Turecki Krzyż nad Londynem
Zapewne niewielu mieszkańców angielskiego miasta Folkestone u wybrzeży kanału La Manche spodziewało się, że dzień 25 maja 1917 roku będzie inny niż zwykle. Gdzieś na kontynencie trwały krwawe zmagania wielkiej wojny, ale tutaj oprócz docierających wieści frontowych nikt jeszcze nie był świadkiem okropności tego konfliktu. Nim jednak zapadł zmierzch, blisko stu obywateli Folkestone straciło życie, a prawie dwustu odniosło rany.
Wszyscy oni padli ofiarą niemieckiej Wunderwaffe tamtych czasów – ciężkiego bombowca strategicznego Gotha G.IV. Ten dwusilnikowy dwupłat o rozpiętości skrzydeł przekraczającej 23 metry został zaprojektowany do przenoszenia niespotykanego wówczas na pokładach samolotów wojskowych ładunku 500 kilogramów bomb. Ponadto mógł przelecieć do 800 kilometrów, zatem idealnie nadawał się do uderzeń na Wyspy Brytyjskie.
Turecki Krzyż – pierwszy niemiecki Blitz
Celem pierwszego nalotu 21 maszyn tego typu był oczywiście Londyn. Ze względu jednak na niekorzystne warunki pogodowe kajzerowscy piloci skierowali się na cel zapasowy na angielskim wybrzeżu. W ten sposób szczęście stolicy stało się tragedią Folkestone.
Mimo że jeden z G.IV został zestrzelony przez brytyjski myśliwiec w drodze powrotnej, to niemieckie dowództwo uznało misję za ogromny sukces. Oprócz bowiem sporej liczby ofiar cywilnych zginęło 16 kanadyjskich i dwóch brytyjskich żołnierzy stacjonujących w pobliskiej bazie wojskowej Shorncliffe na wybrzeżu Kentu.
A był to zaledwie początek wielkiej kampanii bombardowania południowej Anglii i brytyjskiej stolicy, nazwanej operacją Türkenkreuz (Krzyż Turecki). W ciągu następnego roku duże formacje samolotów Gotha IV i jeszcze potężniejszych Gotha V zrzuciły na Albion prawie 100 ton bomb, zabijając blisko 1000 osób i dwukrotnie więcej raniąc.
Czytaj też: Pikielhauby w Nowym Jorku. Sny o potędze II Rzeszy
Cygara nad Londynem
Rzecz jasna południowa Anglia była na niemieckim celowniku jeszcze na długo przed pierwszym nalotem. Kiedy bowiem wbrew oczekiwaniom okazało się, że wojna wcale nie zakończy się przed Bożym Narodzeniem, w niemieckim sztabie zaczęto się zastanawiać nad sposobem ukrócenia rozkręcającej się spirali okopowej rzezi. W efekcie burzy mózgów postawiono na strategiczne, sięgające daleko poza linie frontu bombardowanie miast przeciwnika, co miało obniżyć jego morale i w efekcie zmusić do rozmów pokojowych. Odpowiedniego narzędzia do realizacji zwycięskiej ofensywy lotniczej upatrywano w sterowcach.
Rzeczywiście, te podniebne kolosy (niektóre osiągały ponad 200 metrów długości) idealnie nadawały się do siania grozy wśród ludności cywilnej, która na dalekim zapleczu głównych działań wojennych czuła się względnie bezpieczna. I chociaż sterowce poruszały się z mizerną prędkością do 125 km/h, to mogły przenosić do kilku ton bomb i operować w powietrzu przez ponad 24 godziny.
