Niemiecki kolos idzie na dno. Zatopienie „Bismarcka”
Los okrętu został przesądzony właściwie w chwili, gdy wyszedł w morze. Ale Brytyjczycy mieli pełne prawo obawiać się jego potężnych dział. Nawet ścigany „Bismarck” był śmiertelnie niebezpieczny. Zatonął równo 80 lat temu.
Przed chwilą minęła 9.00 rano, 27 maja 1941 roku. Pancerniki HMS „King George V” oraz HMS „Rodney” szły prosto na nieprzyjaciela. Wojenne bandery łopotały na wietrze. „Tradycja przemawia – Flota Jego Królewskiej Mości Jerzego VI rozpoczyna bój” – zanotował jeden z członków załogi HMS „Rodney”, Polak Eryk Sopoćko. Marynarzy ogarnęło podniecenie – zaraz potem padła komenda „open fire!”.
Sopoćko zapamiętał swe wrażenie, gdy tamtego ranka ujrzał w końcu „Bismarcka” – „nigdy w życiu nie widziałem piękniejszego okrętu. Ideał proporcji…”.
Jak pisze historyk Jonathan Dimbleby: „»Bismarck« nie był zwykłym okrętem, lecz najbardziej imponującym przykładem możliwości inżynierii stoczniowej. Był szybszy, silniejszy i bardziej niebezpieczny niż którykolwiek z jego rywali”.
A jednak już o 10:40, po półtoragodzinnej walce, kolos poszedł na dno – zabierając ze sobą dwa tysiące ludzi załogi, w tym admirała Günthera Lütjensa. W przegranej „Bismarcka” najmniej jednak było winy jego kapitana i marynarzy. Przesądziła o niej ambicja dowódców.
Marzenia Readera
Grossadmirall Erich Reader, dowódca Kriegsmarine, pragnął wielkiej floty pancerników, dzięki której III Rzesza odebrałaby panowanie nad morzami Brytyjczykom. Nie wszyscy jednak podzielali to zamiłowanie do wielkich okrętów.
Admirał Karl Dönitz stawiał na łodzie podwodne, a – co ważniejsze – także Adolf Hitler nie przykładał wielkiej wagi do budowy pancerników. Aktualnie, wiosną 1941 roku, planował atak na Związek Radziecki – do tego nie potrzebował floty, ale czołgów i samolotów.
Tymczasem Reader marzył o dziesięciu okrętach typu „Bismarck” – na razie miał dwa: obok „Bismarcka” do służby wchodził „Tirpitz”, a widoki na obiecane mu kolejne takie jednostki na razie były nikłe. Reader potrzebował więc wielkiego sukcesu, by przekonać Hitlera do swych planów. Musiał się spieszyć, bo wiedział, że kiedy zacznie się operacja Barbarossa, cała uwaga Führera skupi się na walkach Wehrmachtu na wschodzie. Obmyślił więc rajd okrętów niemieckich po Atlantyku, który zablokowałby transporty do Wielkiej Brytanii ze Stanów Zjednoczonych.
Chciał na morze posłać „Bismarcka”, „Tirpitza” oraz krążowniki „Scharnhorst” i „Gneisenau” – taka flota rzeczywiście byłaby nie do pokonania. Sęk w tym, że „Tirpitz” nie był jeszcze gotowy, a krążowniki wymagały prac remontowych. Reader był zawiedziony – nie chciał jednak czekać i ostatecznie posłał w morze wraz z „Bismarckiem” krążownik „Prinz Eugen”. Pośpiech Readera okazał się fatalny dla największego okrętu Kriegsmarine.
