Anglicy zrobili z niego kozła ofiarnego. Dlaczego generała Sosabowskiego obarczono winą za fiasko operacji „Market Garden”?
Lądowanie aliantów pod Arnhem miało skrócić wojnę. Niestety, operacja „Market Garden” skończyła się kompletną klapą. Odpowiedzialni za jej zaplanowanie i przeprowadzenie dowódcy popełnili szereg błędów. Jednak gdy przyszło co do czego, winą obarczono generała Stanisława Sosabowskiego. Dlaczego?
Kiedy okazało się że polska 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa weźmie udział w operacji „Market Garden”, jej dowódca, generał Stanisław Sosabowski, zgłosił szereg zastrzeżeń do planu akcji. Nie podzielał optymizmu alianckich dowódców, którzy uważali, że spadochroniarze osiągną swoje cele w Holandii przy biernej postawie sił niemieckich. Będąc człowiekiem całkowicie niezależnym, a przy tym dość prostolinijnym, nie bawił się w subtelności, formułując swoje krytyczne uwagi:
W rozmowach był bezpośredni i zawsze miał „swoje zdanie”, które bez względu na to, czy to się może komuś podobać czy nie – wypowiadał. A ponieważ nie wychowywał się w salonach, ta jego bezpośredniość bywała niekiedy nieprzyjazna, a nawet czasami niekorzystna i kłopotliwa w skutkach, szczególnie w stosunkach z Anglikami, którzy są wyjątkowo uczuleni na punkcie form używanych w kontaktach osobistych. Ponieważ z natury swej był wybuchowy, nigdy nie pozostawał dłużny, gdy ktoś coś pod jego adresem powiedział.
Te jego niepokorne cechy charakteru dały o sobie mocno znać na początku września 1944 roku, gdy ujawniono plan operacji „Fifteen”. Brytyjscy i polscy spadochroniarze mieli przechwycić, a następnie utrzymać w stanie nienaruszonym mosty na holenderskich rzekach w miejscowościach Grave, Waal i Arnhem. Sosabowski, gdy zapoznał się ze szczegółami akcji na spotkaniu z generałem Frederickiem Browningiem, dowódcą brytyjskiego Korpusu Powietrznodesantowego, wręcz zmiażdżył jej założenia. Ostatecznie operację, którą w międzyczasie przechrzczono na „Comet”, odwołano, dzięki czemu generał ocalił dziesiątki żołnierzy przed bezsensowną śmiercią.
O jeden most za daleko
Chęć wykorzystania tkwiących bezczynnie w alianckich bazach oddziałów powietrznodesantowych była jednak wśród dowódców sił sprzymierzonych ogromna. Dawała tu zwłaszcza o sobie znać niemal chorobliwa ambicja marszałka Montgomery’ego, który widział siebie na czele ofensywy wkraczającej w głąb Niemiec. Nie bez znaczenia było też jego osobiste współzawodnictwo z generałem Pattonem.
„Monty” był zdania, że jedno potężne uderzenie może zakończyć wojnę. Zaplanował więc powietrzno-lądową operację, której głównym celem był położony 120 kilometrów za linia frontu most na Renie w Arnhem. Nadano jej kryptonim „Market Garden”. Sztabowcy mieli zaledwie tydzień na opracowanie szczegółów nowej akcji, która opierała się na ogólnych założeniach planu „Comet”.
Tym razem przeznaczono do jej realizacji znacznie więcej wojska – do brytyjskiej 1. Dywizji Powietrznodesantowej i naszej brygady doszły dwie amerykańskie dywizje powietrznodesantowe: 82 i 101. Co ciekawe, kiedy 10 września 1944 roku generał Browning zwołał w związku z operacją naradę dowódców zaangażowanych wojsk, najwyraźniej wolał uniknąć kłopotliwych pytań – zabrakło bowiem na niej Sosabowskiego.
Operacja „Market Garden” rozpoczęła się 17 września 1944 roku. Jej przebieg był katastrofalny. Oprócz pecha i fatalnej pogody złożyło się na to kompletne zlekceważenie wroga – dowództwo beztrosko uznało, że niemieckie oddziały są niezbyt liczne i niezdolne do szybkiej reakcji. 27 września alianccy spadochroniarze, broniący rozpaczliwie swoich pozycji w Arnhem, musieli się poddać z powodu braku środków do walki.