Początkowo niemieckie władze z Wilhelmem II na czele były przeciwne wykorzystywaniu sterowców do siania podniebnego terroru wśród cywilów. W końcu pod naciskiem sztabowców opór kół rządzących został złamany. Cesarz wyraził zgodę na strategiczne bombardowania, choć zasugerował unikanie nalotów na cele niewojskowe, a już bombardowania pałacu Buckingham miał całkowicie zakazać. Ostatecznie jednak, jak pisze znawca tematu Andrzej Włusek:
Zarówno rozbujały niemiecki militaryzm, jak i ograniczenia techniczne ówczesnego sprzętu, szybko i negatywnie zweryfikowały prośby swego zwierzchnika. 19 stycznia 1915 roku pierwsze sterowce uderzyły w cele cywilne w Anglii.
Ofiarami dziewiczego nalotu niemieckich sterowców padły wówczas położone na południowy wschód od Londynu miejscowości Great Yarmouth i King’s Lynn. Ale to angielska metropolia była głównym celem zbrodniczych zakusów kajzerowskich lotników. Wkrótce też, bo już w maju, nad miastem pojawiło się złowieszcze cygaro, z którego zrzucono 28 bomb burzących i przeszło 90 zapalających.
Dla Londyńczyków był to prawdziwy szok. Choć wojna trwała od prawie roku, to dla cywilnej ludności była wydarzeniem odległym i nierealnym. Lotnictwo kajzera miało ten stan szybko zmienić. Już bowiem w sierpniu 1915 roku miasto bombardowały całe eskadry sterowców. „A w nocnym nalocie z 2 na 3 września 1916 roku wykorzystano aż 16 powietrznych krążowników. W ciągu całego tego roku zeppeliny w 20 nalotach zrzuciły 37 t bomb” – podkreśla badacz zagadnienia Włodzimierz Kaleta.
Czytaj też: Wojna motorem postępu? Najdziwniejsze w dziejach maszyny do zabijania
Nigdy się nie poddamy!
Chociaż sławetne słowa Winstona Churchilla o walce do końca padły ponad 20 lat później, to doskonale oddawały stan ducha Brytyjczyków w 1916 roku. Gdy minął pierwszy szok wywołany niemieckimi nalotami, królewscy planiści wojenni zaczęli organizować środki zaradcze, aby sprostać zagrożeniu ze strony sterowców.
W południowej Anglii pojawiły się nieznane dotąd baterie przeciwlotnicze, a do obrony regionu przesunięto aż 12 eskadr myśliwskich. Jak zauważa wybitny badacz pierwszych lotniczych ataków na Anglię por. Raymond H. Fredette:
Chociaż naloty sterowców przeraziły ludność cywilną, jesienią 1916 r. środki obronne, wraz z pojawieniem się pocisków zapalających, które niszczyły zeppeliny, zaczęły zadawać ogromne straty najeźdźcom. Co najmniej osiem bardzo łatwopalnych sterowców wypełnionych wodorem zostało zniszczonych tylko we wrześniu i październiku.
Wobec ponoszonych strat, których nie można było szybko uzupełnić, pod koniec tego roku Niemcy zawiesiły kampanię masowych zeppelinowych nalotów. Jednocześnie gorączkowo poszukiwano skuteczniejszej i bezpieczniejszej metody dostarczania bomb na angielską ziemię.
Latający wagon
Na początku 1917 roku szefostwo niemieckiej firmy Gothaer Waggonfabrik, produkującej przed wojną tabor kolejowy, wierzyło, że zna sposób na rozwiązanie tej kwestii. Zmuszona przez światowy konflikt do przestawienia się na inne nomen omen tory produkcji fabryka z Gotha zajęła się tworzeniem konstrukcji lotniczych, zwłaszcza bombowców.
Od 1915 roku linie produkcyjne firmy opuściło blisko 60 udanych dwusilnikowych samolotów różnych typów. Żaden z nich jednak nie miał ani wystarczającego zasięgu, ani ładowności, by sprawdzić się jako prawdziwy bombowiec strategiczny.
