Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Okrucieństwa czasu wojny

Szczytem brutalności odznaczały się walki na froncie wschodnim pomiędzy III Rzeszą a ZSRR.

fot.domena publiczna Szczytem brutalności odznaczały się walki na froncie wschodnim pomiędzy III Rzeszą a ZSRR.

Pomimo istnienia wielu porozumień międzynarodowych i konwencji jedno możemy powiedzieć na pewno: wojna nie jest humanitarna. A po okrutne praktyki nie tylko wobec żołnierzy, ale i ludności cywilnej sięgały wszystkie strony konfliktów. Bez chlubnych wyjątków.

Zacznijmy od europejskiego teatru działań. Co prawda nawet sam Hitler oczekiwał, że wojska III Rzeszy będą walczyły z państwami zachodnimi fair, to jednak np. w 1944 roku w Malmédy doszło do masakry amerykańskich jeńców. Szczególną bezwzględnością cechowały się oddziały Waffen-SS. A żołnierze alianccy odpłacali im pięknym za nadobne, bardzo rzadko biorąc jeńców. Wiadomo, co to oznaczało w praktyce. Dotyczyło to zarówno Amerykanów, jak i Brytyjczyków. Komandosi SAS niemalże z zasady nie brali nikogo do niewoli.

Ale szczytem brutalności odznaczały się walki na froncie wschodnim pomiędzy III Rzeszą a ZSRR. Żołnierzy Wehrmachtu uprzedzano, że będą walczyć w wojnie na wyniszczenie, w której mają „odrzucić ideę żołnierskiego koleżeństwa”. Postępowano tak nawet z jeńcami, których w niemieckiej niewoli zmarło około 2 milionów. Warunki w obozach były nieludzkie. Dość powiedzieć, że w jednym przypadku rozstrzelano czerwonoarmistów, którzy dopuścili się kanibalizmu. Ale to dopiero wierzchołek góry lodowej…

Dobry Niemiec to martwy Niemiec

Wróg również nie postępował honorowo. Niemcy natrafiali na zwłoki swoich towarzyszy broni „z językami przybitymi gwoździami do stołu, powieszonych na hakach rzeźnickich lub ukamienowanych”. W odwecie bez ceregieli rozstrzeliwali poddających się żołnierzy radzieckich. Ci zaś w związku ze słynnym rozkazem Stalina nr 270 walczyli do ostatka. Niekiedy udawali martwych, by z zaskoczenia położyć ogniem jak najwięcej żołnierzy III Rzeszy.

Wzięci do niewoli czerwonoarmiści, Krym

fot.Bundesarchiv, B 145 Bild-F016237-0022A / CC-BY-SA 3.0 Wzięci do niewoli czerwonoarmiści.

Równie okrutnie postępowali czerwonoarmiści, kiedy parli już na zachód. Pewien żołnierz niemiecki odnalazł swoich kolegów z oddziału leżących rzędem z roztrzaskanymi głowami lub rozprutymi bagnetem brzuchami. W Armii Czerwonej nie zawracano sobie głowy humanitarnym traktowaniem jeńców. Oficjalne zalecenie brzmiało: co najmniej jeden zabity Niemiec dziennie, a poeta Ilja Erenburg pisał, iż nie ma niczego weselszego niż niemieckie trupy.

Poddajcie się, by umrzeć

II wojna światowa oraz czas niedługo przed nią były niezwykle okrutne również na obszarze wschodniej części Azji. I tak np. poddający się Japończykom chińscy żołnierze nie mogli liczyć na traktowanie zgodne z obowiązującym prawem międzynarodowym. Japońska armia uznała ich za bandytów, a zatem ochrona się im nie należała. Podstępem przekonywano ich do złożenia broni: z samolotów zrzucano ulotki, w których byli zachęcani do poddania się, ponieważ cesarska armia nie wyrządzi im żadnej krzywdy.

Ten błąd zazwyczaj kosztował jeńców życie, ponieważ rozstrzeliwano ich lub ścinano na miejscu. Na różnych etapach mordowano ich również przy pomocy wieszania za język, wrzucania do przerębli czy grzebania, ewentualnie palenia żywcem. Ciała pozostawiano na poboczach do zgnicia. Trzeba jednak przyznać, że i chińscy partyzanci nie patyczkowali się z Japończykami, acz nie dysponowali aż tak bogatym menu.

Japońscy żołnierze zakopujący żywcem chińskich cywilów.

fot.domena publiczna Japońscy żołnierze zakopujący żywcem chińskich cywilów.

