Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Człowiek wcale nie zszedł z drzewa! Nowe dowody w „małpim procesie”

fot.domena publiczna Wszystkie człekokształtne pochodzą od wspólnego przodka

Popularne twierdzenie, jakoby nasz gatunek wywodził się od małp, sprowokowało długi spór między urażonymi fundamentalistami religijnymi a ludźmi nauki. Dziś wiemy już doskonale kto ma rację. Ale czy zdanie, które wywołało tyle emocji, na pewno jest poprawne?

Zacznijmy od początku. Urodzonego w 1809 roku w Shrewsbury (Anglia) Charlesa Darwina możemy dziś zaliczyć do grona najważniejszych ludzi w dziejach nauki, tuż obok Kopernika, Galileusza, Pasteura czy Skłodowskiej. Miał przy tym dużo szczęścia, ponieważ środowisko naukowe przyjęło teorię ewolucji jeszcze za jego życia. Mało tego, nowe spojrzenie na prawa rządzące życiem na Ziemi już wówczas pozytywnie postrzegało szersze grono ludzi… Poza tymi, których poglądy najtrudniej zmienić – religijnymi fundamentalistami.

Boska małpa?

Nie można oczywiście powiedzieć, że Kościół jednogłośnie negował ewolucję. Wielu duchownych zwyczajnie naginało odpowiednio wizję „boskiego planu” do nowej teorii, co ostatecznie tworzyło jako tako spójną całość. Dla większości koncepcja „pochodzenia od małp” była oburzająca. Wśród przeciwników twierdzenia był m.in. biskup Oksfordu, Samuel Wilberforce. 30 czerwca 1860 roku stanął on przeciwko zwolennikowi ewolucjonizmu, Thomasowi Henryemu Huxleyowi, w słynnej Debacie Oksfordzkiej. Sam Darwin nie mógł brać udziału w spotkaniach ze względu na zły stan zdrowia.

Najprawdopodobniej to właśnie tego dnia spór przybrał typowe dla współczesnych debat publicznych, niepoważne zabarwienie, skoncentrowane na prowokacyjnych frazesach. Biskup pozwolił sobie na wycieczkę w kierunku Huxleya, wyrażając przypuszczenie, iż naukowiec miał małpę za dziadka lub babkę. Ten nie pozostał dłużny: odparł, że wolałby mieć w rodzinie małpę niż człowieka żartującego w taki sposób. Trzeba przy tym wspomnieć, że Huxley był orędownikiem całkowitego rozgraniczenia Kościoła i nauki – czego, jak wiadomo, nie udało się osiągnąć do dziś. Zgryźliwość Wilberforce’a można więc w pewnym stopniu zrozumieć.

fot.domena publiczna Karykatura Karola Darwina jako małpy opublikowana w czasopiśmie satyrycznym The Hornet

Tymczasem, ewolucja pozostaje bezstronna. Jak pisze w Historii naszej świadomości Joseph LeDoux:

Kluczowe dla zrozumienia historii ewolucyjnej jest […] pojęcie wspólnego pochodzenia. Grupa organizmów wywodząca się od wspólnego przodka nosi nazwę kladu. Biologowie ewolucyjni często posługują się kladogramami, aby pokazać wspólne pochodzenie ustalone na podstawie badań paleontologicznych lub genetycznych […].

Punkty rozgałęzień na długiej diagonalnej linii oznaczają wspólnych przodków, którzy często nie są żyjącymi organizmami – 99 procent wszystkich gatunków, które kiedykolwiek żyły, wyginęło. Końce linii wychodzących z punktów rozgałęzień oznaczają żyjące organizmy.

Niestety, problematyczne porzekadło na temat małp zdążyło się utrwalić i spowodować kolejne problemy…

Winny mówienia prawdy

Słynny „małpi proces” odbył się już na innym kontynencie i nie był wyłącznie wynikiem publikacji prac Darwina. Kroplą, która obok ewolucji przelała czarę goryczy, była książka demitologizująca postać Jezusa Chrystusa Das Leben Jesu autorstwa Straussa. Chrześcijańscy fundamentaliści podjęli walkę o ustanowienie prawd wiary obowiązujących jako jedyna słuszna wizja powstania życia na Ziemi.

Częściowo im się to udało – w niektórych stanach wydano zakaz nauczania treści niezgodnych z Biblią. Prawo z 1925 roku przeszło do historii jako „Butler Act”, od nazwiska autora, Johna Washingtona Butlera. Ten otrzymał wcześniej listy od zaniepokojonych rodziców, w których czytał, że ich pociechy wracają ze szkoły i – o zgrozo! – negują prawdziwość Pisma Świętego.

