Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Najlepszy czołg II wojny światowej. Czy naprawdę był nim niemiecki Tiger?

Pierwszą partię Tygrysów wyprodukowano na 53 urodziny Hitlera. Ale czy naprawdę były to najlepsze istniejące czołgi?

fot.Bundesarchiv Scheck / CC-BY-SA 3.0 Pierwszą partię Tygrysów wyprodukowano na 53 urodziny Hitlera. Ale czy naprawdę były to najlepsze istniejące czołgi?

Hitlerowcy traktowali ten ciężki czołg jak swoją cudowną broń. Z zachwytem rozpisywała się o nim nawet brytyjska prasa. Ile w tym wizerunku Tigera było prawdy, a ile propagandy? I jeśli nie ten, to który czołg walczący w II wojnie należy uznać za najlepszy?

O wadach i zaletach broni pancernej nie decydują konkursy. Istotne jest wiele czynników, takich jak  masa, awaryjność, łatwość obsługi, remontów polowych i transportu oraz potencjał modernizacyjny. Znaczenie ma także oczywiście teren bitwy, taktyka, wyszkolenie załóg i zaplecze przemysłowe.

Wziąwszy wszystkie te kryteria, śmiało można stwierdzić, że lepiej przysłużył się hitlerowcom lżejszy od Tigera, czyli PzKpf VI, czołg Panzerkampfwagen IV. Podobnie jak amerykański M4 Sherman i radziecki T-34, służył on jeszcze wiele lat po wojnie. Został użyty w Bułgarii, Jugosławii, Finlandii, Egipcie, Hiszpanii, Jordanii i Turcji. 17 egzemplarzy wzięło też udział w wojnie sześciodniowej w 1967 roku, walcząc po stronie syryjskiej. Natomiast historia Tigera skończyła się 8 maja 1945 roku.

Skąd zatem jego legenda? Zadbał o to aparat propagandowy III Rzeszy, który komunikaty o Wunderwaffe tworzył zarówno dla pokrzepienia niemieckich serc, jak i w celu zastraszenia wrogów. Niemieckim czołgiem zachwycała się też wojenna prasa brytyjska. Może dlatego Tiger zawładnął masową wyobraźnią i kulturą popularną. Urósł do rangi mitu.

Mania wielkości

„Najlepszy” czołg II wojny światowej zadebiutował 20 kwietnia 1942 roku, czyli w 53. urodziny Adolfa Hitlera. By zdążyć w wyznaczonym terminie, prace nad czołgiem przyspieszono, dlatego pierwsza partia spośród 1 355 wyprodukowanych egzemplarzy była niezwykle awaryjna. I cięższa, niż planowano.

Choć pierwotne zamówienie mówiło o maszynie około 45 ton, Führer dostał prezent ważący o 10 ton więcej. Jego następca, Panzerkampfwagen VI B Tiger II, tak zwany Königstiger (dosłownie „tygrys bengalski”), sięgał zaś prawie 70 ton! Od stycznia 1944 do marca 1945 roku powstało 487 tych czołgów.

Pierwszą partię Tygrysów wyprodukowano w pośpiechu, by tylko zdążyć na urodziny przywódcy III Rzeszy.

fot.Bundesarchiv, Hebenstreit / CC-BY-SA 3.0 Pierwszą partię Tygrysów wyprodukowano w pośpiechu, by tylko zdążyć na urodziny przywódcy III Rzeszy.

Tiger kosztował prawie 300 tysięcy marek. Za tę sumę niemieckie wojska pancerne mogły kupić aż trzy czołgi Panzer IV. Jeszcze gorszy od wysokiej ceny był jednak towarzyszący produkcji chaos. Decyzje o nowych rozwiązaniach zapadały pod naciskiem wpływowych przemysłowców, wspieranych przez niekompetentnych nazistów.

Bez trudu znajdowali oni sojusznika w opętanym manią wielkości przywódcy III Rzeszy, który chętnie wypowiadał się na temat grubości pancerza i kalibru armaty. 9 lipca 1942 roku zapowiedział stworzenie ogromnego czołgu uzbrojonego w… działo 150-milimetrowe!

Wodza poparł minister uzbrojenia, Albert Speer, oraz ulubiony konstruktor wodza Ferdinand Porsche. Przeciwko pomysłowi wystąpili natomiast generał Heinz Guderian oraz szef Departamentu Technicznego Broni Pancernej Heinrich Ernst Kniepkamp. Ten pierwszy zdołał nawet zablokować gotową już decyzję o wstrzymaniu produkcji tanków Panzer IV, które modernizowano według jego własnych wskazówek.

Niechętni wobec ciągłych nowinek technicznych generałowie Wehrmachtu doskonale wiedzieli, że uczestniczą w wojnie materiałowej, w której o zwycięstwie decyduje przewaga zaopatrzenia i rezerwy sprzętowe. Potrzebowali więc przede wszystkim broni ustandaryzowanej w masowych ilościach, a nie wynalazków, których przygotowanie do walki wymagało dodatkowych wysiłków i zwielokrotnionej obsługi.

Dowiedz się, jak wyglądała II wojna światowa w Europie:

 

Ich napomnienia nie zyskały jednak wielkiego posłuchu. Już wkrótce zaczęto planować kolejne „upominki” dla Hitlera. Powstał projekt Panzerkampfwagen VII Löwe („lew”) o wadze 90 ton, czołgu uzbrojonego w działo okrętowe. Zajął się nim gruppenführer SS Alfried Krupp. Myślano też o superciężkim PzKpf VIII o masie 100 ton. Co ciekawe, jego adekwatną nazwę kodową Mammut dla dezinformacji zmieniono na… Mauschen, czyli „myszka”. Prace nad nią prowadzono w biurze konstruktorskim Porsche. W ich trakcie „myszka” utyła do 160 ton!

W pogoni za coraz bardziej imponującymi pojazdami marnotrawiono moce projektowe i produkcyjne, które można było wykorzystać do doskonalenia sprawdzonych w boju konstrukcji. Niepotrzebnie zużywano deficytowe surowce. Marzenia o Wunderwaffe, „cudownej broni” nazistów, dodatkowo zwiększały i tak znaczny wysiłek wojenny. W tym samym czasie wszystkie fabryki rosyjskie i amerykańskie produkowały pełną parą jeden model czołgu w różnych wariantach.

W stepie szerokim

Jak użyteczny okazał się Tiger? Był zaprojektowany do przełamywania umocnionych rubieży, szarż pancernych w stepach oraz do masowego rozstrzeliwania sowieckich T-34 i ciężkich maszyn KW-1Z. I dopóki miał zapewnioną ochronę z powietrza, wywiązywał się z tej roli celująco.

W walce na duże dystanse jego potężne działo kalibru 88 mm nie miało konkurencji. Dalekosiężna armata KwK 36 była córką działa przeciwlotniczego (Fliegerabwehrkanone) i znakomicie sprawdzała się w roli armaty przeciwpancernej. Zamontowana w czołgu nie pozwalała sowieckim tankom nawet pomarzyć o zbliżeniu się do nazistowskiego superczołgu.

