Charles Manson, Lato Miłości i kontrkultura lat sześćdziesiątych
Seria okrutnych morderstw z początków sierpnia 1969 roku, jaka miała miejsce w bogatych, białych dzielnicach Los Angeles, wstrząsnęła opinią publiczną. Wśród ofiary była między innymi Sharon Tate, żona uznanego reżysera Romana Polańskiego, Kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży.
Z nagłówków gazet oraz programów radiowych i telewizyjnych można było dowiedzieć się makabrycznych szczegółów prowadzonego śledztwa. Wskazywano na koszmarne szczegóły przeciekające od policyjnych informatorów. Ciała ofiar były zmasakrowane. Ściany rezydencji pokryte krwawymi napisami, odnoszącymi się rzekomo do tajemnych, satanistycznych kultów. Ofiary były ubrane w specjalne rytualne szaty z kapturami. Wiele z tych przekazów było zupełnie wyssanych z palca. Jak miała wskazać rozprawa sądowa, trwająca wiele miesięcy 1970 i 1971 roku, rzeczywistość była o wiele bardziej przerażająca, a prawdziwe motywy zbrodni tak pokręcone, że wręcz niewiarygodne.
Okazało się, że za morderstwami stoi tak zwana Rodzina pod przewodnictwem ekscentrycznego guru duchowego, Charlesa Mansona. Grupa, złożona z około trzydziestu osób, głównie młodych dziewcząt, zamieszkiwała opuszczoną farmę w niedostępnej Dolinie Śmierci. Wszyscy jej członkowie byli fanatycznie oddani wizjom roztaczanym przez Mansona, który opracował własną apokaliptyczną wizję świata. Morderstwa niewinnych osób, wywodzących się z białej elity Los Angeles, miały nakierować policję na Czarne Pantery – radykalne ugrupowanie czarnoskórych amerykanów walczących o równe prawa w społeczeństwie. To miało spowodować lawinę następstw, czyli tak zwany „Helter Skelter” – wojnę ras, w której biali zostaną prawie całkowicie wytępieni przez czarną ludność. Manson z Rodziną mieli natomiast skryć się w gigantycznej jaskini prowadzącej do wnętrza Ziemi. Tam zamierzali zbudować nowe, lepsze społeczeństwo, które finalnie odbuduje cywilizację na gruzach starej. Apokalipsie przygrywać miały albumy The Beatles i psychodeliczne ballady komponowane przez samego Charlesa Mansona, inkarnację Jezusa Chrystusa.
Słynna rozprawa sądowa oraz sama postać Mansona doczekały się dziesiątek książek, niezliczonych artykułów oraz setek filmów dokumentalnych, nie ma więc sensu ponownie opisywać makabrycznych szczegółów tych zbrodni, nawet współcześnie budzących ogromne emocje. W tym artykule chciałbym zwrócić uwagę na czasy, w jakich Manson formował swoją filozofię, czyli fenomen Lata Miłości i towarzyszące mu wydarzenia.
Czytaj też: The Iceman – historia płatnego mordercy
Stolica hippisowskiej rewolucji
Fenomen kulturowy ochrzczony jako Lato Miłości – z epicentrum w dzielnicy Haight Ashbury w San Franciso – nie trwał może zbyt długo, ale miał olbrzymie konsekwencje dla kultury popularnej. To wówczas wykształciło się pojęcie kontrkultury jako nurtu antagonistycznego wobec zastanej kultury i społecznego konserwatyzmu. Oczywiście eksplozja hippisów nie wzięła się znikąd. Przeważającą rolę w rozpowszechnieniu się wolnościowych haseł mieli bitnicy oraz książki takie jak „W drodze” Jacka Kerouaca z 1957 roku oraz „Skowyt” Alana Ginsberga z roku 1956. Ta pierwsza pozycja została uznana za biblię prawdziwego buntownika, którą mocno inspirował się, chociażby Bob Dylan, komponując swoje ponadczasowe protest-songi.
