidarnością. W jego skład weszli: ówczesny premier Józef Pińkowski, Stefan Olszowski, Kazimierz Barcikowski, Tadeusz Grabski, Mieczysław Jagielski, Stanisław Kociołek, Andrzej Werblan, Mirosław Milewski, Lucjan Czubiński i szef Sztabu Generalnego gen. Florian Siwicki.

Florian Siwicki

Zespól ten miał natychmiast przystąpić do pracy. W ich trakcie korzystano z dotychczasowych „doświadczeń”. Przemyśleniami z interwencji w Czechosłowacji w 1968 roku dzielił się zaproszony na jedno z posiedzeń zespołu radziecki generał. Komentując rozważania na temat propagandy, jaką trzeba będzie prowadzić po ogłoszeniu stanu wojennego stwierdził, że sama propaganda nie wystarczy, gdyż najpierw trzeba się uporać z kontrrewolucją. W tym celu sugerował konieczność rozstrzelania kilkudziesięciu wrogów z Solidarności i kilku „zdrajców z własnego obozu”.

Elementem przyspieszającym działania władz było spotkanie w Moskwie w dniu 5 grudnia. Po powrocie Kania zwołał kolejne posiedzenie BP, podczas którego poinformował o jego wynikach. Wspomniał, że z nie wszystkimi ocenami „przyjaciół” można się zgodzić, ale wszystkie trzeba brać pod uwagę, bo mają wpływ na sytuację w Polsce i ocenę co do realności opanowania jej polskimi siłami. Rozpoczynając naradę Leonid Breżniew wyraził zaniepokojenie sytuacją w Polsce:

Kryzys w Polsce martwi każdego z nas. Przeciwko socjalizmowi uaktywniły się najróżniejsze siły, od tak zwanych liberałów po zwolenników faszyzmu. Wymierzyli oni cios socjalistycznej Polsce. Celem jest jednak cała socjalistyczna wspólnota.

W swym przemówieniu Kania ocenił zwołanie narady za przejaw braterskiej, internacjonalistycznej troski o Polskę i całą wspólnotę. Powstanie wolnych związków zawodowych uznał za powstanie struktur, które są władzy obce, sprawiające wiele problemów, będące poligonem doświadczalnym dla przeciwników socjalizmu. Wspomniał o powstaniu sztabu przygotowującego wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, w tym aresztowanie wytypowanych osób, „aktywnych działaczy kontrrewolucji”, opracowanie zasad łączności, zasady funkcjonowania transportu itp. Ten ostatni punkt był niezwykle ważny dla naszych sąsiadów, którzy oczekiwali zapewnienia, że podjęcie nadzwyczajnych środków nie utrudni transportu przez nasz kraj ich towarów.

Kania wspomniał także o przygotowaniach do stworzenia grup partyjnych, złożonych z zaufanych towarzyszy, którym planowano wydać broń palną. Miało ich być już 19 tysięcy, a do końca grudnia liczba ta miała wzrosnąć do 30 tysięcy. Dużą cześć wystąpienia Kania poświęcił opisywaniu polskiej kontrrewolucji i planowanych przedsięwzięciach władzy. W dalszej części spotkania na polską delegację spadły liczne głosy radykalnej krytyki ze strony przywódców pozostałych państw.

T. Żiwkow obrazowo określił Polskę jako wylęgarnię idei i metod walki antysocjalistycznej, która później będzie wpływał na inne kraje. Erich Honecker uznał podpisanie porozumień w Szczecinie, Gdańsku i Jastrzębiu za kapitulację i poważny błąd. Zalecał, by w obronie interesów klasy robotniczej i jej partii sięgnąć po środki administracyjne, tak, jak to miało miejsce w NRD w 1953 r., na Węgrzech w 1956, Czechosłowacji w 1968.