Potężne 88-milimetrowe działo stanowiło skuteczną broń przeciwko radzieckim czołgom T-34.

fot.Bundesarchiv, Altvater / CC-BY-SA 3.0 Potężne 88-milimetrowe działo stanowiło skuteczną broń przeciwko radzieckim czołgom T-34.

Niestety, z czasem ubywało miejsc, w których gdzie Tiger mógłby udowodnić swe walory. Jego wartość uderzeniowa relatywnie spadła po rozpoczęciu masowej produkcji samolotów szturmowych Ił-2 („Szturmowików”). Powstało ich ponad 36 000! Nic dziwnego, że niemieccy czołgiści myśleli głównie o maskowaniu, a dopiero potem o walce…

Tygrysy, podobnie jak PzKpf IV, przegrywały też po prostu na ilość. T-34 wypuszczano masowo, a projekt stale upraszczano i usprawniano. Sowieci wyprodukowali 34 780 czołgów tego typu z armatą kalibru 76 mm, natomiast Niemcy tylko 9 tysięcy tanków Panzer IV wszystkich wersji. W efekcie jeśli radzieckie maszyny, często pozbawione nawet radiostacji, szybko padały łupem wroga, na ich miejsce szybko przywożono nowe.

Podobnymi do T-34/85 „masowcami” były też M4 Sherman. I ta strategia okazała się lepsza. Rosjanie i Amerykanie wygrali konsekwencją, wytwarzając 100 tysięcy maszyn. Solidne, sprawdzone, zwrotne i łatwe w transporcie PzKpf IV mogły stać się odpowiednikami tych alianckich „standardów”. Ale Niemcy wciąż poszukiwali pancernego Graala.

Latające czołgi

Chrzest bojowy Tigerów nastąpił 29 sierpnia 1942 roku, po tym, jak Hitler wysłał pierwszą kompanię do Leningradu. W walce udział wzięły cztery maszyny. Nie był to bardzo udany debiut. Trzy z nich trzeba było ściągnąć z pola walki, bo unieruchomiły je usterki. Także dzień później, w kolejnym ataku, utknęły na dobre. Okazało się, że nawet zamarznięte błoto blokuje ich podwozie. Jednego nie udało się ewakuować. Wysadzono go w powietrze.

PzKpf VI debiutowały na froncie wschodnim, pod Leningradem.

fot.Bundesarchiv, Altvater / CC-BY-SA 3.0 PzKpf VI debiutowały na froncie wschodnim, pod Leningradem.

Wciąż jednak wierzono w potencjał bojowy urodzinowego prezentu Führera. Sam wódz w 1943 roku opóźnił rozpoczęcie operacji Cytadela, by tanki zdołano dostarczyć w rejon Kurska. Ponieważ jednak miesięczna produkcja wynosiła zaledwie kilkadziesiąt sztuk, na front trafiło ich mniej niż dwieście. Razem Niemcy wystawili 2700 czołgów. Przeciw nim, w armiach Rokossowskiego i Watutina, walczyło 3600 maszyn. Łącznie na Łuku Kurskim walczyło aż 8 000 pojazdów pancernych. Najoględniej mówiąc: to nie ciężkie czołgi niemieckie wygrały tę bitwę.

Nie lepiej wyglądała sytuacja na froncie zachodnim. Alianccy czołgiści byli tam lepiej od Rosjan przygotowani do wojennego rzemiosła. Ich taktyka była zaskoczeniem dla wojsk pancernych, przyzwyczajonych do ławic T-34 atakujących ze skrzydeł. Rzadko zdarzały się sytuacje podobne do tej, kiedy samotny Tiger dowodzony przez Obersturmführera Michaela Wittmanna z drugiej kompanii 101 Ciężkiego Batalionu Pancernego Waffen SS rozstrzelał brytyjski 4 Pułk Pancerny w Villers-Bocage. Hitlerowcy zwycięstwo zawdzięczali wówczas raczej niefrasobliwości Brytyjczyków.

Z reguły Tygrysy musiały mierzyć się z manewrującymi wokół nich Shermanami. Amerykanie zwykle unikali bezpośredniego boju i wzywali wsparcie artylerii. A jeżeli już atakowali, to za gęstą zasłoną dymną i przy wsparciu piechoty. Ich czołgi osaczały ciężkie hitlerowskie tanki jak ruchliwe owady. Dzieła dopełniały natomiast myśliwce P-47 Thunderbolt, „latające czołgi”, których wyprodukowano ponad 15 tysięcy.

Ciężkie niemieckie czołgi wcale nie sprawdziły się lepiej na froncie zachodnim.

fot.Bundesarchiv/ Scheck / CC-BY-SA 3.0 Ciężkie niemieckie czołgi wcale nie sprawdziły się lepiej na froncie zachodnim.

Wielkie maszyny okazały się też mniej przydatne pod koniec wojny, w Europie, gdy najczęściej prowadzono pojedynki ogniowe z dystansu poniżej kilometra. W takich warunkach malała różnica między czołgami średnimi a ciężkimi. Pociski wszystkich armat czołgowych przebijały bowiem lub uszkadzały z tej odległości wszystkie pancerze.

„Niedoskonały” Sherman?

Może zatem należy gdzie indziej poszukać najlepszego czołgu II wojny światowej? W kategorii czołgów średnich zdecydowanie wygrywał M4 Sherman. Zgodnie z założeniami konstrukcyjnymi, jego zadaniem było wspieranie piechoty i walka z lżejszymi pojazdami przeciwnika. Jak się później okazało, przerósł te oczekiwania.

Amerykańscy projektanci wygrali z niemieckimi, a także radzieckimi konkurentami filozofią podejścia do możliwości rozwojowych. Stworzyli konstrukcję otwartą, dzięki czemu bez trudu wymieniali istotne elementy. A modernizowali swój projekt bezustannie, nawet co dwa miesiące.

Zaletą M4 było też niewiarygodnie wręcz obszerne wnętrze, dopuszczające liczne aranżacje. Było to zupełnie sprzeczne z obowiązującym do dzisiaj podejściem rosyjskim, zgodnie z którym maszyna musi być jak najmniejsza, by trudniej było w nią trafić. To jednak sowieccy czołgiści dusili się od gazów prochowych, nie wiedzieli, do czego strzelają ani dokąd jadą. A żołnierze z USA korzystali z dodatkowych wentylatorów.

Artykuł stanowi fragment książki Normana Daviesa "Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo", wydanej nakładem wydawnictwa Znak.

Chcesz dowiedzieć się, jak wyglądała II wojna światowa w Europie? Polecamy książkę Normana Daviesa „Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo„, wydaną nakładem wydawnictwa Znak.