Początkowo dzielnica Haight Ashbury słynęła z kultury hipsterów, rozsmakowanych w awangardowym jazzie oraz dziwacznej literaturze intelektualistów, którzy lubili od czasu do czasu raczyć się marihuaną oraz nowym syntetycznym narkotykiem, jakim było LSD. Tak zwany kwas był wówczas mocno promowany przez Timothy’iego Leary’ego, samozwańczego guru LSD. Był on kontrowersyjnym wykładowcą na uniwersytecie w Berkeley, będącym w tamtym czasie intelektualnym centrum nowego ruchu społecznego. Leary uznawał LSD za narkotyk, którego zażywanie samo w sobie było pewnego rodzaju politycznym stanowiskiem, sprzeciwem wobec rasistowskiej i konserwatywnej polityce rządów USA. Innym znanym piewcą nowej psychodelicznej ewangelii był Ken Kesey, awangardowy pisarz, autor światowego bestsellera „Lot nad kukułczym gniazdem”. Kesey był wolontariuszem w badaniach wpływu LSD na człowieka, opłacanym przez CIA w latach 50. Pod wpływem nagłego oświecenia narkotykiem, zebrał wokół siebie grupę podobnie myślących jednostek – znanych jako Weseli Psotnicy – i zwiedzał Zachodnie Wybrzeże w wymalowanym psychodelicznymi wzorami vanem.
Czytaj też: Klub 27. Nowa, popkulturowa mitologia
Włącz się, dostrój, odpadnij
Istotnym punktem zwrotnym w historii formowania się subkultury hippisowskiej była impreza w Golden Gate Park znana jako „Human Be-In”. Zorganizowano ją 14 stycznia 1967 roku w akcie protestu przeciwko delegalizacji LSD. Hasłem przewodnim było: „Włącz się, dostrój, odpadnij”. Przybyło na nią około trzydziestu tysięcy młodych ludzi, a wszelkie możliwe media rozsławiły ją w całych Stanach Zjednoczonych. Do mało popularnej dotychczas i niewielkiej dzielnicy Haight Ashbury zaczęli zjeżdżać głodni sensacji i duchowego renesansu młodzi ludzie. Wkrótce dzielnica zaczęła pękać w szwach od tułających się bez celu, odzianych w kolorowe fatałaszki cudaków.
Największy szczyt nadejść wraz z wakacyjną przerwą w nauce. Swoistym zaproszeniem do celebracji Lata Miłości był Monterey Pop Festival, który odbył się w dniach 16-18 czerwca. Wypromował on takie gwiazdy jak Jimi Hendrix, The Who, Otis Redding czy Janis Joplin. Już wcześniej tysiące nastolatków odlatywało przy dźwiękach Jefferson Airplain, Big Brother and The Holding Company, Quicksilver Messanger Service czy Grateful Dead. Wiele z tych zespołów pomieszkiwało jakiś czas na Haight Ashbury. Ponadto w tym samym czasie niektóre grupy, jak choćby Big Brother and The Holding Company z Janis Joplin w składzie, tworzyło prawdziwe komuny w leśnych głuszach.
Niepodważalną sławą cieszyli się wówczas oczywiście Beatlesi, których albumy takie jak „Rewolver” (1966), „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” (1967) oraz „Magical Mystery Tour” (1967) miały niebagatelny wpływ na kulturę hippisowską.
Gdy wreszcie lato 1967 roku się rozpoczęło, do Haight-Ashbury z terenu całych Stanów Zjednoczonych przybyło kilkaset tysięcy ludzi – od czternastoletnich dzieciaków, po kobiety i mężczyzn w średnim wieku, zaintrygowanych nowym fenomenem.
