Żądni krwi słudzy Szatana czy zdeprymowana młodzież? Kilka słów o polskich satanistach
Problematyka satanizmu we współczesnym świecie, a szczególnie w kulturze młodzieżowej, od zawsze wzbudzała kontrowersje i sensacje. Nie inaczej było w Polsce, gdzie sataniści kojarzyli się (i wciąż kojarzą) z aktami cmentarnego wandalizmu, bezczeszczeniem kościołów i kaplic, domniemanymi czarnymi mszami i krwawymi ofiarami, nie tylko z bezbronnych zwierząt, ale również ludzi… Czy były to faktycznie przejawy oddawania czci Szatanowi, czy raczej ekstremalne przypadki młodzieżowych wybryków, które zaszły za daleko?
W nocy z 2 na 3 marca 1999 roku w poniemieckim schronie bojowym numer 44 w lesie na terenie Rudy Śląskiej-Halemby doszło do jedynego jak dotąd w polskiej kryminalistyce rytualnego mordu.
Mord w imię władcy piekieł
Dwójka chłopaków, Robert K. (19 lat) i Tomasz S. (20 lat) wymalowali na ścianach bunkra odwrócony krzyż, pentagramy, potrójne litery F (szósta litera łacińskiego alfabetu miała wg Apokalipsy św. Jana oznaczać liczbę bestii, 666), symbole egipskiego bóstwa Amona-Ra, nieudolnie przetłumaczone sentencje w językach łacińskim i niemieckim. Robili to zresztą wcześniej wielokrotnie, urządzając przy tym libacje alkoholowe i orgie. Finał tamtej nocy okazał się jednak inny.
Do uczestnictwa w czarnej mszy zaprosili dwoje przyjaciół, z którymi znali się od czasów piaskownicy. Karina M. (19 lat) oraz Kamil W. (18 lat) nic nie podejrzewali, kiedy Tomasz i Robert kazali im klęknąć w wyrysowanym na ziemi pentagramie. Po krótkiej „modlitwie” do Lucyfera, bestialsko zamordowali młodszych przyjaciół, dźgając ich po kilkanaście razy nożami po całym ciele. Karina i Kamil wykrwawili się, a Tomasz z Robertem mieli po morderstwie popełnić samobójstwo, ale stchórzyli.
Bardzo szybko stanęli przed sadem, który uznał ich winnych bestialskiego mordu i bez możliwości kasacji wyroku, skazał na 25 lat wiezienia (Tomasz) oraz dożywocie (Robert). Co dodatkowo zszokowało społeczność Rudy Śląskiej, to fakt, że obydwoje pochodzili z normalnych rodzin, co niedzielę chodzili do kościoła i oprócz standardowych wybryków związanych z okresem dorastania, nie sprawiali większych problemów wychowawczych.
Morderstwo to wstrząsnęło całym krajem. Grunt pod polski odpowiednik tak zwanej satanistycznej paniki, która przetoczyła się przez Stany Zjednoczone jakiś czas wcześniej, był wyjątkowo żyzny. Przełom wieków, determinujący wizje nadchodzącego przełomu, kryzys ekonomiczny i społeczna niepewność powodowały, że niezwykle łatwo było uwierzyć w teorie spiskowe, mówiące o grasujących po Śląsku satanistach, mających wpływy w każdym urzędzie, szkole i policji.
Dzieci szatana
Opisana zbrodnia nie była jednakże pierwszym przypadkiem, gdy rzekomi małoletni sataniści pojawili się na pierwszych stronach gazet. Za początek satanizmu w Polsce uznaje się 26.06.1986 roku. Tak m.in. twierdzi Marek Gajewski w swojej książce o satanizmie, dodając iż wtedy miała miejsce czarna msza w opuszczonej Wieży Bismarcka pod Szczecinem, gdzie ponoć złożono w ofierze psa czy kota. Potwierdza to w podobnej publikacji ks. Andrzej Zwoliński (inni badacze tematu starają się wykazać dłuższe rodzime tradycje związane z satanizmem, wiążąc go także z okultyzmem i różnymi towarzystwami nadprzyrodzonymi, funkcjonującymi na terenach ziem polskich już od XVIII i XIX wieku).
Z „rozkwitem” domniemanego kultu Księcia Ciemności miały związek kariery rodzimych grup heavymetalowych, szczególnie Kata i Testu Fobii-Kreona (oberwało się również zespołowi Turbo, w szczególności za album „Kawaleria szatana” z 1987 roku, niemniej jednak zespół ten był bardzo daleki od epatowania „jasełkowym” satanizmem).
Szczególnie wydarzenia, które rozegrały się podczas Festiwalu Muzyków Rockowych w Jarocinie, miały na całe lata powiązać kult szatana z młodocianymi fanami obu tych grup, przyczyniając się do ich złej sławy. Podczas koncertu Testu Fobii-Kreona, jego wokalista, Zbigniew Zaranek miał połamać na scenie krzyż i jego szczątki rzucić w kierunku widowni, natomiast gdy na scenie pojawił się Kat, wśród publiczności miała krążyć ludzka czaszka, a lider zespołu, Roman Kostrzewski rzekomo przewodniczył zbiorowej czarnej mszy. W materiałach operacyjnych Służb Bezpieczeństwa doskonale udokumentowana jest wspomniana czaszka, jednakże informacje na temat samego satanistycznego rytuału różnią się diametralnie zależnie od źródła. Podobnie jest ze szczegółami wydarzeń, które nastąpiły po koncertach.
