Wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej. Fakty, liczby, bilans wydarzeń
Choć od zakończenia II wojny światowej minęło już ponad 70 lat, ten temat wciąż budzi gorące emocje. Czy przedstawiciele narodu, który wywołał sześcioletni pochód Zagłady, mogą uważać się za jej ofiary? Jaka jest prawda o wysiedleniach Niemców?
Powojenna przemoc z czasem została wyrugowana, chyba że same władze publiczne w dalszym ciągu wspierały działania odwetowe, jak to miało miejsce na obszarach, z których wypędzano Niemców z wielu terenów dawniej okupowanej przez nich Europy Środkowej i Wschodniej.
Alianci dali swoje błogosławieństwo, gdy przywódcy rządów – polskiego i czechosłowackiego – ogłosili, że zamierzają po wojnie wydalić wszystkich Niemców zamieszkujących w granicach tych krajów po zmianach terytorialnych.
Ofiary wysiedleń
Wysiedlenia – eufemistycznie nazwane transferem ludności – nie były jednak wcale ograniczone do etnicznej mniejszości niemieckiej. W konsekwencji ustalenia nowych granic podczas konferencji w Jałcie i w Poczdamie doszło do masowych deportacji Polaków, Ukraińców oraz Niemców poza granice Związku Radzieckiego (w ramach Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej) przesunięte na zachód kosztem części przedwojennej Polski, a także polskie granice na zachodzie kosztem dawnego terytorium Niemiec.
Co najmniej 1,2 mln Polaków i blisko 0,5 mln Ukraińców wysiedlono z domów, często przemocą i brutalnie, po czym wysłano na „ziemie odzyskane”. Kolejne 50 000 Ukraińców opuściło Czechosłowację, a ponad 40 000 Czechów i Słowaków udało się w przeciwnym kierunku (wielu z Zakarpacia, które w dwudziestoleciu międzywojennym znajdowało się w granicach Czechosłowacji, ale w 1945 roku zostało oddane Ukrainie).
Około 100 000 Węgrów zostało wygnanych z Rumunii. Prawie taką samą liczbę osób deportowano ze Słowacji na teren Sudetów, podczas gdy 70 000 Słowaków przekroczyło granicę Czechosłowacji z Węgrami. Co zadziwiające, cierpienia Żydów, którzy przeżyli Holokaust, wcale nie miały dobiec końca. Oni też staną się częścią szczątków pływających na fali powojennych okrucieństw w Europie. W Polsce wojnę przetrwało około 220 000 Żydów, a jakieś 250 000 na Węgrzech.
Jednakże antysemickie pogromy w kilku polskich, węgierskich i słowackich miastach – z których najgorszymi były pogromy w Kielcach, do którego doszło w lipcu 1946 roku, oraz w Miszkolcu na Węgrzech (kilka tygodni później) – przyniosły śmierć setek Żydów, a wielu innych zmusiły do opuszczenia tych krajów (…).
W poszukiwaniu katharsis
Dla narodów Europy Wschodniej nie mogło być katharsis, dopóki Niemcy żyli wśród nich. Etniczni Niemcy w wielu miastach i wsiach, w których społeczności niemieckie istniały od wieków, ryzykowali najbardziej, będąc narażeni na skrajne akty brutalności. Alianci przekonywali o potrzebie „uporządkowanego i humanitarnego” wysiedlenia.
Ian Kershaw
Do piekła i z powrotem. Europa 1914–1949
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 69.90 zł | 47.53 zł idź do sklepu » |
Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. Nikt nie miał żadnego interesu w chronieniu tych, których uważano za odpowiedzialnych za horror wojny. Wraz z klęską III Rzeszy zrozumiała nienawiść, która kumulowała się w czasie kilku lat wojny i okupacji, eksplodowała w niekontrolowanych aktach zemsty. Pod koniec lipca od 500 000 do 750 000 Niemców – okradzionych, zgwałconych, pobitych, pozbawionych żywności lub opieki medycznej – zostało przesiedlonych z terenów, które po drugiej wojnie światowej znalazły się w granicach Polski.
