Kiedy władcę ponosi wyobraźnia… Baśniowe zamki Ludwika Szalonego
Pozostawił po sobie legendę obłąkanego monarchy, uważającego się za reinkarnację jednego z rycerzy króla Artura, oraz trzy baśniowe budowle, które do dziś są symbolami jego bujnej wyobraźni i.. szaleństwa. Pikanterii sprawie dodaje zagadkowa śmierć króla. Do dziś nie wiadomo, czy sam odebrał sobie życie, czy padł ofiarą morderstwa…
Nie każdemu pisane jest zostanie wielkim władcą. Tak było w przypadku Ludwika II Wittelsbacha, który w czerwcu 1864 roku jako osiemnastolatek niespodziewanie zasiadł na bawarskim tronie po nagłej śmierci ojca, Maksymiliana II. Radosław Gajda i Natalia Szcześniak opisują:
Stresowały go obowiązki, szczególnie oczekiwania względem spłodzenia dziedzica (ostatecznie zmarł bezpotomnie). Nie lubił tłumów, unikał spotkań, był introwertyczny i ekscentryczny. Za to pałał wielką namiętnością do sztuk pięknych, legend i architektury.
W swoich bajaniach o wielkości Ludwik posunął się do tego, iż zaczął uważać się za spadkobiercę rycerzy Świętego Graala – Lohengrina i Parsifala (według niektórych źródeł wręcz się z nimi utożsamiał). Trudno się dziwić, że w końcu zaskarbił sobie przydomek Szalonego. Zresztą zasłużył na to miano nie tylko z uwagi na poszukiwanie legendarnych przodków, lecz – przede wszystkim – dlatego, że swoją fantazję o baśniowym życiu postanowił wcielić w życie.
Zamek jak malowany
Ludwik marzył o byciu królem z bajki. Problem w tym, że XIX-wieczna Bawaria nie do końca przystawała do jego wyobrażeń. Cóż, ostatecznie jak się nie ma co się lubi, to… się zmienia, co się ma.
Aby przekuć w rzeczywistość choć ułamek swoich fantastycznych wizji, Ludwik zaczął wznosić zamki. I to nie byle jakie, bo iście baśniowe. Plac budowy miał właściwie gotowy – wybrał górujące nad miejscowością Schwangau ruiny zamku Vorderhochenschwangau. Jak relacjonują Gajda i Szcześniak:
Nowy zamek po śmierci króla nazwany Neuschwanstein miał być budowlą na miarę starych siedzib germańskich rycerzy. A przy tym jego dziedziniec stworzono z myślą o scenografii do opery Lohengrin Wagnera. Inne miejsca zamku miały przywoływać na myśl operę Tannhäuser, a całość miała być wygodną i nowoczesną rezydencją.
W czasach Ludwika nieszczególnie zawracano sobie głowę kwestiami konserwacji zabytków, stąd machnięto ręką na wierność rekonstrukcji. Ba, posunięto się o krok dalej – ponieważ władca uznał, że pozostałości po średniowiecznej twierdzy będą tylko przeszkadzać w realizacji jego wybujałych planów, kazał je rozebrać.
Wykonanie wstępnych rysunków zlecono… scenografowi, Christianowi Jankowi. Pod nadzorem architekta Eduarda Riedla stworzył on niezwykły projekt, który już wkrótce miał wpisać się na stałe w górski bawarski krajobraz.
Średniowieczny romantyzm
Zamek godny rycerzy króla Artura musiał przynajmniej częściowo nawiązywać do epoki, w której (podobno) żyli. Stąd Neuschwanstein, choć wybudowany pod koniec XIX wieku, pod wieloma względami jest germańskim zamkiem z wczesnego średniowiecza. Tak opisują go Natalia Szcześniak i Radosław Gajda:
(…) architekt i scenograf nie wzorowali się na żadnej konkretnej budowli. Kilka detali zaczerpnęli z pobliskiego Wartburga, resztę zaprojektowali, sporo „ulepszając” na podstawie średniowiecznych ilustracji.
Z tej synergii zrodził się zamek, który nie traci żadnej okazji, żeby wyglądać malowniczo. Wieże, wieżyczki, okna stylizowane na romańskie biforia i triforia; balkony, wykusze – wszystkie te elementy wyglądają tak, jakby tylko czekały, aż pojawi się w nich śpiewak operowy i odśpiewa wielką arię.