Dopiero oblatany jesienią 1916 roku model Gotha G.IV zdawał się spełniać te oczekiwania. Choć niespecjalnie szybki (prędkość maksymalna: 135 km/h) i mało zgrabny, mógł przynajmniej dosięgnąć drugiego brzegu kanału La Manche, przewożąc wystarczająco dużo materiałów wybuchowych, aby podróż była opłacalna. Dowództwo sił powietrznych armii Cesarstwa Niemieckiego, czyli Luftstreitkräfte (poprzednik niesławnego Luftwaffe), natychmiast zamówiło 250 tych samolotów.
Szybko też okazało się, że wybór ten był niezwykle trafny. Samoloty Gotha G.IV oraz wprowadzone w ciągu roku do służby modele G.V, mimo swoich sporych rozmiarów oraz wagi, były wyjątkowo zwinne i trudne do zestrzelenia w walce powietrznej. W efekcie ogień przeciwlotniczy i problemy przy lądowaniach przyniosły więcej strat niż ataki samolotów wroga.
Czytaj też: Gęś, która nie chciała latać. Największy drewniany samolot w dziejach
Ogień z nieba
Rozpoczęta w maju 1917 roku operacja Türkenkreuz szybko też zaczęła przynosić bardziej wymierne rezultaty niż naloty wodorowych cygar z lat poprzednich. Jedenaście dni po pierwszym nalocie na Folkestone 22 gothy uderzyły na chroniący dostęp do rzeki Medway fort Sheerness. Bomby spadły też na doświadczoną od XVII wieku przez wojenne zawieruchy stocznię Royal Navy w Chatham. Co prawda efekty tego ataku były mizerne i dodatkowo okupione stratą jednego bombowca, ale dla kajzerowskiej propagandy nie miało to znaczenia. Odtrąbiono niebywały sukces, podkreślając zupełne nieprzygotowanie wyspiarzy do obrony swojej ojczyzny.
I jakby dla potwierdzenia peanów na swoją cześć dowództwo Luftstreitkräfte zorganizowało nalot, który wreszcie dosięgnął angielskiej stolicy. 13 czerwca nad Londynem pojawiło ok. 20 kajzerowskich maszyn i od razu powiało grozą. Bomby zrzucone na miasto zabiły 162 osoby, raniąc blisko 500.
Przyczyn stosunkowo dużej liczby ofiar dopatruje się jednak nie tyle w precyzji niemieckich pilotów, ile w ignorancji Londyńczyków co do zagrożenia, jakie niesie ze sobą bombardowanie miasta w dzień. Jeden z przebywających w stolicy na urlopie brytyjskich pilotów pisał: „Naloty nie stały się bardzo poważną sprawą i wszyscy stłoczyli się na ulicy, aby popatrzeć. Nie chowali się ani nie unikali”.
Co gorsza, wśród śmiertelnych ofiar znalazło się 46 uczniów jednej ze szkół średnich, w którą uderzyła niemiecka bomba. To przeraziło Albion. Nie tak przecież miała wyglądać wojna prowadzona przez dżentelmenów, a to zdawał się sugerować Wilhelm II, zabraniając ataków na niemilitarne cele.
Jednak poza przerażeniem Anglicy nie mogli w tym momencie nic więcej zrobić, co też lotnictwo kajzera skwapliwie wykorzystało. Miesiąc później nad stolicą Albionu ponownie pojawiły się samoloty z czarnymi krzyżami. Tym razem gapiów na ulicach było mniej, zatem i ofiar nie było tak wiele jak poprzednio (54 zabitych i 190 rannych). Ponadto Niemcy stracili jedną maszynę, a trzy zostały uszkodzone kosztem jednego angielskiego myśliwca.
Jak podkreśla pasjonat historii Jacek Ostrowski: „ze względu na brak zdecydowanej reakcji strony brytyjskiej niemieccy piloci mogli praktycznie bezkarnie zrzucać bomby w dzień”. Sytuacja zmieniła się dopiero w sierpniu. Większa aktywność myśliwców Royal Flying Corps (poprzednika RAF-u) oraz ostrzał coraz skuteczniejszej artylerii przeciwlotniczej spowodowały w końcu, że Turecki Krzyż mógł nękać wyspiarzy tylko nocą.