Różnego rodzaju okrucieństwa były na porządku dziennym. Polskie władze nie zrobiły wiele, aby im zapobiec. Niemcy byli postrzegani jako dzikie zwierzęta lub szkodniki, na które można polować lub zabijać do woli. Nawet Sowieci często byli zaskoczeni okrucieństwem polskiej zemsty. „Pojawiają się coraz częstsze przypadki niesprowokowanych mordów niemieckich mieszkańców, bezpodstawnych aresztowań, długiego więzienia i celowych upokorzeń” – czytamy w raporcie wojskowym Armii Czerwonej wysłanym do Moskwy z 30 sierpnia 1945 roku.
Niemcy sudeccy w Czechosłowacji – niezależnie, czy sympatyzowali z nazistami, czy nie – powszechnie uważani byli za zdrajców. Prezydent tego kraju Edvard Beneš w przemówieniu radiowym z 12 maja 1945 roku mówił o potrzebie „ostatecznego zlikwidowania problemu niemieckiego”. Niemal natychmiast po nim wysiedlono z Brna ponad 20 000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Część z nich nie przetrwała forsownego marszu ku granicy austriackiej.
Pewien katolicki ksiądz stwierdził, że chrześcijańskie przykazanie miłości bliźniego nie powinno być stosowane do Niemców. Byli wcielonym złem i nadszedł czas, aby rozliczyć ich za wszystkie krzywdy. Z takich przejawów nienawiści nieuchronnie rodziła się przemoc. Niemcy zostali wypędzeni, a ich domy plądrowano. Byli maltretowani w obozach internowania, w których panowały bardzo surowe warunki.
Urodzona w Pradze Margarete Schell, niegdyś znana aktorka, prowadziła pamiętnik, w którym opisała swoje doświadczenia w jednym z takich obozów. Opowiada w nim, w jaki sposób mężczyźni byli bici pejczami podczas codziennego wieczornego apelu, a niektórzy z nich byli zmuszani do przemieszczania się po placu apelowym w przysiadzie, dopóki całkiem nie opadli z sił. A wtedy znów ich maltretowano. Sama Margarete, poza różnymi atakami i upokorzeniami jakich doznała, została dotkliwie pobita przez komendanta obozu za wysłanie listu bez jego zgody.
Poza obozami czeska policja, komunistyczne bojówki i inne uzbrojone bandy atakowały, dręczyły i zabijały Niemców do woli. W jednym z najgorszych takich wydarzeń w Uściu nad Łabą 31 lipca 1945 roku zmasakrowano setki Niemców. Wielu Niemców odebrało sobie życie: według czeskich danych tylko 5558 w 1946 roku. Do jesieni 1947 roku z Czechosłowacji wypędzono 3 mln Niemców. Około 19 000–30 000 Niemców sudeckich zostało zabitych. Łączna liczba może być znacznie wyższa, jeżeli doliczy się tych, którzy zmarli od chorób, z niedożywienia i z innych przyczyn związanych z utratą dachu nad głową i brutalnym wypędzeniem.
„Boże, odeślij ten motłoch do domu…”
Po kilku tygodniach dzikich akcji pełnych okrucieństwa, działania te – choć nadal brutalne i przeprowadzane na szeroką skalę – zostały nieco bardziej usystematyzowane, ponieważ już nie tylko czeski rząd, ale i sojusznicy uznali za konieczne powstrzymanie niekontrolowanej przemocy. W sumie z Europy Środkowej i Wschodniej wysiedlono co najmniej 12 mln osób. Trafiły one do stref okupowanych w Niemczech, które w powojennych warunkach nie były zupełnie przygotowane do przyjęcia takiej fali ludzi.
Powitanie wypędzonych w samych Niemczech z pewnością nie było zbyt ciepłe. „Jesteśmy głodni i bardzo cierpimy. Panie Boże, odeślij ten motłoch do domu. Wyślij ich z powrotem do Czechosłowacji. Panie Boże, uwolnij nas od tej hołoty” – tak modlili się ludzie w rolniczej Württembergii w 1946 i 1947 roku.
