Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

„Więcej rzezi, więcej nieszczęść niż zrodziło się kiedykolwiek przedtem”. Okręty Goeben i Breslau zmieniły bieg wielkiej wojny

Trzonem dywizjonu był potężny krążownik liniowy SMS Goeben. Ten wypierający 23 tys. ton i uzbrojony w 10 dział kalibru 280 mm kolos potrafił osiągać prędkość 28 węzłów. To wszystko czyniło go największym i najszybszym okrętem swojej klasy na Morzu Śródziemnym.

fot.Henderson, Ernest F./no restrictions Trzonem dywizjonu był potężny krążownik liniowy SMS Goeben. Ten wypierający 23 tys. ton i uzbrojony w 10 dział kalibru 280 mm kolos potrafił osiągać prędkość 28 węzłów. To wszystko czyniło go największym i najszybszym okrętem swojej klasy na Morzu Śródziemnym.

Późną wiosną 1973 roku opuszczono turecką banderę na krążowniku liniowym Yavuz. Tym samym żywot zakończył najstarszy okręt tej klasy, który jeszcze jako niemiecki Goeben przedarł się w 1914 roku do Konstantynopola. Dołączył do swego towarzysza walki, lekkiego krążownika Breslau, któremu nie dane było jednak dożyć tak sędziwego wieku. Pod koniec wielkiej wojny odszedł – i to z hukiem – na wieczną wachtę. To właśnie te dwa okręty, nierozłączne niczym Kastor i Polluks, spędzały sen z powiek dowódcom ententy…

Czy jeden lub dwa okręty są w stanie zmienić układ sił na lądzie i morzu? Choć taka sytuacja wydaje się mało prawdopodobna, to jednak okazuje się, że na wojnie wszystko jest możliwe.

A zaczęło się od cesarza Niemiec Wilhelma II. Ten ambitny do granic możliwości, zapatrzony w wielkość II Rzeszy i z rozmachem realizujący swoją Weltpolitik władca od zawsze marzył o stworzeniu potężnej floty – godnego przeciwnika dla brytyjskiej Royal Navy. W swoich marzeniach nie był osamotniony. Cesarza dzielnie wspierał sekretarz stanu Cesarskiej Marynarki Wojennej adm. Alfred von Tirpitz. Był on nie tylko doświadczonym dowódcą, ale też wirtuozem wywierania wpływu na opinię publiczną. Ta bowiem początkowo nie była nastawiona entuzjastycznie do światowej polityki cesarza, która zdecydowanie kłóciła się z dotychczasową Realpolitik żelaznego kanclerza Ottona von Bismarcka.

Z nicości do potęgi

Dzięki energicznej agitacji Tirpitza oraz szefostwa sztabu admiralicji Reichstag w dwóch ustawach morskich – Flottengesetze – z lat 1889 i 1900 zatwierdził ogromne sumy na rozbudowę Kaiserliche Marine. Dzięki tym nakładom w ciągu kilkunastu lat, jak pisze znany marynista Zbigniew Flisowski: „z kompletnej nicości wyłoniła się w tempie zaiste błyskawicznym” prawdziwa morska potęga, z którą należało się już liczyć.

Na Wyspach Brytyjskich rozwój morskich ambicji kajzera nie mógł zostać niezauważony. Do społeczeństwa przemawiały słowa ministra spraw zagranicznych Edwarda Greya, który ostrzegał: „Jeśli kiedykolwiek flota niemiecka stanie się silniejsza od naszej, armia niemiecka może podbić nasz kraj. Nie istnieje podobne niebezpieczeństwo dla Niemiec: jakby bowiem nie przeważała nasza flota, żadne morskie zwycięstwo nie zbliży nas ani na krok do Berlina”.

Zaczęło się od cesarza Niemiec Wilhelma II. Ten ambitny do granic możliwości, zapatrzony w wielkość II Rzeszy i z rozmachem realizujący swoją Weltpolitik władca od zawsze marzył o stworzeniu potężnej floty.

fot.Jürgensen, Theodor/domena publiczna Zaczęło się od cesarza Niemiec Wilhelma II. Ten ambitny do granic możliwości, zapatrzony w wielkość II Rzeszy i z rozmachem realizujący swoją Weltpolitik władca od zawsze marzył o stworzeniu potężnej floty.

