Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Najważniejszy zabytek na Litwie zbudowano… niespełna dziesięć lat temu. Na życzenie polityków i bez historycznej wiedzy

Zamek Dolny w Wilnie został zbudowany najprawdopodobniej w XV wieku, za panowania Aleksandra Jagiellończyka.

fot.Albertus teolog/CC BY-SA 4.0 Zamek Dolny w Wilnie został zbudowany najprawdopodobniej w XV wieku, za panowania Aleksandra Jagiellończyka.

Zdecydowała determinacja premiera, budżet przekroczono niemal dwukrotnie, a czas budowy przedłużył się o całe lata. Efekt nie zachwyca, bo Pałac Wielkich Książąt Litewskich z historią i z przemyślaną architekturą ma niezwykle mało wspólnego.

Z całą pewnością tak zwany Zamek Dolny, stanowiący część wileńskiego zespołu rezydencjalnego wielkich książąt litewskich i królów polskich, musiał mieć niegdyś reprezentacyjny charakter – godny Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Najprawdopodobniej pierwotna budowla powstała w czasach Aleksandra Jagiellończyka, a więc u samego schyłku XV wieku. Są to jednak tylko przypuszczenia, jak dotąd nie znaleziono bowiem dowodów potwierdzających rzecz w stu procentach.

Jeśli tak było, budowlę musieli tworzyć jeszcze gotyccy budowniczy. Dopiero rozkochany w renesansie Zygmunt Stary postanowił zmienić formę rezydencji sprowadzając nad Wilię architektów działających wcześniej na Wawelu: Bartolomea Berrecciego, Benedykta Sandomierzanina i Bernardina Zanobiego de Giannotis. W latach 20. i 30. XVI wieku zbudowali oni „włoskie” skrzydło wschodnie wileńskiego zamku.

Dziesięć lat później dzieło budowy przejął Zygmunt August – angażując kolejnych wybitnych Włochów: Giovanniego Cini ze Sieny i Gianmarię Moscę znanego jako Padovano (tego samego, który po pożarze w 1555 roku przebudowywał krakowskie Sukiennice). Wedle ich projektów powstał tak zwany Nowy Zamek, czyli skrzydło północno-zachodnie z arkadami. To on stał się miejscem głośnego romansu króla z Barbarą Radziwiłłówną.

Zygmunt Stary sprowadził włoskich architektów, aby przebudować Zamek Dolny. Powyżej obraz Wojciecha Gersona „Zygmunt Stary ze Stańczykiem na Wawelu” z 1895 roku.

fot.domena publiczna Zygmunt Stary sprowadził włoskich architektów, aby przebudować Zamek Dolny. Powyżej obraz Wojciecha Gersona „Zygmunt Stary ze Stańczykiem na Wawelu” z 1895 roku.

W 1610 roku, gdy przebywał tu Zygmunt III Waza, doszło do pożaru (władca ten, zapalony alchemik-eksperymentator, miał zresztą pecha do pożarów: w 1595 roku zaprószył ogień na Wawelu). Król zabrał się więc do kolejnej przebudowy – w duchu manieryzmu. Prace kontynuował jego syn Władysław IV, który ostatecznie nadał rezydencji oryginalną, wczesnobarokową formę, nie bez powodu nazywaną u nas „stylem Wazów”.

Pechowa rezydencja

W tym momencie zamek (i całe miasto) zaczął prześladować pech. Najpierw splądrowali go Rosjanie pod wodzą cara Aleksego, którzy pojawili się w Wilnie w sierpniu 1655 roku po bitwie, w której pokonali wojska hetmanów Janusza Radziwiłła i Wincentego Korwina Gosiewskiego. Wydarzenie to długo pozostawało straszliwą traumą w dziejach litewskiej stolicy: po raz pierwszy okupanci zajęli nie tylko miasto, ale także kompleks zamkowy, paląc, rabując i mordując (szacuje się, że w trzydniowej rzezi zabito 20 tysięcy mieszkańców).

Rezydencja, jak wiele innych wileńskich budynków, zaczęła popadać w ruinę. Kolejni władcy, mierzący się z permanentnymi kryzysami politycznymi i wojnami, nie mieli ani czasu, ani woli, ani pieniędzy, by inwestować w odbudowę. Reszty dopełnili rosyjscy zaborcy po trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej: zawiadujący miastem gubernator Jan Fryzel w 1797 roku podjął decyzję o rozbiórce zamku i sprzedaży uzyskanych w ten sposób materiałów budowlanych.