Czytaj też: Janis Joplin, pierwsza dama kontrkultury
Flower-power
Kultura hippisowska, ze swoimi kolorowymi strojami, psychodeliczną muzyką, swobodnym stosunkiem do seksu i całym beztroskim oderwaniem od rzeczywistości kojarzy się powszechnie z miłością, tolerancją, uwielbieniem pokoju, słowem: „flower-power”. Pod koniec lat 60. widywało się na ulicach miast dziwaczne grupki oderwanych od rzeczywistości dzieciaków, plądrujących sklepowe śmietniki. Snuli się tu i ówdzie, mamrocząc piosenki i bełkocząc o nowym, lepszym świecie. Byli raczej niegroźnym elementem miejskiego folkloru, niż zwyczajnymi włóczęgami. Czasy, w którym subkultura dzieci-kwiatów eksplodowała całą feerią barw, w żadnym stopniu nie należały jednak do pokojowych, a sama „stolica” ruchu, czyli San Francisco wcale nie była oazą spokoju.
Gdy przyjrzeć się bliżej krajobrazowi, szybko zauważymy poważne skazy na rzekomo niewinnym obrazie. Już przed Latem Miłości w Haight Ashbury zaczęło brakować miejsca dla nowych lokatorów, a od czerwca 1967 roku, gdy każdego dnia do tej „ziemi obiecanej” przybywało tysiące osób, większości nie sposób było wykarmić oraz zapewnić miejsca noclegowego. Szybko więc miejskie parki, trawniki czy nawet chodniki wypełniły się głodującymi, bezdomnymi ludźmi, wśród których nierzadkim widokiem były zwyczajne, zagubione dzieciaki. Za tłumem szybko pojawili się dealerzy narkotykowi z ciężkimi używkami, takimi jak heroina oraz amfetamina. Wśród rosnących stert śmieci na ulicach po krótkim czasie nikt już nie zwracał uwagi na stosy zużytych strzykawek. W bocznych uliczkach co chwila odnajdywano ciało kolejnej ofiary przedawkowania bądź brutalnych porachunków narkotykowych. Wiele z tych ciał było okrutnie pokaleczonych. We wspomnieniach jednego z muzyków, który odwiedził to miejsce w szczycie Lata Miłości, rysuje się obraz daleki od spopularyzowanej w mediach sielanki:
„Na Haight Ashbury śmierdzi uryną, a wiele sklepów i lokali było zamkniętych. Młodzież, która w naszym wyobrażeniu biegała po okolicy z kwiatami we włosach, teraz leżała pokotem z igłami wbitymi w szyję.”
Za naiwną młodzieżą oraz dilerami, szybko przybyli alfonsi, którzy mogli pełnymi garściami czerpać z niekończącego się źródła zagubionych, uzależnionych, młodych dziewczyn bez grosza przy duszy. Nawiasem mówiąc, prostytucja nie była wówczas niczym niezwykłym. Nawet Janis Joplin miała ponoć podobne doświadczenia w swoim krótkim, ale intensywnym życiu.
Wolna miłość i ogólne rozpasanie szybko doprowadziło do prawdziwej epidemii różnych chorób wenerycznych i reperkusji źle przeprowadzonych aborcji. Szpitale państwowe ogólnie niechętnie przyjmowały chorych hippisów, odmawiając ich leczenia i pozostawiając na pastwę losu. Dlatego niezwykle ważną rolę odgrywali Diggersi – anarchizujące ugrupowanie, które pełniło na Haight swoisty wolontariat, przygotowując darmowe posiłki. Odpowiednią opiekę medyczną z kolei serwował David Smith, założyciel Darmowej Kliniki Haight Ashbury, w której codziennie przyjmował dziesiątki, jeśli nie setki młodych ludzi, trawionych uzależnieniami, chorobami wenerycznymi oraz psychicznymi. Nie odmówił pomocy nikomu, pomimo ciągłych szykan ze strony konserwatywnych władz.
