O co naprawdę chodzi Izraelowi? W obecnej aferze olbrzymią rolę odgrywają wewnętrzne gry polityczne w Jerozolimie
„Gorąca debata, wywołana nowelizacją ustawy o IPN, zbytnio skoncentrowała się na samej Polsce. Tak jakby sytuacja w Izraelu nie miała tu żadnego znaczenia, a przecież ma, i to bardzo duże”. O tym pisze dla nas prof. Łukasz Tomasz Sroka.
Zanim przeczytasz: zobacz nasze doniesienia dotyczące nowelizacji Ustawy o IPN i reakcji izraelskich prawodawców, a także poprzednie felietony Łukasz T. Sroki poświęcone innym aspektom tematu: dotychczasowym relacjom polsko-izraelskim na tle globalnym oraz politycznej odpowiedzialności za rozpętaną aferę.
Parę lat temu podczas prywatnego przyjęcia u jednej z przyjaciółek w Tel Awiwie usłyszałem taką opinię: „Wiesz, w Izraelu wszystko jest takie samo jak gdzie indziej, tylko bardziej, tylko mocniej”. O ile więc spory polityczne występują w bodaj wszystkich państwach świata, to w Izraelu ich atmosfera jest wyjątkowo gorąca. Problemy z mniejszościami narodowymi też nie są czymś niespotykanym w świecie, ale konflikt izraelsko-palestyński należy do szczególnie ostrych. W ten sposób moja przyjaciółka wymieniała jeszcze szereg innych przykładów.
Spór o premiera
W ostatnim czasie w Izraelu toczy się bardzo intensywny spór dotyczący premiera Netanjahu. To już postać pomnikowa dla izraelskiej polityki. Wielu pamięta o jego osobistych zasługach dla państwa. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Netanjahu pochodzi ze znanej i szanowanej w Izraelu rodziny. Jego brat zginął bohatersko w 1976 roku, gdy stał na czele elitarnej jednostki Sajjeret Matkal i osobiście dowodził akcją odbicia pasażerów porwanego samolotu w Entebbe (Uganda).
Mam wielu znajomych w Izraelu, którzy nie potrafią spokojnie rozmawiać o swoim premierze. Jedni, gdy o nim mówią, nie kryją swego wzruszenia. Innych przepełnia oburzenie. Pewne jest, że posiada on znaczącą pozycję międzynarodową. Wypracował sobie unikalne kontakty chociażby z obecnymi przywódcami USA, Indii i Grecji. Z perspektywy izraelskiej to bardzo ważne państwa.
Wewnętrzna opozycja od wielu lat bezskutecznie szuka sposobu na odsunięcie Netanjahu od władzy. Pod jego adresem formułowano już wiele oskarżeń, ale on okazał się niewzruszony. Imputuje mu się, że jest typem trybuna ludowego. To akurat częściowo jest prawdą, ale przecież chodzi o cechę raczej typową dla charyzmatycznego polityka. Netanjahu świetnie odnajduje się na światowych salonach, ale potrafi też nawiązać kontakt z tłumem.
Wywodzi się z rodziny aszkenazyjskiej (jego ojciec, wybitny historyk Benzion Netanjahu urodził się w Warszawie w 1910 roku, zmarł w 2012 roku), tymczasem nie miał problemu z tym, by podczas jednego z wieców powiedzieć o sobie, że „w głębi duszy czuje się Mizrachi”, czyli Wschodni. Wszak mówił te słowa do audytorium, na które licznie składali się właśnie Żydzi orientalni. Posiada więc talent skutecznego nawiązywania kontaktu ze słuchaczami, posiada charyzmę i nie waha się używać ostrego języka. Wielkomiejska inteligencja, stanowiąca trzon dzisiejszej opozycji izraelskiej, czyni mu z tego zarzuty. Od pewnego czasu widać jednak, że na arenę polityczną wkraczają politycy gotowi z nim walczyć inaczej: a więc jego własnymi metodami.
Nowe środki walki
Panuje przeświadczenie, że poprzedni liderzy opozycji przepadli dlatego, że byli mało wyraziści, brakowało im tej ekspresji i siły przekazu, którą ma Netanjahu. W tej sytuacji należy się spodziewać, że kolejni politycy, podejmujący wyzwanie walki z premierem będą używali dosadnego języka. Na pewno spróbują działać i wypowiadać się nie tylko reaktywnie, ale podejmą też wyzwanie otwierania dyskusji na swoich warunkach w sprawach premierowi bardzo bliskich. Jeśli więc w ostatnim czasie premier Izraela mógł pochwalić się budową przyjacielskich relacji z rządem Rzeczypospolitej, to znalazł się śmiałek gotowy wbić w te relacje klin.
Tym politykiem jest Jair Lapid, który na Twitterze napisał: „Były polskie obozy śmierci i żadne prawo tego nie zmieni”. Miał ku temu podstawy, czy nie miał… to raczej kwestia drugorzędna. Gdyby nie byłoby feralnej ustawy, to – być może – Lapid znalazłby inny pretekst do zmącenia polsko-izraelskich kontaktów.
Musimy być przygotowani na to, że przy tak zażyłych i głębokich relacjach, jakie łączą Polskę i Izrael, powodów do napięć nie zabraknie. Czy z tego powodu należy rozdzierać szaty? Czy należy sobie odpuścić? Oczywiście, że nie. Polskę i Izrael łączy nie tylko wspólna przeszłość, ale także przyszłość. Nasze państwa i narody, łącząc swój potencjał naukowy, kulturalny i gospodarczy mogą odegrać w świecie rolę o wiele większą niż w przypadku działania w pojedynkę. Izrael jest dla Polski strategicznym partnerem w kontekście budowy sojuszu politycznego i militarnego z USA. Dla Izraela Polska posiada pierwszorzędne znaczenie w zakresie budowy poprawnych relacji z Unią Europejską i państwami Europy Środkowo-Wschodniej. O tym trzeba pamiętać, zanim damy się unieść emocjom, które „są złym doradcą”. Trudno o lepsze motto dla stosunków polsko-izraelskich.
Dodaj komentarz