„Szyta z naddatkiem” wieża Shermana pozwalała również dostosować do niej dowolną armatę. Tak jak w jego brytyjskiej wersji Firefly, gdzie nawet mimo dodatkowego opancerzenia czołowego jarzma lufy środek ciężkości czołgu się nie przesunął. Tymczasem Niemcy już w 1942 roku zorientowali się, że do PzKpf IV w żaden sposób nie są w stanie zamontować potężnej 75-milimetrowej armaty KwK 42 By ją wykorzystać, musieli zbudować  nowy czołg! I tak powstała Pantera, czyli PzKpf V Panther. W czasie wojny tego typu maszyn wypuszczono 5992.

O minusach wprowadzania tego typu nowych, niesprawdzonych odpowiednio konstrukcji w czasie wojny niech ponownie zaświadczy bitwa na Łuku Kurskim. Chrzest bojowy przeszły tam 204 Pantery. Na polu bitwy zostało ich… aż 150! I cóż to za pociecha, że ani jedno bezpośrednie trafienie w płytę czołową kadłuba nie okazało się groźne, że większość unieruchomiły nie pociski wroga, a awarie napędu i silnika? Niemcy przegrały decydujące starcie, przesądzające o dalszych losach wojny.

Koszmar mechanika

W porównaniu z tworzonym w latach 30. Shermanem Tiger był pod wieloma względami wadliwy. Już samo ustawienie płyt jego pancerza pod kątem prostym było reliktem. Trudno zrozumieć, dlaczego projektanci zdecydowali się na taki wariant, skoro nawet pochylony pod kątem 55 stopni pancerz Pantery, choć cieńszy, dawał lepszą ochronę balistyczną.

Skoro już o tym mowa, zewnętrzna warstwa PzKpf VI była zbyt twarda. Pod wpływem uderzeń pocisków wewnątrz wieży odrywały się kawałki metalu. Bywało, że ostrzelany z bliska czołg raptem stawał i przerywał walkę. Załoga ginęła od samych odprysków pancerza.

Twardy pancerz nie zawsze dobrze chronił załogę czołgu. Mogły ją zabić... odpryski wewnątrz kabiny.

fot.Bundesarchiv, Zwirner / CC-BY-SA 3.0 Twardy pancerz nie zawsze dobrze chronił załogę czołgu. Mogły ją zabić… odpryski wewnątrz kabiny.

„Cudownej broni” Hitlera nie można też nijak uznać za łatwą w obsłudze. Regułą były meldunki jak ten wysłany 1 września 1944 roku przez 502 batalion czołgów ciężkich: „Przydzielono do batalionu 45 PzKpfw VI. Gotowych do walki jest 19. 8 czołgów wymaga mniejszych napraw a 18 – dużych remontów”.

Wiele mówią też raporty wysyłane przez 3 Batalion Pancerny z elitarnej Dywizji Großdeutschland, która zawsze miała pierwszeństwo zaopatrzenia. Oddział utracił większość bazy remontowej w ataku na transport kolejowy wiozący go na front. 14 sierpnia 1943 roku informował: „10 Tigerów uległo awariom podczas przejazdu do rejonu ześrodkowania batalionu”. Nazajutrz: „6 czołgów uszkodzonych wskutek działań przeciwnika, a w 7 wykryto uszkodzenia mechaniczne silnika i skrzyni biegów”.

Warto dodać, że ewentualna naprawa była dosłownie koszmarem dla mechanika. Wystarczy wspomnieć, że by wymienić którekolwiek z wewnętrznych kół jezdnych, trzeba było demontować te zewnętrzne. Wymiana drążka skrętnego wymagała zdjęcia prawie wszystkich z 48 kół nośnych.

Awarie mechaniczne, takie jak odpadanie kół czy śrub na wale przednim, były tymczasem codziennością. Co więcej, po dłuższej jeździe z rur wydechowych PzKpf VI buchały metrowej długości płomienie. Z kolei od nieszczelnych przewodów zapalały się silniki, co zresztą wykazało wady układu gaśniczego w przedziale napędowym. Latem dowódcy alarmowali, że długotrwała jazda ciężkich maszyn w upale jest technicznie niemożliwa.

Długotrwała jazda Tygrysów w upale była niemal niemożliwa.

fot.Bundesarchiv, Zwirner / CC-BY-SA 3.0 Długotrwała jazda Tygrysów w upale była niemal niemożliwa.

Zaplecze remontowe

Nic dziwnego, że do obsługi technicznej Tygrysów potrzebna była niemal osobna armia. Zwykłe kompanie remontowe, towarzyszące tankom typu III i IV, nie wystarczały. Dysponowały bowiem „zaledwie” trzema ciągnikami półgąsienicowymi oraz jednym ciężkim ciągnikiem z dźwigiem obrotowym. Był jeszcze sześciotonowy dźwig Bildstein i dziesięciotonowy żuraw Demag, bez którego nie można było podnieść wieży.

W ślad za atakującymi PzKpfw VI poruszały się specjalne plutony remontowe. Najczęściej wzywano je do spadających gąsienic, co zdarzało się prawie zawsze przy manewrowaniu na wstecznym biegu. Do tego w kolumnach logistycznych przemieszczały się mobilne warsztaty oraz sekcje plutonu ewakuacyjnego. Nieustannie narzekały one na braki czołgów ewakuacyjnych Bergepanther. Takich napraw jak wymiana silnika, skrzyni biegów, zbiornika paliwa czy układu chłodzenia można było dokonać tylko w bazie warsztatowej w głębi ugrupowania bojowego.

Prawdziwą zmorę stanowiła też wymiana części. Magazyny z odpowiednim zaopatrzeniem często znajdowały się daleko od frontu, a zużycie podzespołów prawie czterokrotnie większe, niż dostawy na front. Kiedy latem 1944 roku, podczas odwrotu spod Dyneburga, trzy czwarte Tygrysów z 502 Batalionu uległo uszkodzeniom, niektóre holowano ponad 100 kilometrów. Ich podwozia ulegały zniszczeniu.Tymczasem skład części ewakuowano z Rygi do Królewca, a przewozy kolejowe strefie Grupy Armii „Północ” były sparaliżowane. W efekcie mechanicy oddziału przez dwa tygodnie dorabiali potrzebne elementy z… tego, co znaleźli.

Jeśli chodzi o naprawianie, Tigery były prawdziwym "koszmarem mechanika".

fot.Bundesarchiv, Kipper / CC-BY-SA 3.0 Jeśli chodzi o naprawianie, Tigery były prawdziwym „koszmarem mechanika”.

W przeciwieństwie do Tygrysów modułowo zbudowane Shermany naprawiano bez trudu. Ponieważ mechanizm przeniesienia napędu umieszczono w przednim wale („nosie”) czołgu, jego wymiana była w warunkach polowych szybka i prosta. W parkach maszynowych czekały też nowe wieże, które błyskawicznie można było włożyć do starych „wanien”. Co więcej, pododdziały remontowe z łatwością wymieniały silniki, i to na bezpośrednim zapleczu frontu.