Nie bez znaczenia były również ponure wizje przyszłego konfliktu roztaczane przez niemieckiego pisarza Augusta Niemanna w książce Der Weltkrieg. Deutche träume, którą wyspiarze nie wahali się przyjąć jako zapowiedź niemieckiego podboju Anglii. Aby zapobiec opisywanemu przez Niemanna wjazdowi kajzera do Londynu, Royal Navy wzmogła wysiłki na rzecz utrzymania wprowadzonego w 1889 roku tzw. standardu dwóch sił. Zakładał on, że królewska marynarka powinna utrzymywać liczbę najcięższych jednostek co najmniej równą łącznej liczbie takich okrętów dwóch kolejnych największych flot.

Wszelkie działania Brytyjczyków – w tym preparowanie fałszywych raportów udowadniających nadciągające panowanie Niemców na morzach świata, byle tylko zwiększyć wydatki na rozwój Royal Navy – w żaden sposób nie mogły jednak powstrzymać Wilhelma przed realizacją jego Weltpolitik.

Czytaj też: Pikielhauby w Nowym Jorku. Sny o potędze II Rzeszy

Mittelmeerdivison

W urzeczywistnieniu cesarskiej wizji miał pomóc utworzony rozkazem z 1 XI 1912 roku Dywizjon Śródziemnomorski. Powstał on wbrew opinii adm. Tirpitza, który chciał zatrzymać większość sił – czyli Hochseeflotte – bliżej portów macierzystych. Wybitny znawca tematu Tadeusz Klimczyk pisał o Mittelmeerdivision, że:

był ambicjonalnym kaprysem władcy rozgoryczonego faktem, że flota niemiecka nie ma żadnych dużych jednostek, które mogłyby reprezentować Niemcy na konferencji ambasadorów w Konstantynopolu, związanej z trwającymi wojnami bałkańskimi.

Faktycznie to miała być swoista projekcja siły Kaiserliche Marine, zwłaszcza we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Zadanie sławienia imperialnych aspiracji przydzielono świeżo zwodowanym nowoczesnym jednostkom. Trzonem dywizjonu był potężny krążownik liniowy SMS Goeben. Ten wypierający 23 tys. ton i uzbrojony w 10 dział kalibru 280 mm kolos potrafił osiągać prędkość 28 węzłów. To wszystko czyniło go największym i najszybszym okrętem swojej klasy na Morzu Śródziemnym. Drugą jednostką był równie szybki krążownik lekki SMS Breslau o wyporności 4,5 tys. ton, wyposażony w 12 dział kalibru 105 mm.

Drugą jednostką był równie szybki krążownik lekki SMS Breslau o wyporności 4,5 tys. ton, wyposażony w 12 dział kalibru 105 mm.

fot.Bundesarchiv, DVM 10 Bild-23-61-22 / CC-BY-SA 3.0 Drugą jednostką był równie szybki krążownik lekki SMS Breslau o wyporności 4,5 tys. ton, wyposażony w 12 dział kalibru 105 mm.

Okręty opuściły macierzysty port w Wilhelmshaven w niezwykłym pośpiechu, bo już w kilka dni po decyzji o sformowaniu dywizjonu. Gorączkowe wyjście w morze bez wymaganych prób odbiorczych miało wkrótce przynieść niepokojące konsekwencje. Szczególnie dotkliwie odczuł to Goeben, w którym przeciekała wadliwie wykonana instalacja kotłów. W tej sytuacji zamiast płynąć z deklarowaną szybkością 28 węzłów, mozolnie rozpychał fale z o połowę mniejszą prędkością, spalając przy tym dwa razy więcej węgla.

Przeprowadzone w austriackiej Poli naprawy gwarancyjne nie pomogły, a próby samodzielnego likwidowania przecieków przez załogę tylko pogarszały sytuację. Wszystkie te kłopoty Niemcy jednak tak skutecznie ukrywali, że Goeben w dalszym ciągu był uważany za najszybszy okręt swojej klasy w tym rejonie świata.

