Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Beniowski – król Madagaskaru

Maurycy Beniowski stał się prawdziwą legendą

Był legendą swoich czasów, swoistym bohaterem popkultury przełomu XVIII i XIX wieku. O jego czynach opowiadano sobie w towarzystwie, plotkowano na balach arystokracji, panny z dobrych domów zaczytywały się w jego przygodach, kawalerowie chcieli być tacy jak on. Maurycy Beniowski, polski szlachcic, podróżnik, obieżyświat, awanturnik – stał się żywym symbolem epoki. Uciekł z rosyjskiej katorgi na Kamczatce, dotarł do Japonii, a potem na zlecenie Francuzów kolonizował Madagaskar, na tyle skutecznie zresztą, że miejscowi obwołali go…. królem!

Dziś nie sposób przesądzić, które z tych faktów są prawda a które jedynie wymysł samego Beniowskiego. To jednak nie ma żadnego znaczenia – postać odważnego szlachcica, łowcy przygód na stale zadomowiła się w masowej wyobraźni….

Kim był ten, któremu Juliusz Słowacki poświęcił swój poemat dygresyjny?

Beniowski to postać wymykająca się kwalifikacjom już na etapie pochodzenia. Co prawda przyszedł na świat na Słowacji, w rodzinie węgierskiej (był jednym z trzynaściorga dzieci Samuela Benyovszky’ego, pułkownika 9 Pułku Huzarów Węgierskich i baronówny Anny Róży Révay), to jednak sam uważał się za Polaka, czemu wielokrotnie dał wyraz w swoich pamiętnikach.

Świadczyły o tym nie tylko zresztą słowa, ale i czyny – podejmowane zresztą w najtrudniejszym dla ojczyzny okresie. Dziś nie jest jasne w jakich okolicznościach Beniowski – który w 1768 roku w Polsce się ożenił z niejaką Anną Zuzanną Hönsch ze słowackiego Poprad – przystąpił do konfederacji barskiej, uważanej czasem za pierwsze powstanie narodowowyzwoleńcze. W 1768 roku w Barze na Podolu, szlachta zawiązała konfederację w obronie wolności szlacheckiej, wiary katolickiej, niepodległości Rzeczpospolitej, a przeciw innowiercom, obcym wpływom, carycy Katarzynie, Moskalom i podległemu im królowi Stanisławowi Augustowi.

Beniowski – szlachcic, podróżnik, obieżyświat

Konfederaci stoczyli blisko 500 potyczek. Szacuje się, że ze 100 tysięcy powstańców poległo około 60 tys. Kolejne kilkanaście Moskale wywieźli na Sybir. Sam zryw powstańczy posłużył natomiast zaborcom do uzasadnienia decyzji o pierwszym rozbiorze Polski. Doszło do niego w 1772 roku – tuż po upadku powstania.

Bunt na Kamczatce

Losy Beniowskiego, które opisał w swoich pamiętnikach, zaczynają się właśnie w tym momencie. Poznajemy go już jako konfederata – zesłańca. Jest rok 1770 . Młody, 24-letni polski szlachcic ma spędzić resztę swych dni na Kamczatce – a więc na dalekich rubieżach rosyjskiego imperium. Co było wcześniej? Wiemy, że Beniowski walczył w szeregach konfederatów, o czym zresztą sam nas ochoczo informuje. Z jego opowiadania wynika nawet jakby był jednym z liczących się wodzów powstania.

W randze generała kwatermistrzostwa brał udział w walkach koło Lanckorony i Krakowa. 19 maja 1769 r. dostał się do niewoli i ostatecznie trafił na Kamczatkę, do maluteńkiej miejscowości Bolszercek, którą opisał w swoim pamiętniku:

Miasto to jest złożone z pięciuset blisko domów, regularnie pobudowanych , które jedną tylko formują ulicę i są zamieszkane przez Kozaków. Na południe miasta tego, o strzelenie armaty, widzieć się daje forteca dość regularnie zrobiona, o pięciu bastionach, na każdym po cztery armaty.

Miasteczko na krańcu świata zamieszkiwali sami zesłańcy, nie licząc pilnujących ich kozaków. Beniowski zamieszał wraz z Rosjaninem – niejakim Krustiowem, który na zesłaniu żył już 8 lat.

Marny los w tym zapomnianym przez Boga i ludzi skrawku imperium czekał i jego: „W tym oto miejscu miałem zakończyć me życie.” – pisał w sowim pamiętniku. Nie zamierzał jednak godzić się na taki obrót spraw.

