Jak z klęski zrobić moralne zwycięstwo, czyli sztuka manipulacji (recenzja: Piotr Gursztyn „Ribbentrop-Beck. Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?”)
Czy Polska przed II wojną światową i w jej trakcie mogła sprzymierzyć się z III Rzeszą? Kilka lat temu twierdząco na to pytanie odpowiedział Piotr Zychowicz. Teraz głos zabiera Piotr Gursztyn. Tylko czy taka dyskusja w ogóle ma sens?
W 2012 roku ukazała się książka Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku Trzeciej Rzeszy pokonać Związek Sowiecki”. Autor twierdził w niej, że w 1939 roku lepszą drogą dla Polski było wejście w sojusz z III Rzeszą i wspólny atak na ZSRR niż opieranie się Hitlerowi w ramach wątpliwego sojuszu z państwami zachodnimi. Teza ta wywołała burzę wśród historyków, publicystów i miłośników historii.
Część dyskutantów uznała ją za bardzo ciekawą propozycję wyjścia z dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska w 1939 roku. Inni z kolei mieli ją za skandaliczną próbę rewidowania dziejów i namawiania od sojuszu ze zbrodniarzem. Szczególnie zniesmaczona poczuła się – tradycyjnie antyniemiecka – prawica, która przypuściła na autora zmasowany atak. Zarzuciła mu manipulowanie faktami, fałszowanie historii i bez mała narodową zdradę. Wydana w tym roku książka Piotra Gursztyna „Ribbentrop-Beck. Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?” jest nieco spóźnionym głosem w tej dyskusji. Czy warto do niej sięgnąć?
Kraj o kuriozalnym kształcie
Autor, prawicowy dziennikarz i publicysta, postanowił gruntownie rozprawić się z pomysłem Zychowicza, poddając go konfrontacji z faktami. Opisał stosunki polsko-niemieckie w latach 1938-1939 i niemieckie propozycje kierowane wobec Warszawy. Zadbał też o zarysowanie szerszego tła, czyli ekspansywnej polityki Rzeszy prowadzonej w Europie od 1933 roku. Wszystko to, by ukazać kompletny bezsens pomysłu sojuszu Rzeczypospolitej z III Rzeszą i w ogóle bezsens jakichkolwiek przyjaznych kontaktów ze zbrodniczym reżimem Hitlera.
Zdaniem Gusztyna Polska wchodząc w taki układ przegrałaby jeszcze więcej, niż w wyniku kampanii wrześniowej, okupacji i postanowień jałtańskich. Straciłaby nie tylko obywateli i terytorium, ale także – a może przede wszystkim – honor, kalając się współpracą z hitlerowskim potworem. To jeden z ważniejszych argumentów Gursztyna: kolaborując z Hitlerem, nie mielibyśmy teraz pozytywnych wzorów w podręcznikach historii i nie mielibyśmy bohaterów, o których można by kręcić wojenne filmy. W takiej sytuacji są Czesi, którzy przed Hitlerem skapitulowali bez walki, a potem tchórzliwie z nim współpracowali. Teraz dręczy ich historyczna trauma i nie mają o kim kręcić filmów…
Widać zresztą, że autor w ogóle nie lubi przedwojennej Czechosłowacji. Po pierwsze, służy mu ona jako widomy przykład fiaska prowadzenia uległej polityki wobec Hitlera. Po drugie, dokonuje dekonstrukcji tego kraju jako „jedynej demokracji” naszego regionu. Jego zdaniem Czechosłowacja wcale demokracją nie była. Przez 20 lat rządziła nią klika polityków nazywana „Hradem” (czyli Zamkiem), którzy wymieniali się stanowiskami. Liczne mniejszości narodowe były prześladowane. Władze wspierały grupy wywrotowe działające przeciw sąsiadom i generalnie były wobec nich nieprzyjaźnie nastawione.