W jednej z wersji, samozwańczy kapłan (według słów Piotra Wiwczarka, lidera deathmetalowej grupy Vader, był to zwykły miejscowy pijaczek, a zdaniem innych źródeł, był nim 17-letni szczecinianin, Tomasz J.) zaprowadził kilkudziesięcioosobową grupę nastolatków do pobliskiego lasu, po drodze rabując kaplicę cmentarną (lub – zależnie od wersji – stary rodzinny grobowiec), wynosząc stamtąd trumnę, krzyże oraz szaty liturgiczne. Złapano również bezpańskiego psa, którego miano bestialsko wypatroszyć na trumnie, służącej za ołtarz i zmówić przy tym bluźnierczą modlitwę.
Nazajutrz sensacyjne fakty wyszły na jaw, szokując mieszkańców Jarocina. Cieszący się wielką sympatią festiwal z dnia na dzień skompromitował się i przekreślił swoją pozytywną sławę, budowaną długimi latami. Poczucie zgorszenia zaczęły potęgować czasopisma, które ewidentnie prześcigały się w opisywaniu różnorodnych bezeceństw, których rzekomo dopuszczali się słudzy szatana.
Artykuły zamieszczane m.in. w „Na Przełaj”, „Sztandarze Młodych”, „Non Stopie” i wielu lokalnych gazetach działały zupełnie odwrotnie od domniemanych zamierzeń ich autorów, czyli zamiast przestrzegać buntującą się młodzież przed piekielnymi zakusami, rozbudzały wyobraźnię do czerwoności. Największą popularnością cieszył się dodatek do specjalnego numeru „Nowej Wsi”: „Ilustrowana encyklopedia młodego heavymetalowca”. Na kartach tego vademecum objaśniano takie terminy jak czarna msza, sadyzm, piekło etc. Prócz tego, młodzi adepci mrocznego kultu mieli czerpać swoją wiedzę z programów telewizyjnych oraz nielegalnie kopiowanych i dystrybuowanych z ręki do ręki fragmentów Biblii Szatana Antona LaVeya, który w Stanach Zjednoczonych założył oficjalnie zarejestrowany Kościół Szatana.
Analizując zeznania małoletnich satanistów, dochodzi się szybko do wniosków, że fascynacja kultem szatana miała wybitnie „podwórkowy” charakter i była zwulgaryzowanym, doprowadzonym na skraj rodzajem młodzieżowego buntu, a większość wybryków można było podpiąć pod wymyślny wandalizm bądź sadyzm. Okraszenie tego w jakiegoś rodzaju „kultowość” czy zakazaną „obrzędowość” na modłę amerykańskich tandetnych horrorów miało dodawać mu aury elitaryzmu i walki z katolickim status quo. Niestety, jak już wiemy, w rzadkich i wyjątkowo zwyrodniałych sytuacjach cierpiały bezbronne zwierzęta, a nawet niewinni ludzie.
Ku chwale Szatana!
Poszukiwania własnej tożsamości, w tym sięganie ku różnorodnym ekstremom wśród młodzieży nigdy nie było niczym zaskakującym. Jedynie skala owego ekstremum była kwestią, która mogła szokować opinię publiczną. Sięganie do takich źródeł było często odpowiedzią na kontekst społeczny i kulturowy, i nierzadko było to sprzężone z czasami przełomów oraz różnorodnymi kryzysami. Tak było z punk rockiem, heavy metalem, subkulturowym nacjonalizmem… Podobnie rzecz się miała z satanizmem, a raczej fascynacją elementami naiwnie pojmowanego satanizmu, komiksowego okultyzmu i elementami starożytnych religii.
W latach 90-tych kult Czarnego zyskał wreszcie właściwy soundtrack, czyli black metal, który na ziemiach polskich zdobył bardzo szybko popularność wśród co mroczniejszych dzieciaków. Podjudzani prowokacyjnymi tekstami, otoczką walki z okrutnym i załganym Kościołem, byli zdolni do wszystkiego. Gdy dodamy do tego jeszcze samczą chęć współzawodnictwa oraz udowadniania sobie nawzajem swej odwagi i bezkompromisowości, dostaniemy wyjątkowo wybuchową mieszankę. Zresztą na efekty nie trzeba było długo czekać.
Rewelacje z Norwegii, gdzie kilku muzyków i fanów black metalu podpaliło szereg zabytkowych, drewnianych kościołów oraz zabiło kilka osób, również nie pozostał bez wpływu na rodzącą się scenę w Polsce. Rodacy nie chcieli pozostać w tyle. Informacje o rzekomych „satanistycznych” próbach podpaleń świątyń w Polsce zazwyczaj są bardzo mętne i nieprecyzyjne, aczkolwiek zdarzały się takie sytuacje, podobnie jak profanacje cmentarzy, na których niszczono nagrobki, rozbijano krzyże i pozostawiano niewybredne napisy przy śladach libacji alkoholowych.
