Co najważniejsi ludzie w III Rzeszy naprawdę myśleli o Hitlerze?
Już na etapie budowania partii Hitler zgromadził wokół siebie grono zaufanych ludzi, do końca pomagających mu w realizacji ludobójstwa. Czy widzieli w nim szaleńca, przy którym sami zdobędą władzę, czy przeciwnie – dali uwieść się jego charyzmie? Co sprawiło, że tak wiernie trzymali się tyrana?
Wiele wskazuje na to, że Adolf Hitler, przynajmniej na początku swojej kariery, nie wywierał na swoich współczesnych najlepszego wrażenia. Kiedy w 1919 roku zaczął się pojawiać – także jako mówca – na monachijskich zebraniach, wywoływał mieszane uczucia. Nazistowski architekt Albert Speer oraz przyszły członek NSDAP Hermann Rauschning widzieli w nim zwykłego „drobnomieszczanina”. Pierwszy z przyszłych współpracowników przywódcy partii krytykował także literacką niezgrabność początkowych szkiców „Mein Kampf”.
„Prowincjonalne maniery”
Nie całkiem przekonany do Hitlera był również jego bliski współpracownik z tego okresu, Ernst Hanfstaengl. Chociaż niezaprzeczalnie dostrzegał talent mężczyzny jako mówcy, maniery przyszłego wodza III Rzeszy porównywał do obejścia „kelnera z restauracji dworcowej”. „Służalczy i niepewny, a jednocześnie często kąśliwy” – wtórował mu w ocenie Hitlera Gerhard Rossbach, przyjaciel Ernsta Röhma.
Przyszły wódz III Rzeszy z trudem przebijał się wśród wykształconych i zamożnych członków monachijskiej elity. Już jednak na tym etapie poznał swoich przyszłych wiernych współpracowników. Jednym z nich był Alfred Rosenberg, który później stał się głównym ideologiem nazizmu.
Tak pierwsze zetknięcie dwóch liderów NSDAP opisują David Kinney i Robert K. Wittman w książce „Dziennik diabła”:
Rosenberg spotkał przyszłego przywódcę partii pewnego dnia pod koniec 1919 roku, gdy Hitler odwiedził Eckarta. Rosenberg i Hitler zaczęli rozmawiać o starożytnym Rzymie, o komunizmie oraz o niestabilnej sytuacji Niemiec po wojennej klęsce. „Skłamałbym, gdybym stwierdził, że [Hitler] wywarł na mnie wielkie [wtedy] wrażenie i że od razu stałem się jego zaślepionym wielbicielem”, napisał Rosenberg już po drugiej wojnie światowej w swojej norymberskiej celi.
Kurt Lüdecke, zamożny zwolennik nazistów, który wspierał partię finansowo, ujął to jeszcze dosadniej: Rosenberg w istocie „nie miał wysokiego mniemania o intelekcie Hitlera”.
To dość niskie mniemanie poszło szybko w niepamięć. Jak wielu innych, i Rosenberg dał się uwieść charyzmie Hitlera, słuchając jego publicznych przemówień. Wystarczyła chwila, by został dosłownie zahipnotyzowany. „Klamka zapadła i już po tym pierwszym kwadransie stałem po stronie Adolfa Hitlera” – pisał później do przyjaciela.
„Był zaszczycony, mając mnie za współpracownika”
Innym wiernym sojusznikiem Hitlera, pozyskanym przez niego jeszcze na początku lat 20. XX wieku, był Hermann Göring. Ten okryty sławą weteran I wojny światowej i as myśliwski po raz pierwszy usłyszał przyszłego Führera pod koniec 1922 roku w monachijskiej Café Neumann. W trakcie procesu norymberskiego tak wspominał ten moment:
Jego przekonania to było słowo w słowo jakby wzięte z mojej duszy… Powiedziałem mu, że ja osobiście, w największym możliwym stopniu, wszystko, czym byłem i co posiadałem, było całkowicie do jego dyspozycji (…).
Kiedy zyskałem większy wgląd w osobowość Führera, podałem mu dłoń i powiedziałem „składam w twoje ręce moje przeznaczenie, na dobre i na złe… w dobrych i złych czasach, nawet, jeśli będzie mnie to kosztowało życie”.
James Wyllie, jeden z biografów dowódcy Luftwaffe, nie dowierza jednak tak afektowanemu wyznaniu. Göring w celi wypowiadał się w sposób bardziej umiarkowany. Zaznaczał, że przemówienie Hitlera poruszyło tematy dla niego ważne – zawierało bowiem między innymi krytykę traktatu wersalskiego – więc pomyślał o „połączeniu sił”.