Na całe szczęście dla dywizjonu nie musiał on w tym czasie podejmować żadnych działań stricte wojennych, poprzestając na odwiedzaniu śródziemnomorskich portów i uprawianiu dyplomatycznego „lansu”. Jak podkreśla historyczka Barbara Tuchman w swoich „Sierpniowych salwach”, nowo mianowany w październiku 1913 roku dowódca Mittelmeerdivision kadm. Wilhelm Souchon wymieniał uprzejmości z Włochami, Grekami, Austriakami i Francuzami. Dosłownie ze wszystkimi z wyjątkiem Brytyjczyków, którzy starali się nie wchodzić w tym samym czasie do odwiedzanych przez Niemców portów. Robili to jednak zaraz po odpłynięciu cesarskiego dywizjonu – zapewne dla zatarcia wrażenia, które by mogli pozostawić poprzednicy, lub bardziej dosadnie według kajzera – „aby napluć do zupy”. Krążowniki Souchona miały też niewątpliwy zaszczyt eskortowania jachtu Hohenzollern z podróżującą po Morzu Śródziemnym parą cesarską.

Niemiecki dowódca był również podejmowany przez sułtana Mehmeda V i to właśnie na osmańskiej ziemi, w Hajfie, dotarła do niego wieść o zamachu w Sarajewie.

Czytaj też: „Bitwa pod Dorking”. Inwazja, której… nie było

A więc wojna!

Wilhelm Souchon, który według obserwatorów bardziej przypominał proboszcza niż oficera, żywo interesował się polityką (za co dorobił się nawet przydomka „Dyplomata”). Od razu więc zaczął przeczuwać, że śmierć arcyksiążęcej pary może doprowadzić w najlepszym razie do lokalnego konfliktu. Wiedział też, że planowane zluzowanie cieknącego i powolnego Goebena przez jego bliźniaczą jednostkę SMS Moltke nie dojdzie już do skutku.

W tej sytuacji priorytetem była naprawa dziurawego niczym ser szwajcarski systemu napędowego. Podjęte nadludzkim wysiłkiem przez przysłanych z Niemiec mechaników i załogę krążownika próby ponownej naprawy w austriackiej Poli pozwoliły zwiększyć prędkość jednostki jedynie o kilka węzłów. Więcej czasu na poprawki jednak już nie było. Goeben wrócił na Morze Śródziemne, bo na Adriatyku łatwo go można było zablokować, na co chrapkę miały cztery brytyjskie krążowniki pancerne kadm. Ernesta Troubridge’a.

Niemiecki kolos co sił w cieknących kotłach ruszył do włoskiej Mesyny, gdzie 2 VIII połączył się z Breslauem. Tam okręty Souchona zastała wiadomość o wypowiedzeniu Francji wojny przez Niemcy. Na taką okazję zdawał się tylko czekać Mittelmeerdivision. Po szybkim (mimo utrudnień ze strony „świeżo” neutralnych Włochów) zabunkrowaniu węgla z oczekujących na redzie portu niemieckich transportowców wyruszył ku wybrzeżom francuskiej Algierii.

Co prawda Souchon wkrótce otrzymał rozkaz natychmiastowego skierowania się do Konstantynopola, by, jak wspominał, „zmusić Turków, nawet wbrew ich woli, do rozprzestrzenienia wojny na Morzu Czarnym przeciwko ich starożytnemu wrogowi, Rosji”, to jednak nie zamierzał porzucić pomysłu na ostrzelanie się swoich załóg. Nad ranem 4 VIII 1914 roku, po wymanewrowaniu potężnej, lecz powolnej francuskiej eskadry wiceadm. Auguste’a Boué de Lapeyrére’a, kajzerowskie okręty oddały pierwsze morskie salwy w wielkiej wojnie. Ofiarami niemieckich dział padły algierskie porty w Philippeville i Bône. O ile materialne zniszczenia były niewielkie, o tyle osiągnięty efekt psychologiczny i propagandowy – ogromny. Do tego rozpoczęte na rozkaz francuskiego dowództwa transporty wojsk kolonialnych dla wzmocnienia sił w Europie zostały czasowo wstrzymane.