Początki nocnych nalotów zdawały się zachęcające dla niemieckiego dowództwa. Przeprowadzony bowiem 3 września pierwszy, wręcz eksperymentalny nocny rajd 5 goth na nieszczęsną Royal Dockyard w Chatham przyniósł Albionowi dotkliwe straty – m.in. 130 rekrutów królewskiej marynarki.
Szybko jednak wyszły na jaw poważne mankamenty nowej taktyki. Owszem, oszczędzała ona bombowcom konfrontacji z myśliwcami oraz ogniem z ziemi, ale ostatecznie coraz więcej cennych samolotów rozbijało się teraz podczas lądowania w ciemnościach. A przy ówczesnym poziomie techniki również nocna nawigacja była nie lada wyzwaniem. Pomimo tych trudności do końca 1917 i na początku 1918 roku zorganizowano jeszcze 22 nocne naloty.
Czytaj też: Orzeł Morski atakuje
Grande finale
Ostatni nalot na Anglię miał miejsce prawie rok po rozpoczęciu operacji Türkenkreuz. 19 maja 1918 roku 38 maszyn G.IV i G.V wraz z 5 mniejszymi bombowcami uderzyło w szereg celów w Londynie oraz miastach w południowej Anglii. Tym razem kajzerowskie straty były poważne – w wyniku ognia angielskich myśliwców i ostrzału z ziemi do baz na kontynencie nie powróciło aż 6 maszyn, a kolejna uległa zniszczeniu podczas lądowania. I nie mogły tego zrekompensować nikłe straty po stronie brytyjskiej – „zaledwie” 49 zabitych i ok. 170 rannych.
W efekcie dowództwo Luftstreitkräfte uznało, że koszty nalotów zaczęły zdecydowanie przewyższać ich wartość strategiczną. Tym bardziej że Turecki Krzyż pochłonął ponad 60 bombowców, spośród których 24 padło pastwą angielskich karabinów i dział, a 36 nie przetrwało lądowań. Zaniechano więc dalszych misji, przesuwając flotę bombowców do atakowania celów na froncie zachodnim.
Ponura pieśń przyszłości
Pomimo ograniczonego sukcesu strategicznego, choć mocno podkreślanego przez kajzerowską propagandę, operacja Türkenkreuz wywarła przede wszystkim silny wpływ psychologiczny na mieszkańców Albionu. Odtąd bowiem brytyjscy cywile nie mogli już oczekiwać, że będą bezpieczni przed atakiem zza kanału. Ale doświadczenia wyniesione z tragicznych w skutkach nalotów sterowców oraz eskadr goth przydały się również po przeszło 20 latach, gdy kolejny Blitz uderzył w Albion.
Operacja Türkenkreuz stała się także ponurą pieśnią przyszłości i wątpliwym wzorcem wykorzystywanym w kolejnych konfliktach. Późniejsze tragedie zbombardowanej Guerniki, Coventry, Drezna, Tokio czy Kambodży były w prostej linii następstwem zabójczych misji powolnych kajzerowskich dwupłatów nad południową Anglią.
Bibliografia
- Czapliński W., Galos A., Korta W., Historia Niemiec, Wrocław 2010.
- Fredette R.H., Sky on Fire: The First Battle of Britain 1917–1918, New York 1976.
- Kaleta W., Zeppeliny – bombowce strategiczne Niemców w czasie I wojny światowej, Wp.pl [dostęp: 17.06.2021].
- Ostrowski J., Operacja „Türkenkreuz” – pierwszy niemiecki Blitz, Nowa Strategia.org [dostęp: 18.06.2021].
- Sojka Ł., Polowanie na dzieciobójców, Newsweek [dostęp: 19.06.2021].
- Steel N., Hart P., Tumult in the Clouds: The British Experience of the War in the Air (1914–1918), London 1997.
