Klęskę przekuć w sukces. Powstanie Wielkanocne w Irlandii
Klęskę przekuć w sukces to nie lada wyzwanie. Irlandczykom to się jednak udało. Ich antybrytyjskie powstanie z 1916 roku, mimo że krwawo zdławione, doprowadziło w konsekwencji do utworzenia niepodległego państwa irlandzkiego.
Wzdychająca do wolności od czasów średniowiecza Irlandia zdawała się tylko czekać na okazję, jaką był wybuch Wielkiej Wojny. Rozpoczynający się konflikt pokazał jednak, jak bardzo skomplikowana była jej sytuacja wewnętrzna. Oto na północy, w protestanckim Ulsterze, rządzili unioniści i ich wspierana przez armię brytyjską paramilitarna formacja Ulsterskich Ochotników. Natomiast w pozostałej, katolickiej części wyspy o unii z Koroną nie mogło być mowy – chyba że z irlandzką autonomią. Tam też ważne było zbrojne ramię do walki o swoje racje – nacjonaliści powołali oddziały Irlandzkich Ochotników, a socjaliści utworzyli Irlandzką Armię Obywatelską.
Cel jeden – drogi różne
Ale sam obóz nacjonalistów daleki był od wewnętrznej jedności. Kwestią sporną okazał się bowiem udział Irlandczyków w zmaganiach na frontach Europy. John Redmond, który od początku XX wieku przewodził stronnictwu forsującemu ideę autonomii, wezwał Irlandczyków do dobrowolnego zaciągu do brytyjskiej armii. Pomysł znalazł szerokie poparcie i rzesze Irlandczyków ustawiały się w kolejkach do komisji poborowych. Natomiast niewielka grupa nacjonalistów, z nauczyciele i poetą Patrickiem Pearse’em na czele, chciała wykorzystać zaangażowanie Wielkiej Brytanii na kontynencie do zorganizowania zbrojnego powstania przeciwko okupantowi.
W efekcie powstał rozłam na część większościową – Narodowych Ochotników Redmonda oraz mniejszościową – Irlandzkich Ochotników Pearse’a, którzy nawiązali współpracę z Irlandzką Armią Obywatelską.
Wkrótce jednak szeregi zwolenników Pearse’a zaczęły rosnąć. Było to tym dziwniejsze, że kraj przeżywał wówczas okres gospodarczej prosperity. Okazało się, że koszty wojenne nie były zbyt dotkliwe dla Irlandczyków, a wzrosły z kolei ceny towarów irlandzkich. Masowy zaciąg do armii spowodował wzrost płac i zlikwidował bezrobocie, rodziny żołnierzy otrzymywały sowitą rekompensatę za rozłąkę. Wyglądało na to, że większość Irlandczyków pogodziła się z brytyjskim panowaniem. Jednak większość to nie wszyscy.
Dążenia ugrupowania Pearse’a do rozwiązań siłowych znalazły bowiem nieoczekiwane poparcie wielu żołnierzy irlandzkich, którzy przybywali na urlopy w rodzinne strony. Z frontu przywozili traumatyczne wspomnienia nie tylko walk z wrogiem, ale też pogardy i złego traktowania przez brytyjskich oficerów. Pomijanie w awansach i nagradzaniu pogłębiało ich frustrację i niezadowolenie.
Nie dziwił zatem fakt, że wielu z nich poświęcało swój urlopowy czas i wojenne doświadczenie na szkolenie Irlandzkich Ochotników – przyszłych powstańców.
Niestety w ugrupowaniu Pearse’a też nie było jednomyślności. Ich szef sztabu prof. Eoin MacNeill był zdecydowanym przeciwnikiem zbrojnego powstania. Owszem, nie podobała mu się rekrutacja Irlandczyków i wysyłanie ich na nie swoją wojnę. Zgadzał się także na przygotowania militarne. Uważał jednak, że powstanie nie ma żadnych szans powodzenia i będzie zbrodnią wobec narodu irlandzkiego. Mając to na względzie, ukrywano przed MacNeillem i jego zwolennikami plany powstania, które miało wybuchnąć w Poniedziałek Wielkanocny 24 kwietnia 1916 roku. Dla zmylenia przeciwników na ten dzień Pearse wyznaczył manewry swoich Ochotników.
Wielki Tydzień
Wielki Tydzień 1916 roku miał się okazać rzeczywiście wielki dla historii Irlandii. W przedświąteczny czwartek MacNeill dowiedział się o rzeczywistym celu manewrów i wybuch powstania stanął pod znakiem zapytania. Wewnętrzne spory w tej sytuacji były ostatnią rzeczą, jakiej mógłby sobie życzyć Pearse. Dlatego już w Wielki Piątek przekonał MacNeilla, że powstanie musi uprzedzić zaplanowane przez Brytyjczyków aresztowania spiskowców. Nazajutrz jednak do szefa sztabu dotarła wiadomość, że żadnych aresztowań i represji nie planowano.
MacNeill pojął, że został oszukany, i jeszcze tej samej nocy rozesłał po całym kraju nakaz odwołania manewrów. Co więcej, ogłoszenie w tej sprawie zamieścił także w niedzielnych dziennikach. Jednocześnie w ręce żołnierzy brytyjskich wpadł wysłany z misją dyplomatyczną do Niemiec Roger Casement. Zabiegał on w Berlinie o poparcie dla planowanego przez irlandzkich radykałów powstania oraz o utworzenie u boku armii niemieckiej brygady złożonej z irlandzkich jeńców.