Czytaj też: Anarchy in the PRL
Złudzenie szczęścia
Pokojowa kultura hippisów była odpowiedzią na niezwykle brutalną codzienność życia w Stanach Zjednoczonych. Wojna w Wietnamie oraz jej konsekwencje dla rządu były w tym przypadku jednym z najbardziej wyraźnych przyczyn pokojowych protestów. To był również czas nasilonych podziałów rasowych, kiedy to czarnoskórą ludność kraju zamykano w ogromnych gettach, celowo odseparowanych administracyjnie od bogatych dzielnic białych Amerykanów. W samym 1967 roku doszło do kilkudziesięciu poważnych rozruchów na tle rasowym, w wyniku których było wiele ofiar śmiertelnych. Do niektórych zaangażowano ponadto wojsko. Oliwy do ognia dolewało ugrupowanie Czarnych Panter oraz przejmujące przemowy Martina Luthera Kinga Juniora, będącego głosem uciśnionych. Swoje również robiły różne gangi, przede wszystkim Hell’s Angels. Ten motocyklowy gang bardzo dobrze czuł się w wielokolorowym chaosie i hippisowskich klimatach, raz to odgrywając rolę brutalnych gburów, innym razem swoistej „gwardii przybocznej”, zaprzyjaźnionej z takimi gwiazdami jak Janis Joplin i Rolling Stones.
Gdy w zamachach zginęli kolejno Martin Luther King (16 marca 1968 roku) oraz kandydat na prezydenta USA Robert Kennedy (5 czerwca), Stanami Zjednoczonymi wstrząsnęły fale zamieszek i protestów. Nałożyło się to na kryzys krytykowanej od lat wojny w Wietnamie i ogólne rozruchy z wiosny 1968 roku na całym niemal globie. Świat płonął, a dzieci-kwiaty tańczyły w rytm strzelających płomieni.
Czytaj też: „Syjonistyczna piąta kolumna”. Co nastąpiło w Polsce w marcu 1968 roku?
Nadchodzi diabeł
W oku cyklonu tego wszystkiego, co działo się w tamtych latach znalazł się nagle Charles Manson. Większość z jego trzydziestotrzyletniego życia spędził w różnych instytucjach penitencjarnych, od szkół poprawczych po więzienia stanowe. W szeroko pojętym międzyczasie na wolności żył z babcią w odciętej od świata malutkiej miejscowości w Dallas. Nie wiedział więc o świecie kompletnie nic. Jedynym łącznikiem Mansona ze światem była muzyka The Beatles, którą zafascynował się w więzieniu. Jego największym marzeniem było osiągnięcie sławy dorównującej, a nawet przewyższającej Czwórkę z Liverpoolu. Ta fascynacja, granicząca z obsesją, będzie przez najbliższe lata wyznaczać kolejne cele w życiu Mansona.
Spacerując po San Fransisco i terenie uniwersytetu w Berkeley Manson zainteresował się przepływającą wokół ludzką feerią. Przyzwyczajony raczej do więziennych uniformów, niewidzialny wśród tłumu dzieci-kwiatów, czuł się jak w raju. Do tego na każdym kroku napotykał na chętne wolnej miłości dziewczyny i darmowe narkotyki. Dla byłego alfonsa oraz zadeklarowanego seksistę, nie było lepszego miejsca w całych Stanach Zjednoczonych.