Brytyjczycy już 22 maja dowiedzieli się, że okręt wyruszył na łowy. Obecność „Bismarcka” na Atlantyku przysparzała ich o ból głowy. Nic dziwnego. Wyporność blisko 50 tysięcy ton, długość 250 metrów. Tylko jedna lufa o kalibrze 381 milimetrów mierzyła 17,5 metra długości, ważyła aż 122 tony i potrafiła wystrzelić pocisk ważący 800 kilogramów na odległość ponad 30 kilometrów. A „Bismarck” takich luf miał osiem – cztery na przedzie i cztery z tyłu. Poza tym wyposażono go w kilkadziesiąt innych dział.
Było jasne, że ten grasujący po Atlantyku kolos może poważnie zagrozić dostawom do Wielkiej Brytanii, a te były teraz kluczowe. Gdyby tak się stało, admirał Reader mógłby triumfować i domagać się kolejnych jednostek.
Czytaj też: Karl Dönitz – ostatni Führer. Kim był człowiek, którego Hitler wyznaczył na swego następcę?
Zatopienie „Hooda”
„Bismarck”, gdy opuścił Skandynawię, popłynął w kierunku Cieśniny Duńskiej między Islandią a Grenlandią. Na spotkanie z nim wypłynął pancernik HMS „Prince of Wales” oraz duma Royal Navy – krążownik HMS „Hood”. Okręty dopadły „Bismarcka” 24 maja nad ranem. Niemiecka załoga, zwłaszcza obsługa dział, była w dobrej formie – świetnie przeszkolona podczas ćwiczeń na Bałtyku. Po krótkiej wymianie ognia „Bismarck” w pełni pokazał swe możliwości. Posłał „Hooda” na dno – wraz z 1415 ludźmi – ocalało tylko trzech członków załogi. „Prince of Wales” także oberwał i używając zasłony dymnej, opuścił pole walki.
„Bismarck” miał wtedy jeszcze szansę, by wykończyć „Prince of Wales”, ale zdecydował dogmatyzm Günthera Lütjensa – miał on topić konwoje, a nie wdawać się w morskie bitwy. Odpuścił więc i zaniechał gonitwy.
Miał też już inny problem – okazało się, że bitwa w Cieśninie Duńskiej nie była totalną porażką Brytyjczyków. Jedna z salw „Prince of Wales” trafiła niemiecki pancernik w część dziobową, co bardzo ograniczało sterowność kolosa. Tracił też paliwo, zostawiając za sobą smugę mazutu
Przeciwnik o tym nie wiedział, ale Lütjens zdał sobie sprawę, że o dalszych łowach nie ma już mowy, musi udać się do jednego z francuskich portów, by tam naprawić szkody. Nie mógł rozwinąć pełnej prędkości. Czekały go więc nerwowe trzy dni rejsu. „Prinz Eugen” odpłynął tymczasem w swoją stronę. „Kariera łowiecka »Bismarcka« skończyła się, zanim na dobre się zaczęła” – pisze Jonathan Dimbleby.
Czytaj też: Operacja Cerberus. Jak Kriegsmarine zagrała na nosie Royal Navy
Szakale wokół rannego lwa
Dla Churchilla, kiedyś Pierwszego Lorda Admiralicji, zatopienie „Bismarcka” i pomszczenie „Hooda” było teraz najważniejsze. O porażce dowiedział się już dwie godziny później, gdy go obudzono. Rozczarowała go też decyzja „Prince of Wales” o wycofaniu się z bitwy. Temperament Churchilla nakazywał walkę, a nie kunktatorstwo.
Osobiście wydał polecenie, by zatopić niemiecki pancernik. Ale najpierw trzeba go było wytropić. Nie było to łatwe. Okręt to pojawiał się, to znikał. Rozpoczęła się swoista komedia omyłek. Brytyjczycy, choć Churchill wspominał później co innego, nie wiedzieli dokładnie, jakie problemy ma „Bismarck”, nie wiedzieli też, że krążące w rejonie U-Booty nie mają już torped. Okręty Royal Navy szły więc za „Bismarckiem” zygzakami, by nie stać się łatwym łupem dla niemieckich podwodniaków – przez to jednak gubiły kontakt z okrętem Lütjensa.
