Dlaczego Napoleon storpedował w 1812 roku polskie plany powstańcze?
Polskie powstanie na Ukrainie przygotowywano niemal od momentu utworzenia Księstwa Warszawskiego. Ogromny wysiłek organizacyjny i finansowy poszedł jednak na marne. Wszystko za sprawą Napoleona, który całkowicie zlekceważył sugestie swoich doradców i pognał w głąb Rosji. Dlaczego to zrobił i czy iskra na Ukrainie mogła zmienić losy wojny?
U progu 1812 roku Ukrainą interesowali się zarówno Francuzi, jak i Rosjanie. Mogła zdecydować o losach wojny. Wbrew radom sztabowców Napoleon zdecydował jednak, że nie skieruje w tę stronę części Wielkiej Armii. Wolał uderzyć w siły rosyjskie znajdujące się na Litwie.
Cesarz był przekonany, że car Aleksander I będzie bronił ziem dawnej Rzeczpospolitej. Dzięki poparciu polskiej szlachty mogłyby one przecież stać się cennym zapleczem materiałowym dla Wielkiej Armii. Postanowił skoncentrować się na północy, by tam rozbić armie wroga, i atak na Ukrainę wydał mu się po prostu zbędny. Nie bez znaczenia był też fakt, że nie chciał rozdrabniać własnych sił. W rezultacie nawet korpus V. księcia Józefa Poniatowskiego został zaangażowany w pościg za 2. armią rosyjską generała Piotra Bagrationa. Ukraina i Wołyń pozostawały tymczasem w rękach rosyjskich.
Rosyjski monarcha zaskoczył jednak Napoleona. Minister wojny i głównodowodzący wojsk carskich, generał Michaił Barclay de Tolly przekonał go, że armia rosyjska nie jest gotowa do walki z Francuzami. Postanowiono oddać im Litwę, niszcząc wszystko, co mogłoby wykorzystać ich wojsko.
Francuski przywódca wziął tę zmianę planów Rosjan za dobrą monetę. Wciąż z uporem dążył do jednej bitwy, która skończyłaby się klęską Rosjan i zakończyłaby wojnę. Zdecydowanie odrzucił wszystkie rady Polaków, chociaż nawet książę Poniatowski ostrzegał go, że marsz na wschód za armią rosyjską może zakończyć się klęską. Nie brał też pod uwagę rad sztabowców Wielkiej Armii.
Odrzucając wszystkie wcześniejsze plany, zdecydował się maszerować na zachód, by dogonić nieprzyjaciela. Liczył na to, że wrogowie zatrzymają się i będą bronili Smoleńska. W rezultacie skoncentrował wokół siebie główne siły, pozostawiając Rosjanom możliwość manewru. Co gorsza, pozostawił za sobą Ukrainę i Polaków gotowych do powstania.
Magnaci i szlachta czekali tylko na sygnał, żeby rozpocząć walki. Nie mogli jednak tego uczynić bez decyzji cesarza o skierowaniu wojsk na Ukrainę. Bez nich wybuch powstania byłby samobójczym zrywem – Rosjanie utopiliby polskie elity we krwi. Dlatego też spiskowcy pozostali w ukryciu, obserwując rozwój sytuacji.
Zatrzymać ofensywę?
Tymczasem Napoleon wariantu ukraińskiego nie brał w ogóle pod uwagę. Uparł się, by maszerować na wschód i zmusić Aleksandra I do decydującej bitwy. Nie zniechęcały go nawet ogromne straty Wielkiej Armii, które sięgały w niektórych oddziałach do 40% składu. Ignorował też działania nieprzyjaciela na flankach swojego wojska. Na północy, nad Dźwiną, znajdowała się przecież armia generała Ludwika Wittgensteina, a na południu grasował Tormasow. W stronę Ukrainy zmierzał dodatkowo generał Cziczagow, którego rola w Mołdawii skończyła się wraz z podpisaniem w maju 1812 roku traktatu pokojowego między Rosją a Turcją.
Tego nastawienia cesarza nie zmieniło nawet fiasko jego polityki pod Smoleńskiem. Rosjanie znowu uniknęli rozstrzygnięcia i wycofali się dalej na wschód. A on pozostał z niczym.
Los polskiego powstania na Ukrainie rozstrzygnął się ostatecznie, gdy Napoleon zdecydowanie odrzucił koncepcję rozciągnięcia wojny z Rosją na dwie kampanie, prowadzone w latach 1812-1813. Plan ten był z wielką starannością przygotowywany w sztabach armii napoleońskiej i polskiej. Dopracowywano go w ścisłej współpracy z wywiadem. Zakładał zatrzymanie ofensywy w Smoleńsku, wzmocnienie wojska na Białorusi, Wołyniu, Podolu i Ukrainie i kontynuację marszu na wschód dopiero w roku następnym.