Amerykańskie średnie czołgi wygrywały też pod względem mocy i wytrzymałości. Radziły sobie choćby z trzytonowym spychaczem. Ich radzieckie i niemieckie odpowiedniki mogły o tym tylko pomarzyć. Na dodatek ich silniki i zawieszenie wytrzymywały bez trudu 1000 kilometrów przebiegu. Producenci dawali im wręcz gwarancję na 2500 mil! Pantery i Tygrysy mogły im dorównać tylko, gdyby ustawiły się w sztafecie.

Skąd przy takiej przewadze wzięło się powszechne przekonanie, że Sherman nie był czołgiem doskonałym? Wpłynęły na nie codzienne narzekania anglosaskich asów pancernych. O M4 mówiono nawet pogardliwie „zapalniczka”, podkreślając jego łatwopalność. Niesłusznie, bo wszystkie tanki się paliły. Czołgiści niemal nigdy nie mówili o „zniszczeniu” wrogiej maszyny, a o jej „spaleniu”. A pojazd stworzony przez konstruktorów z USA wygrywał i na tym polu. Tylko on miał  mokre komory amunicyjne, chroniące przed wybuchem. Tak jak i żyroskopową stabilizację armaty, ale to już inna historia…

Amerykańskie czołgi M4 nazywano czasem "zapalniczkami", sugerując ich wyjątkową łatwopalność.

Amerykańskie czołgi M4 nazywano czasem „zapalniczkami”, sugerując ich wyjątkową łatwopalność.

Kolorowe gąsienice

Warto wspomnieć jeszcze utrapieniach logistycznych, których dostarczały „najlepsze” czołgi. Do transportu drogowego (a utwardzonych dróg brakowało) nadawała się jedynie platforma Culemeyer SdAnh 121 o nośności 65 ton. Bezużyteczny był zestaw drogowy Faun L900, który bez trudu przewoził dwa PzKpfw IV, ważące po 28 ton każdy.

Natomiast do transportu kolejowego używano sześcioosiowych wagonów typu SSyms. Z uwagi na małą nośność rosyjskich mostów, każde dwie platformy z PzKpfw VI musiano przedzielać trzema pustymi wagonami towarowymi. Do tego Tygrysy wymagały również specjalnych ramp, których – jak można się domyślić – zawsze brakowało. Nie wspominając już o tym, że platformy kolejowe okazały się za wąskie na ciężkie czołgi. Na czas transportu trzeba więc im było wymieniać gąsienice!

Epopeję ciężkich czołgów III Rzeszy zakończył ich masowy udział w operacji Wacht am Rhein, jak określano ostatnią niemiecką ofensywę w Ardenach. Atak ciężkich maszyn w zalesionych górach miał jednak niewiele sensu. W rzeczywistości „cudowna broń” i „święty Graal” Hitlera skończył tak jak jego kapłan. Jeśli wygrała, to tylko na polu public relations.

Bibliografia:

  1. Thomas Anderson, Tygrys. Legendarny czołg, Wydawnictwo RM 2013.
  2. Peter Chamberlain, Hilary L. Doyle, Encyclopedia of German tanks of World War Two, Arms and Armour Press 1993.
  3. Heinz Guderian, Wspomnienia żołnierza, Bellona 2003.
  4. Alexander Lüdeke, Weapons of World War II, Parragon Books 2011.

Dowiedz się, jak wyglądała II wojna światowa w Europie:

Komentarze (46)

  1. Anonim :) Odpowiedz

    Historia „Tigera” nie skończyła się 8 maja 1945 roku. Chociażby Francuzi mieli jednostki złożone z tego czołgu po wojnie.

  2. ZQW Odpowiedz

    Mówienie o gigantomanii w stosunku do czołgu o armacie 150mm to znaczna przesada. Rosjanie produkowali takie czołgi, a w zasadzie działa samobieżne na masową skalę, Mam na myśli SU-152 i ISU-152.

    • AUTOR Odpowiedz

      W powyższym tekście zajęliśmy się tylko czołgami, a i tak artykuł musiał pogodzić się ze skrótami. Działa samobieżne, szturmowe oraz niszczyciele czołgów to rzeczywiście temat na osobną rozprawę. Nie mogę się jednak zgodzić, że konstruowanie czołgów o masie przekraczającej 100 ton nie było gigantomanią. Już TIGERY musiały się pogodzić z faktem, że wiele mostów jest dla nich niedostępnych. Tak, miały same pokonywać rzeki. Nie zastanawiano się jednak, jak dojadą do brzegu po często podmogłych łąkach i grzęzawiskach.

  3. Anonim Odpowiedz

    Wystarczy poczytac wspomnienia Ottona Cariusa,niemieckiego czołgisty,a nie pisać glupoty,alianci zasypali wręcz Niemców iloscia, Rosjanie jak i Amerykanie

  4. tommies Odpowiedz

    Tiger z pewnością nie był czołgiem idealnym, ale ten artykuł zbyt mocno go demonizuje. Stworzony był z myślą o rozległych przestrzeniach Rosji i właściwie użyty przez wyszkoloną załogę siał tam istne spustoszenie.
    Jego legenda, to nie tylko propaganda, ale przede wszystkim bojowe zastosowanie.

    Generalnie jak spojrzy się na niemiecką technikę z czasów II WŚ, to widać duży stopień zaawansowania, ale też dobre parametry. Myślę, że po prostu zdawano sobie sprawę z ograniczonych zasobów przede wszystkim ludzkich oraz także surowcowych i starano się to nadrobić „przewagą dzięki technice” ;)
    Wystarczy spojrzeć na statystyki – stosunek zniszczonych wozów wroga do własnych.
    Zależnie od źródła podaje się, że do zniszczenia jednego Tigera potrzeba było 5 Shermanów lub 8 T-34
    Nie bez powodu też alianci zachodni gdy tylko mogli korzystali ze wsparcia lotnictwa po wykryciu Tigerów lub właśnie stosując specjalne taktyki walki, gdyż wiedzieli czym grozi spotkanie z tym czołgiem.
    Pozostaje tylko się cieszyć, że przemysł III Rzeszy nie był w stanie wyprodukować większych ilości tego czołgu i zapewnić odpowiedniego zaplecza technicznego.

    I właściwszym wydaje się być porównywanie Shermana z Pantherą czyli czołgów średnich.

      • MYT Odpowiedz

        Dokładnie, Sherman: 30t ; Pantera: 45t. To, że ktoś napisał że to średni to wcale nie musi być prawda. Pantera waży tyle samo co IS’y, a nikt nie powie że to czołgi średnie.

        • tommies

          Wagowo może i tak w porównaniu do czołgów alianckich. Niemcy określali go go jako średni gdyż w odniesieniu do Tygrysa (56 ton) czy Tiger II (ok. 70 ton) takim był.

