Wejdą, nie wejdą? Przeklęty dylemat, który zaciążył na losach Polski w 1981 roku
„Socjalistycznej Polski, bratniej Polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić” – groził Leonid Breżniew w lutym 1981 roku. Osobną sprawą jest czy Sowieci rzeczywiście zamierzali wejść do Polski. Pytanie – czy Polacy wierzyli, że wejdą?
Wejdą, nie wejdą? To jeden z głównych polskich dylematów politycznych i przedmiot wielu burzliwych dyskusji w okresie „ szesnastu miesięcy «Solidarności »” (pomiędzy sierpniem ’80 a grudniem ’81).
Obawy, że Związek Radziecki lub państwa należące do Układu Warszawskiego mogłyby zbrojnie interweniować w Polsce, wynikały z tzw. doktryny Breżniewa (zwanej też doktryną ograniczonej suwerenności krajów socjalistycznych), zakładającej możliwość udzielenia „bratniej pomocy” wojskowej dowolnemu krajowi demokracji ludowej, w którym socjalistyczny porządek polityczny zostałby zagrożony przez „kontrrewolucję”.
Źródła obaw. Radzieckie manewry, wypowiedzi aparatczyków, interwencja w Afganistanie
Nastrój zagrożenia utrzymywał się w polskim społeczeństwie również ze względu na niedawną interwencję zbrojną ZSRR w Afganistanie, jak i wskutek licznych pogłosek dotyczących koncentracji jesienią 1980 roku znacznych radzieckich sił pancernych wzdłuż granicy z Polską.
Przekonanie, że Związek Radziecki może udzielić Polsce „bratniej pomocy”, miała utrwalać wśród obywateli PRL również demonstracja siły, jaką stanowiły wielkie manewry wojsk Układu Warszawskiego „Sojuz ’81” (17 marca–7 kwietnia 1981 roku) oraz „Zapad ’81” (4–12 września 1981 roku), a także liczne wypowiedzi członków kierownictwa radzieckiego na temat rozwoju sytuacji w Polsce.
Bratnia pomoc dla bratniej Polski? Przemówienie Leonida Breżniewa
Najgłośniejsze było oświadczenie zawarte w referacie Leonida Breżniewa wygłoszonym 23 lutego 1981 roku podczas XXVI Zjazdu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Sekretarz generalny KC KPZR, zwracając uwagę, iż w Polsce nastąpiło „zagrożenie podstaw ustroju socjalistycznego”, zadeklarował wówczas, że „socjalistycznej Polski, bratniej Polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić”.
Społeczeństwo z reguły doceniało niebezpieczeństwo interwencji sowieckiej, czego wyrazem była popularność hasła samoograniczającej się rewolucji.
Zwracano jednakże uwagę na zaangażowanie militarne ZSRR w Afganistanie oraz na pogłębiające się trudności gospodarcze „Kraju Rad” jako na główne argumenty przemawiające przeciwko tezie, iż Moskwa skłonna byłaby pochopnie dokonać inwazji na Polskę. Podkreślano także, że polskie władze wykorzystują, a nawet wyolbrzymiają groźbę interwencji, traktując ją jako wygodny środek nacisku na kierownictwo „Solidarności”. Dylemat „wejdą – nie wejdą” stał się nieaktualny po wprowadzeniu stanu wojennego.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie jako jedno z haseł Abecadła PRL-u. Pozycja autorstwa Zdzisława Zblewskiego została opublikowana nakładem wydawnictwa Znak w 2008 roku.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, podział akapitów oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst poddano podstawowej obróbce redakcyjnej.