Łączne straty sprzymierzonych sięgnęły 15 tysięcy ludzi. Po tej klęsce reputacja Montgomery’ego jako dowódcy oraz głównego orędownika planu desantu pod Arnhem mogła mocno ucierpieć. Na szali był również nadwątlony prestiż Wielkiej Brytanii w rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. Potrzebny był więc kozioł ofiarny.
Egzekucja z odroczonym terminem wykonania
Brytyjczycy nie szukali daleko. Pierwsze sygnały, że to generał Sosabowski stanie się tym, na którego zrzucona zostanie wina za niepowodzenie operacji, pojawiły się jeszcze zanim feralna akcja dobiegła końca.
24 września Polak został wezwany na odprawę w wiosce Valburg u dowódcy XXX Korpusu, generała Briana Horrocksa, którego jednostki pancerne miały przedrzeć się do Arnhem. Sosabowskiemu towarzyszył zaufany adiutant, porucznik Jerzy Dyrda. W kontaktach z sojusznikami pełnił on również funkcję tłumacza, jako że generał kiepsko mówił po angielsku.
Browning i Horrocks czekali na Polaków przed wejściem do namiotu sztabowego. Dyrda, cytowany przez Antony Beevora w jego najnowszej książce „Arnhem” wspominał:
Rzucało się w oczy, że przywitanie obu generałów było bardzo chłodne. Nie zaobserwowałem również najmniejszego objawu serdeczności ze strony [innych – przyp. aut.] brytyjskich generałów i brygadierów w stosunku do generała Sosabowskiego.
Podczas spotkania dowódcę polskiej brygady spadochronowej czekał szereg afrontów, począwszy od tego, że próbowano uniemożliwić porucznikowi Dyrdzie uczestnictwo w naradzie, mimo iż problemy Sosabowskiego z językiem angielskim były ogólnie znane. A kiedy – na skutek protestu – Dyrda jednak znalazł się w namiocie, okazało się, że zabrakło dla niego krzesła – musiał stać za plecami generała.
Na dodatek po jednej stronie stołu umieszczono wyłącznie obu Polaków, podczas gdy po drugiej rozsiedli się brytyjscy dowódcy. Adiutantowi generała nieodparcie przypominało to sąd wojenny. Wygląda jednak na to, że Anglicy chcieli umyślnie sprowokować Sosabowskiego do niesubordynacji.
Generał, który się sojusznikom nie kłaniał
Na odprawie, nie pytając generała o zdanie, zakomunikowano mu, że zostanie pozbawiony 1 batalionu spadochronowego, który miał przeprawić się przez Ren do walczących w Arnhem Brytyjczyków. Była to jawna ingerencja w jego kompetencje. Bez słowa wyjaśnienia polska brygada została podzielona, tracąc swój potencjał bojowy.
Na domiar złego nasz batalion został oddany pod dowództwo brygadiera, a więc oficera niższego szarżą od Sosabowskiego. Tym samym Anglicy świadomie upokorzyli polskiego generała, ignorując jego stopień wojskowy i ogromne frontowe doświadczenie.
Generał Sosabowski, mimo że wszystko się w nim wewnętrznie gotowało, zdołał powściągnąć swój wybuchowy temperament. Logicznie argumentując, przedstawił własną modyfikację planu forsowania rzeki, czym wprawił rozmówców w niemałe rozdrażnienie. Najwyraźniej nie tego się po nim spodziewali…
Niezadowolony Horrocks bezceremonialnie przerwał wywód Polaka, gwałtownie skończył odprawę, a na odchodne rzucił do Sosabowskiego: „A jeśli pan, generale, nie chce wykonywać naszych rozkazów, znajdziemy dla polskiej brygady spadochronowej innego dowódcę, który je wykona”. Był to akt niebywałej arogancji z jego strony – nie miał bowiem żadnych kompetencji, aby mieszać się w sprawy personalne jednostki sojuszniczego kraju.