- Zins H., Historia Anglii, Wrocław 1995.
Dlaczego wybuchła 2 wojna światowa ? Tylko dlatego że niemieccy cywile nie odczuli żadnych skutków 1 wojny światowej. Walki toczyły się na terenie – Francji, Belgii, górach na pograniczu Austrii i Włoch. Natomiast na wschodzie na ziemiach Królestwa Polskiego i dawnych ziemiach RON. To że Niemcy głodowali w 1918 roku to było za mało. Należało zbombardowac niemieckie miasta i wsie, wtedy poparcie dla takich oszołomów jak Hitler i NSDAP było by marginalne. Ale Anglicy już w 1918-19 zaczynali popierać Niemców jako przeciwwage dla Francji, która poza odzyskaniem Alzacji i Lotaryngii poniosła w 1 wojnie światowej tylko straty, w końcu wojna toczyła się na ziemiach Francji i Francuzi ponieśli największe straty w ludności i infrastrukturze na zachodzie. To że Polska w Wersalu 1919, nie odzyskała Gdańska, Śląska i granic sprzed rozbiorów z lat 1772-1793, to głównie dzieło Anglii. Zwyczajnie Polska jako sojusznik Francji dostała rykoszetem od Anglii popierajacej Niemców i zwalczającej Francję. Np. Polsce odebrano Gdańsk rzekomo dlatego że był zamieszkany w większości przez Niemców – 85-90%, i to pomimo tego że Polska na całym przyznanym wybrzeżu nie miała żadnego dużego portu, oraz faktu że zapleczem portu w Gdańsku była Wisła i jej dopływy a więc obszar 2 RP. Dopiero budowa od podstaw na terenie wsi Gdynia, nowego miasta i portu rozwiązało proble. Ale przyznane Czechom – zamieszkane w większości 70%, przez Niemców – Sudety, Anglikom jakoś nie przeszkadzały w przeciwieństwie do Gdańska, podobnie jak północne Węgry i Ruś Zakarpacka przyłączone do Słowacji. To Anglicy ponoszą połowę odpowiedzialności za wybuch 2 wojny światowej – przeciwdzialajac ograniczeniu terytorium Niemiec i skłócając ze sobą kraje Europy Środkowej przyznając ziemie jednych państw drugim.
Dodajmy jeszcze, że angole woleli zatopić okręty niż je nawet sprzedać Polsce, o przyznaniu w ramach podziału floty nawet nie wspominając.
I. Początkowo zdziwiło mnie użycie przez tak wytrawnego historyka jak autor powyższego artykułu, zwrotu „..poprzednik niesławnego Luftwaffe…”. Uznałem, że to raczej „niesławna” była ta niemiecka „broń powietrzna”. Ale że Waffe tłumaczy się też jako oręż… To „od biedy” można taką „męską” składnię, odmianę przyjąć.
II. Co do winy Anglików „…którzy ponoszą połowę odpowiedzialności za wybuch 2 wojny światowej…”, jak twierdzi „Anonim”…
Francuzi dostali lwią część reparacji (ostatnią ratę jeszcze twardo wyegzekwowali w 2010 roku!), 52% całości (…), PONAD zatem POŁOWĘ ogromnej sumy na ówczesne warunki: 132 mld marek w złocie!!!
Czy Brytyjczykom chodziło głównie o osłabienie pozycji Francji nawet kosztem takich jej sojuszników jak Polska?
Tak owszem twierdzą – ja powiem „bezwiednie”, niektórzy historycy. Nie tylko jednak moim zdaniem, zdecydowanie bardziej jednak widzieli oni – Brytyjczycy, iż upokorzone do granic absurdu Niemcy, będą po prostu pałały żądzą rewanżu!
Wielkie reparacje to początek nowej równie wielkiej jak one wojny – tak mówiło wielu z członków brytyjskiej (ale i amerykańskiej) klasy politycznej (stąd amerykańskie programy pomocowe dla Niemiec weimarskich).