W całym tym tumulcie szczególnie zaintrygowało Mansona wręcz mistyczne uwielbienie dla LSD i psychoaktywnych właściwości narkotyku. Charliego nie interesował alkohol i ciężkie narkotyki, ale możliwości eksploracji swojej duszy, a jeszcze bardziej – eksploracji dusz innych. Uwagę Mansona przykuli również uliczni kaznodzieje, głoszący swoje kazania w parkach miejskich czy na rogach ulic. Wokół każdego mówcy zbierała się mała trzódka zasłuchanych dzieciaków, którzy żałośnie potrzebowali przewodnika po świecie. Egocentryzm Charliego działał na pełnych obrotach i powoli w jego umyśle formował się plan osiągnięcia sukcesu i sławy, którą przebiłby popularność Beatlesów…
Czytaj też: Czuła pamięć o kontrkulturze. Recenzja książki All you need is love
Transcendencja kontrkultury
W latach 60. w Stanach Zjednoczonych powstał dość silny ferment ideologiczny i duchowy. Było to po części spowodowane rozwijającą się kulturą popularną, najpierw jazzem i w większym stopniu rockiem, szczególnie psychodelicznym. Niezwykły wpływ na ówczesną kulturę młodzieżową miały, jak już zaznaczyliśmy wyżej, narkotyki. Marihuana i LSD pozwalały oderwać się od rzeczywistości i zredefiniować swoje własne „ja”. Przy ogólnej kontestacji powojennego pokolenia boomu demograficznego, zażywanie narkotyków stało się istotnym aktem buntu nie tylko przeciwko rodzicom, ale również przeciwko polityce, narzuconym odgórnie schematom i całemu nudnemu światu.
Wśród nowych nurtów myślowych znaczną rolę zaczęły odgrywać nauki wschodu. Po podbiciu Tybetu w 1959 roku na zachód wyemigrowało mnóstwo mnichów, którzy spotkali się z bardzo pozytywnym przyjęciem w niektórych środowiskach. Moda na orient szybko została zagarnięta przez muzykę. Wszystko zaczęło się od Beatlesów i utworu zamykającego album „Revolver”, „Tomorrow Never Knows”, który jest niczym innym jak opisem działania LSD. Ten utwór był nowym otwarciem dla muzyki popularnej. Natomiast wcześniej przytoczony album, „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, zarówno pod kątem muzycznym co wizerunkowym, był alegorią tamtych czasów. Jimi Hendrix z albumem „Are You Experienced?” poszedł w tym samym kierunku. Pochwałę odlotów po kwasie i życia w rytmie flower-power prezentował również zespół Grateful Dead. Jego członkowie wchodzili sporadycznie w skład Wesołych Psotników Kena Keseya, jeżdżąc po Zachodnim Wybrzeżu jego psychodelicznym busikiem.
Zresztą takich busów, wypełnionych hippisami i jeżdżących bez celu było więcej. Sam Manson swojego czasu zdobył najpierw niewielkiego busa, by później zamienić go na ciągle psujący się, szkolny autobus, którym przemierzał dzielnice Los Angeles wraz ze swoją, ciągle powiększającą się, trzódką wyznawców.
Tymczasem Manson zaczął podglądać ulicznych kaznodziejów, wyłapując od nich co bardziej interesujące elementy, krok po kroku, budując swoją własną pokręconą eschatologię, w której mieszały się wpływy chrześcijaństwa, nauk wschodu, okultyzmu, scjentologii, mów motywacyjnych oraz technik manipulacji, jakich nauczył się w więzieniu. Szczególnie ta ostatnia cecha wyróżniała Mansona, której był absolutnym mistrzem. Bardzo szybko rozeznawał się w charakterze słuchacza albo – jak kto woli, ofiary, poznając jego słabości i kompleksy. Później wykorzystywał tę wiedzę na każdym kroku w celu kompletnego otumanienia wybranej osoby. Ponadto, bardzo spodobało się Mansonowi podejście do zdobywania pożywienia Diggersów, którzy penetrowali śmietniki przy supermarketach w poszukiwaniu nadających się do zjedzenia produktów, z których przygotowywali później darmowe posiłki.
Równie ważne znaczenie dla światopoglądu Charliego miały również jego odloty po LSD, po których zaczął uważać siebie za reinkarnację Jezusa Chrystusa, ale taką lepszą, grającą na gitarze i produkującą radiowe hity. Zanim jednak doszło do eksplozji jego sławy, musiał stworzyć sobie grono wyznawców oraz dotrzeć do kogoś, kto pomógłby mu w wypromowaniu swojej muzyki.
