Pałac ludowy, czyli mania wielkości Ceauşescu
Trudno znaleźć na świecie budynek większy niż Pałac Parlamentu w Bukareszcie. Jednak gdy rumuński dyktator Nicolae Ceauşescu zlecił wzniesienie tej niesamowitej konstrukcji, ogromna część historycznego centrum stolicy Rumunii musiała zapłacić wysoką cenę. Aby zrobić miejsce dla dzieła swojego życia, geniusz Karpat zrównał z ziemią całe połacie rumuńskiej metropolii – wszystko na chwałę swoją oraz swojego miasta.
Od lat 60. XIX wieku, kiedy to Bukareszt stał się stolicą państwa rumuńskiego, miasto nad rzeką Dymbowicą przeżywało wspaniały i bardzo szybki rozwój. Specyficzne położenie geograficzne oraz konotacje historyczne sprawiły, że dawna siedziba okrutnego Włada Palownika stała się miastem kosmopolitycznym i jak na owe czasy nowoczesnym. Bukareszt szybko osiągnął status centrum politycznego i kulturalnego Bałkanów, szczycąc się jednocześnie piękną, nietuzinkową, a wręcz ekstrawagancką architekturą. Określano go nawet mianem „Paryża Wschodu” lub też „Małego Paryża” ze wspaniałą Aleją Zwycięstwa zbudowaną na wzór Pól Elizejskich na czele.
Czytaj też: Kaplica templariuszy w Chwarszczanach – unikat na skalę światową
Cena chwały
Niestety jego dynamiczny rozwój przerwały w końcu alianckie naloty podczas II wojny światowej. Za przymierze z państwami Osi przyszło miastu zapłacić morzem gruzów. Zaś to, czego nie zniszczyły bomby, skutecznie oszpeciły w kolejnych latach rządy reżimu komunistycznego. A największe zasługi w upiększaniu Bukaresztu architekturą socrealizmu przypisuje się – i to całkiem słusznie – wieloletniemu dyktatorowi Rumunii Nicolae Ceauşescu. To właśnie na jego polecenie w niebyt odeszło wiele ocalałych z wojennej pożogi zabytków. Ich miejsce natomiast zajęły rządowe gmachy oraz dzielnice mieszkaniowe. Jednak najbardziej znanym architektonicznym wymysłem rumuńskiego conducătora (wodza) jest Pałac Parlamentu, znany wcześniej jako Dom Ludowy.
Podróże kształcą
Wodzowska wizja nowego i wspaniałego Bukaresztu rodziła się wraz z kolejnymi światowymi wojażami dyktatora. Monumentalne budynki rządowe w Chinach, Korei Północnej czy Wietnamie oczarowały Ceauşescu. Nie mniejsze wrażenie zrobiły na nim paryskie kamienice, a i wspomnienia przedwojennego „Paryża Wschodu” robiły swoje. W efekcie powstał projekt zakładający wzniesienie całej dzielnicy rządowej. Miały się w niej znaleźć oprócz Domu Ludowego – osobistej rezydencji dyktatora i siedziby parlamentu – również gmachy Ministerstwa Obrony Narodowej, Rumuńskiej Akademii Nauk, luksusowy hotel oraz niezwykle reprezentacyjny Bulwar Zwycięstwa Socjalizmu.
Czytaj też: Socrealizm w Polsce. Kultura ręcznie sterowana
Po gruzach do celu
Budowa Domu Ludowego rozpoczęła się w 1983 roku, a kamień węgielny położono 25 czerwca 1984 roku. Zanim jednak przystąpiono do realizacji dyktatorskich marzeń, wyburzono blisko 7 km2 centrum starego miasta. W perzynę obrócono liczne zabytkowe kościoły, cerkwie, synagogi, stadion oraz blisko 30 tys. domów. Jako pretekst tej prawdziwej hekatomby zniszczeń podano konieczność odbudowy metropolii po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi, które nawiedziło stolicę Rumunii w 1977 roku. Jakkolwiek mało logiczne byłyby rządowe uzasadnienia, faktem było, że z terenów przyszłej budowy wysiedlono około 40 tys. mieszkańców. Nie pozostawiono ich jednak bez dachu nad głową. Większość znalazła azyl w nowo budowanych, lecz najczęściej kiczowatych osiedlach na obrzeżach miasta.
