Niki Lauda. Blizny, które znał cały świat
Swoją karierę w królowej sportów motorowych zaczynał od niepowodzeń. Aby zaistnieć Formule 1 zdecydował się na szaleńczy krok, ocierając się o bankructwo. Później wszystko mu się udawało i przed trzydziestką osiągnął sukces. Jednak pewnego feralnego dnia szczęście odwróciło się od niego, a wydarzenia te do dziś mrożą krew w żyłach. Jak wyglądała kariera Nikiego Laudy i dlaczego wielu określa ją mianem „wyścigu ze śmiercią”?
W 1976 roku sezon Formuły 1 wchodził w fazę decydującą. O krok od zdobycia kolejnego trofeum był Austriak Niki Lauda. Rywalizacja przeniosła się na tor Nürburgring w Niemczech. Tor, którego Lauda nie lubił, a wręcz próbował bojkotować. 23 kilometrowa trasa budziła w nim strach, bo najważniejsze było dla niego bezpieczeństwo. Był z tego znany. Nikt jednak nie słuchał. Gdy doszło do wyścigu, nie trzeba było długo czekać by ostrzeżenia Laudy nabrały realnych kształtów. Na drugim okrążeniu pędzące Ferrari wypadło z toru i stanęło w płomieniach. Mijające sekundy dłużyły się w nieskończoność. W zmiażdżonym, płonącym bolidzie utknął kierowca. Nie ruszał się. Inni zatrzymywali swoje bolidy i rzucili się na ratunek. Poparzenia były tak duże, że ciężko było rozpoznać twarz. W uwięzionym wozie był Niki Lauda.
Kariera wbrew rodzinie
Niki Lauda urodził się 22 lutego 1949 roku w Wiedniu. Jego rodzina była bardzo zamożna. W domu niczego mu nie brakowało. Dziadek Laudy był prawnikiem oraz wieloletnim prezydentem Austriackiego Czerwonego Krzyża. Brał czynny udział w odbudowie kraju po II wojnie światowej. Z kolei ojciec kierowcy dorobił się fortuny rozkręcając firmę w przemyśle papierniczym. Niki ani myślał wchodzić w te same buty. Jego marzeniem było ściganie się.
Bardzo szybko okazało się, że droga do tego była stroma. Zdecydowanym przeciwnikiem takiego pomysłu był ojciec Laudy. Swoje zdanie w tej kwestii wypowiedział również jego dziadek. Chciał on, aby członkowie rodziny pracowali w biznesie i kontynuowali familijną tradycję. Była jeszcze jedna przeszkoda – finansowa. Niki wiedział, że na pomoc rodziny w tej kwestii nie ma co liczyć. Zwłaszcza w obliczu niezdanego egzamin dojrzałości. W obawie przed konsekwencjami postanowił sfałszować świadectwo, aby ukryć ten fakt przed rodziną. Niedługo po tym otrzymał pokaźną sumę od rodziców na rozkręcenie własnego biznesu. Ci z pewnością liczyli, że zmieni podejście do dotychczasowej pasji i zajmie się poważnym zajęciem. Nie tego jednak pragnął, więc bez namysłu zainwestował pieniądze w kupno samochodu (Volkswagen Beetle).
Wielu osobom na jego miejscu taki samochód służyłby kilka dobrych lat. Ale dla Laudy nie był tylko środkiem transportu. On od auta oczekiwał czegoś innego, a ten nie spełniał jego wymogów. Był zbyt wolny i masywny. Pewnego razu postanowił pożyczyć od kolegi nowego Mini Coopera S. Dużo o tym samochodzie słyszał, głównie przez pryzmat organizowanych wyścigów. Z pewnością chciał sprawdzić, co też kryje się pod maską tak małej produkcji. Niki tego samego dnia rozbił się i musiał odkupić wóz.
Nie zrażając się tym, bardzo szybko zaczął główkować nad pozyskaniem funduszy. Będąc praktycznie bez grosza przy duszy, zwrócił się do babci o niewielką kwotę. Zakupił Mini Coopera i wziął udział w swoim pierwszy wyścigu. Później zamienił wóz na jeszcze szybszy, bo na Porsche 911. Nabrał trochę doświadczenia, jednak mierzył znacznie wyżej, ponieważ swoją przyszłość wiązał z Formułą 1.