Mówił również: „[Hitler] był zaszczycony, mając mnie za współpracownika, ponieważ cieszyłem się pewną sławą”. Zdaniem Wylliego, Göring uważał się za równego przywódcy III Rzeszy. Świadczą o tym jego słowa, że nawet bez Hitlera zostałby mężem stanu i poprowadził zwycięską wojnę. Jego sojusz z nazistowskim demagogiem miał więc raczej charakter strategiczny. Lotnik widział w nim szansę na odrodzenie silniejszych Niemiec i własną karierę. Na tym etapie życia nie miał nic do stracenia. Układ z Wersalu, który zadecydował o demilitaryzacji kraju, praktycznie pozbawił go ukochanego zawodu.
Wiele wskazuje też na to, że bardziej niż Hermann do Hitlera była przekonana jego żona, Karin. Być może to ona przesądziła o bliskim związku między dwoma dygnitarzami III Rzeszy. Jak wiele innych kobiet, dała się ona uwieść szczególnemu „urokowi” przyszłego Führera; jego – jak to określała – „wspaniałemu, szlachetnemu charakterowi i intelektowi”. To dzięki jej zabiegom Hitler stał się częstym gościem w domu Göringów.
„To jest nasz tlen!”
Zdecydowanie bardziej wiernopoddańcza relacja łączyła Führera z Heinrichem Himmlerem, przyszłym przywódcą nazistowskiej policji i służb bezpieczeństwa. Współpracował on blisko z przyszłym wodzem III Rzeszy od wczesnych lat dwudziestych. Organizował jego wystąpienia i często razem z nim podróżował.
Budziło to nawet irytację żony Heinricha, która narzekała, że musi ciągle jeździć za „Szefem” (jak Himmler mawiał o Hitlerze). „Byłoby miło, gdybyś nie był częścią ruchu” – pisała. Albo wręcz zalecała: „Zostaw tę starą partię!”. Mężczyzna twardo odpisywał jednak partnerce, że nie nadaje się do służby cywilnej. „Wolę uczestniczyć w rewolucji i pomagać w walce o wolność – to jest nasz tlen, moja droga, słodka żono landsknechta”.
Podziw Himmlera dla „Szefa” był fundamentalny. Uznał go za geniusza, jeszcze zanim się spotkali. Wystarczyła mu lektura fragmentów przemówień Hitlera. „Naprawdę, jest wielkim człowiekiem” – napisał później – „i przede wszystkim, szczerym i czystym. Jego mowy są fenomenalnym przykładem niemieckości i arianizmu”.
Jednak jeszcze w latach 20. XX wieku Hitlerowi nie udało się skłonić Himmlera do przeczytania „Mein Kampf”. Mężczyzna zaczął wprawdzie lekturę pierwszego tomu od razu po jego ukazaniu się w czerwcu 1925 roku, ale dość szybko ją przerwał i podjął dopiero dwa lata później. „Jest tam niesamowicie wiele prawd” – odnotował. I od razu dorzucił: „Pierwsze rozdziały o jego młodości mają pewne słabe strony”. Katrin Himmler i Martin Wildt, którzy opracowywali część dokumentów pozostałych po współpracowniku Hitlera dodają, że być może to właśnie była główna przyczyna zarzucenia lektury…
Trzeba dodać, że niechęć przyszłego szefa niemieckiej policji do zgłębiania tez przywódcy w formie pisemnej nie była niczym wyjątkowym. Naziści byli oczarowani Hitlerem, ale z „Mein Kampf” zapoznawali się raczej opieszale. Zwraca na to uwagę Alan Bullock, biograf przyszłego Führera:
„Mein Kampf” nie sprzedawała się dobrze nawet wśród członków partii do czasu przełomu dokonanego przez nią w 1930 roku (do roku 1929 sprzedano 23 tysiące, egzemplarzy tomu I i 13 tysięcy tomu II) oraz że wielu z tych, którzy ją nabyli, uznali ją za lekturę zbyt ciężką i nigdy jej nie dokończyli.
Może fakt, że Himmler wrócił do lektury, a nawet – po paru latach – polecił ją własnemu ojcu, świadczy więc w gruncie rzeczy o jego naprawdę wielkim oddaniu?
„Te wielkie niebieskie oczy!”
Warto podkreślić, że wpływ szefa NSDAP na publiczność, nawet w tych wczesnych latach, był nie do przecenienia. Przemawiając, Hitler prawie hipnotyzował ludzi i wywoływał w nich bardzo emocjonalne reakcje. Młody Baldur von Schirach, który później został przywódcą Hitlerjugend, w 1926 roku po pierwszym spotkaniu był tak zainspirowany tym, co usłyszał, że napisał na cześć Führera panegiryk. Wysłał go nawet do przywódcy nazistów… i dostał w zamian osobiście przez niego podpisaną fotografię.