Czytaj też: Irving Kanarek – najgorszy adwokat w historii USA?
Hippisowska komuna
Pierwszym członkiem Rodziny Charlesa Mansona była Mary Brunner, bibliotekarka uniwersytecka, na której zaczął trenować swoją filozofię. Opierała się ona na przezwyciężeniu wszelkich zahamowań, szczególnie jeśli chodzi o sferę seksualną. Należało przy tym kochać wszystkich, każdą istotę żywą. Do osiągnięcia szczęścia trzeba było wyzbyć się swojego ego, które jest źródłem ambicji oraz marzeń, a to prowadzi do frustracji oraz nieszczęść. Ponadto należy wyzbyć się dóbr materialnych, ponieważ, jak głosił Manson, dopiero gdy straci się wszystko, można zdobyć prawdziwe oświecenie.
Te elementy nie były niczym niezwykłym w Haight Ashbury, ale Mansona wyróżniała pełna napięcia charyzma i niezwykła umiejętność wyczuwania nastrojów i oczekiwań słuchaczy. U Mary Brunner miał tak potrzebne mu zakwaterowanie, pełną lodówkę i dużo czasu wolnego dla werbowania kolejnych osób, podczas gdy Brunner pracowała. Drugą „wybranką” Mansona była Lynette Fromme – uciekinierka z domu rządzonego przez surowego i zaborczego ojca. Osobiście odczuwała olbrzymią frustrację życiową, miała też niską samoocenę. Takich ludzi właśnie potrzebował Charlie. Później do Rodziny dołączali kolejni wyznawcy, jeden po drugim. Patricia Krenwinkel pochodziła z rozbitej rodziny, a jej starsza siostra była narkomanką, której nieobce były próby samobójcze. Rodzice Susan Atkins byli alkoholikami, matka zmarła na raka, a sama targnęła się na swoje życie. Uciekała w seks, narkotyki i alkohol. Pragnęła akceptacji oraz uwagi innych ludzi.
Z werbowaniem mężczyzn Manson miał większy problem, ale i tutaj osiągał sukcesy obietnicami spełniania wszelkich zachcianek seksualnych przez całkowicie podległe „niewolnice”. Pierwszy stałym, męskim członkiem Rodziny był Bruce Davis. Innym oddanym poplecznikiem został nastoletni Paul Watkins.
Charlie, przez starego znajomego z więzienia, Phila Kaufmana, dostał namiary na niejakiego Gady’ego Strumberga pracującego w Universal Music. Wiedziony przeświadczeniem o tym, że w Los Angeles czeka go kariera, zapakował swoją trzódkę do szkolnego autobusu i skierował się w kierunku Miasta Aniołów.
Tymczasem w Haight Ashbury Lato Miłości dobiegło końca. 6 października 1967 roku odbył się jego symboliczny pogrzeb, podczas którego palone były kwieciste ubrania, wytwory sztuki oraz symboliczne trumny. Większość dzieciaków wróciła z podkulonymi ogonami do rodzinnych domów, a ci, którzy zostali na pobojowisku, stanowili najczęściej dość żałosny widok.