Ten z kolei nie wiedział, że ścigającego go przeciwnika zawodzą radary i nie zna on jego położenia – uznał więc, że cisza radiowa w niczym mu nie pomoże – dlatego nie dbał o nią. To pomogło go namierzyć.
Kluczową rolę odegrały jednak samoloty z lotniskowców, które odnalazły „Bismarcka” i przeprowadzały ataki torpedowe jeszcze spowolniające okręt. Mimo wszystko Lütjens, który 25 maja skończył 50 lat, wytrwale zbliżał się do francuskiego wybrzeża. Liczył, że wkrótce znajdzie się w strefie, w której pomoże mu Luftwaffe. Gdyby wszystko poszło po jego myśli, 27 maja wieczorem dobiłby do portu Saint-Nazare.
Jednak już 26 maja wieczorem „Bismarck” został namierzony. Kolejne ataki samolotów spowodowały dalsze uszkodzenia. Okręt zaczął skręcać w niepożądanym kierunku – jakby miał zatoczyć wielkiej koło. W końcu Lütjens nadał do Berlina depeszę: „Nie panuję nad okrętem. Będziemy walczyć do ostatniego pocisku. Niech żyje Führer”.
Niemieckiego giganta dopadła w tym czasie grupa niszczycieli – w tym ORP „Piorun”. To właśnie polski okręt jako pierwszy namierzył na radarze „Bismarcka” i nawet prowadził walkę, choć nie mógł wyrządzić przeciwnikowi żadnej krzywdy. Sześć niszczycieli krążyło wokół „Bismarcka” i czekało, aż napłyną wielkie jednostki. „Ranny lew otoczony przez gromadzące się szakale” – zapisał jeden z brytyjskich autorów.
Był późny wieczór 26 maja. Brytyjskie okręty „King George V” oraz „Rodney” mogły dopaść „Bismarcka” już wcześniej, ale zdecydowano poczekać aż do świtu. Służący na HMS „Rodney” Eryk Sopoćko wspominał, że marynarze bardzo się niecierpliwili i pragnęli walki.
Obawiali się nawet, że załoga „Bismarcka”, widząc przewagę wroga, podda się i zatopi okręt. „To byłoby przykre. Wprost tragiczne. Nie zobaczyłbym morskiej bitwy. To niemożliwe” – pisał Sopoćko. Chciano też za wszelką cenę pomścić „Hooda”.
Bismarck zatopiony
O 7:22 27 maja obserwator na HMS „King George V” wykrzyczał: „Okręt w zasięgu wzroku!”, ale to HMS „Rodney”, jak pisał Craig Symond, „upuścił pierwszą krew”, gdy zaraz po 9:00 trafił w dziobową nadbudówkę, niszcząc przednie wieże pancernika. Salwy oddał także „King George V”, wkrótce przyłączył się „Norfolk”. Eryk Sopoćko notował:
Pierwsza wieża dziobowa hitlerowskiego pancernika strzela tylko jednym, prawym działem. Drugie zwisa smętnie – nie widziałem nawet, kiedy to się stało. Wieże rufowe strzelają nieuszkodzone. Szybkostrzelność jednak spadła. A chwilę później: Na maszcie jego nie ma już bandery wojennej – któryś z naszych pocisków musiał mu ją zerwać.
Podczas niespełna dwugodzinnej walki w „Bismarcka” trafiło około 400 pocisków oraz osiem torped. Niemcy walczyli do końca – ich postawa budziła nawet podziw załóg brytyjskich okrętów. O 10:21 Brytyjczycy wstrzymali ogień. Dzieła dokończyły torpedy wystrzelone z krążownika „Dorsetshire”. „Bismarck” przewrócił się na lewą burtę i o 10:40 zatonął. Od bezpiecznego portu dzieliło go raptem niespełna 700 kilometrów… Brytyjczycy uratowali 110 rozbitków, kilku jeszcze potem wyłowił jeden z U-Bootów.