Fascynujący obraz życia w komunistycznej Polsce
Jerzy Kochanowski
Rewolucja międzypaździernikowa. Polska 1956-1957
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 59.90 zł | 29.95 zł idź do sklepu » |
Oni musieliby wejść – w czasach Breżniewa nie jest możliwe żeby ZSRR odpuścił sobie NRD bo rozleciałby się cały Układ Warszawski. Ponieważ przez Polskę przebiegały trasy przerzutu wojsk i zaopatrzenia dla sił stacjonujących w NRD-ówku Rosjanie nie mogli pozwolić sobie na utratę Polski ze strefy swoich wpływów. Pamiętamy przyspawywanie wagonów do szyn z transportem żywności na wschód – Oni zrobiliby wówczas wszystko żeby trasy na „Zachód” były przejezdne,
To dziwne, bo dostępne dokumenty (m.in. zapisy z posiedzeń sowieckiego politbiura) pokazują, że żadnego „wejścia” by nie było. Nie palili się do tego z kilku powodów, zwłaszcza ze strachu przed kolejnymi sankcjami na wzór tych, które dostali za wkroczenie do Afganistanu. Prawda jest taka, że już na początku lat 80 Związek Sowiecki ledwo zipał (wykończył go ostatecznie nowy wyścig zbrojeń zainicjowany za prezydentury Reagana), a co za tym idzie przy zaostrzeniu sankcji ekonomicznych sytuacja nie byłaby zbyt ciekawa. Od początku Breżniew i jego ekipa stali na stanowisku, że: „sytuację w Polsce muszą rozwiązać polscy towarzysze własnymi siłami” (choć Jaruzelski, jak zawsze nikczemny sługus, błagał swoich panów o pomoc). Już nawet hipotetycznie rozważali na wyrost potencjalny scenariusz „wywrotki” swoich marionetek w Polsce, i jak w takiej sytuacji należy postąpić. Faktem jest, że postawili w stan gotowości jednostki frontu zachodniego oraz podjęli kilka innych kroków, ale z owych dokumentów wynika, że był to od początku do końca blef. Odpowiedź dla Jaruzelskiego była krótka: „Niet, masz to załatwić sam” (zresztą sam Breżniew od dawna na to naciskał, najpierw jeszcze na Kanię) .No i łajdak „spawacz” załatwił.
Żeby wejść, musieliby najpierw wyjść. W sowieckich garnizonach w PRL-u stacjonowało więcej żołnierzy, niż miał ich pod bronią PRL.
I właśnie to, że ci będący na miejscu właściwie nie kiwnęli palcem w bucie pokazuje najlepiej, jak obłudna i fałszywa była narracja Jaruzela i jego zaczadzonych obrońców.
całe szczęście, że ten PRL skończył się i nigdy już nie wróci.
Amen. Żeby tylko jeszcze usunięto wszystkie popłuczyny i pozostałości…
Kilka lat temu, spotkałem na północy Rosji człowieka, który w pierwszej poł. lat 80-tych służył w marynarce wojennej na terytorium NRD. Wspominał jak w czasie jak to określił „niespokoju w Polsce, Solidarności, Wałęsy”, dostali w trybie alarmowym rozkaz wypłynięcia. Zacumowali w porcie w Świnoujściu a pod pokładem mieli uzbrojony desant piechoty. Żołnierzom nie wolno było wychodzić na pokład. Obowiązywało pogotowie bojowe. Po około tygodniu rozkaz odwołano i wrócili do macierzystego portu.
ZSRR nie musiał wchodzić do Polski. Oni tu byli, nie tylko żołnierze, ale cała Polska, prawie wszystkie instytucje były nafaszerowane agentami, a więc Kreml na bieżąco kontrolował sytuację. II wojna światowa, najsilniejsi mocarze Zachodu oddali nas pod „opiekę” Stalinowi wbrew naszej woli. Podejmując interwencję wewnętrzną w okupowanej Polsce nie musieli się pytać, czy będą mogli strzelać. To oni dowodzili Układem Warszawskim.Nie mieli zaufania do Polaków, do naszego wojska, bo Polacy w swej historii (poza wyjątkami) nigdy nie zaakceptowali dominacji sowietów, ani wcześniej carskich rządów. Są na to dowody i sowieci o tym pamiętają.
Polemika do Jarosława. Mam wrażenie że żyjesz w świecie życzeń. Kilku znajomych służyło wówczas w wojsku. Kiedy wyszli (mieli przedłużoną służbę) wszystkich zapytałem czy strzelaliby do demonstrantów. Każdy stwierdził że nie mogliby odmówić wykonania rozkazu. Dzisiaj woleliby o tym zapomnieć.
Posiedzenia Biura Politycznego były protokołowane. W Moskwie decyzje zapadały w gabinetach władców, a na Biurze politycznym tylko je zaklepywano, gdy już wszystko było gotowe. To nie były pogłoski, że przy granicy (na Białorusi i w Obwodzie Kaliningradzkim) czołgi grzały silniki. Było je słychać po naszej stronie. Może kiedyś, jak historycy wreszcie się odideologizują i oceny tego okresu będą miarodajne.