Przez kolejnych znajomych w Los Angeles Charlie wreszcie poznał kogoś, kto pomógłby mu w podpisaniu kontraktu płytowego. Był nim perkusista sławnych wówczas The Beach Boys, Dennis Wilson. Był przystojny, lubił kobiety, miał mnóstwo pieniędzy, a co dla Mansona najważniejsze, miał rozległe kontakty w świecie show-biznesu. Charlie szybko okręcił sobie młodego muzyka wokół palca obietnicami seksualnych orgii ze swoimi dziewczynami oraz okraszonymi narkotycznymi wizjami kazaniami. Dzięki temu Manson poznał kolejnych muzycznych dygnitarzy, między innymi Boba Bausoleila, Gary’ego Hinmana czy Terry’ego Melchera. Każdy z nich miał być dla Mansona trampoliną ku zdumiewającej karierze. Udało mu się nawet kilka razy spotkać z zarządem Universal, ale jego osobowość dla biznesmanów była tak odstręczająca, a talent na tyle mierny, że trzymali go na dystans. To powodowało oczywistą frustrację u Charliego. Iluzja miłującej się komuny zaczęła coraz bardziej upadać na rzecz przepełnionej sadystycznymi wizjami końca świata antyutopii. Coraz częściej też dawała o sobie znać brutalna strona Charliego, kiedy bił swoje „wyznawczynie” lub groził ludziom nożem. Udało się co prawda Mansonowi odbyć sesję nagraniową w małym prywatnym studiu brata Dennisa, Briana Wilsona, ale nikt za bardzo nie potrafił dostrzec, na czym polegałby rzekomy geniusz muzyczny dziwnego, niezbyt dbającego o higienę ekscentryka.
Czytaj też: Eugène François Vidocq i jego Sûreté – jak powstał pierwszy wydział policji kryminalnej na świecie?
Ranczo Spahna oraz Dolina Śmierci
W Los Angeles Rodzina Mansona znalazła – aż nazbyt wygodną – bazę w luksusowym domu Dennisa Wilsona. Tam mogli korzystać z wszelkich wygód gwiazdy rocka, pełnej lodówki oraz (prawie) niewyczerpanych zasobów finansowych muzyka. Dennis z kolei mógł rozkoszować się wszelkimi fantazjami seksualnymi, spełnianymi skwapliwie przez dziewczyny Charliego. Ta sielanka jednak nagle się skończyła. Wilson przejrzał na oczy, uświadomił sobie, że Manson i jego wesoła gromadka roztrwaniają całe fortuny i niezbyt poczuwają się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Męczyło go również ciągłe nagabywanie z jego strony o kontrakt płytowy.
To zmotywowało Rodzinę do znalezienia lepszego, oczywiście w oczach samozwańczego guru, miejsca do życia. Wybór padł (nieprzypadkowo) na osamotnione ranczo, znane ze starych produkcji filmowych, należące do podeszłego w wieku, Georga Spahna. Tam Rodzina rozrosła się do kilkudziesięciu osób. Zaczęły również rodzić się dzieci. Odseparowanie od dużego miasta i brak swobodniejszego doń dostępu motywowane było jeszcze większą chęcią kontroli członków komuny przez Mansona. Z czasem, wraz z postępującą radykalizacją i brutalizacją ideologii Charliego, Rodzina przeniosła się w głąb Doliny Śmierci, w miejsce, do którego bardzo trudno było dotrzeć jakimkolwiek transportem, a dotarcie do Los Angeles lub innej miejscowości pieszo byłoby nie lada wyczynem. Tam też filozofia Mansona zaczęła ewoluować w kierunku Helter-Skelter.
Czytaj też: Mary Flora Bell – przerażająca historia jednej z najmłodszych morderczyń w historii
Wojna rasowa w rytmie The Beatles
Można się domyślać, że fiasko na gruncie show-biznesu akcelerowało psychozy Charliego Mansona i poniekąd doprowadziło do serii brutalnych morderstw. Już w więzieniu, gdy usłyszał Beatlesów, z miejsca na ich punkcie oszalał, a kolejne albumy Brytyjczyków jedynie utwierdzały go w uznaniu dla ich nieziemskiego wręcz geniuszu. Ale to tak zwany „Biały Album”, czyli krążek „The Beatles” z 1968 roku był tym, na co czekał od dawna – oświeceniem i potwierdzeniem jego celu w życiu. Kompilując to, co było charakterystyczne w jego filozofii już wcześniej z oryginalnie interpretowanymi tekstami Beatlesów, utworzył wizję Helter Skelter, czyli międzyrasowej wojny rasowej, która miała wybuchnąć już niedługo. Szczególnie utwory „Piggies” i „Blackbird” oraz oczywiście „Helter Skelter” były istotne. Ten pierwszy opisywał uprzywilejowanie znienawidzonych białych oraz rząd, drugi utwór był według pokrętnego rozumowania Mansona odezwą do czarnych by się zbuntowali przeciwko systemowi, a trzeci był zapowiedzią chaosu, który to powstanie wznieci na całym świecie.