W badaniach opinii społecznej przeprowadzonych w 1949 roku około 60% miejscowej populacji i 96% wypędzonych opisywało wzajemne relacje jako złe. Miejscowi Niemcy uważali przybyszy za aroganckich, zacofanych i niegodnych zaufania. Wypędzeni uważali, że gospodarze na tych terenach są samolubni, nieczuli i złośliwi.
Wiemy, że nie chcą nas tutaj i nie jesteśmy mile widziani – można wyczytać w jednym z listów do burmistrza miasta w 1948 roku – ale my też, możesz mi pan uwierzyć, wolelibyśmy mieszkać w naszej ojczyźnie i nie być dla nikogo ciężarem. Nie jesteśmy uchodźcami. Wbrew wszelkim prawom moralnym zostaliśmy wyrzuceni z naszych domów, wygnani z naszej ojczyzny, okradzeni ze wszystkiego, co mieliśmy i przetransportowani tutaj siłą i bez pytania, w każdym razie wbrew naszej woli.
W najdokładniej przeprowadzonych badaniach szacuje się, że w konsekwencji brutalnych wysiedleń zginęło przynajmniej 500 000 Niemców. Los 1,5 mln jest nieznany. Przedstawiciele mniejszości niemieckich w Rumunii, na Węgrzech i w Jugosławii, często całe społeczności, które w ciągu dziesięcioleci zapuściły korzenie na ziemiach leżących poza granicami Rzeszy, stali się częścią „żywych reparacji wojennych” i również zostali deportowani, tylko że do sowieckich łagrów, gdzie przyszło im często dożyć ostatnich dni w ciężkich warunkach obozowych.
Krajobraz powojenny
W 1950 roku w Europie Wschodniej było już znacznie mniej mniejszości etnicznych, choć nie wyeliminowano ich całkowicie. W krajach nadbałtyckich i na Ukrainie mieszkało sporo Rosjan, choć nie znajdowali się oni wcale w trudnej sytuacji. Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, do którego należały teraz republiki nadbałtyckie, był przecież zdominowany przez etnicznych Rosjan.
Również w Jugosławii nie zmienił się w zasadzie układ mieszanki narodowo-etnicznej ludów zamieszkujących te ziemie. Jednak populacje poszczególnych krajów Europy Wschodniej z pewnością stały się bardziej jednorodne etnicznie niż przed wojną. Stary świat wielonarodowej Europy Wschodniej przestał istnieć. Wypędzenia i straszne czystki etniczne zrobiły swoje.
Po ogromnej fali przejawów niepowstrzymanej nienawiści wynikającej z chęci zemsty, opisywanej powyżej, która przejawiała się w tak skrajnej i nieograniczonej przemocy w pierwszych tygodniach po kapitulacji Niemiec, żądania dotyczące wymierzenia kary dla oprawców skanalizowały się w ramach działań aparatu państw. Stało się to szybciej tam, gdzie obywatele w jakimś stopniu ufali nowo utworzonym rządom, wierząc, że uda im się wprowadzić dobre zmiany, oczyścić administrację z kolaborantów, wyłapując ich, a potem przeprowadzając uczciwe procesy, surowo karząc winnych nieprawości.
Udział w rządach przedstawicieli szanowanego narodowego ruchu oporu zwykle pomagał przyspieszać ten proces. Podobnie jak szybkie działania policji, jak to miało miejsce w Norwegii, Danii i Francji, które przyczyniły się w pewnym stopniu do przywrócenia zaufania do aparatu państwowego. Ludność w zdecydowanej części Europy – zmęczona przez lata walki, zbyt mocno pragnąca powrotu tego, co można nazwać „normalnością” – nie chciała więcej żyć w świecie przemocy i konfliktów i była gotowa podporządkować się władzom.