Kolejni mówcy zwłaszcza z Węgier i Czechosłowacji równie krytycznie oceniali sytuację, choć jeśli wierzyć relacji S. Kani, mówiąc słowa o koniecznych działaniach mieli łzy w oczach. Pamiętali, w jakich okolicznościach sami doszli do władzy. W końcowym przemówieniu Breżniew zadeklarował, że „Polski nie pozostawimy w biedzie i nie pozwolimy jej skrzywdzić”.

Jednak w trakcie narady nie zapadła decyzja o interwencji. Podczas spotkania z Breżniewem po naradzie Kania miał przekonywać, że choć podziela ocenę sytuacji w Polsce, to nie uważa, że konieczna jest interwencja zbrojna sąsiadów. Stwierdził nawet, że w takiej sytuacji trzeba byłoby liczyć się z gwałtowną reakcją społeczną, wręcz z powstaniem narodowym:

Pójdą na czołgi młodzi chłopcy, jak w Powstaniu Warszawskim, z butelkami benzyny, popłynie morze krwi. Nawet gdyby przyszli do Polski sami aniołowie, to i tak muszą zostać krwawymi okupantami, i to na całe lata. … Wróci wszystko, co tworzyło przepaść w stosunkach Polski z Rosją i ze Związkiem Radzieckim.

W odpowiedzi Breżniew wypowiedział słowa, które dla doświadczonego partyjniaka – komunisty były jednoznaczne: „No dobrze, nie wejdziemy”. Ale po krótkiej przerwie dodał, że jeśli sytuacja będzie się komplikowała to wejdą, by wreszcie na koniec dodać „Bez ciebie nie wejdziemy”.

W tym okresie Polsce rzeczywiście groziła inwazja ze strony wojsk układu Warszawskiego. Na granicy z ZSRR stało gotowych czternaście dywizji, do tego dwie czechosłowackie i dwie w NRD. Czołowi działacze KPZR w tym Susłow, Andropow, Ustinow i Czernienko postulowali, by poczynić przygotowania do zmobilizowania większych wojska na wypadek interwencji w Polsce.

Dowództwo wojsk czechosłowackich postawiło w stan gotowości bojowej wojska Zachodniego Okręgu Wojskowego w ramach akcji „Karkonosze”. Trwała dalsza mobilizacja a wyposażenie zmobilizowanych żołnierzy świadczyło o przekonaniu, że walka w Polsce będzie krwawa i długa. Spodziewano się nawet, że Wojsko Polskie podejmie walkę z interwentami. Podobne zarządzenie wydał minister obrony narodowej NRD. Stan podwyższonej gotowości bojowej wprowadzono w niektórych jednostkach wojska węgierskiego. 3 grudnia, a więc tuż przed moskiewską naradą gen. Wojciech Jaruzelski poinformował S. Kanię, że rozmawiał z marszałkiem Kulikowem, który zażądał zgody na ćwiczenia, które miały się rozpocząć 8 grudnia. Zbieżność z naradą była oczywista.

Rozpoznanie przeprowadzone przez sztaby trzech armii w Polsce pozwoliło ustalić najważniejsze cele. Co ciekawe, jak raportował przedstawiciel NRD, w rozmowach z polskimi generałami i oficerami Wojska Polskiego często podkreślano przekonanie, że polska armia sama będzie w stanie uporać się z problemami i w związku z tym „nie dojdzie do przeprowadzenia wspólnych ćwiczeń”. Do inwazji ostatecznie nie doszło.

Jak relacjonowano z ambasady polskiej na Węgrzech, władze radzieckie wykluczyły możliwość interwencji zbrojnej w Polsce, gdyż kanałami dyplomatycznymi przekazano im informację, że w przypadku interwencji wojsk Układu Warszawskiego, cały zachód a nie tylko USA, ogłoszą sankcje gospodarcze wobec wszystkich krajów socjalistycznych, co byłoby katastrofalne dla ZSRR. Ponadto Rosjanie mieli się obawiać, że wkroczenie obcych wojsk mogłoby spowodować długotrwały opór zbrojny Polaków.

