Topory, tarcze i mity: jak naprawdę walczyli wikingowie
Nie nosili rogatych hełmów, a ich najgroźniejszą bronią wcale nie były miecze. Wikingowie walczyli z precyzją i brutalnością — uzbrojeni w topory, włócznie i tarcze, które często malowali na czerwono, by wzbudzić strach jeszcze przed starciem. Zbroja ze stali była luksusem, a kolczuga — symbolem bogactwa.
Tekst pochodzi z książki: Sławomir Leśniewski, „Wikingowie”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025
Najważniejszymi elementami broni defensywnej wikingów były kolczugi, hełmy i tarcze. Tych pierwszych, ważących około 10 kilogramów i składających się z ponad dwudziestu tysięcy połączonych ze sobą żelaznych kółeczek, używali jedynie najbardziej zasobni wojownicy. Większość musiała się zadowolić zwykłymi nakryciami z różnorodnych tkanin lub w najlepszym razie skórzanymi kaftanami, które tylko w nieznacznym stopniu chroniły tułów przed ciosami zadanymi białą bronią oraz strzałami i bełtami.
Mur z tarcz i kolor krwi
Najlepszą osłoną, poza kolczugami, były powszechnie stosowane przez wikingów tarcze, mające około 3 centymetrów grubości, wykonane z desek obciągniętych skórą, z żelaznym guzem (tzw. umbem) pośrodku, wzmacniającym spoistość całej konstrukcji.
Zdecydowana większość miała okrągły kształt i średnicę od 70 do 100 centymetrów, znacznie rzadziej trafiały się tarcze przypominające odwróconą kroplę wody. Często widniały na nich wizerunki bóstw i zmarłych bohaterów. Tarcze były fantazyjnie malowane, najczęściej przy wykorzystaniu jaskrawych barw; przeważał czerwony, kojarzący się nieodparcie z krwią, mający przekonać napotkanych nieprzyjaciół o złych zamiarach wikingów i osłabić w nich wolę walki jeszcze przed podjęciem boju.

fot.Ardfern / CC BY-SA 3.0 Festiwal Wikingów
Ochronę głowy przed uderzeniami wszelakiej broni zapewniały hełmy. Przy czym te z nich, które z wyglądu wydawały się solidniejsze od innych, same prosiły się o nieszczęście. Wedle Hubbarda „uznawane były za coś w rodzaju wyzwania — jako przedmiot, który wojownicy lubili rozpłatać podczas gruchotania czaszki nieprzyjaciela”. Skóra cierpnie, gdy czyta się takie słowa, ale przecież niechroniony czerep wojownika dawał się rozbić na miazgę o wiele łatwiej…
Hełmy bez rogów
W naszych wyobrażeniach o wikingach ważne miejsce — obok kultowych langskipów i toporów bojowych — zajmują hełmy z rogami. Te ostatnie, w przeciwieństwie do dwóch pozostałych atrybutów opisujących ludzi Północy i ich łupieżcze wyprawy, nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Skąd zatem się wzięła taka właśnie wizja? Wedle profesora Jana Billa, archeologa i kuratora Muzeum Łodzi Wikingów w Oslo, mit wikingów w hełmach udekorowanych rogami powstał w okresie romantyzmu i został w późniejszym czasie upowszechniony. W dużej mierze stało się tak za sprawą słynnej opery Ryszarda Wagnera Pierścień Nibelunga, wystawionej w 1876 roku podczas festiwalu w Bayreuth. Występujący w niej nordyccy wojownicy mieli na głowach rogate hełmy zaprojektowane przez niemieckiego malarza Carla Doeplera. Opera zdobyła światową sławę, a wraz z nią umysłami widzów zawładnął przedstawiony w niej wizerunek wikingów. Zacząć wypada od stwierdzenia, że umocowanie na hełmach rogów, czy to naturalnych, zwierzęcych, czy żelaznych, musiałoby uczynić z nich wyjątkowo ciężkie i niewygodne okrycia głowy, stanowiące problem nie tylko podczas walki.