Wzrost znaczenia i siły armii Francji owszem „kół w oczy” Brytoli, ale był tutaj daleko, daleko mniej dla nich istotny.
III. Na mocy traktatu wersalskiego Niemcy zostały uznane za winne rozpętania konfliktu o skali światowej…
Czy rzeczywiście sprawiedliwie i słusznie?
Wiele wskazuje na to, że Francuzi zbroili się na wiele lat przed I wojną – ofensywnie; i tylko czekali na okazję rewanżu za wielką, upokarzającą klęskę w wojnie prusko-francuskiej, za upokarzające do granic przyzwoitości warunki pokoju frankfurckiego, gdy to m. in. musieli zapłacić „ogromniastą”, jak na ówczesne warunki, reparację wartości 5 miliardów franków w złocie!
……………………………
Wszystkie ich – Francuzów, najnowsze z przed 1914 roku, plany strategiczne zakładały więc tylko i wyłącznie ofensywę!
Najczęściej wyprowadzaną z rejonów południowej Francji. Solidną linię z końca XIX wieku, umocnień Systemu Séré de Rivièresa, równie „solidnie” przy tym zaniedbano tuż przed wojną, zwłaszcza leżące na jego zapleczu słynne Verdun, które dopiero w obliczu planowanej ofensywy niemieckiej, zaczęto gwałtownie – jego przestarzałe forty, remontować i dozbrajać!
Po I wojnie falę nienawiści i rewanżyzmu w Niemczech, zwłaszcza wobec Francuzów i „dyktatu wersalskiego”, spotęgowały głównie wydarzenia ze stycznia 1923. Wtedy w reakcji na niewywiązywanie się Niemiec z zawartych umów, głównie Francuzi rozpoczęli okupację Zagłębia Ruhry i…
I między innymi nałożyli na Niemców obowiązek zdejmowania czapek na widok francuskich żołnierzy!
…a kto nie spełnił by tego „obowiązku”, to był bity i to nie tylko po głowie, i często aresztowany.
Upokarzany naród ma dobrą pamięć…
To zatem Francja – jej pazerność!, odpowiada głównie tak za rozwój nacjonalizmu niemieckiego, jak i dojście do władzy NSDAP – Hitlera, i wszelkie tego konsekwencje!
IV. Warto też wiedzieć, że w odpowiedzi na bombardowania niemieckie, zwłaszcza Londynu, Brytyjczycy zbudowali blisko aż (!) 400 ciężkich bombowców Handley Page O/400, z których większość od września 1917 roku, w odwecie za Londyn, zaczęła bombardować w nocnych nalotach miasta niemieckie. Nie wiele wiemy o ich skutkach (kajzerowskie Niemcy cenzurowały o nich informacje), jednak najprawdopodobniej większość bomb i tutaj, tak jak i przy niemieckich nocnych nalotach, lądowała w szczerym polu…
I dlatego rację mieli Francuzi: należało Niemców tak zniszczyć gospodarczo i politycznie (może nawet przywrócić stan sprzed zjednoczenia) żeby nie byli w stanie odbudować militarnej potęgi. Ale to oznaczałoby mocną Francję, a tego Anglicy nie chcieli. Foch miał rację, podpisano tylko rozejm. W dodatku armia niemiecka formalnie nie została pokonana (choć de facto bvła) i stąd legenda o ciosie w plecy, itp. Ludendorf jak tchórz schował się za cywilnymi politykami, zamiast po prostu poddać się Aliantom.
Warto jeszcze może dodać, że Handley Page O/400 nie mógł „dosięgnąć” Berlina, stąd powstały jako jego następcy, brytyjskie czterosilnikowe olbrzymy: Bristol Braemar, dziwaczny Handley Page V/1500; i znakomity dwusilnikowy Vickers Vimy, których jednak nie zdążono użyć do tego celu – bombardowania Berlina, przed końcem wojny.