Intensywnie naciskali na Moskwę za równo Ronald Regan jak i Jan Paweł II. Niepokoiła też sytuacja wewnętrzna w ZSRR, gdzie nastroje szybko się pogarszały na tle trudnej sytuacji ekonomicznej oraz reperkusji wojny w Afganistanie. Dlatego też ZSRR będzie robić wszystko, by sprawa została załatwiona polskimi siłami. Także wśród teoretycznych sojuszników w układzie nie było całkowitej jedności.

Jak donoszono z ambasady polskiej w Sofii, ambasadorzy Rumunii mieli otrzymać polecenie złożenia protestu z chwilą podjęcia interwencji wojskowej w Polsce, a na koktajlu w ambasadzie Indii delegat rumuński powitał polskiego ambasadora słowami „Niech żyje Polska”.

Także polskie władze nie zdecydowały się na wprowadzenie środków nadzwyczajnych. Jak argumentował ówczesny minister spraw wewnętrznych Mirosław Milewski podczas narady przedstawicieli ministerstw spraw wewnętrznych w Warszawie w dniu 9 stycznia 1981 r. „gdyby teraz doszło do konfrontacji, to wielu ludzi nie uwierzyłoby, że była to konieczna decyzja”.

MSW miało już przygotowane rezerwy w liczbie 46 tysięcy. Przygotowano też specjalne grupy do kontrolowania kolei. Była to odpowiedź na troskę wyrażaną przez sąsiednie kraje, czy w przypadku stanu wyjątkowego transport będzie poprawnie działał. Rozpoczęło się też oswajanie Polaków z mieszanymi wojskowo – milicyjnymi patrolami. W tym gronie padła też zapowiedź podjęcia akcji samodzielnie, nie czekając na działania „przeciwnika”. Ciekawie i złowrogo zabrzmiało zdanie Milewskiego „wiem, że jesteście niecierpliwi tak jak my, ale na razie nie otrzymamy zgody na interwencję, sytuacja jeszcze nie dojrzała”. O tym, kiedy dojrzała w następnej części.

Bibliografia:

  1. S. Kania, Zatrzymać konfrontację, 1991
  2. Przed i po 13 grudnia. Państwa bloku wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980- 1982, T. 1, pod red. Ł. Kamińskiego Warszawa 2006
  3. Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarnosć” 1980-1981, Londyn 1992.

Komentarze (10)

  1. piesek mepps Odpowiedz

    sa to zupelnie nieznane i niestrawne fakty dla ciemnego narodu polskiego,nie znajacego wlasnej historii! tak powstal mit jaruzelskiego,”zbawiciela” narodu…byl to zwyczajny lajdak i kryminalista ubabrany po szyje w polskiej krwi…pochowany z honorami na powazkach…!

    • Anonim Odpowiedz

      Ciemny ludek to pewnie kohorty solidurni, którzy po „zdobyciu władzy” pozwolili na zgnojenie
      lub oddania w obce ręce CAŁEGO przemysłu narodowego, budowanego z polskiej myśli i krwawicy od II RP, bo tak im propaganda aferałów i reformatołów nakazała. A teraz po 32 latach rządów kleru i jego partyjniackich przydoopasów własne bachory po azbestach i zmywakach świata za chlebem rozpierdujecie, bezmózgie nieroby. I fajnie! Wreszcie plebs poznał i uznał swe miejsce w szeregu, zamiast tkwić w narzuconym przez „komunę” micie o wiodącej roli klasy robotniczej. Jaka to była „klasa”, jesteś najlepszym dowodem. Pomimo tego że ci paskudna komuna dziadków na siłę wyalfabetyzowała, ty bez tragicznych „byków” zdania sklecić nie potrafisz, o zawarciu w nim jakiejkolwiek myśli nawet nie wspominając. Samodzielne myślenie jest, jak widać, wbrew naturze chłoporobotniczego stada wiecznych fornali. Więc życzę ci szczerze zaznania wszystkich „zdobyczy” solidurnej rzygolucji: rodzinnego bezrobocia, telefonicznych rozmów z wnukami w obcym języku, eksmisji na bruk i dłuuugiej kolejki do specjalisty, z terminem wizyty już dzień po pogrzebie. Skoro tylu myślących, pracowitych ludzi to spotyka wbrew ich woli, dlaczego ma nadętego solidurnia ma to „szczęście” ominąć?