W ogóle – jak twierdzi Gursztyn – sam kształt Czechosłowacji „wyglądał kuriozalnie”. A wobec politycznego zagrożenia końca lat 30. najlepszym wyjściem dla tego kraju byłby wojskowy przewrót, w którym władzę przejąłby jakiś silny generał. Dziwnie ten pogardliwy opis pasuje do przedwojennej Polski rządzonej przez sanację, ale tego publicysta akurat nie dostrzega. Nie zauważa też, że użytego przez niego argumentu o „kuriozalnym wyglądzie” często używano w Berlinie i Moskwie wobec II RP. Nie jest to jedyny przykład twórczego stosowania przez autora „filozofii Kalego”.
Na co drugiej stronie Gursztyn krytykuje zwolenników pomysłu sojuszu polsko-niemieckiego, nazywając ich z przekąsem „rewizjonistami” lub „realistami”. Co ciekawe, nazwisko Piotra Zychowicza w pracy nie pada ani razu, a jego książki, od której wszystko się zaczęło, nie ma nawet w bibliografii. Autor ma pełne prawo do przekonania, że sojusz z Hitlerem byłby jeszcze większą katastrofą niż przegrana wojna z nim, a potem krwawa pięcioletnia okupacja. Tyle że przy prezentowaniu swojego poglądu powinien zachowywać pewną dyscyplinę myślową i argumentacyjną.
Tymczasem atakując „rewizjonistów” stosuje te same techniki manipulacji, jakie im zarzuca. Pisze na przykład, że wybiórczo dobierają ze sprzecznych wypowiedzi Hitlera te, w których życzliwie i przyjaźnie wyraża się o Polsce. Po czym robi to samo, cytując z wypowiedzi Hitlera te krytyczne i nienawistne wobec Polaków. Takich momentów jest w tej książce więcej, w zasadzie cała ona zbudowana jest z takiej właśnie selektywnej argumentacji lub delikatnie mówiąc specyficznego prezentowania faktów.
Przykład? Przedwojenna Polska jawi się w książce Gursztyna jako „niewinna lilija” pośród hien i sępów międzynarodowej polityki europejskiej lat 30. Według autora nasz kraj utrzymywał przyjazne relacje z sąsiadami, nie miał konfliktów terytorialnych, nie domagał się kolonii i nie prześladował mniejszości narodowych. Był też ostoją demokracji, a kierowali nim ludzie światli i rozumni. Wymuszenie na Litwie nawiązania stosunków dyplomatycznych i odebranie Czechom Zaolzia było tylko aktami sprawiedliwości wobec niegodziwości popełnionych niegdyś przez te kraje.
Katastrofa była nieunikniona
No właśnie, przywódcy II RP – ludzie światli i rozumni. Jeden z argumentów Gursztyna na poparcie tej opinii brzmi, że… na stanowiska wyznaczył ich przecież sam Marszałek, a on nie wybrałby osobników głupich i nieinteligentnych. W tym miejscu polecam autorowi lekturę „Strzępów meldunków” ostatniego przedwrześniowego premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego lub którejś biografii tego generała i polityka. Tam przekona się o poziomie inteligencji ludzi sanacyjnego obozu władzy. A skoro już sięgamy po opinie Marszałka, to o pogardzanym przez autora Władysławie Studnickim, który w tej książce występuje jako jeden z głównych czarnych charakterów, Piłsudski wypowiadał się z życzliwością i sympatią.
Liderzy II RP – Beck, Śmigły-Rydz, Mościcki – to według autora książki ludzie godni najwyższego uznania, którzy w 1939 roku wybrali drogę najlepszą z możliwych. Wszelkie uwagi krytyczne wysuwane wobec nich to rewizjonizm, dowód złej woli i kompletnego niezrozumienia ówczesnej sytuacji.
