Dlaczego Henryk głogowski kazał zamknąć swojego kuzyna Henryka Brzuchatego w skrzyni?
Piastowscy książęta na Śląsku, gdy przychodziło do walki o władzę, nie mieli litości. Nie zważając na łączące ich więzy krwi, brutalnie pozbywali się konkurentów. Henryk Brzuchaty, pan legnicki, przekonał się o tym szczególnie boleśnie…
Książę wrocławski Henryk Probus (czyli Prawy) zdecydowanie wyróżniał się na tle innych władców piastowskich. Przystojny i wykwintny, wykształcony, obyty na zagranicznych dworach, Europejczyk co się zowie (…). Szlachetne rycerskie ideały nie przeszkadzały Probusowi w stosowaniu metody walki politycznej będącej od dekad śląską specjalnością, a mianowicie porwań w celu wymuszenia okupu bądź ustępstw politycznych.
Śląska specjalność – porwanie
Piastowscy władcy śląskich państewek osiągnęli w tym prawdziwe mistrzostwo. Formowano specjalne grupy zbrojnych, które organizowały zasadzki i uprowadzały konkurentów. Nie mordowano ich jednak; bądź co bądź wszyscy byli kuzynami w jednej piastowskiej rodzinie. Po zrealizowaniu żądań porywacza nieszczęśnik wychodził na wolność, składając przysięgę, że nie będzie się mścił. Z reguły jednak natychmiast zaczynał rozmyślać nad stosownym odwetem. I tak w kółko…
Probus, najsilniejszy Piast na Śląsku, dążył do podporządkowania sobie sąsiadów, zarówno ze Śląska, jak i z Wielkopolski. Na 9 lutego 1281 roku zaprosił na przyjacielskie spotkanie kilku władców, z których pozytywnie odpowiedziało trzech: Henryk Brzuchaty legnicki, Henryk głogowski oraz Przemysł II.
Wszyscy trzej przybyli do Sądowla nad Baryczą, gdzie wyznaczono miejsce rozmów. Probus wystąpił z żądaniem zobowiązania się na każde jego wezwanie do wystawienia pomocy zbrojnej w postaci 30 kopijników od każdego z przybyłych. Goście odmówili; czy grzecznie i wymijająco, czy w sposób otwarty, tego nie wiadomo. Może nawet i wyśmiali wrocławskiego księcia, rozochoceni winem i miodem, które umilały prowadzenie negocjacji.
Gospodarz nie zamierzał dalej tracić czasu i rozkazał uwięzić obu Henryków i Przemysła. Żołnierze pochwycili niczego niepodejrzewających w kościele. Ich eskorty zapewne zostały rozbrojone przez przeważające siły Probusa. Jeńców zawieziono do Wrocławia i pozamykano w oddzielnych celach. Pluli sobie teraz w brodę, przeklinając własną naiwność i brak ostrożności (…). Gdyby w 1281 roku, jadąc w łańcuchach do Wrocławia, Brzuchaty wiedział, jakie piekło na ziemi ma urządzić mu za 15 lat jego kuzyn i współwięzień, błagałby pewnie Henryka Prawego, żeby od razu zabił ich obu.
Skrzynia tortur
Konflikt pomiędzy Brzuchatym i Głogowczykiem dotyczył osieroconego przez Probusa Wrocławia i – co za tym idzie – dominacji na Śląsku. Brzuchaty opanował miasto, na co Głogowczyk nie chciał się zgodzić. Postanowił zmusić rywala do ustępstwa za pomocą tradycyjnej śląskiej metody, czyli porwania.
Wykorzystał w tym celu niejakiego Lewka, rycerza na służbie księcia Legnicy. Brzuchaty skazał kiedyś na śmierć ojca Lewka, Pakosława, za zabicie sąsiada. Syn zdawał się rozumieć, że jego krewki rodziciel jako morderca zasłużył na katowski topór, i nie protestował przeciw egzekucji. Służył dalej swemu księciu, jak gdyby nigdy nic. Zadra w sercu jednak pozostała i nie przestawała kłuć.
Z rycerzem nawiązali wreszcie kontakt wysłannicy Henryka głogowskiego i zaczęli namawiać do zemsty na Brzuchatym. Czując wsparcie silnego księcia, Lewko uznał, że warto spróbować, tym bardziej że Głogowczyk dodatkowo obiecywał wynagrodzenie. Omówiono więc plan uprowadzenia księcia Legnicy i zaczęto czynić odpowiednie przygotowania.
11 listopada 1293 roku Lewko wraz z grupą zbrojnych wtargnął do łaźni nieopodal zamku wrocławskiego, gdzie zażywał kąpieli Brzuchaty. Dworzanie księcia prawie nie stawiali oporu, zupełnie zaskoczeni widokiem wycelowanych w nich kusz i przystawionych do gardeł sztychów mieczy. Nagiego władcę wyprowadzono na zewnątrz i wsadzono na konia, okrywając jakimś cienkim płaszczem.
(…) Brzuchaty trafił ostatecznie do lochu w Głogowie. Bynajmniej nie miało to być zwykłe uwięzienie. Na rozkaz Henryka głogowskiego sporządzono specjalną skrzynię drewniano-żelazną, mniej więcej wielkości trumny, w której zamknięto przerażonego więźnia. Skrzynia miała dwa zakratowane otwory, jeden na wysokości ust, drugi – odbytu. Przez pierwszy karmiono nieszczęśnika, przez drugi miał się wypróżniać.
Zaczęły mijać tygodnie niewyobrażalnych katuszy. Nie można się było ruszyć ani nawet podrapać, odleżyny zamieniały się stopniowo w gnijące rany, smród nie pozwalał normalnie oddychać, umysł opanowywało szaleństwo. Wreszcie, jak donosi Kronika śląska, „z jego ud i pleców wypełzła masa robactwa, zwłaszcza że nie mógł ani stać, ani siedzieć i ani nawet leżeć, umieszczony tak w ciasnocie”.
(…) Henryk głogowski rozkazał wreszcie wyciągnąć z diabelskiej skrzyni swego zmaltretowanego kuzyna. Brzuchaty przystał podobno na wszystkie warunki, jakie mu postawiono. (…) Za wypuszczenie na wolność uprowadzonego pan Głogowa miał otrzymać dziewięć miast z okolicami, 30 tys. grzywien oraz przyrzeczenie księcia Legnicy, że nie będzie się mścił na swoich porywaczach. Po odzyskaniu swobody książę legnicki był wrakiem człowieka, z kompletnie zrujnowanym organizmem i psychiką. Długo już nie pożył; zmarł 22 lutego 1296 roku.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Marcina Szymaniaka, Polskie zamachy, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Grunt to rodzinka. Powalona rodzinka Piastów.