    • AUTOR Odpowiedz

      Jego legenda, to nie tylko propaganda, ale przede wszystkim bojowe zastosowanie.

      Zgoda, ale rewelacyjna propaganda doktora Goebelsa, pozwoliła także wygrać wiele bitew Zarówno na froncie wschodnim, jak i zachodnim, nie należały do rzadkości przypadki, kiedy przeciwnicy, na widok TIGERóW porzucali swe maszyny i na piechotę uciekali do lasu.

      A to wcale nie musiały być TYGRYSY! Pod koniec wojny alianci zwykli nazywać tak wszystkie niemieckie czołgi. Widać to dobrze w Powstaniu Warszawskim. Choć na Tygrysy mają wisy… Tygrysy spacerują w Alejach… Tymczasem były to zbyt drogie maszyny, by angażować je do walk miejskich. TYGRYSÓW było w Warszawie tylko 5 i niczym szczególnym się nie wyróżniły. 31 lipca 1944 zostały wyładowane na dworcu towarowym na Bródnie. Przejechały Most Poniatowskiego i dotarły do koszar na Rakowieckiej. Po wybuchu Powstania prowadziły ostrzał oddziałów powstańczych na Mokotowie.

      • tommies Odpowiedz

        Propaganda na pewno miała w tym swój niemały udział.
        Niemniej jednak w momencie pojawienia się go na froncie po prostu budził strach.
        Tygrysy mogły z bezpiecznej odległości zdziesiątkować oddziały wyposażone w T-34/76 zanim te były w stanie zbliżyć się na odległość skutecznego strzału.
        Znana jest historia czołgu z 503 batalionu Kampfgruppe „Sander” podporucznika Zabela – podczas bitwy na przedpolach Rostowa otrzymał 227 trafień pociskami rusznic przeciwpancernych kalibru 14,5mm, 14 pociskami armat przeciwpancernych kalibru 45 i 57
        mm oraz 11 kalibru 76,2 mm.
        W trakcie walki zniszczył 6 czolgów , dziesieć armat przeciwpancernych, kilka moździerzy, i liczne gniazda karabinów maszynowych.
        Po wszystkim był w stanie wycofać się z walki a załoga nie odniosła obrażeń. Co prawda doznał takich uszkodzeń, że nie nadawał się do dalszych akcji bojowych i został po remoncie przesłany do jednostki szkolnej, gdzie oczywiście miał oprócz funkcji szkolnej także propagandową ukazując jak bardzo załoga może zaufać opancerzeniu Tygrysa.

        A teraz postawmy się w roli sowieckiego tankisty czy piechura któremu dane było przeżyć podobną potyczkę.

        Swojego czasu czytałem sporo wspomnień żołnierzy i to z rożnych armii. Pomimo, ze wspomnienia były napisane często wiele lat po wojnie to w opisach spotkania z Tygrysem nadal dawało się odczuć mieszaninę strachu i podziwu.

    • AUTOR Odpowiedz

      Nie bez powodu też alianci zachodni gdy tylko mogli korzystali ze wsparcia lotnictwa po wykryciu Tigerów lub właśnie stosując specjalne taktyki walki, gdyż wiedzieli czym grozi spotkanie z tym czołgiem.

      *

      Zgoda. Nie można przecież alienować walki czołgowej od innych czynników oddziałujących na teatr wojny. Blitzkrieg wrześniowy w Polsce (potem we Francji i Rosji) nie byłby możliwy bez panowania Luftwaffe w powietrzu! Kiedy się skończyło, w ograniczonym zakresie stosował go tylko von Manstein, prowadząc elastyczną obronę. Przecież lotnictwo amerykańskie rozbiłoby TIGERY w Ardenach, gdyby nie chmury i mgła.

      Rosjanie, jak wiadomo, nie liczyli się ze stratami. TYGRYSY paliły czołgi, które miały jeszcze w bakach fabryczne paliwo. Dlatego Amerykanie nie wysyłali Shermanów na czołgowe pojedynki, tylko opracowali odpowiednią taktykę.

      Leibstandarte, Das Reich, Hitlerjugend, Hohenstaufen, Frundsberg i Panzer Lehr nie mogły wychylić nosa w ciągu dnia w Normandii gdyż były natychmiast rozstrzeliwane przez samoloty szturmowe. Nie zdążyli na plaże, bo mogli poruszać się tylko w nocy.

      Tymczasem Hermann Göring oraz Wiking podczas bitwy pod Wołominem (sierpień 1944: to właśnie tam były TYGRYSY) unicestwiła 3 Korpus Pancerny, ponieważ mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie lotnicze z Okęcia.

  5. AUTOR Odpowiedz

    Żeby przewieźć TIGERA koleją trzeba było zdejmować błotniki i zewnętrzne koła jezdne. Gąsienice TIGER I (o szerokości 725 mm) wymieniano na czas transportu na węższe (520 mm). Natomiast w TIGER II szerszą trakcję bojową (800 mm) zamieniano na mierzące 660 mm Verladeketten (gąsienice załadowcze). W rezultacie, na każdej platformie typu SSyms, powinny leżeć dwa rodzaje gąsienic: zielone dla TIGER I oraz czerwone dla TIGER II.

    TYGRYSY wymagały również specjalnych ramp Sonderverlade Kopframpe (zwanych po prostu Tigerrampe), których zawsze brakowało.

    Moim zdaniem to dowód, że sam czołg (choćby najdoskonalszy) nie zrobi przewagi bez sensowanie przemyślanej infrastruktury i logistyki. Przebazowanie dwóch batalionów LEOPARDÓW z Żagania do Wesołej dowodzi, że nie wszyscy odrobili lekcję.

  6. Anonim Odpowiedz

    Nie mogę się powstrzymać. Skąd pomysł, że w Panzer IV nie można było zamontować działa 75 mm? Przecież było montowane. W Firefly trzeba było przebudować wieżę żeby zamontować większe dzialo. Widać, że autor wiedzę ma. Tym bardziej dziwi pojawienie się w tekście takich podstawowych błędów. Trąci z artykułu gloryfikacją Sherman. W tym temacie wypowiadało się już wiele mądrych głów. Consensusu nie ma i nie będzie. Trzeba poczytać wspomnienia czołgistów walczących stron, a nie opinii pseudo specjalistów. Pisać, żeby coś napisać? Artykuł dla kompletnych laików broni pancernej II WŚ.

    • AUTOR Odpowiedz

      Skąd pomysł, że w Panzer IV nie można było zamontować działa 75 mm? Przecież było montowane.

      *

      Powiem więcej: w PzKpfw IV od początku jego produkcji montowane były tylko i wyłącznie armaty kalibru 75 mm. Najpierw krótkie, a potem długolufowe. Dzięki temu ostatniemu PzKpfw IV Ausf. F2 mógł nawiązać walkę z T-34 i KW1.

