Czy na Janie Pawle II dokonano eutanazji? Korespondent z Watykanu odpowiada
Wiosną 2005 roku cały świat z zapartym tchem czekał na wieści o stanie zdrowia papieża-Polaka. Informacje o tym, co naprawdę działo się za murami szpitala, mieli jednak tylko nieliczni. Jak naprawdę wyglądały ostatnie dni Jana Pawła II i czy to możliwe, że sam poprosił o eutanazję?
[Marek Lehnert opowiada:]Po śmierci Jana Pawła II pojawiła się opinia, że zrezygnował on świadomie z tak zwanej uporczywej terapii czy nawet zgodził się na swego rodzaju eutanazję. Jej zwolennicy powoływali się na słowa samego papieża, który prosić miał najbliższych, mówiąc (po polsku): „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca”.
Chcąc wiedzieć, jak było naprawdę, poszliśmy z Sylwią do profesora Rodolfa Proiettiego, szefa ekipy lekarskiej, która zajmowała się Janem Pawłem II od momentu przywiezienia go do szpitala 1 lutego 2005 aż do śmierci 2 kwietnia. Pięćdziesięciodziewięcioletni wówczas włoski anestezjolog był ordynariuszem oddziału reanimacji w Poliklinice Agostino Gemelli w Rzymie. Znał papieża od 1981 roku, gdy przewieziono go tam po zamachu na placu Świętego Piotra.
„Należało zapomnieć o tym, kim był pacjent”
Profesor powiedział, że stan przywiezionego 1 lutego do szpitala Jana Pawła II wymagał natychmiastowego działania. „W pewnym sensie były to chwile dramatyczne, ponieważ należało zapomnieć o tym, kim był pacjent. Pamiętam, że trzeba było wtedy pozbyć się wszelkich emocji i całkiem na zimno myśleć o terapii, jaką należało zastosować, aby uratować życie Ojcu Świętemu” – mówił.
Na pytanie, jak długo lekarze mieli nadzieję na to, że Jan Paweł II powróci do zdrowia, Proietti odpowiedział, że terapia zastosowana podczas pierwszej hospitalizacji okazała się niewątpliwie skuteczna; najlepszy dowód, że papież mógł po jakimś czasie powrócić do Watykanu.
„Powiedziałbym, że [leczenie podziałało] także podczas drugiego pobytu w szpitalu. Faktycznie Ojciec Święty opuścił klinikę Gemelli w nie najgorszym stanie. A więc i po drugiej hospitalizacji mieliśmy nadzieję. Potem jednak choroba rozwinęła się. Możemy więc powiedzieć, że nadziei zabrakło dopiero w ostatnich dniach, gdy Ojciec Święty był w Watykanie, a jego stan nagle się znowu pogorszył”.
W tym miejscu postawiliśmy pytanie zasadnicze: czy to prawda, że papież nie chciał iść do szpitala po raz trzeci? Profesor odpowiedział niemal bez zastanowienia:
Wie pan, że nigdy nie poruszam specyficznych aspektów decyzji na temat terapii. Mogę jedynie powiedzieć, że wszystko, co zrobiono, podczas pierwszej hospitalizacji, drugiej, a także podczas pobytu w jego pokoju w Watykanie, każda decyzja dotycząca terapii była zawsze uzgadniana przez ekipę lekarską z Ojcem Świętym.
„A słowa: »pozwólcie mi odejść do domu Ojca«, nie zostały odczytane jako rezygnacja z dalszego leczenia?”, drążyliśmy dalej. Otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź: „Mogę powiedzieć, że zawsze stosowana terapia była proporcjonalna do stanu. Nikt z nas nie zastosował terapii przesadnej. Zawsze terapia była zrównoważona, zgodnie z wolą Ojca Świętego”.
Wbrew temu, co mówiła żona pewnego kolegi: że można zwolnić obroty, bo „papież już nie umrze”, tak się jednak nie stało. Od dnia pogrzebu Jana Pawła II, gdy na placu pojawiły się przyniesione przez rzymską Wspólnotę Świętego Idziego transparenty z żądaniem „Santo subito”, „natychmiast święty”, nie mówiło się o niczym innym, jak o wyniesieniu go na ołtarze.
Rozpoczęty przed czasem – za zgodą następcy – proces kanoniczny nosił od razu nazwę „beatyfikacyjny i kanonizacyjny”. Beatyfikacja, dokonana 1 maja 2011 roku, nie wystarczyła i Jan Paweł II musiał zostać ogłoszony świętym.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Marka Lehnerta Korespondent, wydanej nakładem wydawnictwa Znak.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, tekst w nawiasach kwadratowych, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Dla zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy znajdujące się w wersji książkowej.
Kup książkę z rabatem na stronie empik.com:
Tak, tak. 84-letni dziadek chorujący na Parkinsona, po tracheotomii z pogarszającym się stanem zdrowia, coś powiedział. Może jeszcze, kuźwa, „Barkę” zaśpiewał? :D
A dom jego Ojca to gdzie, bo z pewnością nie w niebie, bo przecież głosił nauki i żył wbrew naukom Jezusa
Przykre te wpisy powyżej