  2. 62.mark kraus Odpowiedz

    W 1984 roku chłopaki z mojej jednostki byli w bratniej Czechosłowacji na ćwiczeniach ,Tarcza 84″. Po powrocie mowili że Czesi byli całkowicie gotowi do wkroczenia. Czołgi stały 100 metrów od granicy. Mowili że będzie odwet za 68 rok. Rozkazy mówiły: uderzenie na Opole a później wzdłuż Odry na Wrocław.

  3. Grzegorz Kędzierski Odpowiedz

    Gdyby nie było innego wyjścia to do interwencji by doszło ,świadczy o tym niezdecydowanie Breżniewa .Trzeba pamiętać o tym ,że u nas stacjonowały przecież wojska radzieckie i zapewne miały swoje rozkazy do realizacji. Można różnie oceniać Jaruzelskiego, lecz w ówczesnej sytuacji wprowadzenie stanu wojennego było lepsze niż interwencja z zewnątrz. Nie znaczy to ,że ja to pochwalam !

    • fog Odpowiedz

      Przecież CCCP nie pozostawiłby blokady na głównych liniach komunikacyjnych z NRD. Z wielkim bólem, głosząc w koło słowa o POKOJU machając zieloną gałązka i puszczając gołąbki wszedł by jak w masło. Pokazywał by masakry przeprowadzone przez Solidarność na wiernych PRL-owi towarzyszach aby zamknąć usta Zachodowi i podkręcić kraje Demokratyczne. O okrzykach typu to finansuje NATO nie wspominam. Więc albo zrobilibyśmy to własnymi rękoma albo mielibyśmy przechlapane… :/