Wieść o zatonięciu „Bismarcka” dosięgła Adolfa Hitlera w jego alpejskiej rezydencji. Był wściekły, ale ponoć już wcześniej spisał ten okręt na straty. Szykował się do podbicia Związku Radzieckiego i to zajmowało go najbardziej. Walka z Brytyjczykami była dlań koniecznością, ale nie priorytetem. Także budowa floty pancerników nie była jego celem – teraz zakazał okrętom tego typu wypływać na Atlantyk. Rację zdawał się mieć admirał Dönitz, stawiając na łodzie podwodne. Zresztą los „Bismarcka”, którego wytropiły i unieruchomiły samoloty z lotniskowców, był nad wyraz dobitnym dowodem, że romantyczna era wielkich okrętów linowych dobiegła końca.
Tymczasem w Londynie Winston Churchill właśnie poinformował parlamentarzystów o zatopieniu „Hooda” oraz o trwającej właśnie walce. Gdy skończył przemowę, usiadł na swym miejscu. Po chwili dostał karteczkę, a gdy ją przeczytał, wstał i triumfalnie ogłosił: „Otrzymałem właśnie wiadomość, że Bismarck został zatopiony”. Na sali zapanowała radość. Znów potwierdziły się słowa słynnej patriotycznej pieśni: „Rule, Britannia! Britannia rule the waves!”.
Bibliografia:
- Winston Churchill, Druga wojna światowa. Tom III, księga 1, Gdańsk 1995.
- Jonathan Dimbleby, Bitwa o Atlantyk. Jak alianci wygrali II wojnę światową, Kraków 2017.
- Craig Symonds, II wojna światowa na morzu. Historia globalna, Kraków 2020.
- Eryk Sopoćko, W pogoni za „Bismarckiem”, Gdańsk 2011.
Artykuł mógłby być dobry, gdyby nie zawierał wielu nieścisłości.
Cyt.: „łodzie podwodne” – w polskim nazewnictwie to okręty podwodne.
Cyt.: „krążowniki „Scharnhorst” i „Gneisenau” – taka flota rzeczywiście byłaby nie do pokonania.” – to były pancerniki, a nie krążowniki (autor pomylił się chyba z I wojną światową). Wpis o niepokonanej flocie to żart chyba, nie mający realnych podstaw.
Cyt.: „lufa o kalibrze 381 milimetrów mierzyła 17,5 metra długości, ważyła aż 122 tony” – jaki jest sens
podawania i podkreślania tego rodzaju informacji ?
Brytyjczycy też stosowali kaliber 381 mm, a nawet 406 mm (HMS Rodney, HMS Nelson).
Cyt.: „cztery na przedzie i cztery z tyłu.” – dotyczy to okrętu, zgrabniej byłoby: cztery na dziobie i cztery na rufie.
Cyt.: „Jedna z salw „Prince of Wales” trafiła niemiecki pancernik w część dziobową, co bardzo ograniczało sterowność kolosa.” – a co to trafienie miało wspólnego ze sterownością ? Nic.
Cyt.: „Po krótkiej wymianie ognia „Bismarck” w pełni pokazał swe możliwości. Posłał „Hooda” na dno” – tutaj brakuje informacji o tym, że HMS Hood był krążownikiem liniowym o przestarzałej konstrukcji co skutkowało tym, że miał znacznie gorsze opancerzenie niż pancerniki i przez to miał marne szanse na wygranie walki z Bismarckiem.
Cyt.: „Rozczarowała go też decyzja „Prince of Wales” o wycofaniu się z bitwy. Temperament Churchilla nakazywał walkę, a nie kunktatorstwo.” – tutaj brakuje informacji, że HMS Prince of Wales nie był jeszcze gotowy do służby, wypłynął w morze ze stoczniowcami na pokładzie, którzy w pośpiechu kończyli prace oraz uruchamiali i regulowali wyposażenie.
