Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Recenzja książki Rodrica Braithwaite’a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja” (Znak Horyzont, 2019)

Testy atomowe, takie jak ten na Atolu Bikini, pogłębiały tylko atmosferę strachu i paranoi.

fot.Museum of Photographic Arts Collections/domena publiczna Testy atomowe, takie jak ten na Atolu Bikini, pogłębiały tylko atmosferę strachu i paranoi.

Po Hiroszimie i Nagasaki ludzkość wkroczyła w nowy wiek. Broń jądrowa stała się motywem przewodnim kolejnych dekad, a wizja wojny ostatecznej spędzała sen z powiek dorosłym i dzieciom. Właśnie te dziwne, straszne czasy atomowego terroru opisuje Rodric Braithwaite w książce „Armagedon i paranoja”.

Wszystko zaczęło się od tragicznych wydarzeń, jakie rozegrały się u kresu drugiej wojny światowej. Skala zniszczeń poczynionych w dwóch japońskich miastach była tak kolosalna, że zaszokowała cały świat. W głowach naukowców, polityków i zwyczajnych ludzi na całym świecie pojawiło się wtedy mnóstwo ważnych pytań. W swojej książce Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja” Rodric Braithwaite próbuje znaleźć odpowiedź przynajmniej na część z nich.

Dlaczego Japończycy nie ewakuowali zagrożonych miast – i czy w ogóle spodziewali się ataku? Czy użycie bomby faktycznie było konieczne? Dlaczego ostatecznie zdecydowano o takiej formie ataku? Jakie tragiczne konsekwencje przyniosły „zaledwie” dwie eksplozje? Autor nie skupia się jednak jedynie na długotrwałych efektach zniszczeń w Kraju Kwitnącej Wiśni, ale raczej proponuje szerokie spojrzenie na zaistniały później globalny konflikt, podział świata nauki oraz graniczące niekiedy z histerią reakcje społeczne.

Próba globalnego ujęcia tak obszernego tematu obejmującego kilkadziesiąt lat dobrze udokumentowanej historii zimnej wojny w jednej publikacji wymusza na autorze pewne ustępstwa. Z tego powodu czytelnik może miejscami odnieść wrażenie, że pewne kwestie pozostają niewyjaśnione bądź zwyczajnie niepoparte faktami.

Braithwaite pisze na przykład ogólnikowo, że Japończycy „czuli się lepsi od innych”, nie podając żadnego, choćby anegdotycznego dowodu, by to potwierdzić. A kiedy opisuje pierwszą publikację na temat bombardowania („Hiroshimę” Johna Hersheya), zdaje się jedynie przemykać po wierzchu tematu, nie podejmując się wyjaśnienia jej sukcesu i jednoczesnej porażki.

Te drobne potknięcia „gubią się” jednak podczas lektury. Trudno byłoby przecież napisać książkę, która tłumaczyłaby wszystkie niuanse polityki i zjawisk społecznych na przestrzeni ponad siedemdziesięciu lat! Autor „Armagedonu i paranoi” i tak radzi sobie świetnie z podtrzymaniem tempa i utrzymaniem zainteresowania czytelnika, jednocześnie tworząc stosunkowo kompletny obraz historycznych wydarzeń.

O tych fascynujących, a zarazem napawających grozą czasach, kiedy światem rządziła broń atomowa, przeczytacie w książce Rodrica Breithweite'a „Armagedon i paranoja” wydanej właśnie nakładem Znaku Horyzont.

O tych fascynujących, a zarazem napawających grozą czasach, kiedy światem rządziła broń atomowa, przeczytacie w książce Rodrica Breithweite’a „Armagedon i paranoja” wydanej właśnie nakładem Znaku Horyzont.

W kolejnych rozdziałach swojego dzieła Braithwaite odsłania kulisy powstania nuklearnej broni. Krok po kroku śledzi dzieje technologi, wychodząc od tego, skąd w ogóle wzięła się na uczelniach i w laboratoriach Ameryki i Rosji, które na początku XX wieku stały daleko w tyle za Europą. Sięga przy tym daleko w przeszłość i przedstawia szczegółowe kalendarium badań nad rozszczepieniem atomu, od osiągnięć Marii Skłodowskiej-Curie, przez projekt Manhattan, aż po historię podobnych prac „po drugiej stronie” barykady – wśród naukowców rosyjskiego pochodzenia.

W rysowaniu kontekstu historycznego Rodric Braithwaite jest autorem konsekwentnym i skrupulatnym, ale nie zanudza przy tym czytelnika rozwleczonymi akapitami. Dzieje atomu są opisane w porywający, a czasem nawet zabawny sposób. Humorystyczne wydają się w szczególności rozdziały mówiące o falach lęku i walczącej z nim rządowej propagandy w Ameryce, która stanęła w obliczu widma kolejnego globalnego konfliktu.

Natomiast brakuje w tym miejscu nieco dokładniejszego przedstawienia postaw obywateli. Ukazanie zimnej wojny z perspektywy szarego człowieka w opracowaniu historycznym byłoby co prawda posunięciem niesztampowym, ale dla książki, takiej jak „Armagedon i paranoja”, stanowiłoby istotną wartość naddaną. W tym względzie dzieło Braithwaite’a pozostawia więc pewien niedosyt, tym bardziej, że autor aspiruje do ukazania jak najszerszego kontekstu wydarzeń, które nastąpiły po II wojnie światowej.