Krajobraz po bitwie
Sam Montgomery, chcący za wszelką cenę uniknąć odpowiedzialności za niepowodzenie, zarzucił polskim żołnierzom tchórzostwo na polu walki. Trzy tygodnie po zakończeniu operacji wysłał do marszałka Alanbrooke’a, szefa Imperialnego Sztabu Generalnego, oszczerczy raport w którym pisał:
Polska brygada spadochronowa walczyła tutaj bardzo źle. Jej żołnierze nie wykazali żadnej chęci do walki, jeśli groziło to ryzykowaniem życia. Nie chcę tej brygady dalej u siebie. Być może zechce Pan przerzucić ją do Włoch, do innych Polaków.
Równie kłamliwy w swojej treści raport „wysmażył” Browning. Zaatakował w nim personalnie generała Sosabowskiego. Wedle jego opinii Polak nie rozumiał wagi operacji, był trudny we współpracy i nieudolny. Na koniec Brytyjczyk zaproponował zdjęcie go z dowodzenia 1. Samodzielną Brygadą Spadochronową. Sosabowski próbował odpierać te bezpodstawne zarzuty. W tym celu zabiegał o osobiste spotkanie z prezydentem RP Władysławem Raczkiewiczem.
Prezydent co prawda zapewnił go o swojej jak najlepszej opinii na temat jego umiejętności dowódczych, lecz przyznał, że nie jest w stanie mu pomóc. Tłumaczył się przy tym naciskami ze strony Anglików. Ostatecznie 27 grudnia 1944 roku generał Stanisław Sosabowski padł ofiarą brutalnej, cynicznej gry Brytyjczyków – przed frontem brygady musiał odczytać rozkaz o swojej dymisji.
Jego odwołanie nie było jednak wyłącznie rezultatem personalnych rozgrywek i tchórzliwego przerzucania winy pomiędzy alianckimi dowódcami. Stanowiło wyraźny sygnał, że Polskie Siły Zbrojne i emigracyjny rząd utraciły podmiotowość jako sojusznik sprzymierzonych. A Sosabowski musiał po prostu boleśnie się o tym przekonać na własnej skórze…
Bibliografia:
- Antony Beevor, Arnhem. Operacja Market Garden, Znak Horyzont 2018.
- George F. Cholewczyński, Rozdarty naród. Polska brygada spadochronowa w bitwie pod Arnhem, AMF Plus Group Sp. z o.o. 2006.
- Wojciech Markert, Generał brygady Stanisław Franciszek Sosabowski 1892-1967, Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej 2012.
- Piotr Witkowski, Polskie jednostki powietrznodesantowe na Zachodzie, Bellona 2009.
Ciekawe, to wciąż ten sam nasz strategiczny partner.
Jak zapisał wieszcz: Polak, przed szkodą i po szkodzie, głupi.
Dlatego też musimy znać historię, by nie dać się zwieść po raz kolejny.
Anglicy dali wyraz swojej „wdzięczności” na defiladzie z okazji zakończenia II wojny światowej nie zapraszając Polaków.
A na zachodzie dalej wierzą w wersję nieudacznika Monty’ego i Sztabu Imperialnego.
Drogi Anonimie,
Rzeczywiście. Mamy nawet o tym artykuł: https://twojahistoria.pl/2017/06/08/do-diabla-z-wami-polacy-czy-anglicy-naprawde-nie-zaprosili-naszych-zolnierzy-na-parade-zwyciestwa/
Zapraszamy do lektury!
Najgorsze jest to, że o honor gen. Sosabowskiego i jego żołnierzy musieli się dopiero Holendrzy upomnieć. Nasze ,,partyjotyczne władze” nie zrobiły w tej sprawie nic, woleli czcić maruderów. Cóż jaka władza, tacy bohaterowie.
Podobnie jak i złamanie kodu niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma przyspieszyło zakończenie II wojny światowej – co sobie do tej pory przypisują
Dziwi, że nie zorganizowano na szeroką skalę procesu rehabilitacji Generała… :(
i nic się nie zmieniło!
Płakać się chce czytając historię tego bohaterskiego człowieka który wcześnie dowodził pułkiem dzieci Warszawy