Car Aleksy I i jego wojska doszczętnie splądrowały Wilno.

fot.domena publiczna Car Aleksy I i jego wojska doszczętnie splądrowały Wilno.

W tamtym ponurym okresie było to zjawisko powszechne, by przypomnieć choćby tylko „polskie Carcassonne”, czyli zamek królewski w świętokrzyskim Szydłowie, pamiętający czasy Kazimierza Wielkiego i królowej Jadwigi: na początku XIX wieku służył już tylko jako stajnia i obora.

Trzymający się jeszcze jako tako fragment skrzydła wschodniego wileńskiego zamku zakupił kupiec żydowski Abraham Schlossberg, który urządził w nim mieszkanie. Po powstaniu listopadowym także ten budynek dostał się w ręce Rosjan, którzy po raz kolejny rozorali teren pod budowę fortyfikacji.

Pomnik na tysiąclecie

Wydawać by się mogło, że to koniec historii królewsko-książęcej rezydencji. Tymczasem w 2001 roku litewski parlament, Seimas, podjął decyzję o jej rekonstrukcji – z przeznaczeniem na siedzibę prezydenta państwa i muzea. Od początku był to projekt stricte polityczny. Stali za nim: dziś już nieżyjący Algirdas Mykolas Brazauskas, w latach 2001-2006 pełniący funkcję premiera Litwy, oraz młodszy od niego o dwa pokolenia Artūras Zuokas, ekscentryczny mer Wilna (był korespondentem wojennym, potem oskarżano go o korupcję, zasłynął też twierdzeniem, że samochody na ścieżkach rowerowych powinno się taranować transporterem opancerzonym). Odrębne zdanie w kwestii rekonstrukcji wyrażał prezydent Valdas Adamkus, niezwykle zasłużony dla dialogu między Litwą a Polską (za co odznaczony został zresztą orderem Orła Białego).

Jeszcze przed rozpoczęciem budowy, pomysł "rekonstrukcji" zamku budził sprzeciwy. Na zdjęciu Zamek Dolny w 2006 roku.

fot.Algirdas/CC BY-SA 3.0 Jeszcze przed rozpoczęciem budowy, pomysł „rekonstrukcji” zamku budził kontrowersje. Na zdjęciu Zamek Dolny w 2006 roku.

Pałac miał świadczyć o litewskiej odrębności, suwerenności, niezależności, miał być widomym symbolem nowego, niepodległego państwa litewskiego. To dlatego uroczyste otwarcie nowej instytucji zaplanowano na rocznicę tysiąclecia pierwszej pisemnej wzmianki o Litwie, którą znajdujemy w „Rocznikach kwedlinburskich opisujących wyprawę misyjną Brunona z Kwerfurtu – czyli na rok 2009. W tym samym roku proklamowano nową instytucję: Muzeum Narodowe – Pałac Wielkich Książąt Litewskich, które znaleźć się miało w zrekonstruowanej budowli.

Pytania bez odpowiedzi

Kontrowersje dotyczące budowy (bo przecież nie odbudowy – o czym za chwilę) zogniskowały się wokół kilku kwestii. Ta, która najbardziej rozpalała litewską opinię publiczną, dotyczyła oczywiście finansów. Koszta pęczniały w postępie geometrycznym, jakby w ogóle nie liczono się z preliminarzami i budżetami. W momencie otwarcia – które w gruncie rzeczy celebrowano jeszcze na placu budowy – powszechnie wiadomo już było, że państwo zdążyło wydać 175 milionów litów, a więc w przeliczeniu ponad 200 milionów złotych. Tymczasem pierwotnie zamierzano przeznaczyć na cel jedynie 100 milionów. Końca robót wciąż zresztą nie było widać i tak zupełnie nie zostały one zamknięte aż do dzisiaj, a więc – do roku 2017.

Wewnętrzny dziedziniec w 2006 roku. W czasie budowy koszty prawie podwoiły się.

fot.Justass/CC BY-SA 3.0 Wewnętrzny dziedziniec w 2006 roku. W czasie budowy koszty prawie podwoiły się.

