Czy to na pewno naziści zagrabili najwięcej w trakcie II wojny światowej?
W tej kwestii nie ma narodu całkowicie niewinnego. Grabili wszyscy. Jedni marzyli o stworzeniu monumentalnego muzeum. Inni traktowali to jako przedłużenie reparacji wojennych. Czy można wskazać, kto wziął najwięcej?
Jak powszechnie wiadomo, hitlerowcy byli zajadłymi, niezmordowanymi grabieżcami. Hitlerowscy przywódcy zakładali prywatne fundacje oparte na zagrabionych dobrach, takie jak Sonderauftrag Linz Hitlera, Einsatzstab-Rosenberg Alfreda Rosenberga czy Batalion do Służby Specjalnej Ribbentropa. Państwo nazistowskie zakładało, że wszelka własność podbitych krajów, publiczna i prywatna, jest do jego dyspozycji. Obrazy, rzeźby, meble, biblioteki i archiwa wywożono do Niemiec albo po dokonaniu najzwyklejszej kradzieży, albo po sztucznie zaaranżowanych aukcjach, na których ustalano śmiesznie niskie ceny.
Ile zagrabili naziści?
Operację rozpoczęto w Wiedniu w 1938 roku; został po niej łańcuch opróżnionych skarbców i splądrowanych muzeów w Pradze, Warszawie, Amsterdamie, Paryżu, Kijowie, Rzymie, we Florencji i wszędzie po drodze. Sama Warszawa zgłosiła brak 13 512 dzieł sztuki. Cztery pałace pod Leningradem, w tym pałac w Carskim Siole, straciły 34 000 dzieł. Reichsbank przyjął rezerwy złota Austrii, Czechosłowacji, Gdańska, Belgii, Holandii, Luksemburga i Włoch – łup wart według cen z czasu wojny 621 milionów dolarów.
Żadnego miejsca nie grabiono równie systematycznie jak Warszawy. W tygodniach po upadku powstania w październiku 1944 roku Niemcy wybudowali specjalną bocznicę kolejową prowadzącą do centrum pustego ewakuowanego miasta, żeby sobie ułatwić plądrowanie ruin. Ściągnięto ciężki sprzęt, żeby wyrwać wszystkie kable elektryczne w mieście i wydrzeć z jezdni wszystkie szyny tramwajowe.
Grupy przymusowych robotników wlokły złom do punktów ładunkowych, gdzie wartościowe metale sortowano, cięto na schludne kawałki i ładowano do czekających wagonów. Niemieccy oficerowie nadzorowali kompanię żołnierzy, którzy przeczesywali porzucone sklepy i domy w poszukiwaniu kosztownych przedmiotów – świeczników, luster, wschodnich dywanów i antyków. Kiedy już wszystko zostało zabrane, Brandkommandos dostawały rozkaz i rozpoczynały dzieło ostatecznego zniszczenia. Kiedyś ktoś mógłby pomyśleć o wystawieniu symbolicznego rachunku.
Byłoby jednak głupotą wyobrażać sobie, że grabież uprawiali tylko Niemcy. Trzeba przyznać, że Brytyjczycy nie byli w tym szczególnie biegli i że na liście przedmiotów pożądania Amerykanów widniał przede wszystkim sprzęt techniczny i aparatura naukowa, chociaż – wiele lat po wojnie – w Stanach Zjednoczonych odnajdywano niemieckie skarby sztuki. Bezcenna karolińska Biblia na przykład została odnaleziona w garażu w Teksasie po śmierci pewnego weterana.
Samochody, biżuteria i fortepiany
Ale Związek Sowiecki niewątpliwie znajdował się na samym szczycie listy. Szeregowi sowieccy żołnierze mieli obsesję na punkcie zegarków i rowerów, których nigdy nie mieli u siebie w domu. Sowieccy oficjele lubili ubrania dobrej jakości, samochody i biżuterię; wkrótce też ruszyły na wschód pociągi pełne fortepianów. W 1945 roku na niemieckie miasta i fabryki spadły jak szarańcza działające z formalnego upoważnienia oddziały reparacyjne, czyli „brygady łowców trofeów”.
Prawdę mówiąc, zmierzając do Niemiec przez Polskę, Czechosłowację i Węgry nie zawsze miały one jasne wyobrażenie o tym, gdzie właściwie zaczynają się Niemcy. Nie ograniczały się do rozmontowywania urządzeń przemysłowych czy zabierania lokomotyw i taboru kolejowego, co byłoby w pewnym sensie zrozumiałe. Wyrywano trwałe instalacje – szyny kolejowe, kable elektryczne, grzejniki i lampy. Winą za wszystkie szkody automatycznie obarczano „faszystów”. Wiele z tych zdobyczy rdzewiało i niszczało, zanim dotarło do Rosji.