      Ale opisanie armaty podając tylko jego kaliber to… powiedzmy błąd. W „czwórce” montowano trzy rodzaje armat: najpierw 75 mm Kampfwagenkanone 37 L/24, a następnie 75 mm KwK 40 L/43 oraz 75 mm KwK 40 L/48. Dwa ostatnie różniły się tylko długością lufy.

      Natomiast armata czołgowa KwK 42 L/70 w którą uzbrojone były PANZER V czyli PANTERY to już zupełnie inna bajka. To była jedna z najlepszym armat II wojny światowej o świetnej celności i zwiększonej w stosunku do poprzedniczek prędkości wylotowej pocisku. Mówimy zatem o zupełnie różnych konstrukcjach.

      Ciekawostka: powstał jeden prototyp czołgu PANTHER II wyposażony w armatę 88 mm KwK 43 L/71.

      ***

      W Firefly trzeba było przebudować wieżę żeby zamontować większe dzialo. Widać, że autor wiedzę ma. Tym bardziej dziwi pojawienie się w tekście takich podstawowych błędów. Trąci z artykułu gloryfikacją Sherman.

      *

      Nawet o tym napisałem, że w SHERMANIE stosowano różne wieże z dobrym skutkiem. Dlaczego zatem wieży PANTERY nie zamontowano na podwoziu PzKpfw IV? Ano, nie dało się i stąd cała nasza dyskusja.

      Zapomniałem dodać, że oczywiście w moim tekście było lokowanie produktu. Otóż MON nosi się z zamiarem wykupienia SHERMANÓW z muzeów w ramach modernizacji technicznej WP. :))

  7. AUTOR Odpowiedz

    Beznadziejny komentarz.

    Dla odsunięcia od siebie miana maniaka amerykańskiej myśli technicznej, celowo pomijałem zdumiewające sukcesy Shermanów. Jak choćby taki z końca grudnia 1944 roku.

    Skromne siły amerykańskie bronią grzbietu górskiego Elsenborn, podczas niemieckiej operacji Wacht am Rhein. Shermany nie podejmują walki w polu, lecz wabią Tygrysy i Pantery na uliczki dwóch bliźniaczych miasteczek Rocherath i Krinkelt. Cześć Shermanów kluczy, pozorując ucieczkę, a część kryje się za murami i płotami, bramami i budynkami. I otwiera ogień z kilkunastu metrów.

    Stosując taką taktykę 741 Batalion Czołgów zniszczył 27 niemieckich wozów, a 644 Batalion Niszczycieli Czołgów – 17. Amerykanie stracili 11 czołgów i 2 niszczyciele. Wynik 44 :11 czyli cztery do jednego. Niewiarygodne, nieprawdaż? Zaiste, wystarczy popatrzeć w statystyki.

    • AUTOR Odpowiedz

      Takiej statystyki nie ma i nigdy nie powstanie. O przyczynach piszę na początku gawędy o Tigerach. Bo niby jak to ugryźć? Ile strzałów było celnych? Absurd. Ile celnych strzałów wyeliminowało maszynę przeciwnika? Owszem, wszystkie walczące strony robiły takie przymiarki, ale na poligonach. Bitwa jest innym środowiskiem, w którym jednocześnie oddziaływają na załogę czołgu różne bodźce, gdzie o życiu i śmierci decydują detale.

      Na froncie wschodnim Niemcy stracili 749 Tygrysów a Rosjanie kilkadziesiąt tysięcy T 34. Czy coś z tego wynika? Owszem. Niemcy szanowali życie swych żołnierzy a Rosjanie, jak powszechnie wiadomo zupełnie się z nim nie liczyli. Jedna orda mniej, jedna więcej. Jaka różnica? Każdy czołgista Tigera miał osobny właz ewakuacyjny. Załoga miała więc dużo większe szanse przeżycia niż nieprzyjaciel, ale i tak to Rosjanie wygrali wojnę.

      Musimy także pamiętać, że po obu stronach walczyły także inne pojazdy pancerne. Nie da się wyabstrahować z kontekstu pojedynku dwóch typów uzbrojenia pancernego; powiedzmy Tygrysa Bengalskiego i IS 2. Była broń przeciwpancerna, samoloty szturmowe, miny czy nawet wiązki granatów i podpalone butelki z naftą.

      Kontekst sprzyjał załogom na stepach. Jedyną jednostką całkowicie wyposażoną w Tigery był wówczas 503 batalion czołgów ciężkich (503 schwere Heeres Panzer Abteilung), który dysponował 45 maszynami modelu Ausf E. Pierwsze podsumowanie dowództwo batalionu sporządziło 10 października 1943 roku, po 78 dniach kampanii.

      W tym czasie zniszczono 501 czołgów, 388 dział przeciwpancernych, 79 dział przeciwlotniczych i zestrzelono 7 samolotów. Po stronie strat zapisano 7 maszyn zniszczonych przez czołgi sowieckie, 6 przez działa szturmowe, 1 spaliła drużyna piechoty koktajlami Molotowa, 1 padł od Friendly Fire Sturmgeschutza, 3 od bezpośredniego ognia artylerii oraz 3 zniszczone przez załogi (awaria przekładni głównej, awaria silnika i przebicie kadłuba). 4 maszyny z przebitymi pancerzami odwieziono do Rzeszy na remont generalny.

      Jeżeli dobrze liczę (a miewam z tym kłopoty) daje to 25 czołgów wyjętych z szyku w 2, 5 miesiąca. Dużo to czy mało? Moim zdaniem dużo, bo Tygrysy były „trudnozastępowalne”. Na miejsce zniszczonych maszyn nie przyjechało natychmiast tyle samo nowych. A takie postępowanie było normą zarówno u Rosjan, jak i Amerykanów. Magiczne słowo, które przesądziło o ich zwycięstwie brzmi: STANDARYZACJA!

      Ale najważniejsze jest na końcu raportu 503 Panzer Abteilung: „Codziennie wystawialiśmy do walki przeciętnie 12 sprawnych czołgów Tiger. Na skutek usterek technicznych podczas przemarszów z warsztatów w rejony koncentracji zgrupowań bojowych, w rzeczywistości dysponowaliśmy średnio tylko 10 sprawnymi czołgami.”

      10 sprawnych na 45 pięć maszyn w batalionie. Bez komentarza.

  8. Peter Odpowiedz

    „Szyta z naddatkiem” wieża Shermana pozwalała również dostosować do niej dowolną armatę. Tak jak w jego brytyjskiej wersji Firefly….. Tle, że „geniusze” od uzbrojenia US-Army, ignorowali ją bonieważ ….. nie była amerykańska. Słynny syndrom WGI czyli Wymyślono Gdzie Indziej. Gdyby nie interwencja Eisenhovera wk….. na max po pierwszych efektach spotkań „Shermanów” i T-IV Ausf. F2. (nie mówiąc już o Panterach i Tygrysach), to którkolufa armata 75mm, królowałaby do końca wojny. Świetnie to opisał w książce : „Zawodna broń. Błędy, pomyłki techniczne i wypadki pola walki” – Azriel Lorber.