Wracając do japońskich żołnierzy: oni sami przyznawali, że takie postępowanie z jeńcami im się… podobało. Jak pisze Richard Overy: „Pewien Japończyk uczestniczący w ataku na prowincję Hebei opisywał przyjemność, jaką sprawiło mu bicie rannego Chińczyka kamieniem i przecięcie jeńca mieczem. Z kolei, gdy jego oddział ścigał cofające się wojska chińskie w głąb prowincji Shanxi, zanotował, że zabijanie uciekających żołnierzy było dla niego zabawą: »Wygłupianie się z rannymi i zmuszanie ich, żeby sami się zabili, też było zabawne«”.

Zdarzały się też masowe masakry, m.in. po bitwie o Nankin, kiedy z furią zamordowanych zostało ponad 20 000 chińskich żołnierzy. Życie straciło również tysiące cywilów. Japońscy żołnierze nie mieli nic przeciwko chodzeniu po stertach trupów, ponieważ ich serca stały się „dzikie i niespokojne”. Ale to jeszcze nie koniec. Niekiedy urządzali sobie nawet zawody w… zabijaniu jeńców. Słynny był przypadek dwóch żołnierzy, którzy uczestniczyli w wyścigu o to, kto zetnie jako pierwszy głowy 100 chińskich żołnierzy. Dążenie do jak największej liczby ofiar nazywano patriotyzmem i wychwalano w pieśniach, a nawet książeczkach dla dzieci szumnie.

Czytaj też: Los jeńców podczas II wojny światowej. Jeden naród okazał się szczególnie okrutny wobec wrogów. I nie chodzi o Rosjan…

Od kanibalizmu po upiorne pamiątki

Nie inaczej wyglądała sytuacja pomiędzy wojskami amerykańskimi i japońskimi w trakcie II wojny światowej. Ale nie tylko. Richard Overy opisuje: „Kiedy brytyjski gubernator Hongkongu poddał miasto w dzień Bożego Narodzenia 1941 roku, najeźdźcy zaczęli siać spustoszenie w całej dzielnicy międzynarodowej, zabijając jeńców, przebijając bagnetami rannych w szpitalach, gwałcąc i mordując pielęgniarki (chociaż zaledwie kilka dni wcześniej brytyjscy żołnierze i policjanci otworzyli ogień z karabinów maszynowych do chińskich szabrowników, a w jednym przypadku ustawili w rzędzie rzekomych dywersantów, założyli im worki na głowę i zastrzelili jednego po drugim)”.

Zdecydowanie nie był to jednak szczyt okrucieństwa. Weźmy chociażby walki pomiędzy siłami australijskimi i japońskimi na Nowej Gwinei. Japończykom brakowało tam wszystkiego: od amunicji po żywność. Schwytanych jeńców traktowali więc szczególnie okrutnie. Przywiązywali ich do drzew, również nago. Podobnie jak na Chińczykach, ćwiczyli na nich pchnięcia bagnetem. Część zabijali mieczami – bywało, że… dla mięsa. Tak: Japończycy dopuszczali się aktów kanibalizmu.

Jeńcy śpiący na gołej ziemi.

fot.Bundesarchiv, Bild 101I-006-2212-30 / Hermann / CC-BY-SA 3.0 Jeńcy śpiący na gołej ziemi.

Alianci nie pozostawali im jednak dłużni. Już po ataku na Pearl Harbor admirał Harold Stark ogłosił rozpoczęcie nieograniczonej wojny przeciwko Japonii. W komunikatach powtarzao sformułowania: „zabijać Japońców”, czy „zabić tych su***synów”. Nie brano do niewoli zbyt wielu cesarskich żołnierzy. Rannych na ogół dobijano, podrzynając im gardła. „Zbierano też trofea w postaci części ciał wrogów, którym ściągano skalpy lub wyrywano złote zęby, aby nosić je potem w niewielkich woreczkach”.

Oficjalne zakazy ze strony Departamentu Wojny na niewiele się zdały. Zresztą nawet prezydentowi Rooseveltowi sprezentowano nóż zrobiony z kości Japończyka. Okrutnie postępowali też sojusznicy USA. Przykładowo żołnierze indyjscy czasami żywcem palili lub grzebali pojmanych Japończyków. Sytuację na wszystkich frontach idealnie oddają więc słowa Richarda Overy’ego: „okrucieństwo rodziło nowe okrucieństwo w krwawym cyklu wzajemnego odwetu”.

Źródło:

Artykuł powstał na podstawie książki Richarda Overy’ego „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945”, Tom 2, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2025.

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.