Kluczowe znaczenie walki na Ukrainie podkreślał między innymi Poniatowski. Apelował do cesarza, by ten pozwolił mu udać się tam z siłami korpusu polskiego i korpusu marszałka Louisa Davout. Udowadniał, że Rosjanie bardzo obawiają się marszu na Kijów, wiedząc, że to ich słaby punkt. Przekonywał również, że dalszy marsz na wschód może okazać się tragiczny w skutkach, gdyż Rosjanie nie zważając na koszty będą nadal niszczyć wszystko, byleby tylko utrudnić pochód Wielkiej Armii.
Książę był pewny, że uderzenie na południe, gdzie od kilku lat przygotowywano z wielkim nakładem sił i środków grunt pod wybuch antyrosyjskiego powstania, ma sens. Uważał, że uda się tam stworzyć sytuację podobną jak w Wielkopolsce i kaliskim w 1806 roku lub jak podczas wyprawy do Galicji w 1809 roku.
Władca Francuzów nie dał się jednak przekonać ani Poniatowskiemu, ani innym, którzy zwracali mu uwagę na znaczenie Ukrainy. Uważał, że najlepiej wie, jak wygrać wojnę z Aleksandrem. Nie pozwolił Polakom maszerować na Ukrainę nawet samodzielnie. Nie chciał ich wypuścić spod swoich skrzydeł. Uważał ich za dobrych żołnierzy, znających rosyjskie warunki i uznał, że będą potrzebni na głównym froncie. Księciu Józefowi zagroził wręcz sądem, mówiąc, że gdy podejmie samodzielną decyzję wbrew jego woli, zostanie rozstrzelany. I tym samym jednym ruchem zaprzepaścił wielotygodniowe prace nad planem wojny, który byłby katastrofą dla Aleksandra I.
Pacyfikacja na Ukrainie
Jakie więc były rozporządzenia Napoleona co do południowych terenów dawnej Rzeczpospolitej? Otóż drugorzędne z jego punktu widzenia siły walczące z carskimi oddziałami na Wołyniu i Podolu oddał pod komendę generała Karla Schwarzenberga, stojącego na czele korpusu austriackiego.
Wyznaczony dowódca działał jednak na niekorzyść Napoleona, regularnie kontaktując się z Rosjanami. Celowo opóźniał walkę z Tormasowem, mimo że miał szansę na rozbicie jego armii. Pozwolił połączyć się oddziałom generała z siłami armii „mołdawskiej” Cziczagowa. Zdradę tę odkryto niestety dopiero po wojnie.
Co gorsza, Austriacy i Sasi dopuszczali się na zajętych ziemiach grabieży i gwałtów. Skala ich nadużyć była tak duża, że wieści o nich dochodziły nawet do Wilna i Warszawy. Żaden majątek należący do szlachcica czy magnata nie był bezpieczny. Metodycznie je okradano, opornych katowano, a nierzadko także rozstrzeliwano. Podobny los spotykał także ludność chłopską.
Ludność Wołynia, Podola i Ukrainy w obawie o swoje życie i zdrowie uciekała do Galicji. Czynili to zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Exodus przybrał ogromne rozmiary. Materiały archiwalne mówią o opustoszałych wsiach na przestrzeni całych kilometrów.
Wszystkiemu temu bezsilnie przyglądała się polska dywizja „nadbużańska”, dowodzona przez generała Amilkara Kosińskiego. Nie mogła ona nic zmienić, bo została podporządkowana Schwarzenbergowi. Polacy próbowali jednak przynajmniej lokalnie przeciwdziałać zbrodniom, jakich dopuszczano się na ich rodakach.
Austriacki generał w praktyce pogrzebał też szansę na wybuch polskiego powstania. Pacyfikował wszelkie próby sprowokowania wybuchu walk pomiędzy powstańcami a zaborcą. Polaków, którzy rozbrajali lokalne władze i próbowali tworzyć polską administrację, żołnierze Habsburgów… wsadzali do więzień. Następnie przekazywali ich carskim funkcjonariuszom, skazując w ten sposób na śmierć. Niektórych zresztą sami rozstrzeliwali, traktując ich jak buntowników. W takiej sytuacji o zorganizowaniu wsparcia dla Napoleona ze strony Polaków nie mogło być mowy.
Misje Polaków: generała Ludwika Kropińskiego i Tadeusza hrabiego Morskiego, komisarza Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego, nic w tej sprawie nie zmieniły. Nie mieli oni żadnych form nacisku na Schwarzenberga. Pomogłoby tylko pozbawienie go dowództwa i wycofanie korpusu austriackiego z Ukrainy. Mógł to uczynić tylko cesarz – który nie zadziałał.
Co więcej, Napoleon storpedował plany organizacji polskich sił wojskowych i administracji także dzięki decyzjom personalnym na północy. Generalnym gubernatorem Litwy i prezesem Komisji Tymczasowej Rządu Wielkiego Księstwa Litewskiego został niechętny Polakom Dirk van Hogendorp. Jego niekompetencja, ignorancja i wrogość wobec polskiej ludności uniemożliwiły tworzenie na podległych mu terenach zaplecza dla antyrosyjskiego powstania.
