Wojna, kłamstwa i pamiętniki sprzed czterdziestu lat (Ludmiła Pawliczenko „Pani Śmierć. Najsłynniejsza snajperka frontu wschodniego”)
Jaka była najbardziej fascynująca postać, której biografię mieliście w rękach? Czy był to charyzmatyczny przywódca narodu, utalentowana artystka, a może pełny dystansu wobec życia astronauta? Historia Ludmiły Pawliczenko przebija je wszystkie i na długo zapada w pamięć. Tylko czy rzeczywiście jest prawdziwa? A może sztucznie dodano jej kolorów?
Urodzona na Ukrainie 12 lipca 1916 roku Ludmiła Michajłowna Biełowa pewnie pozostałaby jedną z milionów anonimowych obywatelek Związku Radzieckiego, gdyby wojna nie wkroczyła w jej życie.
Prawdopodobnie – idąc za wzorem swojej matki – pracowałaby w jednej z sowieckich szkół. Co sprawiło, że zwykła studentka historii zmieniła się w bezwzględnego i piekielnie skutecznego zabójcę? Opowiada o tym jej najnowsza biografia, wydana nakładem Wydawnictwa RM. Nosi wymowny tytuł „Pani Śmierć” i została napisana na podstawie pamiętników Ludmiły.
Kobiety na front
Luda była chłopczycą i niepokorną duszą. Wcześnie dorosła: w wieku 16 lat była już matką i mężatką. Pracowała wówczas w fabryce, aby zarobić na rodzinę. Jednocześnie od 1937 roku studiowała na Uniwersytecie Kijowskim. Jej naukę przerwała wojna, kładąc kres planom i marzeniom młodziutkiej dziewczyny.
Atak Rzeszy na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 roku zastał Pawliczenko na praktykach studenckich w Odessie. Zszokowana atakiem na swój kraj, dzień później zgłosiła się na ochotnika do wojska. Początkowo kierowano ją do służby medycznej, ale udało jej się przekonać dowództwo, że posiada cenne umiejętności. Tak trafiła do 25. „Czapajewskiej” Dywizji Strzelców jako… snajperka. Początkowo – ze względu na braki w zaopatrzeniu – nie miała jednak nawet broni. Karabin dostała dopiero po śmierci innego żołnierza. Pierwszego nazistę „zdjęła” w sierpniu 1941 roku.
„Snajperzy to milczki i samotni wojownicy” – zapisała w pamiętniku. Opisy trudności, z jakimi musiała się zmagać jako żołnierz i kobieta, oraz wspomnienia emocji towarzyszących codziennej walce o przeżycie brzmią wyjątkowo szczerze. Podobnie jak ukryte między wierszami przemyślenia, często bardzo gorzkie.
Jednocześnie Ludmiła wciąga czytelnika w swój świat. Może on niemal wejść w jej skórę. Obserwuje, jak o brzasku, w przejmującym chłodzie jesiennego poranka, z przewieszoną przez ramię „snajperką” Mosin Nagant i ciężkim od amunicji plecakiem czołga się, by znaleźć dobrą pozycję do obserwacji. A później tkwi godzinami bez ruchu, czekając na idealny moment.
Ludmiła niezwykle ciekawie pisze też na temat wyzwań związanych ze swoją służbą. Zainteresuje to nie tylko fanów wojskowości i balistyki czy zawodowych żołnierzy. Kobieta wyjawia szczegóły pracy snajpera, opisując jednocześnie samą wojnę. Uczestniczyła przecież w wielu przełomowych bataliach. Wystarczy wspomnieć, że podczas samych walk o Odessę zabiła aż 187 Niemców i została ranna trzykrotnie!
Propagandowe tournée
Snajperska kariera Pawliczenko została jednak przerwana jeszcze w trakcie wojny. Widząc potencjał propagandowy oczytanej, ciekawej świata i… ładnej dziewczyny, dowództwo ZSRR wysłało ją w 1942 roku na tournée po Stanach, Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Mimo młodego wieku była już wtedy zasłużonym oficerem Armii Czerwonej. „Panowie” – powiedziała do tłumu podczas spotkania w Chicago. – „Mam 25 lat i zabiłam 309 faszystowskich najeźdźców. Czy nie sądzicie, panowie, że zbyt długo chowacie się za moimi plecami?”.
Z zadania wywiązała się świetnie, nie tracąc przy tym nic ze swojego charakteru. Ucinała pytania reporterów, którzy zamiast interesować się walką z nazistami, wypytywali ją o makijaż na froncie czy ulubiony kolor bielizny. Gdy jedna z reporterek wytknęła Ludmile niekorzystny krój munduru, ta zripostowała:
Jestem dumna z munduru legendarnej Armii Czerwonej. Został on uświęcony krwią moich towarzyszy, którzy zginęli w walkach z nazistami. Znajduje się na nim Order Lenina – nagroda za osiągnięcia wojskowe.