Tam, gdzie trudniej było o zaufanie do władzy publicznej, czyli w większości krajów południowej i wschodniej Europy, zmniejszenie się skali przemocy było procesem trochę dłuższym. Często zdarzało się, że lokalne grupy zbrojne, członkowie straży obywatelskiej lub byli partyzanci woleli nie oddawać broni. Niektórych przekonały amnestie dla tych, którzy zabijali z zemsty. Jednak zanim czas przemocy mógł się zakończyć, ludzie musieli uwierzyć, że władze państwowe podejmą zdecydowane działania przeciwko przestępcom wojennym i ukarzą kolaborantów.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w książce Iana Kershawa Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1949, która została wydana nakładem Znaku.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Piekło dwóch wojen światowych opisane przez wybitnego historyka:
Ian Kershaw
Do piekła i z powrotem. Europa 1914–1949
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 69.90 zł | 47.53 zł idź do sklepu » |
Subtelna różnica słownikowa: „wysiedlenie” a „eksterminacja”, „pacyfikacja”…
Jak zwykle Anglik lubi oskarżać Polaków. Dlaczego nie napisze ilu mieszkańców okupowanych przez Anglików – Indii umarło z głodu w czasie kiedy Anglicy wywozili z Indii żywność podczas 2 wojny światowej ? Podobnie w XIX wieku Anglicy zagłodzili na śmierć miliony Irlandczyków, w czasie kleski głodu, wywołanej zarazą ziemniaczaną. Obozy koncentracyjne to też nie pomysł Niemców, tylko Anglików, którzy trzymali w tych obozach rodziny Burów ( kobiety i dzieci ) w Afryce Południowej, podczas wojny, którą Anglicy wypowiedzieli tym Holenderskim osadnikom. Czy niemieccy cywile, kobiety i meżczyzni są winni wybuchowi 2 wojny ? A niby kto wybrał partie Narodowo Socjalistyczną i Hitlera w Demokratycznych wyborach w1933 roku ? Natomiast Polacy którzy byli prześladowani i mordowani w latach 1939-1945 przez Niemców, po 1945 roku nic wielkiego Niemcom nie zrobili. Niemcy zostali wypedzeni tak samo jak oni wypedzali Polaków z Pomorza, Wielkopolski i Śląska czy też innych polskich terenów. Jeśli już ktoś mordował Niemców to Rosjanie i Czesi. O tym jak mordowali Niemców – Rosjanie, ten Anglik nawet sie nie zająknął. Podobnie jak nie napisał jak Czesi mordowali swoich obywateli czyli Niemców Sudeckich, którzy stanowili ponad 80% mieszkańców Sudetów. A którzy tym Czechom nic wielkiego nie zrobili. Ponadto deportacje Niemców z terenów przyznanych Polsce w zamian za ziemie 2RP przyłączone do Rosji było decyzją nie Polaków tylko – Anglii, USA i Rosji. Natomiast Czesi zrobili to sami – ich prezydent wydał dekret o wypedzeniu Niemców z Czech. I o ile Polacy mogli by sie mścić na Niemcach za lata okupacji, to Czeskie zbrodnie na Niemcach są niezrozumiałe. Czechosłowaków można w zasadzie uznać za kolaborantów 3 Rzeszy, przy tym Słowacy nimi na pewno byli, zreszta na Czechów w latach 1939-1945 nie spadły w porównaniu z Polską żadne represje ze strony Niemców. Za to po roku 1945 mordowali Czesi bezbronnych niemieckich cywili ze zwierzecym okrucieństwem, podobnym do działań Ukraińców z UPA.
No cóż sprawa przesiedleń niemieckich z Polski jest tak zakłamana, że warto przy każdej okazji ją „odkłamywać” – urealniać.