Druga wątpliwość wiązała się z wiernością rekonstrukcji wobec oryginału: tak naprawdę bardzo niewiele wiemy bowiem o tym, jak wyglądał wileński zamek Jagiellonów i Wazów. Na pewno miał kształt nieregularnego pięcioboku, na pewno najbardziej reprezentacyjne były skrzydła wschodnie i południowe z krużgankami.

Nie mamy natomiast najmniejszego pojęcia o tym, jak zaprojektowano oryginalne arkady, kiedy powstała zamkowa attyka, wreszcie (co być może najważniejsze), jakie funkcje zaplanowano dla konkretnych pomieszczeń. Tak więc rekonstrukcja okazuje się w gruncie rzeczy jedynie impresją, wyobrażeniem. Opartym na wynikach badań archeologicznych i – może przede wszystkim – na akwarelach Franciszka Smuglewicza (1745-1807), warszawianina, który po pobycie w Rzymie zamieszkał w Wilnie, współtworząc tamtejszą szkołę malarską i dokumentując wileńskie zabytki.

Ważne jest to, że Smuglewicz był znacznie mniej precyzyjny niż Canaletto, którego obrazy (wraz z bogatą dokumentacją innego rodzaju, na przykład fotograficzną) posłużyły do odbudowy Warszawy po 1945 roku.

Nie było zbyt wielu dokumentów, które mogłyby pomóc podczas rekonstrukcji Zamku. Powyżej obraz Zamku Dolnego autorstwa Franciszka Smuglewicza z XVIII wieku.

fot.domena publiczna Nie było zbyt wielu dokumentów, które mogłyby pomóc podczas rekonstrukcji Zamku. Powyżej obraz Zamku Dolnegoz XVIII wieku, autorstwa Franciszka Smuglewicza.

Odwaga nowoczesności

A gdyby tak zamiast pseudo-pałacu stworzyć w tym miejscu muzeum neutralne (nie tylko politycznie, ale i formalnie) – jakiś rodzaj przejrzystego white cube – w nowoczesny sposób prezentujące fantastyczne wręcz wykopaliska, efekt pracy archeologów, którzy działali na tym terenie od roku 1987, odnajdując, klasyfikując i interpretując ponad 300 tysięcy obiektów?

To byłby hit w skali międzynarodowej. Kolekcja przepięknych kafli, którą tu zgromadzono, podobno największa w świecie, rzeczywiście jest imponująca. Niestety, fantastyczne przedmioty tracą na ekspresji wtłoczone w pseudo-historyczną scenerię.

Tu dochodzimy do kwestii najistotniejszej: Pałac razi sztucznością – nie tylko materialną, ale także narracyjną. Owszem, zaprezentowano tu takie wystawy jak „Wawel w Wilnie” czy „Unia Lubelska i jej epoka w twórczości Jana Matejki”. Owszem, wileńskie muzeum nawiązało współpracę z Wawelem i Muzeum Narodowym w Warszawie. W gruncie rzeczy stara się jednak „wydestylować” z dziedzictwa Rzeczpospolitej Obojga Narodów niemal wyłącznie litewskość.

Zamek Dolny jest dziś jedną z atrakcji turystycznych Wilna.

fot.Poznaniak/CC BY-SA 2.5 Zamek Dolny jest dziś jedną z atrakcji turystycznych Wilna.

Tymczasem to federacyjne państwo, w którym etnos nie odgrywał szczególnej roli, było pewnego rodzaju fenomenem na skalę europejską, z którego zarówno współczesna Polska jak i Litwa mogą być dumne – nawet jeśli ich drogi się rozeszły (Wilnu bliżej dziś do Sztokholmu niż do Warszawy).

Wracając do Pałacu Wielkich Książąt Litewskich: o nowoczesnej litewskiej państwowości więcej mówi mi modernistyczna architektura Kowna, nierzadko wysokiej klasy. I nie chodzi tu bynajmniej o jakieś absurdalne dziś tęsknoty za „polskim Wilnem”.