Próżno było jednak tłumaczyć to cesarzowi. Nie zdołał go przekonać nawet Hugues-Bernard Maret duc de Bassano, ówczesny minister spraw zagranicznych. A przecież sam rozumiał, że to właśnie van Hogendorp stał się grabarzem zwycięstwa nad Rosją. Bo także według niego kluczem od triumfu były Ukraina, Białoruś i Litwa – a nie Moskwa, którą uparł się zdobyć Napoleon.
Rosyjska przebiegłość
Znaczenie Ukrainy w 1812 roku docenili natomiast… Rosjanie. Rzeczywiście obawiali się wybuchu antyrosyjskiego powstania na jej terenie. Jeszcze jesienią roku 1812 myśleli , że ma ono szansę na sukces. Dlatego maszerujący z Mołdawii Cziczagow był bardzo ostrożny. Gdy jego oddziały przejmowały tereny z rąk Schwarzenberga, nie splamiły się grabieżami. Żywność kupowano, a nawet pokazowo wspierano mieszkańców pokrzywdzonych przez Austriaków i Sasów. Generał wydawał też deklaracje wzywające do pojednania, pozornie chcąc uspokoić sytuację.
Prawdziwe oblicze Rosjanie pokazali dopiero na Białorusi, kiedy po pacyfikacji Ukrainy szansa na wybuch powstania była już pogrzebana. Zabezpieczywszy tyły, Cziczagow rozpoczął rajd na Mińsk, będący zapleczem Wielkiej Armii w regionie. Wówczas Rosjanie nie oszczędzili już żadnego majątku należącego do Polaków, którzy związali się z Napoleonem.
Błędy popełnione przez Napoleona spowodowały, że zaprzepaszczono cały wysiłek polskiego wywiadu i ogromne wsparcie finansowe z Księstwa, przeznaczone na przygotowanie wybuchu powstania. Spiskowcy, Polacy z Ukrainy, szybko zdali sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Widząc, że nie otrzymają wsparcia, po wkroczeniu Cziczagowa deklarowali lojalność wobec Aleksandra I. Chcieli oddalić od siebie podejrzenia i w ten sposób ratować nie tylko majątki, ale także siebie i najbliższych przed zsyłką.
Skończyło się na tym, że zaangażowali się… po stronie cara. Przygotowane za pieniądze z Księstwa siły – broń, wierzchowce i wyćwiczeni kawalerzyści – znalazły się w armii rosyjskiej. Walczyły także przeciwko Polakom wspierającym Napoleona.
Cesarz tymczasem, goniąc za armią carską aż do Moskwy, przegrał całą wojnę. O planowanym polskim powstaniu na Ukrainie szybko zapominano. A przecież gdyby wybuchło, byłaby to iskra, która mogłaby doprowadzić do klęski Rosjan.
Bibliografia:
- Alfred-Auguste Ernouf, Maret duc de Bassano, Hachette Livre 2008.
- Rafał Kowalczyk, Наполеон и Украина в 1812 г. Почему Наполеон недооценивал роль Украины в войне с Россией царя Александра I? Чoрноморський лimoпис, Науковий вісник, Выпуск 16, Миколаїв 2016.
- Rafał Kowalczyk, Рік 1812. Чому Наполеон не пішов на Київ?, Славістична збірка, Випуск 2, Київ 2016.
- Marian Kukiel, Wojna 1812 roku, t. 1−2, PAU 1937.
- Abel Mansuy, Jérôme Napoléon et la Pologne en 1812, Félix Alcan 1934.
- Bronisław Pawłowski, Od konfederacji barskiej do powstania styczniowego. Studia z historii wojskowości, Wydawnictwo MON 1962.
- Jerzy Skowronek, Z magnackiego gniazda do napoleońskiego wywiadu. Aleksander Sapieha, PWN 1992.
Temu pajacowi z Korsyki Napoleonowi, Polacy byli potrzebni tylko jako mięso armatnie. Nie powstało nawet Królestwo Polskie złożone z wszystkich ziem zaborów Pruskich i Austriackich, tylko jakieś Księstwo Warszawskie ( żeby nie drażnić Cara) ,będące Francuskim protektoratem które powstało z ziem 2 i 3 zaboru Pruskiego i 3 zaboru Austriackiego. Szef Francuskiego MSZ chciał wymienić ziemię 1 zaboru Austriackiego na Dalmacje, ale Napoleon nie był taka wymiana zainteresowany, nawet z KW oderwał Napoleon obwód Białostocki i podarował Carowi. Taki był z niego „przyjaciel polaków”. W ataku na Rosję w 1812, na 600 tyś. żołnierzy, Polacy wystawili 100 tyś , podczas gdy Prusy tylko 20 tyś. , a Austria 30 tyś. Natomiast Francuzów było 250 tyś.
Gdzie była w tym czasie Ukraina przekłamania i totalne błędy to były dawne ziemię polskie Rzeczypospolitej więc nikt nie znał slowa ukraina …I ty chcesz…pisać o Historii