Jak jednak w pojedynkę uciec z lodowej krainy? Beniowski potrzebował pomocników. Szybko wszedł w łaski lokalnego gubernatora – bywał u niego często na pogawędkach i partyjkach szachów. Być może zresztą wtedy wypracował słynne szachowe zagranie zwane później matem Beniowskiego, polegające na tym, że gracz pozwala przeciwnikowi zbić hetmana, za to daje mu mata samym koniem. Beniowski przesiadywał u gubernatora. Dzieciom udzielał korepetycji – uczył języków i gry na pianinie. Na dodatek rozkochał w sobie córkę urzędnika – niejaką Afansję.

Dom rodzinny Beniowskiego w Vrbovem

Przebiegły Polak z wyrobu, mimo że z takimi koneksjami mógłby i na Kamczatce się „ustawić”, robił jedynie dobry grunt pod przyszłą ucieczkę. Równolegle do amorów i partyjek szachów gromadził wokół siebie stronników. Tych nie brakowało, bowiem wyrwać z Kamczatki chcieli się także Rosjanie, nienawidzący carycy. Wśród nich był nawet niejaki Baturin, niedoszły zabójca Katarzyny II, skazany za próbę zamachu na nią.

Pech chciał, że gubernator dowiedział się o spisku Beniowskiego. Zamierzał go nawet aresztować, ale wtedy Polak – uprzedzony przez Afanasję – wszczął bunt. Kilkudziesięciu stronników szlachcica, uzbrojonych w broń palną (a nawet w armaty!) obezwładniło załogę fortu. Niestety bunt życiem przypłacił sam gubernator…

Piotr i Paweł na oceanach świata

Beniowski zdawał sobie sprawę, że za zabójstwo przedstawiciela władz rebeliantów będzie czekać śmierć. Wysłał więc list do Petersburga, w którym opisał własną wersję przebiegu wydarzeń. Nie czekał jednak na odpowiedź. . Na galeocie Piotr i Paweł, uciekinierzy, wśród których była i zakochana w Beniowskim córka gubernatora, wypłynęli na Ocean Spokojny. Wcześniej zapakowali na pokład ładunek drogocennych futer, którymi handlowała kamczacka gubernia. Statkiem dowodził sam Beniowski, wcześniej przyjmując przysięgę wierności od ponad 80 osobowej załogi.

W jaki sposób ten pozbawiony wszystkiego szlachcic przekonał do siebie tak dużą grupę ludzi? Beniowski nie raz później udowadniał, że jego najskuteczniejszą bronią była nie tyle odwaga w boju, co dar wymowy. Dzięki niemu nasz zdobywca przygód tuż po ucieczce z Kamczatki zdołał ugasić bunt na pokładzie. Zbuntowali się Rosjanie, którzy stanowili większość załogi „Piotra i Pawła”, a nie podobało im się, że statek płynie w kierunku Japonii. Woleli zimniejszy klimat i rejs przez Ocean Arktyczny. Droga na północ okazała się błędem. Podróż uniemożliwiały pola lodowe, które skuwały potężne obszary. „Piotr i Paweł” stracił kilka miesięcy na zamarzniętych wodach. Ostatecznie, gdy galeocie udało się oswobodzić, popłynęli w kierunku Aleutów, rządzonych wówczas przez lokalnego pirata – watażkę. Tam udało się wymienić cześć futer na żywność. Statek Beniowskiego był wówczas w miejscu nieomal nieznanym przez Europejczyków. Na kilka lat przed wyprawami Jamesa Cooka to właśnie Beniowski i uciekinierzy z Kamczatki eksplorowali nieznane wówczas morza północy.

Ostatecznie Beniowski zastosował fortel, który pchnął statek na południe. Po tym jak zbuntowany motłoch wdarł się do magazynu i wykradł stamtąd pożywienie i wódkę, szlachcic nie próbował nikogo karać, za to nastraszył buntowników widmem śmierci głodowej. Jedyną nadzieją było poszukiwanie zasobnych wysp na południu. Taką też uciekinierzy istotnie znaleźli. Beniowski, który dokładnie zlokalizował wyspę na 32 stopniu szerokości geograficznej północnej opisywał, że była tam i czysta woda i owoce a nawet dzikie świnie.