Czarą goryczy dla Mansona, było wydanie jednego z jego utworów, „Ceased to Exist” na kolejnej płycie The Beach Boys pod innym tytułem: „Never Learn Not To Love”. Również tekst był nieco zmieniony, co dla Charliego, przekonanego o swoim geniuszu, było siarczystym policzkiem. Był to celowy zabieg perkusisty zespołu, który w ten sposób chciał się zemścić na Rodzinie za wykorzystywanie jego gościnności.
Gdy przewidywany na początek 1969 roku Helter Skelter nie nastąpił, Manson uznał, że trzeba wywołać go samemu. Przygotowania, oprócz jeszcze większego prania mózgów członkom Rodziny, polegały na gromadzeniu kradzionych samochodów i przerabiania ich na auta terenowe. W ten sposób mogli po rozpoczętym Armagedonie uciec w głąb pustyni i na specjalnych linach zjechać w głąb Ziemi, by tam oczekiwać nowego początku świata, którym oczywiście zawiadywałby, przygrywający na gitarze, Charles Manson.
Jak wiemy, do apokalipsy nie doszło, a wojna rasowa nie wybuchła. Zginęły natomiast niewinne osoby, a Rodzina Mansona została rozbita. Sam przywódca zmarł w wieku 83 lat, 19 listopada 2017 roku, odsiadując wyrok dożywotniego więzienia. Co interesujące, marzenie Charliego o wydaniu albumu ze swoimi utworami poniekąd się spełniło. W 1970 roku nakładem niezależnej wytwórni Awareness Records ukazała się płyta „LIE: The Love and Terror Cult” z nagraniami studyjnymi Mansona. Nie odniosła co prawda sukcesu na miarę Beatlesów, ale kto wie, czy gdyby ukazała się kilka lat wcześniej, to do morderstw w ogóle by doszło.
Bibliografia:
- Achenbaum W.A., The Summer of Love: From Fantasy to Fallout, Generations: Journal of the American Society on Aging, vol. 41, No. 2, The Summer of Love, the Baby Boomers, and Their Arc of Aging, 2017, 6-14
- Bai N., Born in the Summer of Love: The Haight Ashbury Free Clinic Transformed Drug Addiction Treatment, www.ucsf.edu [dostęp: 23.03.2022 r.]
- Bugliosi V., Gentry C., Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły Hollywood
- Guinn J., Manson. Ku zbrodni
- Krajicek D.J., Charles Manson. The Man Behind the Murders that Shook Hollywood
- Lee S., The Commune Movement Turing the 1960s and the 1970s in Britain, Denmark and the United States
- Meredith N., Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła
- Miller T., The 60’s Communes – Hippies and Beyond
- O’Neill T., Piepenbring D., Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood
- Rayment S., Psychoanalysis, Cults, & The Charles Manson Family, www.academia.edu
- Szubrych J., Lato Miłości 1967 r. w oparach LSD, www.polityka.pl [dostęp: 23.03.2022 r.]
- Wesson D.R., Psychodelic Drugs, Hippie Counterculture, Speed and Phenobarbital Treatment of Sadative-Hypnotic Dependence: A Journey to the Haight Ashbury in the Sixties, w: Journal of Psychoactive Drugs, 43, 153-164
Dodaj komentarz