Wilhelm II na pokładzie Goebena w Konstantynopolu

fot.Bundesarchiv, Bild 146-1981-137-08A / CC-BY-SA 3.0 Wilhelm II na pokładzie Goebena w Konstantynopolu

Tego samego dnia w drodze powrotnej do Mesyny, gdzie niemieckie jednostki miały ponownie zaopatrzyć się w węgiel, Mittelmeerdivision napotkał płynące w przeciwnym kierunku dwa krążowniki liniowe Royal Navy – HMS Indomitable i HMS Indefatigable. Mimo że Niemcy byli w zasięgu ich dział, brytyjski dowódca Floty Śródziemnomorskiej adm. Archibald Milne nie podjął jednak żadnych działań.

Jak podkreśla znawca tematu Maciej Szopa, dopiero co rozpoczęta wojna była ostatnią, w której walczące strony do końca przestrzegały rygorów dyplomacji. Gdy dostrzeżono okręty Souchona, Niemcy i Francja były już w stanie wojny, lecz do upłynięcia terminu brytyjskiego ultimatum wobec II Rzeszy pozostawało jeszcze około 13 godzin. W tej sytuacji pancerne kolosy minęły się w ponurej ciszy, bez oznaczających powitanie flag sygnalizacyjnych oraz z wieżami artylerii w zerowym położeniu.

Po 20 minutach od pierwszego kontaktu krążowniki Royal Navy zawróciły i na wszelki wypadek rozpoczęły dyskretne śledzenie cesarskiego dywizjonu. Tymczasem niemiecki „Dyplomata” doskonale zdawał sobie sprawę, że czas dyplomacji wkrótce się skończy. Wiedział też, że chociaż jego flagowa jednostka była wprawdzie najpotężniejsza w regionie, to jednak nie miała szans w starciu z dwoma brytyjskimi okrętami tej samej klasy, które dysponowały aż szesnastoma 305-milimetrowymi działami. I nawet siła ognia Breslaua nie byłaby w stanie zrównoważyć tej różnicy.

Wobec tego cała uwaga Souchona skupiła się na oderwaniu się od angielskich jednostek. Znowu kosztem ogromnego wysiłku oraz narażania zdrowia i życia załogi Goeben wzniósł się na wyżyny swoich ówczesnych możliwości, uzyskując z przeciekających kotłów 24 węzły. Starania się opłaciły i późnym popołudniem dymy kominowe brytyjskiej eskadry skryły się za horyzontem. Swoją drogą jednostki pościgowe również musiały zmagać się z awariami kotłów, przez co ich prędkość była mniejsza niż zakładano. Gdy około godziny 5 nad ranem 5 VIII Mittelmeerdivision zawinął do Mesyny, Wielka Brytania i Niemcy były już w stanie wojny.

Włoska doba

W Mesynie na okręty Souchona czekały już niemieckie węglowce. Niebawem dołączył do nich również jeden… angielski. Jego dowódca, zupełnie nieświadomy wybuchu wojny, został przez Niemców spity do nieprzytomności. Węgiel przeniesiono na niemieckie jednostki (chociaż są głosy, że został zupełnie legalnie od Anglika odkupiony).

Wiceadmirał Souchon w towarzystwie Limana Paszy na pokładzie SMS Goeben

Wiceadmirał Souchon w towarzystwie Limana Paszy na pokładzie SMS Goeben

Ponieważ podtrzymujący swą neutralność Włosi odmówili dostępu do urządzeń przeładunkowych, marynarze nosili drogocenny ładunek w workach przez wycięte w burtach otwory. A czas naglił. W myśl bowiem przepisów prawa międzynarodowego pobyt okrętów w neutralnym porcie nie może trwać dłużej niż 24 godziny. Souchon wmówił więc Włochom, którzy notę o nakazie opuszczenia Mesyny wręczyli mu o godz. 20.30, że właśnie od tej chwili zaczyna liczyć czas pobytu swego dywizjonu. W ten sposób wydłużył dobę o dobrych kilkanaście godzin. Niemniej późnym popołudniem 6 VIII musiał już wypłynąć.

Czytaj też: „Czarna Pantera”. Gumowy U-Boot Hitlera

Dziurawe sidła

Brytyjczycy i Francuzi spodziewali się kolejnego rajdu Mittelmeerdivision przeciwko francuskim konwojom u wybrzeży Algierii i dlatego też zgromadzili niemal wszystkie siły na zachód od Mesyny. Wschodnie rejony dozorował jedynie lekki krążownik Gloucester oraz patrolujący wejście na Adriatyk zespół krążowników pancernych kadm. Troubridge’a.