Po pierwsze trzeba się zgodzić z praktycznie wszystkim co napisał Anonim ale…
…to głównie nasze władze „cisły” na zmianę granic na zachodzie – czystki etniczne (no bo i sami ich doświadczyliśmy aż nadto od Niemców – np. z kraju Warty usunięto ponad 0,5 miliona Polaków). „W żadnej innej kwestii wszystkie ugrupowania Polski podziemnej, łącznie z komunistami, nie były tak zgodne…” Rząd na uchodźctwie: „…celem wojennym Polski jest „wcielenie Gdańska, Prus Wschodnich i Śląska Opolskiego do państwa polskiego, jak też przesunięcie w ogóle na zachód granicy z Niemcami i zabezpieczenie wolności Bałtyku.” PKWN: „…na Zachodzie i nad Bałtykiem musimy uzyskać ziemie etnograficznie polskie, wynarodowione i zgermanizowane przemocą w ciągu wieków… …starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego”, Prus Wschodnich, „szerokiego dostępu do morza” i „polskich słupów granicznych nad Odrą”.” Nie był to zatem absolutnie tylko i wyłącznie dyktat Stalina czy zgoda nań Churchilla, bowiem w Polsce „…We wszystkich nurtach myślenia politycznego dominował postulat wysiedlenia ludności niemieckiej.” zresztą powstały już tuż po klęsce wrześniowej.
Badacze zachodni próbują znaleźć u nas przykłady masowych zbrodni na Niemcach i… wracają do siebie „z niczym” (Niemcy jeśli już, to najczęściej umierali z wychłodzenia w nieogrzewanych pociągach wysiedleńczych i z głodu, chorób) skrajnie rozczarowani… Dlaczego?
Przykłady poważniejszych prześladowań Niemców możemy znaleźć u nas tylko na Mazurach. Powstały one tam bowiem z tych samych powodów co w Czechach. Anonim zaś napisał, że nie wińmy: „Niemców Sudeckich…, …którzy tym Czechom nic wielkiego nie zrobili.” „…Czeskie zbrodnie na Niemcach są niezrozumiałe.” dodał.
Czyżby???
Otóż czeskie „ziemie odzyskane” od zawsze zamieszkiwane były przez mniejszość czeską prześladowaną z kolei przez wieki. Przez wieki bowiem Niemcy sudeccy przejmowali czeską ziemię często stosując radykalne i krwawe metody, eksterminując zwłaszcza czeskie elity, ale… Nie wynarodowili oni do końca mniejszość czeską. Owe 20% czeskich autochtonów doskonale te wieki prześladowań i marginalizacji, uprzywilejowanej pozycji Niemców w całym królestwie czeskim, co najmniej już od 16 wieku, ten ogromny rachunek krzywd w ich mniemaniu; PAMIĘTAŁO i pamięta zresztą do dzisiaj… Do złudzenia przypominało to sytuację po rozpadzie Jugosławii – narosły przez lata, wieki rachunek krzywd po prostu eksplodował…
Stąd w Polsce w wyniku powojennych prześladowań być może zginęło tylko kilkuset Niemców – nawet nie kilka tysięcy, a… A w Czechach w okrutnych zwykle mordach, najczęściej sadystycznie torturowanych wcześniej Niemców w tym starców, kobiet i dzieci, co najmniej 30-40 tys. ale możliwe jest, że i być może nawet 120 tys.! Sporą być może większą, część bowiem masowych grobów Niemców, do tej pory jeszcze w Czechach nie przebadano!
A w Polsce wręcz spotyka się przykłady „współpracy” i odruchów współczucia, empatii (vide słynny piekarz w Szczecinie codziennie rozdający za darmo bułki głodującym Niemcom koczującym pod gołym niebem w upale na obecnych Wałach Chrobrego). Owszem nienawidziliśmy Niemców ale w… mundurach – taki Niemiec „W 1945 r. dla większości Polaków… …nie był człowiekiem, lecz uosobieniem wszelkiego zła…”. Gdy jednak spotkaliśmy „zwykłych” Niemców, szczególnie ciężko na roli pracujących niemieckich gospodarzy, podziwianych u nas jeszcze przed wojną…
Już Himmler podawał w swej ostatniej odezwie Niemcom za przykład Polaków, robotników przymusowych na Pomorzu, którzy bronili z bronią w ręku swoich niemieckich pracodawców przed „czerwoną zarazą”. No nie do końca byli to robotnicy przymusowi, bo był też tutaj całkiem pokaźny ochotniczy zaciąg zwłaszcza Wielkopolan, mających przed wojną spore, coraz większe kłopoty z wyjazdem do pracy w Reichu – „na saksy”.