  9. EasyRiderM65 Odpowiedz

    Z tą celnością samolotów ił-2 i P-47 to trochę na wyrost. Radziecki, to bardziej produkt propagandowy niż użyteczny, choć w bardzo dużej ilości użyteczny do lekkich umocnień niż czołgów. Amerykański lepszy, ale chociażby po bitwie pod Falaise alianci obejrzeli wraki niemieckich czołgów, to trafionych przez pilotów było bodajże kilkanaście. Lotnictwo było wtedy uciążliwe dla jednostek pancernych, ale bardziej niebezpieczne dla ich logistyki, niż dla samych czołgów.

  10. mlopaci Odpowiedz

    „tanki”, „sowieckie” – mamy rok 2019, a nie rok 1919. Nie musimy używać rusycyzmów, którymi posługiwali się Polacy wychowani w zaborach. Na to są polskie słowa takie jak: „czołg”, „radziecki”.

  11. mlopaci Odpowiedz

    Jeśli chodzi o porównanie skuteczności czołgów w walce, to dobrym przykładem jest jeden dzień z walk w rejonie Słupna (gm. Radzymin). Niemcy w walce o Słupno stracili Panterę i dwa Tygrysy (walczyły 3 i 5 dywizje SS). Rosjanie zdobyli Słupno tracąc 24 czołgi. Pośród zniszczonych 24 czołgów były Shermany, Valentine, T-34, T-43 i KW-1.
    Parę dni później 106 brygada pancerna straciła w walkach wszystkie 32 czołgi T-34.

  12. Jacek Zaborowski Odpowiedz

    Problemem „Tygrysa” była jego podatność naprawcza. Wykonanie czynności obsługowych lub napraw wymagało więcej robocizny niż w Pzkw IV czy też czołgach amerykańskich. Do demontażu skrzyni biegów lub wału pomiedzy silnikiem a skrzynia trzeba było zdjąć wieże.

  13. Anonim Odpowiedz

    cytat ..W porównaniu z tworzonym w latach 30. Shermanem Tiger był … Od strony historycznej chyba można wymagać faktów !!!!

  14. Stefan Odpowiedz

    Tygrys byl najlepszym czolgiem swiata w okresie 2 Wojny Swiatowej,, koniec kropka. To ze byl budowany pod bombami aliantow i w znacznej mierze w kooperacji z malymi warsztatami rozproszonymi w warunkach wojennych wplywalo na jakosc jego wykonania. Skonstruowal go wybitny inzynier Porshe i jak nie macie pojecia o mechanice, to nie zabierajcie glosu. Tyle w temacie.

    • Majkowhy Odpowiedz

      Tygrysa, który wszedł do służby skonstruowała firma Henschel natomiast Porsche zbudował Tygrysa P, którego przebudowano na Ferdinandy

  15. ok Odpowiedz

    Technicznie najlepszym czołgiem II Wojny była Pantera jak twierdzi wielu ekspertów. Leopard to technicznie następca rozwojowy Pantery po 25 latach.

  16. Alex Odpowiedz

    Dlaczego wszyscy porównują Tygrysa i Panterę w obronie do atakujących T34. Porównajmy Bitwę pod Kurskiem atakujące Tygrysy i Ferdinandy pod Ponyri, albo kontrataki 1 DP SS LAH pod Brusiłowem , gdzie 23 listopada 1943 z 27 Tygrysów zostało 4? A pluton okopanych Su85 załatwił 6-8 atakujących Tygrysów.

  17. dowgird Odpowiedz

    Panie ,,publicysto”….wytknę tylko błędy. 1. – Königstiger – to ,,dosłownie ,,królewski tygrys”…König – oznacza króla -DOSŁOWNIE. 2 – Jeżeli ,,czołgiem zachwycała się też wojenna prasa brytyjska” – to musiały być ku temu powody; nie była ona chyba stronnikiem Niemiec i nie chciała ,,zastraszać” Anglików. A powody przejawiały się na polu walki; aliantów nie interesowało to że Tygrys jest cięższy niż zamierzano, że był utrapieniem dla ANGIELSKICH mechaników etc, etc. Liczyła się jego siła bojowa – gruby pancerz i potężna armata, która rozstrzeliwała brytyjskie czołgi. 3 – I jakież tu mętne porównanie – Czołgu ciężkiego do jakiegoś T-34 ? Trzeba nyśleć co się pisze.

    • niepoprawny politycznie Odpowiedz

      I. Czołg Tiger II nigdy nie był „tygrysem bengalskim”. Po pierwsze nazwa Königstiger jest nieformalna i sensu stricto nie niemieckiego pochodzenia, została bowiem wymyślona dla niego przez aliantów, najprawdopodobniej Anglików, a następnie przejęta przez propagandę niemiecką (choć początkowo uważano ją za określenie karykaturalne aliantów).
      Termin – nazwa „tygrys królewski”, jego znaczenie, pochodzi z języka angielskiego, slangu fachowego myśliwych angielskich, i nie odnosi się do żadnego osobnego podgatunku tygrysa – w tym i tego bengalskiego, który wcale nie jest zresztą najcięższy, największy (tym jest t. syberyjski). Prawidłowa naukowa nazwa niemiecka tygrysa bengalskiego to dawniej i obecnie: Bengal Tiger. Königstiger – King Tiger w angielskim, to pierwotnie jedynie określenie szczególnie dużych okazów tygrysa bengalskiego, a że bengalski jest większy od wszystkich innych podgatunków – za wyjątkiem syberyjskiego, stąd bengalskiego potocznie nazywa się do dzisiaj w Niemczech, obok ww. nazwy naukowej, terminem Königstiger.
      Uff, trochę to zagmatwane, ale na pewno czołg Tiger II był królewskim tygrysem tylko i wyłącznie dla tego, że był większy od swego poprzednika Tiger I – jego nazwa nie miała więc żadnego związku z podgatunkiem tygrysa bengalskiego.

      II. Z Shermanem z czasów II wojny nie ma co go – t. królewskiego, porównywać i z tego względu, że nie miał on – Sherman, służyć przede wszystkim do walki z innymi czołgami, a głównie, jeśli nie wyłącznie, z okopaną piechotą czy broniącą się w umocnieniach, a także – z czasem uzupełniono doktrynę: taką atakującą czy cofającą się. Z czołgami miały walczyć jedynie posuwające się za Shermanami lub wzywane na pomoc, będące w pobliżu, niszczyciele czołgów (była to realizacja koncepcji amerykańskich teoretyków wojskowości pochodząca jeszcze z końca lat 20-tych, której twardo się trzymano do końca wojny). To stąd pochodziło ciągłe użycie armaty 75 mm w Shermanie aż do ostatnich dni wojny, bowiem mającej „o niebo” lepszą amunicję odłamkową i burzącą, niż nowsza 76 mm (tej burzące pociski były praktycznie nie do użytku w wojennej praktyce, a brytyjska 76,2 mm ich w ogóle w czasie wojny nie miała). I tak, i dlatego Shermany w czasie wojny zużyły 11 razy (!) więcej amunicji przeciwpiechotnej niż przeciwpancernej!
      Tygrysowi II mógł się skutecznie przeciwstawić jedynie równorzędny mu IS-2 1944, a lepszym od niego, mimo że aż o circa 20 ton lżejszym (!), był „Szczupak” czyli IS-3 (o ile był oczywiście dobrze wykonany) ale ten typ czołgu nie zdążył wejść do walk.