Szacuje się, że ofiarą megalomanii Ceauşescu padła blisko 1/5 centrum Bukaresztu. A ówcześnie krążąca, w ścisłej rzecz jasna tajemnicy, anegdota głosiła, że jedynym zwycięstwem geniusza Karpat w walce o socjalizm było to odniesione nad samą stolicą.
Czytaj też: Katowicki Spodek ma już 50 lat
Prawdziwa armia
Szybko zorganizowany konkurs na projekt siedziby conducătora równie szybko wygrała, zaledwie 28-letnia adeptka architektury, Anca Petrescu. Ona też została głównym koordynatorem prac budowlanych. Plotki głosiły, że jednym z głównych powodów wyboru projektu młodej pani architekt i powierzenia jej tak odpowiedzialnej funkcji był fakt, że wpadła ona w oko żonie dyktatora – Elenie (a niektórzy twierdzili też, że była nawet jej krewną). To między innymi urok osobisty Anci miał uratować przed rozbiórką jeszcze większą liczbę zabytkowych budynków stolicy.
Anca Petrescu stanęła na czele 10-osobowego zespołu doświadczonych architektów, którzy z kolei zawiadywali rzeszą 400–700 inżynierów budownictwa wszelkiego rodzaju. Na tym jednak wielkie liczby się kończą. Chociaż oficjalnych danych nie ma, to przyjmuje się, że przy wznoszeniu Domu Ludowego pracowało w całotygodniowym trzyzmianowym systemie od 20 do 100 tys. robotników (z czego prawdopodobnie około 3 tys. zginęło w wypadkach na placu budowy). Mimo że Anca była głównym kierownikiem, to jednak nie mogła się czuć całkiem swobodna w swych poczynaniach. Dlaczego? Otóż kilka razy dziennie z gospodarską wizytą wpadało dyktatorskie małżeństwo, by swoimi często nieprzemyślanymi decyzjami dezorganizować tytaniczny wysiłek tej prawdziwej armii ludzi pracy.
Wszystko dla Domu
Na życzenie Ceauşescu wszelkie materiały budowlane musiały pochodzić z Rumunii, a krajowa gospodarka miała służyć wznoszeniu dyktatorskiej siedziby. To miał być pokaz potęgi i samowystarczalności państwa. Między innymi całą produkcję marmuru, którego zużyto ponad 1 mln m3, przeznaczono na potrzeby budowy. W efekcie na cmentarzach zaroiło się od… drewnianych nagrobków, gdyż tylko tego budulca było pod dostatkiem. O rozmachu prac świadczą też inne liczby: 3,5 tys. ton kryształu, 700 tys. ton stali i brązu, 200 tys. m2 wykładzin i dywanów, 3,5 tys. m2 skóry czy też 900 tys. m3 wspomnianego wcześniej drewna.
Koszty inwestycji były gigantyczne (z chwilą upadku reżimu Ceauşescu szacowało się je na 1,75 mld dolarów) i nie było mowy, by Rumunia samodzielnie udźwignęła takie obciążenie finansowe. By temu podołać, w tajemnicy przed narodem dyktator zaciągnął wiele zagranicznych pożyczek, których późniejsza spłata dodatkowo pogorszyła i tak trudną sytuację gospodarczą kraju.
I co dalej?
Przeciągające się prace budowlane zostały w końcu przerwane, w grudniu 1989 roku wraz z wybuchem rewolucji ustrojowej w Rumunii. Walka o lepsze jutro zdecydowanie zepchnęła na dalszy plan zabiegi o dokończenie siedziby znienawidzonego wodza. Nie porzucono jednak zupełnie prawie ukończonej inwestycji. Poniesione koszty były zbyt potężne, by bez mrugnięcia okiem przejść nad tym do porządku dziennego. Po burzliwych debatach, w trakcie których pojawił się m.in. pomysł na urządzenie w Domu Ludowym kasyna na miarę tych z Monako czy Las Vegas, zdecydowano na dokończenie budowy i przekazanie budynku narodowi rumuńskiemu. Było to właściwie zgodne z marzeniami obalonego dyktatora, który przecież wszystko robił dla swoich kochanych rodaków.