Trzeba jednakże zwrócić uwagę na jedną zasadniczą rzecz przy ocenianiu tych wybryków: to byli nastolatkowie, rzadko kiedy młodzież, która ukończyła 20-ty rok życia. O satanizmie dowiadywali się z gazet, albumów metalowych i tego, co akurat udało się zdobyć z zagranicy. Taki obraz satanizmu był po prostu śmieszny, aczkolwiek mógł być jednocześnie niezwykle groźny, o czym świadczy passus morderstwa w Rudzie Śląskiej, sporadycznych aktów samobójstwa oraz podpalenie zabytkowego kościoła w Krakowie w 2002 roku.
Ten ostatni przypadek to jeden z niewielu udokumentowanych w Polsce aktów wandalizmu, w którym sprawcą był fan muzyki metalowej, działający pod wpływem tekstów i postawy słuchanych zespołów. Mowa tutaj o XVI-wiecznym kościele na Woli Justowskiej, który spłonął doszczętnie, a straty (spalone organy, rzeźby, obrazy i dzwony) są nie do powetowania. Sprawca uniknąłby kary, gdyby nie ponowne otworzenie sprawy po… 11 latach. Obecnie odsiaduje wyrok 28 lat pozbawienia wolności…
Powyższe „incydenty” były charakterystyczne dla końca lat 80-tych, początków i końca lat 90-tych oraz przełomu wieków. Nie znaczy to jednak, że współcześnie nie mamy do czynienia z aktami „diabelskiego” wandalizmu. Najbardziej popularna sprawa dotyczy profanacji kościoła na cmentarzu Kule w Częstochowie, na ścianach którego nieznani sprawcy sprayem wymalowali odwrócone krzyże, potrójne szóstki, pentagramy i napisy w stylu „szatan” i „ten kościół spłonie” – czyli wszystko mieściło się w pewnym standardzie. Podobny schemat można było zastać na wojskowym cmentarzu w Gorlicach, gdzie dodatkowo znaleziono ślady spalenizny na jednej z płyt nagrobnych.
Sataniści czy wandale i patologiczni sadyści?
Osobiście jestem zdania, że wszystkie przypadki „satanistycznych” zbrodni, które miały miejsce w Polsce doby PRL oraz współcześnie, niewiele miały wspólnego z faktycznym kultem Szatana. Oczywiście takie wypadki, jak ten w Rudzie Śląskiej są wyjątkowo szokujące i porównanie ich do rytualnego mordu nie jest bezpodstawne. Wątpię jednak, czy reszta obrzydliwych wybryków, takich jak profanacja cmentarzy i świątyń oraz składanie w ofierze zwierząt były czymś więcej niż spełnieniem chorych fantazji bądź zwykłym chuligańskim wybrykiem.
Oczywiście w kraju, w którym większość obywateli deklaruje się jako praktykujący katolicy oraz gdzie historia nierozerwalnie związana jest z Kościołem, takie wybryki są szczególnie szokujące i jednoznacznie potępiane. Nie dziwi taka reakcja. Niestety, przypisywanie każdego takiego wybryku odprawiającym tajemne kulty satanistom jest jednak raczej błędne. Za wspomnianymi wyżej przestępstwami stoją najczęściej zbuntowane dzieciaki, które niekoniecznie zdają sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów, bądź robią to, by podbudować w sobie stłamszone ego.
W mediach podobne hasła wywołują oczywiście zaciekawienie i sensację, która następnie przekłada się na korzyść samego autora/wydawcy, podkręca jednak spirale paranoi, a jak wyżej zostało pokazane, na podstawie wyssanych z palca fantazji niektórych dziennikarzy, skutek może być odwrotny do zamierzonego i może wyrządzić więcej szkód niż pożytku.
Bibliografia:
- Fels G. (red.), Satanizm w Polsce i Europie – stan obecny i profilaktyka
- Gajewski M., Satanizm w Polsce i na świecie
- Introvigne M., Satanizm. Historia, mity
- Kowalik H., Przybądź, Antychtyście!, w: www.historia.wprost.pl
- Moynihan M., Søderlind D., Władcy chaosu – krwawe powstanie satanistycznego metalowego podziemia
- Wasiak P., Szatan a sprawa polska. Jak w PRL-u ścigano satanistów, w: www.focus.pl
- Zygała M., Zabili dla szatana, chcieli zdobyć przychylność zła, w: www.wiadomosci.onet.pl
- Zwolniński A., Satanizm
- Morderstwo w Rudzie Śląskiej. Bunkry, seks, sataniści, w: www.opowiescokrutna.blogspot.com
- Lesiakowski K., Perzyna P., Toborek T., Jarocin w obiektywie bezpieki
Dodaj komentarz