Czytaj też: Żydowscy miłośnicy sportu używali magicznego dopingu? Archeolodzy mają na to dowód
„The Rat”
Swoją karierę w królowej sportów motorowych zaczął od dwóch nieudanych sezonów w Formule Vee oraz w Formule 3. Po tym w końcu przyszedł przełom. Niki dostał się do zespołu, który miał swoje bolidy w Formule 1. Był to zespół March. Dwa lata jego występów w barwach tego teamu ocenić można jako przeciętne. Lauda występował trochę w wyścigach Formuły 2, gdzie wyniki były zadowalające, zaś starty w Formule 1 były poniżej jego oczekiwań. „The Rat”, bo taki pseudonim nadali mu inni kierowcy (być może z powodu lekko wystających siekaczy), zdecydował się na postawienie wszystkiego na jedną kartę. Niki udał się do banku i wziął bardzo duży kredyt, zastawiając swoją polisę na życie. Nie zważał na konsekwencje. Potrzebował pieniędzy, aby wkupić się do lepszego zespołu. Ryzyko utraty wszystkiego było olbrzymie, tym bardziej, że nowy zespół – British Racing Motors – nie spisywał się do tej pory najlepiej. Co prawda ich bolidy były szybsze od samochodów Marcha, ale ewidentnie zespół notował spadek formy i borykał się z problemami natury technicznej.
Gdy Lauda zasiadł za kierownicą nowego teamu, szybko okazało się, że jest gorzej niż przypuszczano. Samochód prowadził się lekko, lecz odstawał od czołówki. Brakowało mocy. Każdy wyścig w wykonaniu Laudy przypominał gonitwę psa za własnym ogonem. Zawsze do szczęścia brakowało tak niewiele. Najlepszym jego wynikiem w sezonie 1972/1973 było piąte miejsce w GP Belgii. Austriak znalazł się nad przepaścią. Jego kariera zaliczała regres, a widmo narastających długów spędzało pewnie nie raz sen z powiek. Pomimo tego ciężko było to po nim zauważyć. Nadal był tym samym Nikim, który do wszystkich zagadywał i żartował. Pewnego razu, gdy wychodził ze swojego biura w Salzburgu rzucił do sekretarki:
„Nie zapomnij mnie poinformować, jeśli zadzwoni ktoś z Ferrari” Zawsze mówiłem to na odchodne, ale tym razem po moim powrocie ona z pełną powagą rzekła: „Dzwonili z Ferrari. Nie żartuję”.
Czytaj też: Janusz Kusociński – człowiek i sportowiec niezłomny
Złe przeczucia
Za sterami legendarnego Ferrari Lauda zasiadł od sezonu ‘74. W czerwonym kombinezonie budził większy respekt, pomimo, że każdy wiedział, jakim kredytem zaufania obdarzył go właściciel, Enzo Ferrari. Już w debiucie zajął drugie miejsce i było to jego pierwsze podium w karierze. Cały sezon należy zaliczyć jako udany, bo suma summarum Lauda zakończył klasyfikację generalną na czwartym miejscu. On sam uważał, że można było osiągnąć lepszy wynik, gdyby stworzono lepszy bolid. Wielokrotnie zgłaszał jego wady konstrukcyjne:
Bolid z 1974 roku nie był zbyt konkurencyjny. Na Pista di Fiorano zainstalowano fotokomórkę, a ja sobie tylko powtarzałem w myślach: „Mają taki sprzęt, a nie potrafią skonstruować porządnego wozu. Świat jest dziwny”. Przekazałem Piero Ferrariemu, że to auto jest podsterownym gównem, a on rzekł tylko, że nie mogę tak mówić, bo to Ferrari. „Powtórz staremu, że ten bolid nie jest zbyt dobry. Są problemy z balansem i wchodzeniem w zakręty”, dodałem. Niedługo później z Syberii został ściągnięty Mauro Forghieri i doszliśmy do wniosku, że możemy zyskać pół sekundy na okrążeniu. Ostatecznie Forghieri poprawił geometrię auta, a ja kręciłem czasy lepsze o osiem dziesiątych sekundy. Od tamtej chwili Enzo Ferrari miał do mnie pełne zaufanie.
W następnym sezonie dział konstruktorski wziął pod uwagę obiekcje Laudy i stworzono nowy wóz 312T. Za sterami tego samochodu Niki wygrał pięć wyścigów, nie pozostawiając konkurencji żadnych złudzeń w drodze po tytuł. Był to wyjątkowy sezon. Lauda zdobył pierwsze w karierze Mistrzostwo Świata, a Ferrari Mistrzostwo Świata Konstruktorów po 11 latach przerwy.
Kolejny sezon przebiegał dla Laudy równie pomyślnie. Wygrał on cztery pierwsze wyścigi i prowadził w klasyfikacji generalnej. Rywalizacja przeniosła się na tor Nürburgring w Niemczech. Na prośbę Laudy zwołano zebranie, na którym przedstawił on wady konstrukcyjne toru m.in. wskazywał na długość toru, co generowało brak szybkiej reakcji ze strony służb w razie kraksy, a także mówił o ogrodzeniu, które według niego było zbyt blisko toru. Chciał on zbojkotować ten wyścig, jednak pozostali kierowcy zarzucali mu, że tak naprawdę chce szybciej zapewnić sobie mistrzostwo. Po głosowaniu ustalono, że wyścig odbędzie się planowo. To, co wydarzyło się później na zawsze zmieniło życie Laudy i przeszło do historii.