Prawdopodobnie trafili na jedną z malutkich wulkanicznych wysepek Izu. Spora część załogi chciała tu zostać na stałe, ale Beniowski miał inne plany. Znów wykorzystał swój dar wymowy. Przekonał ekipę, że osiedlenie się nie ma sensu, w sytuacji, gdy w grupie brakuje… kobiet. Jedyne wyjście to podpłynąć do niedalekiej Japonii, i… wykraść kilkadziesiąt białogłów, tak by mężczyźni mogli przekazać swoje geny kolejnym pokoleniom.

Okładka księgi protokołów regimentu ochotniczego Beniowskiego z roku 1772

W taki oto sposób „Piotr i Paweł” pożeglował do Japonii, która zrobiła na uciekinierach wielkie wrażenie. Opisywali ją jako kraj piękny i zasobny. Dodajmy, że w tamtych czasach Japonia była krainą zamkniętą i odseparowaną od reszty świata. Kontakt z tym państwem utrzymywali jedynie niektórzy kupcy holenderscy. Dotarł tu także… Maurycy Beniowski.

Kraj kwitnącej wiśni stanowił jeden z wielu przystanków w długiej peregrynacji „Piotra i Pawła”. Statek dotarł m.in. do Chin i Makau, gdzie Beniowski sprzedał okręt i resztę futer. Następnie wraz z około 30-tką uciekinierów przesiadł się na statek, który płynął do Francji. Tak oto szlachcic, były konfederata barski – uciekł ostatecznie rosyjskiej carycy Katarzynie. Co stało się z resztą jego ludzi? Spora część zmarła w Makau na tyfus. Chorobę śmiercią przypłaciło kilkudziesięciu marynarzy, ale i także zakochana w Beniowskim Afanasja. Inni się rozpierzchli. Część poszła na służbę pod obce bandery. Wśród tych, którzy dotarli do Francji, większość jednak nie znalazła dla siebie miejsca w Europie i podobno błagali carycę Katarzynę o możliwość powrotu do ojczyzny. Czy tak było, czy to tylko carska propaganda? Nie do końca wiadomo – w każdym razie caryca miała zgodzić się na powrót buntowników, obiecując nie karać ich za haniebną niesubordynację.

„Osiemnastu ludzi zostało niecnie oszukanych przez tego nicponia Beniowskiego. Obiecuję im przebaczenie (…) Widać, że Rusek kocha swą Ruś, a ich nadzieja na okazanie przeze mnie miłosierdzia nie może nie znaleźć oddżwięku w mym sercu” – takiej treści polecenie wydała rosyjskiej ambasadzie w Paryżu.

Polski król Madagaskaru

A Beniowski? Dla uciekiniera z Kamczatki powrót do Europy był początkiem międzynarodowej sławy. Już wtedy o jego dokonaniach rozprawiano na salonach. W czasach budowania potęg kolonialnych, ludzie z doświadczeniem i wiedzą z odległych krain mieli wzięcie u największych władców. Beniowski znalazł zajęcie w szeregach armii francuskiej. Został dowódcą regimentu piechoty, jednak zakres działań wyznaczono mu daleko od Europy, a i zadanie postawiono przed nim ambitne. Oto młody szlachcic, który objechał już pół świata, miał dla francuskiej korony podbić Madagaskar! Wyspa u południowo – wschodniego wybrzeża Afryki miała stać się kolejną francuską kolonią.

We wrześniu 1793 roku ruszyła na Madagaskar francuska ekspedycja pod dowództwem Beniowskiego. Towarzyszyła mu żona , którą ściągnął ze Spiszu i francuscy ochotnicy. Szlachcic – obieżyświat okazał się sprawnym organizatorem i zarządcą. Tuż po przybyciu na wyspę założył fort Louisbourg. Początki na Madagaskarze nie były jednak łatwe. Miejscowi – waleczny lud Malgaszów – nie zamierzał biernie przyglądać się obcym na wyspie. Co rusz między Francuzami a tubylcami dochodziło do utarczek i starć.