Czytaj też: Kto naprawdę obalił komunizm w bloku wschodnim? Profesor Andrzej Nowak odpowiada
Ciężar sławy
Ostatecznie w 1997 roku budynek już jako Pałac Parlamentu oddano do użytku. Anca Petrescu po latach wspominała, że nie architektura północnokoreańska, a pałac Buckingham lub Wersal były jej artystycznymi inspiracjami przy tworzeniu bukareszteńskiego projektu. W efekcie jednak powstał wysoki na 86, długi na 240 i szeroki na 270 m niedefiniowalny architektonicznie moloch – chyba tylko z grzeczności określany eklektycznym. Chociaż nie najpiękniejszy, ale za to posiadający 12 pięter, 8 podziemnych kondygnacji (w tym schron przeciwatomowy), ponad 1100 sal, 40 wind i niekończące się kilometry korytarzy budynek bardzo szybko stał się symbolem rumuńskiej stolicy. Jego monstrualna wręcz, bo licząca ponad 300 tys. m2 powierzchnia zabudowy wyniosła go na drugie miejsce – po Pentagonie – w rywalizacji o tytuł największego administracyjnego budynku na świecie. Natomiast zastosowanie marmuru sprawiło, że marzenie Ceauşescu do dzisiaj dzierży miano najcięższego budynku naszego globu. Szacuje się bowiem, że waży ponad 4 mld ton (!). Niestety jest to okupione jego zapadaniem się o 6 mm rocznie.
Czytaj też: Perełki Luwru – pięć najważniejszych dzieł sztuki z najsłynniejszego muzeum świata
Kocham cię jak… Budapeszt!
Wielu uważa pałac za nieatrakcyjny pod względem estetycznym, lecz trudny do zaprzeczenia kunszt marmurowych schodów, rzeźbionych drewnianych balkonów, kryształowych żyrandoli czy też haftowanych złotem zasłon co roku przyciąga rzesze żądnych widoku blichtru i zbytku turystów. Tajemnicze tunele ciągnące się w podziemiach do dzisiaj wzbudzają emocje i zachwyt nielicznych, którym było dane je zobaczyć, chociażby prezenterom programu motoryzacyjnego Top Gear. W 2010 roku ścigali się w nich sportowymi wozami, podkreślając przy okazji ogrom rumuńskiego pałacu.
I chociaż ogólnie dostępny jest zaledwie niewielki procent monumentalnej konstrukcji, to zwiedzający mogą wejść m.in. na prezydencki balkon. Miał z niego przemawiać do tłumów Ceauşescu – gdyby go nie rozstrzelano. Zamiast niego balkonu po raz pierwszy użył… Michael Jackson, który podczas tournée w 1992 roku zadeklarował z niego zgromadzonym fanom: „I love you people of Budapest!”, wywołując wśród nich ogólny niesmak i rozczarowanie.
Niedokończona historia
Rzecz jasna ogromne pałacowe przestrzenie wymagały odpowiedniego zagospodarowania. Dlatego też oprócz siedziby rumuńskiego parlamentu swoje miejsce znalazł tam także trybunał konstytucyjny, kilka wydziałów służby wywiadowczej, Muzeum Sztuki Współczesnej, centrum konferencyjne, 4 restauracje, 3 biblioteki oraz sala koncertowa. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że do dzisiaj wykorzystuje się zaledwie połowę pomieszczeń. A niektóre kondygnacje nadal czekają na wykończenie…
Bibliografia:
- Burakowski A., Geniusz Karpat, Warszawa 2008.
- Kunze T., Ceaușescu. Piekło na ziemi, tłum. J. Czudec, Warszawa 2016.
- Petrescu D., The People’s House, or the voluptuous violance of an architectural paradox, w: Architecture and Revolution. Contemporary perspectives on Central and Eastern Europe, ed. N. Leach, London 1999.
- Reed van G., The People’s Palace: Ceausescu’s Lasting, Loathed Legacy, https://www.local-life.com/bucharest/articles/palace-of-parliament [dostęp: 15.10.2021].
Dodaj komentarz