I to właśnie w tym kierunku, ku wielkiemu zaskoczeniu dowódców ententy, ruszył zespół Souchona. Wkrótce jednak zmienił kurs na Konstantynopol. Zupełnie zdezorientowani Brytyjczycy mieli jeszcze szansę na przechwycenie, a przynajmniej spowolnienie niemieckiego rajdu. Jednak próba pościgu podjęta przez okręty Troubridge’a wobec niezdecydowania dowódcy oraz mniejszej prędkości jego krążowników spełzła na niczym. Gonitwę za Niemcami kontynuował Gloucester, który nawet wdał się w krótką, lecz nieskuteczną wymianę ognia ze sprytnie opóźniającym pościg Breslauem. Były to pierwsze i jedyne salwy Royal Navy w akcji przeciwko Mittelmeerdivision. Wkrótce zresztą na Gloucesterze zaczęło kończyć się paliwo i musiał on zawrócić.

Kosztem ogromnego wysiłku oraz narażania zdrowia i życia załogi Goeben wzniósł się na wyżyny swoich ówczesnych możliwości, uzyskując z przeciekających kotłów 24 węzły.

fot.Bundesarchiv, Bild 134-B0025 / CC-BY-SA 3.0 Kosztem ogromnego wysiłku oraz narażania zdrowia i życia załogi Goeben wzniósł się na wyżyny swoich ówczesnych możliwości, uzyskując z przeciekających kotłów 24 węzły.

Co prawda 9 VIII adm. Milne otrzymał wyraźny rozkaz, by podjąć przerwany pochopnie pościg, ale wtedy niemiecki zespół był już na wodach terytorialnych wciąż neutralnej Turcji. A co najciekawsze – brytyjski dowódca do samego końca nie wierzył, że Souchon zmierza do Konstantynopola. Był święcie przekonany, że lada chwila Niemcy zawrócą i wpadną pod działa jego Floty Śródziemnomorskiej. Niemniej zgodnie z wytycznymi podjął (bardzo chaotyczne) działania pościgowe. Nie zmieniało to jednak faktu, że alianckie sidła były dziurawe, a niemiecki lis wymykał się z potrzasku.

Pod osmańską banderą

Tymczasem kajzerowskie okręty po całodniowym oczekiwaniu na zgodę władz tureckich na przejście przez zaminowane Dardanele 11 VIII wpłynęły do Konstantynopola. Następnego dnia u wrót Cieśniny Dardanelskiej stanęły okręty Milne’a. W odpowiedzi na jego protesty o postój niemieckich jednostek w neutralnym porcie strona turecka oświadczyła, że krążowniki Souchona zostały przez Turcję zakupione.

Wkrótce Goeben jako Yavuz Sultan Selim oraz Breslau jako Midilli rozpoczęły służbę pod osmańską banderą, przynosząc ze sobą – według późniejszych słów Churchilla „więcej rzezi, więcej nieszczęść, więcej zniszczeń, niż zrodziło się kiedykolwiek przedtem w zasięgu okrętowego kompasu”. A Souchon, który został wiceadmirałem tureckiej floty, tak pisał do swojej żony: „Wciągnąłem Turków w tę zawieruchę. Rosja, Wielka Brytania i Francja wypowiedziały im wojnę”.

Bibliografia

  1. DeSantis M.G., The Man Who Let Goeben Escape, History.net [dostęp: 19.02.2021].
  2. Flisowski Z., Bitwa jutlandzka 1916, Warszawa 1994.
  3. Gozdawa-Gołębiowski J., Wywerka Prekurat T., Pierwsza wojna światowa na morzu, Warszawa 1994.
  4. Jaszczyński M., „Breslau”, co walczył za sułtana i spoczął na dnie Morza Trackiego. Był z Vulcana, „Głos Szczeciński Plus” [dostęp: 19.02.2021].
  5. Klimczyk T., Historia pancernika, Warszawa 1994.
  6. Klimczyk T., Ucieczka Goebena – aliancki blamaż, „Morze. Statki i Okręty”, nr spec. 3/2009.
  7. Kochnowski R., Bilans dokonań wojennych Kaiserliche Marine 1914–1918, [w:] Wielki przełom. Konflikty zbrojne i przemiany wojskowości 1912–1923, red. M. Baczkowski, Kraków 2018.
  8. Perepeczko A., Rozkwitająca Kaiserliche Marine, „Morze. Statki i Okręty”, nr 6/2000.
  9. Szopa M., Ucieczka Goebena, „Technika Wojskowa. Historia”, nr 3/2013.
  10. Szoszkiewicz C., Pancerniki II wojny światowej, t. 2, Warszawa 1993.
  11. Tuchman B., Sierpniowe salwy, tłum. M. i A. Michejdowie, Warszawa 2005.