Niemcy odrzucili jego propozycje, ale umożliwili powrót na Zieloną Wyspę na pokładzie swojego okrętu podwodnego. Berlin wysłał również statek z bronią dla powstańców (20 tysięcy karabinów, 10 karabinów maszynowych i milion nabojów). Jednostka została jednak przechwycona przez Royal Navy i zmuszona do samozatopienia. Wszystko więc wskazywało na to, że groźba wybuchu powstania została zażegnana. MacNeill mógł odetchnąć z ulgą, a i władze brytyjskie po schwytaniu Casementa (doskonale wiedziały o misji) i ogłoszeniu odwołania manewrów czuły się bezpieczne. W Dublinie zostało zaledwie 1200 żołnierzy, wielu oficerów otrzymało przepustki na święta.
Ofiara krwi
W Niedzielę Wielkanocną sztab Irlandzkich Ochotników zebrał się, by przeanalizować sytuację. Wiele przemawiało przeciw zrywowi, ale długie przygotowania nie mogły pójść na marne, a osłabienie czujności strony brytyjskiej tylko sprzyjało spiskowcom. Postanowiono dotrzymać planowanego terminu wybuchu powstania, które według Pearse’a miało być „ofiarą krwi” porywająca naród do walki. Jak bardzo prorocze to były słowa, okazało się już wkrótce.
Słońce zalewające ulice Dublina w Poniedziałek Wielkanocny zdawało się dobrą wróżbą dla 1250 spiskowców maszerujących ku węzłowym punktom miasta. Uzbrojeni w stare karabiny, strzelby myśliwskie, pistolety, piki, a nawet rzeźnickie tasaki opanowali gmach Poczty Głównej, park St Stephen’s Green, budynek Czterech Sądów, Królewskie Kolegium Chirurgiczne, fabrykę biszkoptów Jacoba, młyn i piekarnię Bolanda.
Na schodach poczty Pearse, jako mianowany prezydent Republiki Irlandii, odczytał deklarację niepodległości. Jednak jego wzniosłe słowa nie zainteresowały zbyt wielu przechodniów. Większość mieszkańców Dublina okazała się obojętna lub wrogo zareagowała na wystąpienie. Powstańców atakowano i burzono ich barykady. Ci w odpowiedzi bili opornych mieszczan kolbami karabinów i parokrotnie otworzyli do nich ogień. Na prowincji było podobnie – katolicki proboszcz w pewnym hrabstwie nakazał złożenie broni jednemu z nielicznych oddziałów, który poszedł za wezwaniem Pearse’a. Do jedynych większych działań doszło w Ashbourne, gdzie 60 rebeliantów opanowało koszary policji irlandzkiej i budynek poczty. I oni jednak skapitulowali, gdy nadeszły informacje o zakończeniu walk w Dublinie.
Po początkowym zaskoczeniu Brytyjczycy szybko się pozbierali, ściągając do Dublina ok. 16 tysięcy żołnierzy z ciężką artylerią i wprowadzając kanonierkę na rzekę Liffey. Pomimo to powstańcy stawiali twardy opór, zadając Brytyjczykom krwawe straty. Wkrótce jednak przewaga liczebna i technologiczna po stronie rządowej zrobiła swoje. Mordercze bombardowanie zamieniło gmach Poczty Głównej i przyległą dzielnicę w morze ruin. W tej sytuacji dalsza walka nie miała sensu i 29 kwietnia Pearse wydał rozkaz kapitulacji.
W ciągu 6 dni walki zginęło 116 żołnierzy brytyjskich, 16 irlandzkich policjantów i 64 powstańców. Największe żniwo śmierć zebrała jednak wśród cywilów. Zginęło aż 254 mieszkańców miasta, a ponad 2 tysiące zostało rannych.
Błąd Londynu
Wydawać by się mogło, że kapitulacja Ochotników Pearse’a zakończy sprawę irlandzkiej walki o niepodległość. Tak się jednak nie stało – i to za sprawą błędu, jaki popełnili sami Brytyjczycy. Rozpętali oni bowiem straszliwe represje, wykonując wyroki śmierci aż na 16 czołowych przywódcach powstania. Przewidziane egzekucje kolejnych 75 osób zostały powstrzymane jedynie na skutek reakcji oburzonej opinii publicznej w Irlandii, Wielkiej Brytanii i USA.
Ten wprowadzony poniewczasie swoisty akt łaski nie mógł już zmienić narastającej fali poparcia dla ugrupowań radykalnych. W ten sposób mimo militarnej klęski powstańcy zwyciężyli propagandowo, zyskując sympatię milionów ludzi. A słowa idącego na śmierć Patricka Pearse’a: „Nie pokonacie Irlandii, nie zniszczycie naszego pragnienia wolności. Jeśli te czyny okażą się niewystarczające, nasze dzieci zrobią to lepiej!” – wkrótce znów okazały się prorocze.
Bibliografia:
- Grzybowski S., Historia Irlandii, Wrocław 2003.
- Jasiński K., Powstanie wielkanocne w Irlandii. Klęska, która obudziła naród, https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/312159878-Powstanie-wielkanocne-w-Irlandii-Kleska-ktora-obudzila-narod.html [dostęp: 24.09.2020].
- Piętka B., Irlandzki zryw a Polska, „Myśl Polska” 2016, nr 43–44.
- Ranelagh J.O., Historia Irlandii, Warszawa 1994.
- Reynolds D., As the centenary of the 1916 Easter Rising approaches, the history wars in Ireland still rage, https://www.newstatesman.com/politics/2015/07/hundred-years-after-1916-easter-rising-history-wars-ireland-still-rage [dostęp: 24.09.2020].
- Solak A., Kochali niepodległość jak Irlandię. Historia powstania wielkanocnego, https://www.pch24.pl/kochali-niepodleglosc-jak-irlandie–historia-powstania-wielkanocnego,59784,i.html?nom=1 [dostęp: 24.09.2020].
- Swoboda G., Dublin 1916, Warszawa 2006.
Dodaj komentarz