W ostatniej fazie wojny bombardowania alianckie zmusiły niemiecką administrację do składowania znacznej części łupów w odległych zamkach lub kopalniach, zwłaszcza na Śląsku. W rezultacie niemal wszystkie niemieckie skarby ukryte na wschodzie trafiły w ręce Sowietów – grabieżcy sami padli ofiarą grabieży. Na zachodzie Niemiec oddziały śledcze z Najwyższego Dowództwa Ekspedycyjnych Sił Sprzymierzonych i Biura Służb Strategicznych odnalazły składy skarbów w Alt Aussee i Grasleben w Bawarii, a złoto z Reichsbanku wyciągnięto z kopalni w Merkers w Turyngii.
Przez blisko pięćdziesiąt lat zachodni świat wierzył w fikcję, że „grabież” oznaczała „grabież dokonywaną przez hitlerowców”. Podjęto liczne akcje detektywistyczne w celu identyfikacji przedmiotów, które trafiły na międzynarodowy rynek dzieł sztuki; nie brakowało spekulacji na temat losów tak wspaniałych dzieł jak Bursztynowa Komnata z pałacu Peterhof. Upadek ZSRR w 1991 roku oznaczał ujawnienie prawdopodobnych miejsc ukrycia wielu przedmiotów uznanych za zaginione.
Okazało się, że kolosalny tajny magazyn trofeów, nigdy nie udostępnionych publiczności, mieścił się w kompleksie hangarów na przedmieściu Moskwy. Hangary były wypełnione aż po sufit dziełami sztuki, których nigdy nawet nie rozpakowano, nie mówiąc już o katalogowaniu. Zawartość tego i innych magazynów obejmuje najróżniejsze przedmioty – od „skarbu Priama” z mykeńskiej kolekcji Schliemanna po wiele innych niespodzianek, takich jak archiwa brytyjskich oddziałów ekspedycyjnych, porzucone w 1940 roku na plażach Dunkierki. Jest jasne, że kompletna historia zdobyczy zagarniętych podczas wojny nie została jeszcze napisana.
Miłośnik muzyki… także żydowskiej
Jeden z najbardziej fascynujących obiektów grabieży ujrzał światło dzienne dopiero latem 2007 roku, znaleziony wśród rzeczy będących własnością pewnego niedawno zmarłego sowieckiego oficera wywiadu. Należący do Hitlera przenośny zbiór płyt został zapakowany do skrzyni w bunkrze Hitlera, skąd miał zostać przewieziony do Berchtesgaden. Ale był tam jeszcze w maju 1945 roku, kiedy do bunkra włamało się NKWD i zabrało wszystko, co było w środku. Kapitan Biezimienskij – jeśli to było jego prawdziwe nazwisko – przywłaszczył sobie kolekcję płyt, przesłał ją do siebie do domu i do końca życia nie puścił w tej sprawie pary z ust.
Jak dobrze wiadomo, Führer namiętnie słuchał muzyki. Jego przenośny zbiór zawierał 100 starannie dobranych płyt, przechowywanych w specjalnie zrobionym pudle, które towarzyszyło mu we wszystkich podróżach. Był to jeden z jego niewielu sposobów odpoczynku.
Gust muzyczny Hitlera często opisywano z pogardą jako prostacki i nacjonalistyczny. Uwielbiał Wagnera i propagował „niemieckich kompozytorów”. W Mein Kampf wyraził swoją opinię: „Nigdy nie było żadnej żydowskiej sztuki”. Ale gdy obejrzano kolekcję, okazało się, że płyty, które Hitler sam wybrał do słuchania przy najbardziej intymnych okazjach, nie bardzo potwierdzają te uprzedzenia. Oczywiście znaleźli się tam Beethoven, Wagner i Johann Strauss. Ale było też dużo muzyki rosyjskiej i sporo żydowskich wykonawców.
W zbiorze znalazły się mocno zużyte nagrania Fiodora Szalapina śpiewającego rosyjskie arie z Borysa Godunowa Musorgskiego, Artura Schnabla grającego sonatę A-dur numer 8 Mozarta oraz Bronisława Hubermana wykonującego koncert skrzypcowy Czajkowskiego z towarzyszeniem Opery Państwowej w Berlinie. Huberman (1882–1947), urodzony w Częstochowie, miał w swoim czasie zostać założycielem izraelskiej filharmonii.
Państwo sowieckie nie czyniło moralnego rozróżnienia popieranych przez siebie „reparacji” i indywidualnej grabieży, chociaż starało się kontrolować każdy poziom skomplikowanego hierarchicznego układu. Wszystkie magazyny należące do wroga i wszelki porzucony sprzęt były ipso facto własnością państwa. W latach 1944–1945 dobrze przeszkolone oddziały reparacyjne miały za zadanie znalezienie, rozmontowanie i wywiezienie wszystkich zakładów przemysłowych, maszynerii i instalacji technicznych, które mogłyby się okazać przydatne dla sowieckich przedsiębiorstw państwowych.
Dozwolone do 10 kg
W grudniu 1944 roku, mając na względzie zbliżający się Nowy Rok, Ludowy Komisariat Obrony ZSRR zezwolił całemu personelowi wojskowemu na wysyłanie do domu świątecznych paczek. Ograniczenie wynosiło 16 kilogramów miesięcznie dla generałów, 10 kilogramów dla oficerów niższych rangą oraz 5 kilogramów dla szeregowych żołnierzy. Praktycznie rzecz biorąc, było to oficjalne zezwolenie na grabież. Zbiegło się z etapem dziejów, który książki do historii lubią określać mianem „zwycięstwa komunizmu”.