Komentarze (1)

  1. niepoprawny politycznie Odpowiedz

    No cóż okręty pancerne do 1954 r., to mój z kolei wielki „konik”, taki od lat…
    Zwrócę więc uwagę na ważne pominięcia w artykule.

    Niemcom sprzyjały bowiem okoliczności na początku XX wieku w sposób naprawdę wyjątkowy – szczególny, tj. „trafili” ze swym programem zbrojeń na morzu, w pojawienie się pierwszego drednota…
    Brytyjski HMS „Dreadnought”, ich protoplasta, deklasował bowiem wszystkie predrednoty pod ABSOLUTNIE każdym względem, uzbrojenia, prędkości (zwłaszcza!), wielkości – wyporności itd., tylko, że…
    Nagle więc cała ogromna światowa flota predrednotów z chwilą pojawienia się pierwszego drednota, stała się ledwie pomocniczą! Trafiała z dnia na dzień na „śmietnik historii” – na prawdę w ciągu nieomal jednego dnia!!!
    Tylko, że…
    Problem w tym, że Wielka Brytania miała w 1906 roku tylko JEDNEGO (!!!) drednota, więc łatwo było zaczynając „od zera”, dotrzymać jej kroku w następnych latach zbrojeń, budując wyłącznie drednoty!!!
    Mimo to, tej rzadkiej w dziejach okazji, cesarz Wiluś II, ku rozpaczy Tirpitza, nie zwiększył nakładów na flotę (uznał je i tak za ogromne) i Brytyjczycy powoli, mozolnie odzyskiwali, korzystając ze swej przewagi „w stoczniach”, i „drednotową” przewagę na morzu.

    Gdzie krążownik liniowy „Goeben” dokonywał rzezi i dlaczego?
    Otóż przez CAŁĄ wojnę – na Morzu Czarnym, paraliżując i niszcząc rosyjską flotę handlową.
    Po pierwsze jednak rzekoma mała prędkość „Goebena” ws wyniku awarii, to raczej wymysł kajzerowskiej propagandy, by podkreślić bohaterstwo niemieckich marynarzy. „Cieknący” niemiecki krążownik liniowy i tak osiągał 23-24 węzły, prędkość nieosiągalną dla wczesnych drednotów (maks. 22 węzły) i predrednotów (maks. 19 węzłów). Krążownik liniowy to bowiem taki słabiej opancerzony, „odchudzony” drednot wymyślony przez ekscentrycznego brytyjskiego admirała Fishera, mający pełnić funkcje zwiadowcze i „harcownicze” – wszczynające walkę oraz korsarskie, stąd musiał być szybki.
    Tymczasem flota rosyjska, czarnomorska, składała się początkowo tylko z powolnych predrednotów (maks. ich prędkość to 16 węzłów wobec 28 „Goebena”!), które tylko wszystkie razem mogły co najwyżej odgonić (miały działa o większym zasięgu – 305 mm, wobec 280 mm „Goebena”) niemieckich korsarzy.
    Owszem od października 1915 r. Rosjanie mieli już doskonałe, najpierw jeden z czasem 3, drednoty włoskiej konstrukcji na Morzu Czarnym, ale po pierwsze jeden z nich uległ eksplozji w wyniku albo sabotażu lub wypadku, a ponadto ich prędkość nie przekraczała 21 węzłów…
    Mogły więc i one co najwyżej tylko odganiać niemieckich korsarzy. Jedynie znakomite miny rosyjskie „małpowane” wówczas przez wszystkich, silnie uszkodziły (ale nie zatopiły, „Goeben” był nowatorsko, wysoce skutecznie chroniony poniżej linii wodnej) potężny niemiecki krążownik.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.