Beniowski umiał jednak utrzymać placówkę. Wytyczał drogi i zakładał kolejne forty. Stopniowo podporządkowywał sobie wyspę – i – co podkreślają jego późniejsi biografowie – rządził surowo, sięgał po kary cielesne i wyroki śmierci, ale też był sprawiedliwy. Równo traktował tubylców i francuskich kupców. Nie akceptował handlu niewolnikami. Ekstrawaganckie rządy Polaka nie wszystkim się podobały. Francuskich kolonizatorów dziwiło, że gubernator wysypy widział w miejscowych ludzi, a nie rzeczy. Bardziej jednak irytowało ich to, że nie mogli zarabiać na handlu żywym towarem. Dotychczas bogacili się na tym Francuzi z sąsiednich wyspiarskich kolonii – Ile de France (Mauritius) i Burbon (Reunion). To oni słali do Paryża donos za donosem, skarżąc się na polskiego zarządcę Madagaskaru.

Tymczasem Beniowski umocnił się na wyspie na tyle, że miejscowi Malgasze zdecydowali oddać mu pełnię władzy. Do dziś zagadkowe jest dlaczego tak właśnie postąpili. Wg części biografów Beniowskiego zwaśnieni tubylcy docenili fakt, że Polak umiał zaprowadzić tam porządek.

10 października 1776 roku Maurycy Beniowski obwołany został przez tubylców królem (ampansakebe) wyspy. Wyniesienie do najwyższej godności odbywało się z wielką pompą, przy huku wystrzałów z muszkietów, w otoczeniu tysięcy gapiów, w towarzystwie malgaskiej szlachty, i barwnego korowodu tancerzy. Beniowski zwracał się do ludu w miejscowym języku. Powoływał się na krew „ojców narodu madagaskarskiego” mimo że w nim samym nie płynęła ani kropla afrykańskiej krwi. Zabił rytualnie kilkadziesiąt byków i zawarł braterstwo krwi z najdzielniejszymi malaskimi wojownikami.

Cesarz na uchodźstwie

Został królem/cesarzem Malgaszów w wieku zaledwie 35 lat. I na tym fakcie kończy się jego pamiętnik. W grudniu 1776 roku Beniowski przybył do Francji. Czy naprawdę uwierzył, że dzięki niewątpliwemu sukcesowi, jakim było podporządkowanie sobie wyspy, będzie równym partnerem dla samego Ludwika XVI? Czy sądził, że nad Sekwaną będą nadal biernie przyglądać się jego samowolce w dalekiej afrykańskiej kolonii. A może tylko chciał wykazać się inicjatywą?

Nie wiadomo – w każdym razie jego pomysły nie zostały ani docenione ani nawet wysłuchane. Francuzi, zapewne zrażeni niezależnością Polaka, odsunęli go od dalszego zarządzania wyspą. Beniowski był rozczarowany, ale nie zamierzał łatwo się poddać. Szukał innych protektorów, którzy uznaliby jego władzę na Madagaskarze. Podobno zahaczył się w wojsku austriackim, a potem los – w poszukiwaniu straconego królestwa – pchnął go aż do Stanów Zjednoczonych. Tu Beniowski, który powoływał się na kartę konfederata barskiego i znajomość z Kazimierzem Pułaskim, miał proponować objęcie Madagaskaru kuratelą USA. Nawiązał kontakty z samym Benjaminem Franklinem. Ostatecznie jednak Amerykanie nie poszli na jego propozycję, tymczasem w USA jego żona urodziła dziecko.

Powrót króla

Wg biografów Beniowski do końca swych dni nie mógł się pogodzić z utratą malgaskiego królestwa. Wrócił na Madagaskar w 1785 roku. Mimo braku poparcia, przypłynął na wyspę pod flagą amerykańską. Wyprawę zorganizował samodzielnie. Z dawnego królestwa nic jednak nie zostało. Nikt z miejscowych nie pamiętał o cesarzu. Ci, którzy byli przy jego koronacji, albo się rozpierzchli, albo zostali wymordowani, albo złożyli hołd wierności Francuzom, którzy teraz panowali nad wyspą. Tak oto skończył się barwny sen Beniowskiego.

Strona tytułowa Pamiętników Beniowskiego

Co prawda Polak zdołał opanować lokalną faktorię handlową, a nawet główny francuski fort na wyspie, ale nad Sekwaną nie zamierzali akceptować uzurpatora. Na Madagaskar docierały kolejne oddziały zbrojnych. Dochodziło do regularnych potyczek – wymian ognia między Francuzami a ludźmi Beniowskiego. Podczas jednej z nich byłego cesarza dosięgnęła przypadkowa kula. Strzał okazał się śmiertelny. 23 maja 1786 Maurycy Beniowski – obieżyświat, awanturnik, wizjoner i wreszcie władca Madagaskaru zmarł w swoim królestwie.