Wątpliwości moralne?
Także pod innym względem Ludmiła okazała się modelową żołnierką. Twierdzi, że choć zabiła kilkaset osób, nie miała wyrzutów sumienia. Była świadoma tego, że walczy z wrogiem, który chce niszczyć jej kraj i zabijać współbraci. Słyszała też o okrucieństwach, jakich dopuszczali się Niemcy wobec ludności cywilnej.
Zabijanie traktowała jako misję i powinność, ale bez zbędnego patosu. „Nie lubię patrzeć na twarze martwych wrogów – pisała – a tym bardziej myśleć później o nich.” Podkreślała przy tym, jak wielkie zrozumienie wobec jej misji wykazywali cywile, nawet dzieci:
Czasami któryś z małych chłopców, nierzadko bez spodenek, z mokrym nosem i z bardzo poważną miną zadawał pytanie: ilu fryców zabiłeś? […] Dowódcy można było wtedy wyjaśnić, że fryców nie ma, ale spróbujcie to powiedzieć dziecku. Odpowiadasz: fryców nie było, a w odpowiedzi słyszysz: słabo mnie bronisz.
… i faktograficzne
Podejrzenie, że część biografii Pawliczenko mogła być jedynie produktem radzieckiej propagandy, po tak fascynującej lekturze wydaje się niemal bolesne. Czy to możliwe, że jej legenda służyła tylko temu, by podbudować morale żołnierzy? Ku takiej teorii skłaniają się niektórzy historycy, między innymi Oleg Kaminski, którego słowa cytuje Luba Winogradowa w wydanej niedawno książce poświęconej snajperkom z Armii Czerwonej.
Problem ten podejmuje w posłowiu do książki autor przekładu „Pani Śmierci”, Marcin Cybulski. Zwraca on uwagę, że biografia ukazała się czterdzieści lat po śmierci Ludmiły. Było to w opracowanie literackie, przygotowane przez Ałłę Biegunową, pisarkę i specjalistkę od historii rosyjskiej wojskowości. Polski komentator wstrzymuje się od sądu, pisząc, że „tłumaczowi trudno ferować autorytatywne sądy na temat wkładu każdej z pań w proces powstawania pamiętnika”.
Trzeba jednak przyznać, że sama książka w dużych partiach przypomina nieco propagandową ulotkę. Zwłaszcza partie wychwalające Związek Radziecki, Stalina i komunizm wydają się nieco zbyt naciągane, zbyt mało wiarygodne w ustach bohaterki. W przerysowany sposób przedstawia ona (a może Biegunowa?) swoje spotkanie ze Stalinem.
Z nerwów snajperka podobno aż nie była w stanie się wysłowić. Opis w książce pełen jest niemal nabożnej czci: „[…] przed moimi oczami ukazuje się ten wielki człowiek. Nosi prosty mundur z wykładanym kołnierzem, ale bez odznaczeń. […] Uwagę przyciąga spojrzenie jego ciemnych, tygrysich oczu. Bije od niego ogromna siła wewnętrzna.”
Można byłoby przeboleć te nieco patetyczne wzmianki zdeklarowanej komunistki, ale w książce nie zgadza się także sporo informacji. Wątpliwości budzą relacje na temat walk w Odessie czy ewakuacji z Sewastopola. Podejrzana wydaje się nawet wzmianka o przydziale do plutonu snajperskiego. W czasie, w którym Ludmiła wstępowała na służbę, Armia Czerwona nie posiadała takich jednostek…
W biografii pojawia się też wiele wiadomości, których sprawdzić nie sposób. Dotyczy to zwłaszcza pierwszych miesięcy służby Pawliczenko; akta na ten temat zostały zniszczone w pożarze, więc trzeba oprzeć się wyłącznie na jej słowie. Podobnie jest w przypadku kilku postaci, których nie potrafimy odnaleźć w innych relacjach czy dokumentach. Brak też potwierdzenia dla niektórych zdarzeń. Tylko ona opisuje na przykład, że jej towarzyszka, również snajperka, Tatiana Baramzina została przed śmiercią grupowo zgwałcona przez Niemców.
