Czy Moskwa potajemnie niszczy ślady po ofiarach stalinizmu? Wszystko na to wskazuje
Jeden z rosyjskich badaczy poszukując śladów po chłopie skazanym na prace przymusową w kopalni złota dowiedział się, że jego karta ewidencyjna została zniszczona kilka lat temu. Dokonano tego na podstawie rozkazu „tylko do użytku służbowego”. Co z dokumentami polskich więźniów? Rosja do niczego się nie przyznaje.
Rosyjski badacz Siergiej Prudowski, który poszukiwał śladów niejakiego Fiodora Chazowa skazanego w 1938 roku na pracę przymusową w kopalni złota w Magadanie, zwrócił się w sprawie jego dokumentów do tamtejszej policji. Odpowiedź, jaką otrzymał, była zaskakująca.
Akta Chazowa zostały zniszczone już w 1955 roku, jednak powinna się zachować jego karta ewidencyjna, należąca do kategorii dokumentów przechowywanych wieczyście. Znajduje się w niej między innymi informacja o tym, jaki był los danego skazańca, czyli czy zmarł w obozie, czy też został z niego wypuszczony i np. nie wrócił w rodzinne strony.
Prudowski pokazał agencji Reutersa swoją korespondencję w tej sprawie. Znalazła się w niej informacja, że dokument zniszczono na podstawie rozkazu „do użytku służbowego”. Rozkaz został wydany w 2014 roku wspólnie przez wiele resortów, w tym przez wywiad, służbę więziennictwa i FSB, jednak, nie jest znana jego dokładna treść.
Ta rewelacja sprawiła, że szef moskiewskiego Muzeum Historii Gułagu zwrócił się do przedstawicieli Kremla (konkretnie do komisarza praw człowieka) z prośbą o wszczęcie oficjalnego śledztwa.
Jak dowiadujemy się z materiału opublikowanego przez agencję Reutera do muzeum w ostatnim czasie zgłosiły się setki osób z prośbą o pomoc w odnalezieniu informacji o swoich dziadkach, czy babciach, będących ofiarami stalinizmu. W zaistniałej sytuacji pojawiła się obawa o los milionów dokumentów i bezpowrotną utratę bezcennych informacji.
W obozach Gułagu znalazło się po inwazji sowieckiej w 1939 roku wielu Polaków. Na chwilę obecną nie wiadomo, czy zniszczone zostały także dokumenty dotyczące ich uwięzienia. Jak donosi Reuters, w piątek przedstawiciele rządu rosyjskiego poinformowali, że sprawę, na jaką natrafił Prudowski należy traktować, jako odosobniony przypadek. W kontekście niedawnych wydarzeń ta deklaracja może budzić pewne wątpliwości.
Na początku roku pisaliśmy o sprawie Jurija Dimitrijewa, rosyjskiego działacza zasłużonej dla dokumentowania zbrodni z okresu stalinizmu organizacji Memoriał i szefa jej karelskiego oddziału. Prowadził ekspedycje, które odkryły masowe groby z okresu wielkiego terroru oraz miejsca pochówku budowniczych Kanału Białomorsko-Bałtyckiego na Borsuczej Górze oraz rozstrzelanych więźniów na Sekirnej Górze. Mężczyzna został zamknięty w psychiatryku oraz oskarżony o wykorzystywanie nieletniego, po czym oczyszczono go z zarzutów. Osoby zajmujące problematyką zbrodni komunistycznych twierdziły, że Dimitrijew stał się ofiarą prześladowań w związku z przedmiotem swoich zainteresowań. Wobec klimatu politycznego panującego w Rosji (odwoływanie się do mocarstwowych tradycji ZSRR), zadawanie pytań o ofiary Stalina staje się niewygodne.
Źródła informacji:
- Moscow secretly destroyed GULAG victims records in 2014, euromaidanpress.com [dostęp 11.06.2018].
- Russian historians raise alarm after Stalin victim’s prison card destroyed, reuters.com [dostęp 11.06.2018].
- W Rosji niszczą ślady po represjach Stalina. Odkryto tajny rozkaz z 2014 r., wyborcza.pl [dostęp 11.06.2018].
Coś dla przytłuków , mówiących, ze dzisiejsza Rosja to nie ZSRR