fot.Helgi Halldórsson / domena publiczna Hełmy „wikingów”
W istocie hełmy były wykonywane z dość cienkiej blachy i wyściełane od środka grubą warstwą materiału amortyzującego uderzenia i chroniącego głowę przed urazami. Już po walce ewentualne wgniecenia na hełmie można było łatwo wymłotkować i dalej go używać. Był to drogi sprzęt i w epoce wikingów nie tak znów często spotykany. Nie wszyscy wojownicy korzystali z hełmów, a ponadto mało kogo było stać na to, by się go pozbyć ze względu na uszkodzenia, zwykle możliwe do usunięcia. Znaleziska archeologiczne, zdumiewająco nieliczne — może właśnie z powodów podanych wyżej, ale również dlatego, że rynsztunek wojenny nieczęsto był składany w grobach — nie potwierdzają wizji Doeplera. Żaden ze znalezionych hełmów nie ma rogów. Owszem, w 1942 roku natrafiono na takie na bagnach w okolicy miasta Veksø w Danii, co wzbudziło zrozumiałą sensację.
Po przeprowadzeniu szczegółowych badań okazało się jednak, że owe hełmy poprzedzają epokę wikingów o niemal dwa tysiące lat! Naukowcy orzekli, że mogą pochodzić z południa Europy i ściśle wiązać się z obrzędami religijnymi; niemal na pewno nie pełniły funkcji ochronnej. Przy okazji wspomnianego znaleziska powstaje oczywiście pytanie, w jaki sposób hełmy przemierzyły cały kontynent i jak wyglądały obrzędy z ich wykorzystaniem. Na zasadzie ciekawostki można wspomnieć o jedynym znanym historii wojskowości oddziale wyposażonym w hełmy z rogami. Pojawił się on w rejestrze wojsk rzymskich z V wieku, czyli w schyłkowym okresie cesarstwa rzymskiego. Jego żołnierze używali nazwy cornuti (rogaci) i zapewne nigdy nie pojawili się w Skandynawii.
Miecz — skarb wojownika
W arsenale broni zaczepnej wyróżniały się miecze, topory bojowe, włócznie i łuki. Wysokiej klasy mieczami o wadze około kilograma, ostrzu o długości 60–90 centymetrów i szerokości 4–6 centymetrów, jako najdroższym obok kolczugi elementem uzbrojenia, posługiwali się jedynie bogatsi wojownicy. Zdaniem Hubbarda były one traktowane „niczym cenny rodowy spadek przekazywany z pokolenia na pokolenie”, tak samo zresztą jak niektóre kolczugi i hełmy. Z podobnie nabożnym pietyzmem nie traktowano natomiast krótkich mieczy, tzw. saksów, mających ostrze dochodzące do 60 centymetrów długości, wykonanych z pośledniejszych materiałów i bardzo zawodnych w użyciu ze względu na często zdarzające się pęknięcia i zniekształcenia. To głównie z nich korzystali mniej majętni wikingowie.

fot.viciarg ᚨ / CC BY 2.5 Miecze używane przez wikingów
Topór — narzędzie i przekleństwo
Topory stanowiły broń w pełni tego słowa znaczeniu uniwersalną. Służyły nie tylko do zadawania straszliwych, częstokroć śmiertelnych ciosów — w sagach pełno wzmianek o potężnych uderzeniach rozłupujących czaszki i odcinających kończyny, po których wypływały mózgi i tryskały fontanny krwi — ale miały wiele dodatkowych zastosowań. Rękojeścią, zazwyczaj osłoniętą skórą lub cienkim metalowym drutem, można było parować ciosy i samemu wyprowadzać uderzenia. Szczególnie niebezpieczne dla przeciwników, walczących zarówno w szyku rozproszonym, jak i zwartym, były topory „brodate”, mające na końcu ostrza wystający dolny hak. Pozwalał on na zahaczanie i wyrywanie tarczy oraz broni ofensywnej z rąk wrogów, ale również chwytania ich za nogi w okolicy kostek i wyciągania z ugrupowania tworzącego mur z tarcz.
Małe rozmiarami topory służyły do rzucania w atakującego wroga, większe zaś wykorzystywano przy pokonywaniu drewnianych palisad i obwałowań; umiejętnie wbijane obok siebie tworzyły niejako schody, po których wspinali się wojownicy. Sceny batalistyczne ukazujące ten element bojowego wyszkolenia wikingów należą do najbarwniejszych i najbardziej ekscytujących w poświęconych im filmach.