Wielu nie dawało temu wiary. Nieomal ezoteryczna sława, która otaczała go za życia, kazała powątpiewać w fakt śmierci, tego który władcom tego świata się nie kłaniał. Jeszcze w 1787 roku Gazeta Warszawska donosiła jakoby Beniowski był widziany w Carogrodzie (Konstantynopolu), z którego przybył do Wiednia…

Bohater swoich czasów

Jeszcze za życia Maurycy Beniowski stał się żywą legendą, a jego pamiętniki, wydane po raz pierwszy w Anglii w 1790 roku stały się hitem wydawniczym. Niedługo później doczekały się kolejnych wydań: niemieckiego, francuskiego, holenderskiego, szwedzkiego, polskiego (w 1797 roku), słowackiego. W sumie pamiętniki zostały przetłumaczone na 18 języków. Jeszcze w 1 795 roku wystawiono sztukę teatralną o Beniowskim autorstwa niemieckiego dramatopisarza Alexandra von Kotzebue’a. Przez cały XIX wiek losami Beniowskiego, mającego w sobie coś z Don Kichota i Robinsona Crusoe zachwycali się Europejczycy. Pod wrażeniem jego losów był m.in. James Cook. Do wątków związanych z biografią „cesarza Madagaskaru” sięgali wielokrotnie pisarze. Zrobił to także nasz wieszcz narodowy – Juliusz Słowacki, który w 1841 napisał poemat dygresyjny pt. Beniowski.

W czym tkwi siła tej postaci, która 200 lat temu zawładnęła masową wyobraźnią? Niewątpliwie losy Beniowskiego można traktować w pewnym sensie jako oddanie ducha epoki: wyrażającego się z jednej strony w niepohamowanej chęci poznawania i eksplorowania najdalszych zakątków świata i w wyścigu europejskich potęg po kolonie zamorskie, z drugiej jednak strony w ideale wolności państw i jednostek i równości wszystkich ludzi, który przyświecał wybitnym umysłom i rewolucjonistom tamtych czasów, m.in. ojcom założycielom Stanów Zjednoczonych i takim bojownikom o wolność „naszą i waszą” jak Tadeusz Kościuszko. Był Beniowski ucieleśnieniem ducha epoki, ale jednocześnie i wyrazicielem polskiego pragnienia wolności, tuż po jej utracie, symbolem niepokornego szlacheckiego ducha w walce z wielokrotnie silniejszym caratem, a później w latach zesłań i tułaczki po świecie.

Tym wszystkim był Beniowski dla współczesnych. Był bohaterem swoich czasów. Dziś na dalekim Madagaskarze po cesarzu – Polaku została nazwa ulicy w stolicy – Antananarywie. Jest też pomnik Beniowskiego stojący dumnie nad brzegiem Oceanu Indyjskiego. Te pamiątki zaświadczają o białym cesarzu, który chciał rządzić wyspą sprawiedliwie. I za swoje marzenie oddał życie.

Bibliografia:

  1. Fiedler A., Gorąca wieś Ambinanitelo, Warszawa: Iskry, 1965
  2. Jóźwiak K. „Jak Beniowski został władcą Madagaskaru”, dostęp: 27.02.2020
  3. Kajdański E., Tajemnica Beniowskiego: odkrycia, intrygi, fałszerstwa, Warszawa: Volumen, 1994
  4. Kleiner J.: Wstęp. W: Juliusz Słowacki: Beniowski. Zakład Narodowy imienia Ossolińskich
  5. Lepecki M., Maurycy August hr. Beniowski zdobywca Madagaskaru, Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1986
  6. Michalski J., Rousseau i sarmacki republikanizm, Warszawa 1977
  7. Michalski J. Schyłek konfederacji barskiej, Wrocław, Warszawa, Kraków 1970
  8. Roszko J., Awanturnik nieśmiertelny, Katowice: Wydawnictwo Śląsk, 1989
  9. Serczyk W.A., Katarzyna II, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1983
  10. Szczygielski W., Konfederacja barska w Wielkopolsce 1768–1770, Warszawa 1970

Komentarze (1)

  1. Anonim Odpowiedz

    Bez przesady. W XVIII w. określał się jako „polak”, co oznaczało chęć przynależności państwowej, a nie etnicznej. Języki w których się wychował o myślał, to węgierski i słowacki. Jego węgierskie (habsburskie) szlachectwo było kupione.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.