      III. W wojsku francuskim być może służył co najmniej jeden egzemplarz tygrysa królewskiego – czołg ten został prawdopodobnie porzucony przez Niemców 23 sierpnia 1944 roku i przejęty przez armię francuską, przyjęty na wyposażenie jesienią tego samego roku – przetrwał do dnia dzisiejszego, jest obiektem muzealnym.

  18. niepoprawny politycznie Odpowiedz

    Jak się powiedziało „a”…

    „Już samo ustawienie płyt jego pancerza pod kątem prostym było reliktem.”

    No nie do końca, a wręcz, trzeba to jasno zaznaczyć, powiedzieć: stanowczo „nie”!

    Koncepcja czołgu „mniejsza cegła na większej” odżyła zwłaszcza w latach 90. ubiegłego wieku.
    Dlaczego?
    Po pierwsze trzeba było mniej stali na pionowe ściany zwłaszcza wieży, no bo te miały przecież mniejszą pow. niż pochyłe, więc można było je – płyty ustawione pod kontem prostym – „wertykalne”, znacznie pogrubić (szczególnie ma to wielkie znaczenie przy montowaniu warstw – „pancerzy” – reaktywnych wobec pocisków kumulacyjnych) bez istotnego wzrostu masy.
    Po drugie walki pancerne już pod koniec wojny, były często prowadzone na znaczne odległości – a pocisk w locie zakrzywionym, elipsoidalnym, to w pochyły pancerz uderza pod kontem prostym!
    – A nie w pionowy – prostopadły do linii gruntu – tutaj lecąc z góry trafia pod ostrym!
    Zdecydowanie łatwiej więc przebija taki pocisk wystrzelony z daleka ten rzekomo lepszy pochyły pancerz. Prosta balistyka się kłania.
    To dlatego m. in. najnowsze czołgi brytyjskie II wojny (np. Comet, Centurion) miały wciąż „ustawienie płyt… …pancerza pod kątem prostym”…
    Ponadto w wieżyczce o pochyłym pancerzu jest mniej efektywnej przestrzeni, miejsca do wykorzystania – jest pod tym względem często kompletnie niepraktyczna.

    Dlaczego więc czołgi najnowszej generacji mają przynajmniej nieco pochyły pancerz?
    Ano wymaga tego technologia „niewykrywalności” – „stealth”, szczególnie w segmencie wykrywalności przez radar.

    „Tak jak w jego brytyjskiej wersji Firefly, gdzie nawet mimo dodatkowego opancerzenia czołowego jarzma lufy [ale było to ledwie 13 mm!] środek ciężkości czołgu się nie przesunął.”

    Czołgu tak ale… już wieży nie. Ta była kompletnie niewyważona!, co istotnie utrudniało prowadzenie ognia.
    Dokonano bowiem iście ekwilibrystycznych zabiegów by umieścić w niej brytyjską 17-funtówkę – najlepszą armatę przeciwpancerną II wojny. Dodajmy wyraźnie lepszą od niemieckich 88 mm i 75 mm. Nawet zwykłym przeciwpancernym pociskiem przebijała bowiem od nich grubszy pancerz. A że strzelała też pociskami podkalibrowymi (owszem mniej celnymi na dalekie dystanse ale przebijającymi prawie lub ponad, dwukrotnie grubszy pancerz niż te zwykłe ppanc.).
    No cóż w czasie II wojny to Niemcy pisali „i” ale kropkę nad nim stawiali najczęściej Brytyjczycy…

    Sherman w wersji „robaczek świętojański” – „świetlik” to ponadto nie był de facto czołg, a typowy niszczyciel czołgów – a nie czołg!
    Przydzielano go bowiem w liczbie 1 na 3 Shermany lub Cromwelle, by je chronił przed niemieckimi „kotami”. Tyle że tych – panter i tygrysów, było za mało już od początku kampanii 44., a „świetlików” w związku z tym za dużo, czasami o „dużo za dużo”. Pantery i Tygrysy stanowiły tylko najprawdopodobniej 126 szt. z około 2300 niemieckich czołgów rozmieszczonych w Normandii. Stąd też bardzo szybko, by uczynić z nich pojazdy równoważne dla „przeciwpiechotnych” Shermanów – co słusznie zauważa autor postu, że było główną rolą – zadaniem Shermana; zaczęto Firefly wyposażać w wyrzutnie rakiet o ładunku odłamkowo-burzącym, przeciwpiechotnym, tzw. „tulipany od Shermana”.

    I na koniec „ciekawostka”: u schyłku wojny na front, razem z niemieckimi kadetami szkół dla „pancerniaków”, wróciły stare (szkolne) wysłużone lekkie i średnie czołgi niemieckie uzbrojone w krótkie lufy, małokalibrowe działka, a nawet tylko karabiny maszynowe (głównie Panzer I, II i III starszych wersji, czeskie typy), i… I spisywały się nadspodziewanie dobrze! Były bowiem za szybkie, by powoli obracające się wieże z coraz dłuższymi, czasami monstrualnie długimi lufami, mogły je namierzyć, a w terenie nawet trudnym, radziły sobie lepiej niż dobrze. Wykańczały piechotę, tzw. fizylierów chroniących czołgi przez pancerfaustami, i… I reszty łatwo się domyśleć.
    Podobnie zresztą jak M-3 amerykańskie, czy T-60, T-70 sowieckie… Owszem czołgi podstawowe nowszych generacji zaczęły sobie po wojnie z tymi uprzykrzonymi „maluchami” radzić, ale czy przyszłość nie będzie należeć z czasem jednak właśnie do nich? – skrajnie przecież małych na radarze i bardziej mobilnych – bo lekkich?

  19. Jars Odpowiedz

    Mój tato pamięta jak Poznań był wyzwalany. Miał wtedy 12 lat. Ruskie wchodziły od południa i tam w lesie (Dębina) stały dwa Tygrysy. Jeden zniszczył 12 ruskich czołgów zanim została trafiony a drugi 8. I też dostał. Ale był w stanie jechać i wycofał się do cytadeli gdzie do końca walk brał udział jako stały punkt oporu i rozwalił jeszcze wiele czołgów. Nie został zniszczony. Tak więc te teorie jak się psuły i były do niczego to sorry ale to bzdury.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.