W oczach wszystkich świadków przemieniło ono większość okupowanych krajów w coś w rodzaju skrzyżowania domu towarowego pustoszonego przez włamywaczy z gigantycznym placem handlu tandetą. Na jednej tylko stacji końcowej sowieckiej kolei, w Kursku, powstał zator złożony z 87 000 paczek. W połowie maja 1945 roku na rozładunek czekało już 20 000 wagonów wypełnionych zrabowanymi dobrami.
Pewien sowiecki inżynier wojskowy z Turkiestanu, niejaki Witalij Taraniczew, z takim samym pedantyzmem dobierał zawartość swojej miesięcznej paczki, z jakim notował szczegóły w relacji przeznaczonej dla żony (oraz dla potomnych). Najpierw wybrał radio („wyprodukowane przez znakomitą niemiecką firmę”). Potem napisał żonie, że po wojnie będą musieli osiąść w miejscu, w którym będzie elektryczność. Następnie posłał żywność, płaszcz, puchową narzutę w jedwabnej poszwie, prześcieradła, watowane spodnie na polowania, kupon czarnego jedwabiu dla żony, wełniany materiał na płaszcze, flanelę na bieliznę oraz skórę na buty. Wybierając obuwie dla dzieci, szukał różnych rozmiarów, licząc się z tym, że będą im rosnąć stopy.
Jego towarzysz imieniem Kirył, który na przełomie lat 1944/1945 stacjonował w Polsce, słowami wyraził swoje uczucia w tej sprawie. Z pewnością nie mówił o „grabieży”. Myślał, że Armia Czerwona jedynie odbiera to, co się jej należy:
Przyzwoici cywile, według niego, powinni być mu wdzięczni. Kiedy nadszedł czas wysłania paczki, złożył jeden czy dwa koce i spakował maszynę do pisania, ale rozgłosił też, że potrzebuje wózka dla córki. Następnego ranka dwa tuziny modeli stały pod jego kwaterą. „Wybrałem najlepszy” – uśmiechnął się. Szczodrość miejscowych zdawała się potwierdzać, że był ludzkim żołnierzem, najlepszego gatunku komunistycznym oficerem.
Jednakże choć rośnie nasza wiedza o skarbach zagrabionych podczas wojny, maleją szanse na ich zwrot. Mimo rozlicznych rewelacji i kroków prawnych, nadal obowiązuje zasada, że „posiadanie to dziewięć dziesiątych prawa”. Powojenni właściciele grają na zwłokę; roszczenia są kontestowane; niektóre kraje – jak na przykład Rosja – odmawiają uznania restytucji.
Większość kwestionowanych przypadków okazuje się niewiarygodnie skomplikowana. Zbiór rysunków Dürera skradziony z Instytutu Ossolineum w Lembergu, czyli Lwowie – obecnie na terenie zachodniej Ukrainy – został po wojnie odzyskany, ale potem sprzedał go pewien budzący zaufanie arystokrata, powołujący się na jakieś wątpliwe prawo własności. Bezcenną kolekcję partytur Beethovena i Mozarta, którą niemieccy urzędnicy zabrali z Reichsmusikkammer i Preußische Staatsbibliotek w Berlinie i w 1943 roku wysłali do okupowanej Polski, gdzie miano ją bezpiecznie przechować, ostatecznie odnaleziono w podziemiach Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Nie było żadnej grabieży. Granice się przesunęły, więc – na odwrót – zbiory z Wrocławia i Gdańska są dziś przechowywane w Berlinie.
Wszelka grabież jest formą przemocy i warto pamiętać, że grabieżcy nierzadko uciekają się do przemocy fizycznej. Nigdy się nie dowiemy, ilu Europejczyków pobito lub zamordowano, żeby jakiś hitlerowski kolekcjoner mógł dostać swój obraz, a jakiś pijany sowiecki żołnierz swój zegarek.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w książce Normana Daviesa „Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo”, która ukazała sie nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dowiedz się, jak wyglądała II wojna światowa w Europie:
Norman Davies
Europa walczy 1939-1945
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 79.00 zł | 53.72 zł idź do sklepu » |
Tak było na początku, teraz i na wieki wieków . . . AMEN. Historia kołem się toczy . . .
Uderza ta poprawność polityczna i niemiecka narracja historii. Niemców w waszych artykułach zastąpili naziści ! Cyżby to próba opowiadania po nowemu historii, którą Polacy b. dobrze znają? Ten numer u nas nie przejdzie.
Że niby Ruscy tacy om byli hehe Ruscy jeszcze gorsi od Niemców wiem bo słyszałem od dziadka i Babci dziadek był w łagrach na wschodzie przeżył wojnę i wiele opowiadał
niestety, ale tak pechowego położenia geograficznego jakie ma Polska to w Europie nie ma nikt.
Niemcy kradli na potęgę, Rosjanie wcale nie byli od nich lepsi…
Przede wszystkim Niemcy byli najgorszymi złodziejami