Braithwaite skupia się za to na szczegółach politycznych rozgrywek między Rosją a Ameryką i stara się znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego pomiędzy tymi mocarstwami doszło do tak niebezpiecznych napięć – a także czemu strategia wojenna oparta o broń atomową jest tak problematyczna. Już we wstępie pisze:

Nie można powiedzieć, że owi politycy nie zdawali sobie sprawy ze swojej przerażającej odpowiedzialności. Chodzi raczej o to, że mieli nadzieję skutecznie odstraszyć przeciwnika i odwieść go od wszczęcia wojny, dając jasno do zrozumienia, że każdy atak nuklearny nieuchronnie spotka się z równie destrukcyjnym przeciwuderzeniem. Nazwali to „odstraszaniem”, polityką Gwarantowanego Wzajemnego Zniszczenia, czyli GWZ. Ich krytycy naśmiewali się z tego akronimu.

Co ciekawe, autor „Armagedonu i paranoi” w pewnym momencie opuszcza świat dyplomatów, by wkroczyć do słodko-gorzkiego świata popkultury, z doktorem Strangelove na czele. Czytelnik dowiaduje się na przykład, kto dokładnie posłużył Stanleyowi Kubrickowi za wzór dla tej kultowej postaci. W tej części książki najdotkliwiej odczuwalne staje się pominięcie „szarych obywateli”. A przecież to oni byli docelowymi odbiorcami ówczensych filmów czy publikacji science-fiction.

Braithwaite stara się zarysować możliwie szeroki kontekst dla zimnowojennych rozgrywek, „zapomina” jednak o zwyczajnych obywatelach, uznając, że ich protesty (na zdj.) nie miały żadnego znaczenia.

fot.Stanziola, Phil/domena publiczna Braithwaite stara się zarysować możliwie szeroki kontekst dla zimnowojennych rozgrywek, „zapomina” jednak o zwyczajnych obywatelach, uznając, że ich protesty (na zdj.) nie miały żadnego znaczenia.

Skupiając się na zmaganiach mocarstw, Braithwaite wydaje się zapominać o roli jaką odegrali w zimnej wojnie zwyczajni ludzie – protestujący, wywierający nacisk na rządy i organizujący antynuklearne ruchy. Nie wspomina wcale o kampanii CND (Campaign fot Nuclear Disarmament) oraz zdaje się ignorować END (European Nuclear Disarmament). Zamiast tego utrzymuje – zgodnie z oficjalną wykładnią – że demonstracje na ulicach USA i Wielkiej Brytanii nie miały żadnego wpływu na politykę.

Dużym plusem publikacji jest natomiast to, że zakończenie „Armagedonu i paranoi” pozostaje otwarte. Braithwaite nie boi się odpowiadać na trudne pytania, ale i sam je stawia. Czy stoimy na krawędzi zagłady? A może czyhające zagrożenie wojną atomową jest kwestią umiejętnie prowadzonej polityki? Czy strategia odstraszania wroga arsenałem atomowym może obrócić się przeciw samym straszącym? W jednym z ostatnich rozdziałów blisko 600-stronicowej książki autor przestrzega:

W 2009 roku, przemawiając w Pradze, prezydent Obama obiecał, że Ameryka będzie zabiegać o świat pozbawiony broni nuklearnej. Jego pobożne życzenia nie okazały się bardziej prorocze niż obietnice jego poprzedników. Dwustronna konfrontacja, jej zaciekłość poparta konfliktem ideologicznym, mogła przeminąć, ale walka o jak największą władzę w bardziej staroświeckim stylu, takim, który zrodził tyle wielkich wojen w przeszłości, się nie skończyła.

Rodric Braithawaite jest dyplomatą o bogatym doświadczeniu, co doskonale da się odczuć podczas lektury jego dzieła. Bardzo sprawnie, w prosty, a jednocześnie kompletny sposób ukazuje problematykę światowego lęku przed wojną nuklearną, a także sposoby, w jaki ten lęk wykorzystywano w polityce. Z kart książki przebijają doświadczenia autora, który obracał się w środowisku polityków, wojskowych i ambasadorów, niekoniecznie jednak zwracając przy tym uwagę na poczynania „zwyczajnych” ludzi, które traktuje – niestety, bo temat aż prosi się o szersze ujęcie – nieco po macoszemu.

Mimo to książkę „Armagedon i paranoja” można polecić nie tylko osobom zainteresowanym tematyką zimnej wojny – to przepełniona informacjami, błyskotliwa i wciągająca lektura dla każdego, kto chciałby zapoznać się z arkanami globalnej polityki XX wieku. Bogato ilustrowana i pisana potoczystym językiem, z pewnością zadowoli nawet wybrednych fanów współczesnej historii.

Plusy:

  • klarowny, zrozumiały język
  • raczej kompletne ukazanie problematyki globalnego lęku przed wojną nuklearną
  • otwarte zakończenie

Minusy:

  • powierzchowne ujęcie niektórych tematów
  • brak poparcia części stwierdzeń w faktach

Zgrzyty:

  • potraktowanie „po macoszemu” zwyczajnych ludzi na rzecz opisu politycznych niuansów

Metryczka:

Autor: Rodric Braithwaite
Tytuł: Armagedon i paranoja. Zimna wojna – nuklearna konfrontacja”
Wydawca: Znak Horyzont
Oprawa: twarda
Liczba stron: 544
Rok wydania: 2019

Wstrząsająca opowieść o czasach paranoicznego strachu przed nuklearną katastrofą:

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.