System kierowania ogniem nie był całkowicie sprawny, a działa miały kaliber 356 mm wobec 380 mm Bismarcka.
Załoga okrętu nie była „zgrana”.
Tak więc HMS Prince of Wales dnia 24 maja 1941 r. nie był godnym przeciwnikiem dla Bismarcka.
Decyzja dowódcy brytyjskiego pancernika o wycofaniu się z walki była słuszna.
Cyt.: „Kluczową rolę odegrały jednak samoloty z lotniskowców” – tak, a zdjęcie w artykule przedstawia
łódź latającą Walrus z jakiegoś krążownika. Powinien być pokazany samolot Fairey Swordfish.
Cyt.: „Okręt zaczął skręcać w niepożądanym kierunku – jakby miał zatoczyć wielkiej koło.” – wow, czary-mary.
W czasie ataku samolotów torpedowych Fairey Swordfish, Bismarck otrzymał trafienie torpedą w rufę,
co spowodowało zacięcie się steru w momencie jego wychylenia „na burtę”.
I dlatego Bismarck zataczał koła.
I tak można by dalej…
Mario-S ma rację, błędów merytorycznych dużo…
Moją specjalnością też są pancerniki – już od ponad lat 40-tu, tj. od czasu gdy zbudowałem z papieru model „Rodney’a” :), ofiary traktatu a właściwie traktatów waszyngtońskich z 1922. (ich efekt: uzbrojenie potężne ale prędkość słaba).
Ja bym dodał, że „Bismarck” był pod wieloma względami skrajnie przestarzałym koncepcyjnie okrętem i dowodem na słabość gospodarki niemieckiej. Jak na tak duży okręt miał np. wręcz „słabiutkie działa”. Pierwotnie miał być uzbrojony bowiem w działa 406 mm ale będący jeszcze ciągle w zapaści niemiecki przemysł zbrojeniowy, nie był na ten czas w stanie takich dział po prostu wyprodukować!
Powszechnie sądzi się też, że budowę „Bismarcka” i „Tirpitza” oparto o plany pancerników typu „Baden” z 1915 r. To błąd. Ocalały bowiem po pierwszej wojnie plany nie „Badena”, a jedynie jeszcze starszego typu drednota: „Posen”. Plany powstały przed nadaniem mu tej nazwy i były zatytułowane: „Ersatz Baden”, stąd zapewne ten błąd ciągle powielany.
Z typu „Baden” zaczerpnięto jedynie układ artylerii (w oryginale „Posena” były 4 dwudziałowe wieże w śródokręciu – strzelające właściwie tylko na burty + jedna dwudziałowa na dziobie i druga na rufie).
Układ artylerii był jednak też u niemieckich pancerników przestarzały – tylko dwa działa w każdej wieży.
Oba niemieckie największe pancerniki były więc istotnie niedozbrojone.
Najnowsze przedwojenne i wojenne konstrukcje np. amerykańskie, brytyjskie czy japońskie, miały już z reguły wieże 3, a francuskie nawet 4 działowe.
A stary już dość wówczas rzeczywiście (1918) „Hood” zniszczony przez „Bismarcka”, zwany często – jako krążownik liniowy, efektem „fanaberii [ekstrawagancji] admirała J. A. Fishera”, owszem był potężnie uzbrojony ale, powtarzam jako krążownik liniowy, słabiutko opancerzony – nigdy bowiem nie miał, nie powinien brać udziału w takim pojedynku artyleryjskim w którym nie mógł wykorzystać swej przewagi szybkości, donośności – co słusznie zauważa Mario-S.