Czytaj też: Ukochany Niemiec Anglików
40 dni i 40 nocy
Na drugim okrążeniu wyścigu Lauda był świeżo po zmianie ogumienia. Pomimo, że w klasyfikacjach był drugi, to zjazd do alei serwisowej sprawił, że znalazł się na szarym końcu. Zmotywowany próbował jak najszybciej odrobić zaległości. Gdy dojeżdżał do zakrętu Bregwerk z prędkością około 200 km/h, stracił panowanie nad pojazdem. Wypadł z toru i całym impetem uderzył w ogrodzenie. Jego piękne Ferrari odbiło się od metalowej bandy i prawie natychmiast stanęło w przeraźliwych płomieniach. Mało tego, jadący za nim Brett Lunger nie zdążył w porę zareagować i uderzył we wrak bolidu Austriaka. Do dziś zdjęcia i filmy z tej kraksy mrożą krew w żyłach. Pozostali kierowcy zaczęli zatrzymywać swoje bolidy, gdy spostrzegli, że Niki utknął w zmiażdżonym samochodzie i płonął żywcem.
Gdy udało się wydostać Laudę z płonącego pojazdu jego twarz była cała poparzona. Kierowca był przytomny. Przez chwilę nawet stał o własnych siłach, później położono go na trawę. Harald Ertl jeden z kierowców, który brał udział w akcji ratunkowej Laudy zeznał w późniejszych wywiadach, że Niki pytał czy jego twarz jest mocno poparzona, a później zapadł w śpiączkę. W szpitalu okazało się, że jego stan jest krytyczny. Wezwano nawet księdza, który udzielił Austriakowi ostatniego namaszczenia. Jego płuca były uszkodzone od nadmiaru gazów toksycznych, których się nawdychał, będąc uwięzionym. Stracił ucho, a jego oparzenia, zwłaszcza głowy, lekarze oceniali jako trzeciego stopnia.
Medycy mieli nie lada wyzwanie. Przede wszystkim musieli skupić się na usunięciu toksyn z jego płuc, ponieważ Lauda nie był w stanie normalnie oddychać. Dodatkowo dochodziła rekonstrukcja powiek. Każdy zdawał sobie sprawę, że po takim wypadku to koniec kariery dla wschodzącej austriackiej gwiazdy. Cud, że przeżył. Jego rekonwalescencję przewidywano na lata. Jakież musiało być zdziwienie, że po 40 dniach od wypadku Lauda ponownie zasiadł za kółkiem czerwonego Ferrari.
W ostatnim wyścigu sezonu w GP Japonii przewaga Laudy nad Huntem wynosiła zaledwie trzy punkty. Brytyjczyk zdołał nadrobić stratę, podczas pobytu Laudy w szpitalu. Czarne chmury, które zawitały w dniu wyścigu nad tor zapowiadały potężną ulewę. W czasie wyścigu rzęsisty deszcz utrudniał widoczność. Wielu kierowców sygnalizowało też problem z przyczepnością, jednak rywalizacja trwała, a oczy kibiców były zwrócone przede wszystkim na pojedynek Laudy i Hunta. W pewnym momencie Lauda zjechał do alei serwisowej i wyłączył silnik. Na pytanie mechaników co się stało odpowiedział: „Życie jest ważniejsze od wyścigów”. Trofeum zgarnął Hunt.
Nie był to koniec jego przygody z wyścigami. W następnym sezonie Austriak wygrał kolejne Mistrzostwo Świata w swojej karierze. Wycofał się ze startów w 1979 roku, lecz po dwóch latach, po namowach szefów McLarena, powrócił. W 1984 roku zgarnął trzeci tytuł Mistrza Świata, pokonując tym razem kolegę z zespołu Alaina Prosta. W wieku 36 lat wycofał się na dobre i poświęcił się swojemu biznesowi lotniczemu Lauda Air. Zmarł 20 maja 2019 roku w wieku 70 lat.
Bibliografia:
- Hamilton M., Niki Lauda, Wydawnictwo SQN, Kraków 2020.
- https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/co-pan-tu-robi-szukam-swojego-ucha-zielone-pieklo-i-smierc-za-zakretem,217,3736 [dostęp: 11.05.2022 r.]
- https://sport.tvp.pl/42733997/niki-lauda-ubezpieczenie-na-zycie-wspomnienie-jednego-z-najwybitniejszych-kierowcow-formuly-1-w-historii [dostęp: 11.05.2022 r.]
- https://sport.onet.pl/niki-lauda [dostęp: 11.05.2022 r.]
- https://wokolmotoryzacji.pl/niki-lauda-historia-o-tym-jak-feniks-powstal-z-popiolow-biografia/ [dostęp: 11.05.2022 r.]
- https://legendysportu.pl/niki-lauda-spalona-twarz-mistrza/ [dostęp: 11.05.2022 r.]
Dodaj komentarz