Walkę z konserwatyzmem podjęła organizacja American Civil Liberties Union (Amerykańska Unia Swobód Obywatelskich, ACLU), zajmująca się ochroną praw obywatelskich w oparciu o konstytucję. Tak się złożyło, że w czerwcu tego samego roku oskarżono nauczyciela Johna Scopesa o wykładanie ewolucji w szkole w Dayton (Tennessee). ACLU zorganizowała dla niego obronę. Tak rozpoczął się „małpi proces”.

fot.domena publiczna William Jennings Bryan (siedzący po lewej stronie) przesłuchiwany przez Clarence’a Sewarda Darrowa podczas procesu stanu Tennessee przeciwko Johnowi Thomasowi Scopesowi, 20 lipca 1925 r

Najpierw sąd musiał udowodnić, że Scopes jest winny nauczania o kontrowersyjnej teorii. Sam oskarżony przyznał, że korzystał z podręcznika zaakceptowanego przez władze stanu, lecz podkreślił, iż znajdują się w nim informacje o teorii Darwina, choć on nie przypomina sobie, by wspominał o niej w klasie. Później dodał: „Jeśli znajdzie się dowód na to, że uczyłem o ewolucji i że kwalifikuję się do oskarżenia, to stanę przed sądem”. A następnie… zachęcił uczniów do zeznawania przeciwko niemu! Jeden z nich miał nawet powiedzieć: „Częściowo wierzę w ewolucję, ale nie wierzę w ten fragment z małpami”.

Uznano, że Scopes jednak dopuścił się przestępstwa, tymczasem ACLU starała się dowieść, iż cała sprawa jest niezgodna z konstytucją. Obrońcą nauczyciela został Clarence Darrow, a oskarżycielem – sekretarz stanu William Bryan. Ostatecznie sąd orzekł winę Scopesa i nałożył na niego grzywnę w wysokości 100 dolarów (około 1500 dolarów według aktualnej wartości). Wynik był zadowalający dla Unii, która w takiej sytuacji mogła odwołać się do Sądu Najwyższego… W drugiej instancji uchylono wyrok ze względu na nieprawidłowości formalne.

Drugie starcie

Sprawa Scopesa – bez jednoznacznej konkluzji – nie doprowadziła niestety do zmian w prawie. Analogiczna sytuacja miała zresztą miejsce także później, w 1968 roku, kiedy stan Arkansas oskarżył nauczycielkę Susan Epperson o podobne przewinienie. Tymczasem środowisko naukowe miało już świadomość, że rozwój współczesnej biologii nie może się odbywać bez uznania zasad ewolucji.

Proces nazwano nawet nieformalnie „Scopes II”. Obowiązująca już wówczas poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych zakładała nauczanie neutralne w stosunku do dowolnej religii. Nauczyciele bronili się często, przypominając, że ewolucja jest teorią naukową, nie ma niczego wspólnego z żadnym wyznaniem.

Wobec takiej argumentacji Wendell Bird – student prawa, obrońca fundamentalizmu – zaproponował poświęcanie takiej samej ilości czasu w szkole na ewolucję, co na „creation science”, czyli „nauki” kreacjonistyczne. Sąd stwierdził jednak, że „creation science” nie można uznać za dziedzinę naukową. Po stronie kreacjonistów stanął w tym sporze tylko jeden naukowiec, który na dodatek… również nie popierał kreacjonizmu – był za to zwolennikiem teorii panspermii – i dlatego krytykował założenia ewolucjonizmu. Wyrok nie był dla niego żadnym zaskoczeniem.

Tekst powstał w oparciu o najnowszą książkę Josepha LeDoux „Historia naszej świadomości’, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Copernicus Center Press.

W wyniku procesu zakaz nauczania ewolucji w szkołach stracił moc prawną. Stwierdzenie, że pochodzimy od małp przestało kogokolwiek dziwić i oburzać… Ale z pewnością nie stało się merytorycznie poprawne! W Historii naszej ewolucji Joseph LeDoux tłumaczy:

[…] dobrze byłoby rozprawić się z błędnym wyobrażeniem, że ludzie pochodzą od małp. Częściowo właśnie na tym fałszywym założeniu opierał się słynny „małpi proces”, w którym teorię ewolucji przeciwstawiono religii. Ludzie są hominidami (człowiekowatymi) i naszymi najbliższymi nie-człowiekowatymi naczelnymi krewnymi są szympansy. Więc jeśli już, to powinien był to być „szympansi proces”. Co nie zmienia faktu, że nie pochodzimy również od szympansów. Za to wczesne hominidy mają z szympansami wspólnego przodka.

Gdzie zatem popełniamy błąd, interpretując zmiany ewolucyjne? LeDoux w swojej najnowszej książce odpowiada:

[…] choć i szczury, i ludzie są ssakami […] nie mamy szczurów w swojej genealogii. Szczury i naczelne mają natomiast wspólnego ssaczego przodka […]. Dlatego dzięki badaniu mózgów gryzoni możemy dowiedzieć się ważnych rzeczy na temat ludzkiego mózgu. Musimy jednak wystrzegać się przy tym zakładania czy sugerowania, że człowiek jest po prostu bardziej zaawansowanym szczurem czy nawet bardziej zaawansowanym szympansem, ponieważ zwierzęta te należą do innych kladów.

O co zatem tak naprawdę chodziło w „małpim procesie”? Był on faktyczną próbą obrony wartości chrześcijańskich, wyrazem ignorancji wobec osiągnięć nauki, a może… zwyczajnym czepianiem się słów wyrwanych z kontekstu?

Źródło:

Joseph LeDoux, Historia naszej świadomości, Copernicus Center Press, Kraków, 2020.

Komentarze (1)

  1. Marcin Odpowiedz

    Nie rozumiem po co ten artukuł, który w ostateczności nie wnosi niczego nowego nawet w temacie, który sam zaczyna.

    Gdyby ktoś miał wątpliwości w rozumieniu o co chodziło, to ewolucja wygrała, bo jest prawdziwa, a religia przegrała, bo jest zmyślona.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.