Co najważniejsze to tutaj jednak jest to, że w Polsce bano się zasiedlać ziemie odzyskane – liczono się bowiem z całkiem realną koniecznością ich oddania Niemcom.
Stąd – lokalne władze i polscy osadnicy – robiono wszystko, wbrew władzy centralnej, by maksymalnie zwiększyć liczbę niemieckich „fachowców” pomocnych w zagospodarowaniu „ziem odzyskanych”, którzy byli zresztą „z urzędu” zwalniani z obowiązku wysiedleńczego: „…tymczasem nasilało się zjawisko unikania wyjazdów. Coraz więcej, Niemców ukrywały nie tylko osoby prywatne, ale także urzędnicy czy też kierownicy różnych zakładów pracy…” Dlatego czasami nawet wszyscy zdolni do pracy Niemcy, byli zaliczani do „fachowców”, ba nawet „wybitnych”. Mogli oni jednak z własnej woli wyjeżdżać do Niemiec o ile sami zorganizowali sobie ten wyjazd. Korzystali z tego zwłaszcza Rosjanie: „Było publiczną tajemnicą, że pod osłoną Rosjan, za „sute” łapówki, odbywał się ruch ludności niemieckiej, i to w obie [!] strony…” W ten sposób szacuje się, że nawet już pod koniec 45., blisko połowa wyjeżdżających do Niemiec to byli ochotnicy. Jednak dopiero w drugiej połowie lat 50. umożliwiono (było ich aż 350 tys.) powrót w ramach łączenia rodzin, „fachowcom” do Niemiec.
Szczególnym przykładem tego „procederu” była „wojna o górników” niemieckich – na to kto był sprytniejszy; ze strefami okupacyjnymi głównie sowiecką (mieliśmy z sowietami umowę by oddać im ich określoną liczbę), ale i brytyjską. Np. „Dolnośląskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego… …po prostu fałszowało zaświadczenia. W transportach [do Niemiec] byli więc „górnicy”, którzy w kopalni pracowali 2–3 dni. [!!!]”
(cyt. Jankowiak S., Wysiedlenia Niemców z Polski po II wojnie światowej)
…
Niestety też owym fachowcom zaczynano wystawiać, by ich zatrzymać, „lewe” świadczące o ich rzekomej polskości dokumenty z polskimi fikcyjnymi nazwiskami. W ten sposób nasze ziemie odzyskane stały się największym w Europie schronieniem dla szczególnie średniego kalibru i pomniejszych zbrodniarzy niemieckich (spora część z nich świetnie znała język polski albo z czasów wojny i okupacji, lub w większość jeszcze z przed okupacji). Dopiero gdy zaczęli oni umierać w „naszych” czasach, to okazywało się że np. dawni szanowani radni, burmistrzowie, wójtowie, dyrektorzy i lekarze to… byli gestapowcy, esesmani etc., winni zbrodni wobec ludzkości…
I to drogi znany profesorze brytyjski i ty Anonimie, powinniście wiedzieć, znać za nim zasiądziecie do pisania na ten powyższy temat czegokolwiek…
Pan Anglik piszę same ogólniki. Dla Anglików byliśmy i będziemy mniej ważni niż Niemcy. Anglosasi pochodzą bądź co, bądź właśnie z Niemiec. Windsorowie, mimo angielskiej nazwy to Saxo-Coburgowie. Całe szczęście , że to Stalin decydował o Europie wschodniej , a nie angole i jankesi. Dzięki temu możemy spokojnie jeździć do Świnoujścia i Karpacza.
Może jeszcze podsumuję jednym zdaniem:
Czesi na swoich ziemiach odzyskanych czyli się u siebie, a my, mimo całej PRL-owskiej „piastowskiej” propagandy, NIE – swoje ziemie odzyskane nazywaliśmy i ciągle nazywamy, poniemieckimi, a to wszystko co na nich zastaliśmy dalej określamy, mimo upływu tylu lat, poniemieckim – mamy przy tym głęboko skrywane wyrzuty sumienia, że fakt nam też zabrano, ale i my coś komuś zabraliśmy – czego z kolei nigdy nie robili i nie robią, sudeccy Czesi.