Trzeba przyznać, że już na pierwszy rzut oka zamek robi piorunujące wrażenie. A w środku przedstawia się – o ile to możliwe – jeszcze bardziej spektakularnie. Liczne malowidła, rzeźby czy mozaiki uwieczniają na wpół legendarne postaci z dawnych mitów, oper i baśni. Kapiąca złotem sala tronowa nawiązuje do architektury bizantyńskiej. Nad całością góruje kopuła ze złotym słońcem.
Twórcy tej pięknej, choć niezbyt wiernej rekonstrukcji zadbali też o wygody użytkowników budowli. Tak więc w zamku znajduje się nowoczesna (oczywiście na miarę XIX wieku) kuchnia, duże okna, elektryczne dzwonki, telefon oraz ogrzewanie. Szkoda jedynie, że pomysłodawca bajkowej konstrukcji nie doczekał jej ukończenia…
Wersal – wersja druga, poprawiona
Na tym szalony władca nie poprzestał – na wyspie Herrenchiemsee Ludwik, rojący sobie również, że ma coś wspólnego (poza imieniem) z Królem Słońce, Ludwikiem XIV Wielkim, kazał sobie zbudować nową, ulepszoną wersję Wersalu. Ulepszoną, bo… bardziej przestronną. Gajda i Szcześniak opisują:
Najbardziej widowiskowa sala zamku – Galeria Zwierciadlana – jest w tej bawarskiej kopii o 25 metrów dłuższa niż w oryginale. Inne pomieszczenia także odpowiednio przeskalowano. Ludwik II nie zapomniał o ogrodzie. Podobnie jak w Wersalu oparto go na monumentalnej osi biegnącej przez środek pałacu.
I tego projektu nie udało mu się zrealizować do końca. Tak naprawdę swoje wizje zdołał urzeczywistnić tylko raz – pod postacią pałacu Linderhof, wzorowanego na pałacyku Petit Trianon z czasów Ludwika XV (w ogrodach budowli bawarski władca kazał stworzyć podświetlaną kolorowymi lampami zasilanymi elektrycznie grotę z podziemnym jeziorem, po którym mógł pływać łodzią, wyobrażając sobie, że magicznie przeniósł się do świata Wagnerowskiej opery Pierścień Nibelunga).
Na drodze do spełnienia marzeń stanęły mu finanse, a właściwie ich brak. Skarbiec Wittelsbachów świecił pustkami, długi monarchy rosły. A przecież miał jeszcze w planach równie „kreatywną” rekonstrukcję pałacu Falkenstein! W końcu jednak zaniepokojeni obrotem spraw współpracownicy władcy doprowadzili do uznania go za niepoczytalnego.
Nieprzychylni mu ministrowie ze stryjem Luitpoldem na czele pozbawili go tronu, pojmali i umieścili w zamku Berg nad Starnberger See. Kilka dni później Ludwik w towarzystwie swojego osobistego lekarza, Bernharda von Guddena (tego samego, który zdiagnozował u króla szaleństwo) wybrał się na spacer wokół jeziora. Wieczorem 13 czerwca 1886 roku na brzegu znaleziono ciała obydwu mężczyzn.
Do dziś nie ustalono, co tak naprawdę wydarzyło się nad wodą. Niektórzy uważają, że Ludwik popełnił samobójstwo, zdaniem innych on i jego medyk padli ofiarą morderstwa. Kontrowersje budzi też domniemany obłęd monarchy. Współcześni historycy uważają, że jego dziwactwa mogły wynikać ze… stresu i ukrywanego przez lata homoseksualizmu. Choć patrząc na jego bajkowe zamki, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że musiał być choć trochę szalony.
Bibliografia:
- J. des Cars, Ludwik II Bawarski. Król rażony szaleństwem, PIW 1997.
- R. Gajda, N. Szcześniak, Archistorie. Jak odkrywać przestrzeń miast?, Znak 2018.
Pół biedy ja władcę ponosi wyobraźnia. Gorzej gdy takich wizji doznają wybrańcy narodu, którzy wydają publiczną kasę na szalone pomysły, uzasadniając je w bzdurny sposób.