Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Mistrz propagandy w XVIII wieku. Jak Stanisław August Poniatowski obrócił próbę porwania na własną korzyść?

Wizerunek rannego polskiego króla budził poruszenie w całej Europie, a Stanisław August skrzętnie to wykorzystywał.

fot.Marcello Bacciarelli /domena publiczna Wizerunek rannego polskiego króla budził poruszenie w całej Europie, a Stanisław August skrzętnie to wykorzystywał.

3 listopada 1771 roku konfederaci porwali Stanisława Augusta Poniatowskiego. Sprytny król zdołał jednak przeciągnąć sprawców na swoją stronę i już następnego dnia odzyskał wolność. Wkrótce też zaczął wykorzystywać nieudany zamach dla własnych celów. Co na tym zyskał?

Po dramatycznej nocy pomazaniec wyglądał żałośnie – pokrwawiony, potargany, w ubłoconym ubraniu, w lakierku na jednej nodze i bucie z cholewą na drugiej. Wysłany z listem do Warszawy młynarczyk sprawił się bardzo szybko. Już wkrótce Cocceji czytał słowa władcy: „Jestem uwolniony, przyjedźże po mnie więc we 40 koni do Marymontu do młyna”.

Około 5 rano generał z oddziałem gwardzistów przywiózł króla z powrotem do zamku. Na dziedzińcu, wśród blasku pochodni, tłumy służby pałacowej witały go radosnymi okrzykami, pewnie w sporej części szczerymi, bo Stanisław był na ogół lubiany przez służących. Idącego ze spuszczoną głową Kuźmę (przywódcę porywaczy – przyp. red.) obrzucano obelgami (…).

Kampania PR-owa na miarę XVIII wieku

Rana na głowie Stanisława szybko się goiła i król już niebawem znów był w dawnej formie. Zamach na swą osobę uznał za świetną okazję do zadania politycznego ciosu konfederacji. Rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę kampanię propagandową, która okazała się majstersztykiem XVIII-wiecznego public relations.

Leżąc w łożu z obandażowaną głową i zbolałą miną, pozował malarzom i rysownikom, których prace zamieszczano później w broszurach propagandowych. Ilustrowały one relacje o zdradzieckim zamachu na prawowitego władcę Rzeczpospolitej, w pocie czoła pracującego dla jej dobra.

Porwanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

fot.domena publiczna Porwanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Opisy wydarzenia, tłumaczone na różne języki, trafiały na dwory europejskie, budząc współczucie dla ofiary i gniew na sprawców. Europejskie gazety zaczęły publikować niestworzone historie, donosząc np. o barszczanach święcących przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej sztylety przeznaczone do zamordowania monarchy. Grając na nosie potężnej Rosji, konfederacja w licznych kręgach budziła dotychczas sympatię, teraz jednak jej popularność gwałtownie zaczęła spadać.

Podobnie było i w samej Polsce; porwanie Stanisława zdecydowanie zadziałało na niekorzyść jego wrogów. Duża część szlachty uznała, że podejmując próbę zamachu na pomazańca, konfederaci posunęli się o krok za daleko. Najwięksi barscy fanatycy stracili z kolei animusz, pogrążając się w zwątpieniu.

Przebieg akcji, zamieniającej się z dramatu w komedię, wystawił im jak najgorsze świadectwo. Będąc z reguły dewotami, musieli odbierać to jako efekt utraty Bożej łaski. „Antychryst” zaś już wykorzystywał sytuację, ciesząc się z pomocy udzielonej przez Najwyższego. „Skoro Niebiosa nie chciały, żebym zginął, wydaje się, że nadal pragną za moim pośrednictwem przynieść nieco dobrego memu krajowi” – podkreślał w jednym z listów.

„Polacy ani do złego, ani do dobrego nie są sposobni”

Wielu szlachciców żałowało, że porwanie się nie powiodło (…). Kuźma – pisał pamiętnikarz Jędrzej Kitowicz, cytując anonimową osobę – „zrobił dwa występki niegodne odpuszczenia, raz, iż oczernił naród, drugie, że pokazał całemu światu, iż Polacy ani do złego, ani do dobrego nie są sposobni! Nareszcie pozbawił nas najciekawszej sceny: coby był robił Pułaski z królem, dostawszy go do rąk, i król, jakąby, będąc w ręku Pułaskiego, grał rolę, i Rosyanie, czyby się wspinali na częstochowskie mury dla zdobycia króla, albo czyby go zaniechali aż do abdykacyi tronu, a potem uwolnionego, czyliby znowu na tron osadzili?”.

Były to już jednakże tylko rozważania z gatunku political fiction. Barska rebelia ginęła i nic jej nie mogło uratować. Austria, udzielająca dotychczas buntownikom pomocy, po zamachu wycofała swoje poparcie. Król Prus namawiał Petersburg i Wiedeń do terytorialnego okrojenia pogrążonej w anarchii Rzeczpospolitej.

Artykuł pierwotnie ukazał się w książce Marcina Szymaniaka "Polskie zamachy", która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Artykuł pierwotnie ukazał się w książce Marcina Szymaniaka „Polskie zamachy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Trzy graniczące z nią potęgi dzieliły różne interesy, ale w końcu udało się, jak to określił Fryderyk II, doprowadzić do „komunii wspólną hostią – Polską”. 5 sierpnia 1772 roku Rosja, Prusy i Austria podpisały konwencję rozbiorową, przewidującą zmniejszenie Rzeczpospolitej o ponad 200 tys. kilometrów kwadratowych. Dwa tygodnie później padła Częstochowa, główny punkt oporu barszczan.

Prusacy zajmowali Pomorze Wschodnie, łącząc obie części swego rozczłonkowanego państwa, Austriacy wkraczali do Lwowa i Zamościa, Rosjanie zamawiali tylko nowe mapy – po przypadłych im północno-wschodnich kresach od dawna przechodzili przecież jak po swoim.

Stanisław August był zdruzgotany. Jego usilne zabiegi dyplomatyczne w celu powstrzymania zaboru niczego nie dały. Na Zachodzie podnoszono co prawda protesty, ale liczne były też głosy, że durni Polacy sami są sobie winni.

Źródło:

Powyższy tekst stanowi fragment książki Marcina Szymaniaka, Polskie zamachywydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.

Więcej o zamachach, które zmieniły historię Polski:

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.