Komentarze (8)

  1. Jerzy Halbersztadt Odpowiedz

    Krytyczne nuty w tym tekście mają swoje uzasadnienie, ale byłyby bardziej przekonujące, gdybyśmy nie mieli w Polsce nowozbudowanego zamku w Poznaniu, albo Zamku Królewskiego w Warszawie, nieporównanie bardziej pieczołowicie odtworzonego, ale z podobną intencją: przywrócenia symbolicznej rezydencji polskiej państwowości (dzisiaj już niepodległej). Pałac Wielkich Książąt Litewskich nie jest bowiem „najważniejszym zabytkiem” (w Wilnie są dużo ważniejsze), ale reprezentacyjną rezydencją władz niepodległej Litwy, gdzie w historycznym anturażu odbywają najważniejsze spotkania międzynarodowe (np. podczas niedawnej litewskiej prezydencji w UE, tak samo jak polskie wydarzenia prezydencji odbywały się w Zamku Królewskim z Arkadami Kubickiego, czy czasem na Wawelu). Odtworzono więc bryłę, i układ przestrzenny, ale wystrój wnętrz już tylko w niewielkim stopniu. Jest tam wystawa oryginalnych dzieł sztuki i sprzętów (a w podziemiu ciekawa prezentacja odkrywek archeologicznych), sporo gablot z eksponatami (wiele z nich, podobnie jak meble, zakupiono w całej Europie) i plansz z wątpliwymi niekiedy historycznymi interpretacjami (Wlk. Księstwo Litewskie pokazane jako litewskie państwo narodowe, a unia z Polską albo nie jest pokazana, albo w dość karykaturalny sposób). W sumie jednak samo przedsięwzięcie wynika jakoś logicznie z litewskiej „polityki historycznej”, a o jego „pseudo-historyczności” będziemy mogli wypowiadać się z przekąsem, dopiero gdy w warszawskiej „Cytadeli muzeów” okaże się, że potrafimy mądrzej obchodzić się z własną historią (w co raczej wątpię).

    • Karol Kulej Odpowiedz

      Kaczyński ma takie życiowe fiksum-dyrdum żeby go zapamiętali a że dorabianie jemu i jego bratu jakichś niesamowitych zasług za komuny pali na panewce to chce stworzyć przysłowiowego Misia ( „na którego nas stać i to nie jest nasze ostatnie słowo ” ) Barei !
      Założę się że zanim odejdzie wpadnie jeszcze na pomysł zbudowania np. największego mostu, nowego miasta w centrum Polski Kaczygrodu, czy największej publicznej toalety na świecie ( pomysł największego polskiego filmu historycznego i lotniska już się realizuje – trudno nie zgadnąć czyjego imienia będzie to lotnisko ) zresztą to bez znaczenia czego, ma być największe i zbudowane przez ” wodza” !!!
      To zupełnie inna koncepcja od tej dotyczącej w/w artykułu czy zamku w Warszawie. Kaczyński jest tylko chory psychicznie a zamek w Wilnie jest próbą odbudowania czy zbudowania pamięci narodowej czy wspólnotowej.

  2. Gogoud Odpowiedz

    Zamek bardzo ładny, bardzo dobrze, że go odbudowali. Bardzo dobrze wpisuje się w historyczny krajobraz miejsca, a w jego architekturze nie ma tandety

  3. Adam Materac Odpowiedz

    „jakieś absurdalne dziś tęsknoty za „polskim Wilnem””- przed II WŚw. takie słowa nie przeszłyby przez myśl normalnemu człowiekowi. Żałosne jest, co bolszewizm i komunizm zrobiły w umysłach Polaków… Polskiemu historykowi nie wypada tak pisać. Hetman Jan Karol Chodkiewicz, Emilia Platerówna, Józef Piłsudski, św. Andrzej Bobola, św. Kazimierz, św. Faustyna Kowalska, X Piotr Skarga, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Stanisław Cat- Mackiewicz i wielu, wielu innych mieszkańców polskiego Wilna byłoby zdruzgotanych czytając takie „wiekopomne mądrości”!

  4. Barbara Niesyta Odpowiedz

    Zgadzam się z większością uwag autorki. I tak zamek wileński jest bardziej wiarygodny niż poznański Gargamel.Maja jeszcze inny cudni e odbudowany na wyspie, to malownicza makieta w Trokach.Obawiam się,ze jesteśmy zdolni do popełnienia dużo gorszych pomyłek pseudohistorycznych z inicatywy obecnych polityków.

  5. Zbigniew Pągowski Odpowiedz

    Byłem w Wilnie bez zamku, bez czynnej katedry, teraz można się spierać o szczegóły, ale po pewnym czasie sami Litwini złagodzą politykę historyczną, a zamek w końcu świadczy o wspólnej historii!

Odpowiedz na „Adam MateracAnuluj pisanie odpowiedzi

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.