Posługiwanie się toporami wymagało jednak wielkiej wprawy i zwracania uwagi na to, co się dzieje wokół w bitewnym zamieszaniu, gdyż czasami mogły się okazać śmiertelnie niebezpieczne dla towarzyszy broni — szczególnie potężne, dwuręczne topory, zwane czasami duńskimi, charakteryzujące się wachlarzowatym żeleźcem z szerokim ostrzem. W Sadze o Njalu możemy przeczytać taki oto fragment poświęcony niejakiemu Thorgeirowi Łupiącemu Oszczepowi, który posługiwał się ogromnym toporem o nazwie Walczący Olbrzym:
„Uderzył obuchem w głowę tego, co był za nim, tak że czaszka rozprysła się w drzazgi i padł na ziemię martwy; potem spuścił topór do przodu, trafił Thorkella w ramię i odrąbał mu całą rękę”.
Thorgeir za jednym solidnym machnięciem topora uśmiercił przyjaciela i okaleczył wroga, co zapewne jego otoczenie skwitowało stwierdzeniem, że taki los był im pisany.
To przecież bogowie prowadzili muskularne ramię Thorgeira w chwili zadania feralnego ciosu… Topory bywały śmiertelnie niebezpieczne nie tylko w rękach doświadczonych wojowników, którzy dysponowali budzącą respekt siłą. Oto bohater Sagi o Egilu, gdy miał zaledwie siedem lat, w czasie nagłej awantury podczas gry w piłkę rozłupał głowę kolegi. Ów brutalny epizod świadczy o kilku sprawach. O tym, że wikingowie niemal rodzili się z toporem w ręku i już od najmłodszych lat wprawiali się w posługiwaniu bronią, podobnie zresztą jak wiele dziewcząt. Ale również i o tym, że — to cytat z Parkera — „wikińskie społeczeństwo, jakiego obraz dają nam sagi, nękała wszechobecna przemoc bądź jej groźba”.
Krew, imiona i legenda oręża
Niektóre miecze i topory nie pozostawały anonimowe. Nie tylko dlatego, że na ich ostrzach pojawiały się złote i srebrne inkrustracje, runy i wymyślne rysunki, co dodawało broni cech indywidualnych. Równie często zyskiwały nadawane im przez właścicieli imiona i nazwy — zwykle groźne i mające budzić strach, ale nierzadko pieszczotliwe i wywołujące uśmiech. Jedne były straszliwymi Bojowymi Jędzami, nieubłaganymi Ucinaczami Szyj, Kąsaczami Nóg, bezwzględnymi Gasicielami Żywotów, inne Przyjemniaczkami i Usypiaczami na Wieczność. Wyobraźnia posiadaczy groźnego oręża nie miała granic, a niektóre nazwy dzięki wybitnym wojownikom i ich opiewanych w sagach czynom zasłynęły od Skandynawii po Anglię i Konstantynopol.
Włócznie, łuki i śmierć z dystansu
Najpopularniejszą broń, przede wszystkim ze względu na nieskomplikowaną konstrukcję i związaną z tym stosunkowo niewielką wartość, stanowiły włócznie. Ich długość wynosiła 2–3 metry wraz z ostrzem mającym 20–70 centymetrów. Groty były formowane w szpikulec, przypominały liść bądź miały charakterystyczne zadry lub kolce. Wojownicy walczący przy użyciu włóczni, szczególnie ci, dla których była to jedyna broń, tylko w szczególnych okolicznościach pozbywali się ich, ciskając we wrogów. Przede wszystkim, wykorzystując każdą sposobność po temu, z możliwie największą siłą dźgali ich we wszystkie nieosłonięte części ciała.

fot.Max Naylor / domena publiczna Mapa ekspansji wikingów (2) VIII wiek, IX wiek, X wiek, XI wiek, miejsca atakowane, ale bez osadnictwa
Uzupełnienie mieczy, toporów, sztyletów, włóczni stanowiły długie łuki z cisu i pęki zakończonych żelaznymi grotami strzał. O ile znaleziska łuków z epoki wikingów są absolutnie unikatowe, o tyle w miejscach pochówku wojowników natrafiono na dużą liczbę strzał. Trzeba jednak zaznaczyć, że łuki wśród wikingów nie cieszyły się wzięciem, wielu wręcz nimi pogardzało jako bronią niegodną prawdziwego wojownika, który winien zaprezentować swoją wyższość w bezpośredniej walce, a nie zabijając wroga z oddali, bez większego wysiłku i wykazania się walecznością.
Niewykluczone zresztą, że największą radość sprawiało im mordowanie przeciwników gołymi rękami.
Tekst pochodzi z książki: Sławomir Leśniewski, „Wikingowie”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025
Thank you for the good writeup It in fact was a amusement account it Look advanced to far added agreeable from you However how could we communicate