  4. votum separatum Odpowiedz

    Kania widział sytuację realnie – gdyby była interwencja, nie otrząsnęlibyśmy się z tego przez 30 lat – to co mamy, pozostawałoby w marzeniach…
    Stałem tam gdzie ZOMO, uważałem i uważam / ewentualny jazgot zdrowej części społeczeństwa mi nie przeszkadza /, że w ówczesnych realiach nie było innego rozwiązania, a ryzyko było duże i dobrze, że się udało, bo nie musiało. Sam w przeszłości uważałem się za antykomunistę/ mam dokumenty, ale nie ma sensu ich ujawniać, martwy „art.8a”, po 70-tym roku, kiedy Gierek został „sternikiem” i uchylił drzwi na Zachód, należałem do tych, którzy uważali, że należy włożyć nogę, aby ich nie zatrzaśnięto. Póżniej generałowie nie pytali mnie o zdanie, 12 grudnia 1981 roku ok. godz.17.00 kiedy ze szwagrem robiliśmy plan na sobotę / sobót wolnych nie było i pytanie dlaczego nikt się nie upomina, aby w wysłudze emerytalnej rozgraniczyć okresy z 46 godzinnym tygodniem pracy od 40-to godzinnego// kiedy zadzwonił telefon Akcja Jodła, na pytanie żony kiedy wrócę, pamiętam, że odpowiedziałem „za godzinę” bo nie byłem pewien czy to nie fałszywka,” za dzień, może tydzień,albo wcale”. Miałem 3 miesięcznego syna, dzień wcześniej sprawdzałem zapasy węglą w kotłowniach osiedli mieszkaniowych, w mojej S-ni poinformowano mnie, że pozyczyli 2 wagony węgla z zaprzyjażnionej fabryki, ale nie wiedzą co dalej. Dekret wprowadzał karę śmierci za dezercję,/ nawet orzeczono w przypadku Rurarza i Spassowskiego i później Kuklińskiego i kogoś tam/,zwolnienia lekarskie tylko szpitalne pooperacyjne / ale i tak innego rozwiązania nie było. Akcja Jodła na szczęście / z Boską pomocą?/ przeprowdzono planowo, zaprzyjaźnione wojska przebierające nóżkami przy naszych granicach miały wolne. Dzisiaj mamy to co mamy, należy się cieszyć, bo mogliśmy lizać jeszcze rany i odbudowywać stolicę, albo inne miasta.Oczywiście emerytura zredukowana ze względu na „sprawiedliwość społeczną” z zamiast kilkunastu tysięcy z 3.200 brutto do ok.2600 w 2009 rpku, /pracowałem od 17 roku życia/, a potem w 2016 roku do 1550 netto w słusznym gniewie PIS nie patrzącym na sytuację, że zakladając „ukaranie” mnie w 2009 roku za słuszne, to za co ukarano mnie w 2009, kiedy już cały czas byłem na emeryturze, a jeżeli w 2009 ukarano mnie niesłusznie i postanowiono ukarać w 2016 słusznie, to powinni mi oddać tą część emerytury za okres niesłusznego odebrania od 2009 do 2016. Odwołanie oczywiście czeka w warszawskim sądzie na opinię, która jeszcze długo nie zapadnie, nie spodziewam się niczego, bo byłem też studentem Wyższej Szkoły Oficerskiej w Legionowie / emerytura leci nawet za jeden dzień pobytu/ oraz jeden dzień w Akademii Spraw Wewnętrznych, gdzie również emerytura jest redukowana z kilkunastotysięcznej do średniem emerytury ZUS tj. ok.1550 zxł /teraz coś więcej /. Tak, że sprawiedliwość spoleczna tryumfuje nie patrząc na zasady nawet starego prawa rzymskiego nier mówiąc o prawie i sprawiedliwości obecnego niedokreślonego ustroju. Redukcje teraz dosięgają sędziów, którzy odwracali wzrok od naszego problemu i wcale to nie jest dobrze, bo rowalone prawo nie jest żdnym prawem tylko bezprawiem.
    A po co to napisałem? A po to, żeby ci, którzy już za chwilę dadzą mi słuszny odpór wiedzieli, że nie zamierzałem i nie zamierzam złamać przysięgi, którą składałem nie takiemu czy innemu rządowi czy ugrupowaniu partyjnemu, ale narodowi polskiemu, tak jak w rocie przysięgi i wiem,że pozostałem lepszym obywatelem i patriotą, niż większość”żelaznego elektoratu” ugrupowania tymczasowo u żłobu, które nie potrafi prawidłowo wskazać stron świata, określając dwie – wschód /be/ i zachód /cacy/. No cóż, w jedności siła, jak mówią słonie tratując mrówkę…

  5. Tadeusz sobczak Odpowiedz

    Dla uscislenia faktow juz historycznych,dodam ze od strony polnocy/Baltyk/ tez bylismy pilnowani przez lotnictwo bylego ZSRR.Poszedlem w kamasze dla Ojczyzny i bylem tego naocznym swiadkiem.Wystarczy panowie historycy otworzyc archiwa DWOPK ,grudzien 1981,a nastepnie przeanalizowac loty celow .Dane ze stacji radiolokacyjnych i dane z bylego bat. rozpoznania r/elektr.beda bardzo pomocne.Bylismy okrazeni,wewnatrz kraju mielismy jednostki radzieckie i wszyscy czekali na rozwoj wypadkow.Twierdzenie ze nie bylo zagrozenia interwencja jest przeklamaniem.Pozniejsze wypowiedzi niektorych bylych radzieckich generalow na ten temat,sa tyle warte co ich teorie na temat napasci na Polske 17 09 39.

    • Anonim Odpowiedz

      I tak zostałeś „komuchem” dla wielokrotnie wydymanych przez swych panów solidurni. Bo dla prostactwa każdy, kto bez byków zdanko skleci, własną myśl w nim zawrze, z czterech działań arytmetycznych bez trudu korzysta i historię swej Ojczyzny zna, jest KOMUCHEM. Jedyną pociechą jest dla ciebie fakt pozostawania we wciąż szerokim gronie ludzi samodzielnie myślących. Pozdrówka…

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.