A z kolei polowanie na „Tirpitza” prowadzone przez Brytyjczyków ogromnym kosztem, świetnie opisane w książce „Cel Tirpitz”, to jedynie wynik nonsensownych lęków i obsesji Churchilla rodem z czasów pierwszej wojny światowej…
Nie zgadzam się tylko z Mario-S co do negacji określenia „krążowniki” wobec pancerników „Scharnhorst” i „Gneisenau”. Z racji pełnienia de facto funkcji właściwie krążowników liniowych, często są tak bowiem właśnie określane one w literaturze przedmiotu.
Jeszcze dodam, że określenie krążowniki wobec pancerników „Scharnhorst” i „Gneisenau” ma uzasadnienie i w tej okoliczności, że w sporym zakresie do budowy ich (zwłaszcza dotyczyło to opancerzenia) użyto zdobytych w czasie I wojny światowej przez niemiecki wywiad, planów brytyjskich krążowników liniowych typu Admiral do którego należał i… HMS „Hood” !
Pozwolę sobie niezgodzić się z moimi przedmowcami, którzy klasyfikują okręty takie jak „Gneisenau” i „Scharnhorst” jako pancerniki. Oczywiście pod względem wyporności można je tak nazwać, ale pozostaje problem z kalibrem ich artylerii głównej 283 mm. W żadnej flocie nie występował tak dziwny i słaby kaliber jak na tych niemieckich okrętach, którym najbliżej do okrętów z 1 wojny światowej podczas której wiele pancerników miało artylerie główną o kalibrze 305 mm. Takim samym kalibrem, dysponowały też tzw. pancerniki kieszonkowe typu „Deutschland”, będące tak naprawdę dużymi ciężkimi krazownikami o nietypowym kalibrze artylerii głównej zamiast 203 mm. miały one 280 mm. A także posiadane przez Niemcy stare pancerniki takie jak np. „Schleswik-Holstein” pamiętające 1 wojnę światową. W zasadzie mówiąc o pancernikach mamy na myśli okręty o kalibrze artylerii głównej od 381 do 406 mm. Jedynymi odchyleniami od tej klasyfikacji były Japońskie superpancerniki z artylerią o kalibrze 457 mm. Oraz Angielskie 356 mm, Francuskie 330 mm. Niemieckie 283 mm. Można żałować ze okręty typu „Scharnhorst” nie przezbrojono jak planowano w działa 381 mm. w układzie 3×2, które to przezbrojenie rozwijało by wszystkie wątpliwości jak je zakwalifikować. Jeśli okręty francuskie typu „Dunkerque” 330 mm. zaprojektowano do zwalczania niemieckich pancerników kieszonkowych typu „Deutschland” 280 mm. To w jakim celu uzbrojony okręty typu „Scharnhorst”w artylerii główna o kalibrze 283 mm. ?
„RP „Piorun”. To właśnie polski okręt jako pierwszy namierzył na radarze „Bismarcka” i nawet prowadził walkę, choć nie mógł wyrządzić przeciwnikowi żadnej krzywdy.”
Mógł, torpedami. Atak nie doszedł do skutku na skutek niekompetencji angielskiego oficera łącznikowego.
Ok,hms hood też miał 8 dział 380 mm,siła ognia ta sama,a że pancerz słabszy,nadrabiał prędkością,a 356 walesa to też nie byle co(zatopienie scharnhorsta przez duke of york)
sdgsdgsd
Dostaję ponad 130 dolarów za godzinę pracy z domu. Nigdy nie sądziłem, że dam radę, ale moja koleżanka zarabia na tym ponad 20526 $ miesięcznie i przekonała mnie, żebym spróbował. Możliwość z tym jest nieograniczona. Więcej informacji….
Dostaję ponad 130 dolarów za godzinę pracy z domu. Nigdy nie sądziłem, że dam radę, ale moja koleżanka zarabia na tym ponad 20526 $ miesięcznie i przekonała mnie, żebym spróbował. Możliwość z tym jest nieograniczona. Więcej informacji…. 𝙬𝙬𝙬.𝙘𝙖𝙨𝙝𝙙𝙤𝙭.𝙘𝙤𝙢