Uważnego czytelnika zdziwi też fakt, że Ludmiła mimo swoich zasług nie doczekała się ani relacji prasowej, ani odznaczenia, choć pierwsze honory powinna otrzymać już po zabiciu 10 wrogów! Tymczasem snajperka została nagrodzona złotą gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego dopiero… po powrocie z zagranicy, w 1943 roku. Jak ona sama tłumaczy ten fakt? Nierównościami płci panującymi w armii. „Tak w ogóle to trzeba być mężczyzną, a nie kobietą” – pisze. I dodaje, że zaszkodził jej też niepokorny charakter, przez który podpadła dowództwu.
Wreszcie można zwrócić uwagę na pewne nieścisłości związane z rzekomymi frontowymi przeżyciami bohaterki. Gdy bowiem przeanalizowano zdjęcia Pawliczenko z zachodniego tournée, okazało się, że nie widać żadnych śladów ran odniesionych w boju. I to takich, o których sama pisze w biografii! Wspomina tam między innymi o bliźnie, którą powinno być widać na policzku, i o poważnym uszkodzeniu ucha…
Pożywki wątpiącym dodaje i fakt, że Ludmiła niechętnie prezentowała swoje legendarne umiejętności. Nie dawała się namówić na pokaz kunsztu snajperskiego. Czyżby faktycznie go nie posiadała? A może ciężkie wojenne doświadczenia i szacunek do służby nie pozwalały jej strzelać „na pokaz”?
Smutny koniec bohaterki
„Wojna obnaża prawdziwą naturę człowieka – pisała Pawliczenko w swoich pamiętnikach. „Tchórze i łajdacy dokonują na niej najbardziej nikczemnych postępków, zaś ludzie odważni, prawi i dobrzy – wzniosłych, bohaterskich czynów”. Czy siebie samą zaliczała bezdyskusyjnie do tej drugiej kategorii? Trudno powiedzieć.
Pewne jest, że legendarna dzisiaj snajperka po powrocie z zagranicznych wojaży nie wróciła już do czynnej służby. Na rozkaz samego Stalina zajęła się szkoleniem innych.To właśnie wtedy zaczęły spływać na nią wszelkie zaszczyty. Wypuszczono nawet serię znaczków pocztowych z jej podobizną. Po jej śmierci jej imieniem ochrzczono także statek handlowy.
Ludmiła zmarła 10 października 1974 roku, w wieku zaledwie 58 lat. Pod koniec życia nieco o niej zapomniano, a ona szukała ukojenia w kieliszku, źle znosząc samotność. Do końca towarzyszył jej ukochany syn, którego w książce nazywa Morsikiem.
„Pani Śmierć” nie była jedyną snajperką na froncie wschodnim, ale to właśnie ona stała się symbolem snajperskiego rzemiosła. Tylko między 1942 a 1945 rokiem wśród czerwonoarmistów rozpowszechniono przeszło 100 tysięcy ulotek z jej podobizną. Jej dokonania, nawet jeśli zmyślone, skutecznie podbudowały morale żołnierzy.
Czy naprawdę była taka, jak przedstawia się ją w jej biografii? Jeśli tak, bez wątpienia można nazwać ją kobietą nietuzinkową, oddaną patriotką i dobrym żołnierzem. Prawdy być może nie poznamy nigdy. Jej biografia na pewno jest jednak szczerą opowieścią o pracy snajpera, w której nie ma miejsca na pomyłki, sentymenty czy wyrzuty sumienia. I o samej wojnie – bolesnej, okrutnej i wymagającej.
Zalety:
- przystępny i prosty język, zagadnienia z zakresu wojskowości i balistyki opisane zrozumiale nawet dla laika
- wartka narracja, intrygująca historia pełna zwrotów akcji, niezwykłych wydarzeń i pełnokrwistych bohaterów
- historia niezwykłej kobiety
- szczerość i bezpardonowość bohaterki, przejawiająca się w jej stosunku do życia, służby, a miejscami nawet własnego kraju
Wady:
- wątpliwości co do wydarzeń i postaci opisywanych w książce
- wątpliwości co do postaci samej bohaterki
Zgrzyty:
- mocno propagandowa
- sformułowania spełniające współczesną definicję mowy nienawiści, pojawiające się nie tylko w stosunku do Niemców, ale także np. Amerykanów
Metryczka:
Autor: Ludmiła Pawliczenko
Tłumaczenie: Marcin Cybulski
Tytuł: „Pani Śmierć. Najsłynniejsza snajperka frontu wschodniego”
Wydawca: Wydawnictwo RM
Oprawa: miękka
Liczba stron: 296
Rok wydania: 2018
Wspaniala wielka…..obronczyni GULagu, Lubianki, daczy Stalina, gwalciciela Berii. Ukrainka bronila panstwa ktore zamordowalo miliony jej braci i siostr. Tfu….
… i sie zaplules. A art ogólnie kiepski.