Wśród nazistowskich dygnitarzy nie było jednak chyba osoby bardziej Hitlerowi oddanej, niż Joseph Goebbels, przyszły minister propagandy. Zachwyt, z jakim opisuje przywódcę NSDAP w swoich dziennikach, przybiera momentami wręcz kuriozalne formy. Pod datą 6 listopada 1925 roku zapisał:
Pojechaliśmy zobaczyć Hitlera. Jadł kolację. Natychmiast podskoczył i stanął twarzą do nas. Uścisnął mi dłoń. Jak stary przyjaciel. I te wielkie niebieskie oczy! Jak gwiazdy. Cieszył się, że mnie widzi. Jestem doskonale szczęśliwy…
Później zabrał głos na pół godziny. Dowcip, ironia, humor, sarkazm, szczerość, pasja, żar – wszystko to zawiera się w jego przemowie. Ten człowiek ma wszystko, czego trzeba, żeby być królem. Wielki trybun ludowy. Nadchodzący dyktator.
W tym tonie utrzymane są niemal wszystkie wzmianki. „Chcę, żeby Hitler został moim przyjacielem” – notował. Czekał też niecierpliwie na każde kolejne spotkanie: „Tak się cieszę, że Hitler przybywa. Czczę go i kocham”.
Nic dziwnego, że gdy odkrywał różnice poglądów między sobą a ukochanym przywódcą, niemal łamało mu to serce. Tak było, gdy Goebbels mający socjalistyczne przekonania zaczął promować pomysł współpracy ze Związkiem Radzieckim. Hitler – przekonany przez Rosenberga, że komuniści są praktycznie takimi samymi wrogami narodu niemieckiego, jak Żydzi – stanowczo potępił ten plan. Tak reakcję nazistowskiego propagandzisty opisują David Kinney i Robert K. Wittman w najnowszej książce zatytułowanej „Dziennik diabła”:
Goebbels, który wielce podziwiał przywódcę nazistów, był zdruzgotany faktem, iż Hitler obstaje przy poglądach Rosenberga. „Kim okazał się Hitler w tej sprawie? Reakcjonistą?” – zapisał w dzienniku.
Wyłączyć umysł
Jak Goebbels poradził sobie z wewnętrznym konfliktem między podziwem dla Hitlera a własnymi przekonaniami? Odpowiedź na to pytanie daje w gruncie rzeczy klucz do zrozumienia stosunków łączących dyktatora III Rzeszy z jego najbliższymi współpracownikami. „Goebbels, który prawie stał się niewiernym Tomaszem (…), porzucił racjonalność na rzecz ślepego posłuszeństwa wymaganego przez Hitlera. Speer zrobił to samo”- komentuje Michael H. Kater, badacz relacji społecznych otaczających Führera. I dodaje: „Obydwaj stłumili rozsądek, by nie narażać delikatnego, opartego na charyzmie związku między sobą i Hitlerem”.
Kater zestawia dwóch wiernych nazistów z innymi, którzy zdecydowali się na opuszczenie Führera z powodu różnic światopoglądowych. Podkreśla, że tacy ludzie jak Otto Strasser czy Hermann Rauschning byli nie tylko ekspertami w danej dziedzinie, ale i osobami dobrze wykształconymi. „Wzbraniali się przed akceptacją więzów posłuszeństwa nieopierających się na rozumie” – pisze.
Hitler nie zatrzymywał jednak przy sobie takich osobowości – dobierał współpracowników, od których mógł oczekiwać bezwzględnej lojalności. Zaskarbiał ją sobie nie dzięki argumentacji, ale charyzmie. „Ludzie przychodzili słuchać Hitlera nie tyle dla treści jego przemówień, które w większości składały się z komunałów nacjonalistycznej i prawicowej propagandy, ile dla sposobu, w jaki je wygłaszał” – przekonuje biograf wodza, Alan Bullock.
Zagorzali naziści mówili wręcz: „Nasz program może być wyrażony dwoma słowami: »Adolf Hitler«”. W miarę wzrostu znaczenia Hitlera takich „wyznawców” było w jego otoczeniu coraz więcej. Wierzyli w niego nawet ci, którzy – jak Goebbels – pomagali ten kult stworzyć.
Bibliografia:
- David Kinney, Robert K. Wittman, Dziennik diabła. Alfred Rosenberg. Człowiek, który stworzył Hitlera, Znak Horyzont 2018.
- Alan Bullock, Hitler i Stalin. Żywoty równoległe, Bellona 1994.
- Alan Bullock, A Study in Tyranny, Harper Torchbooks 1991.
- The Private Heinrich Himmler. Letters of a Mass Murderer, Katrin Himmler, Michael Wildt, St. Martin’s Press 2014.
- Waldemar Gurian, Inside the Third Reich, “The Review of Politics” t. 10, nr 4 (10.1948).
- Michael H. Kater, Hitler in Social Context, “Central European History” t. 14, nr 3 (09.1981).
- James Wyllie, Goering and Goering. Hitler’s henchman and his anti-Nazi brother, the History Press 2010.
- Donald E. Shepardson, Shifting Images of Adolf Hitler, “The North American Review” t. 262, nr 2 (1977).
- The Goebbels Diaries, Louis P. Lochner, Doubleday & Company 1948.
- Jeremy Roberts, Joseph Goebbels. Nazi Propaganda Minister, The Rosen Publishing Group 2000.
Dodaj komentarz