Gursztyn cytuje nawet słowa jednego z głównych krytyków poglądów Zychowicza, historyka, profesora Marka Kornata (w ogóle bardzo często przywoływanego w tej książce): „W moim przekonaniu koniecznie trzeba jednak dodać, że katastrofa ta [we wrześniu 1939 r. – przyp. PS] była nieunikniona. Żadne działania dyplomacji polskiej nie mogły jej udaremnić”. Strzeż nas Boże w przyszłości od przywódców, którzy w momencie zagrożenia państwa powiedzą: „Katastrofa jest nieunikniona. Żadne działania dyplomacji polskiej nie mogą jej udaremnić”…
Hus zamiast Trzech Króli, niewolnicy zamiast Juniorpartnerów
Wróćmy jednak do narracji Gursztyna. Nad istotnym argumentem przeciwników, że przystąpienie Polski do wojny z ZSRR po stronie Rzeszy pozwoliłoby pokonać Związek Sowiecki, zaledwie się prześlizguje. Z góry przyjmuje, że nie byłoby to możliwe. Pomija też opinie, że w sojuszu z Berlinem Polska ze względu na swój potencjał militarny, terytorialny i ludnościowy nie mogłaby być traktowana jak Czechy, Słowacja, Węgry czy Rumunia. W ogóle nie przyjmuje do wiadomości, że mógłby to być sojusz równorzędny.
Jego wizja zakłada, że bylibyśmy zaledwie „Juniorpartnerem”, a na to przecież liderzy II RP pozwolić nie mogli. Tyle że w zamian Polacy rychło zostali niewolnikami, masowo mordowanymi na różne sposoby przez Niemców. Cóż. Przecież ocaliliśmy honor. Taki tok myślenia przypomina przytoczoną przez profesora Piotra Żaronia w biografii generała Władysława Sikorskiego argumentację londyńskich endeków, krytykujących w 1941 roku podpisanie układu Sikorski-Majski. Na uwagę, że przecież umowa ratuje życie tysiącom Polaków w ZSRR, odpowiadali: „Należało ich poświęcić dla wielkości Polski”.
Niektóre argumenty autora po prostu zwalają z nóg. Przedwojenna Czechosłowacja zasługuje na krytykę, bo zniosła święta katolickie – Trzech Króli i Boże Ciało – a wprowadziła dzień Jana Husa. Francja przestała być światowym mocarstwem i już nie przyciąga nikogo politycznie i kulturowo, ponieważ w 1938 roku nie przyszła z pomocą terroryzowanej przez Hitlera Pradze. Jak twierdzi Gursztyn, to właśnie „za tamtą swoją małość płaci do dzisiaj”. Jego zdaniem – słusznie.
Dowodem na degenerację reżimów sowieckiego i hitlerowskiego jest natomiast dla autora fakt, że układ handlowy podpisały one… w 1939 roku w niedzielę, czyli Dzień Pański! Prawiąc te morały, autor nie omieszkał wbić szpili niektórym „wątpliwym” osobnikom, jak Władysław Bartoszewski czy Jerzy Turowicz. I napisać o polskich narodowcach, że ani trochę nie byli zafascynowani niemieckim faszyzmem. Dostaje się też – a jakże! – szkodliwej pedagogice wstydu, słusznie skontrowanej pedagogiką bohaterstwa i potęgi. Czyli wmawianiem Polakom, że jesteśmy mocarstwem, z którym liczy się cały świat.
Książka Piotra Zychowicza była próbą postawienia pytania, co w 1939 roku należało i można było zrobić, by uniknąć hekatomby, jaka spotkała Polskę podczas II wojny światowej. Książka Piotra Gursztyna daje na to następującą odpowiedź: należało z honorem upaść. No i upadliśmy. Podnieśliśmy się dopiero niedawno.
Historia przyciąga
Co zasługuje na uwagę w tej pracy? Napisana jest dobrym, interesującym stylem. Widać, że autor ma sprawne pióro i publicystyczne doświadczenie, a lektura – nawet gdy nie zgadzamy się z jego założeniami i wnioskami – może wciągnąć. Praca jest też dobrze udokumentowana i opiera się na wielu monografiach, wspomnieniach i opracowaniach, na które powołuje się autor.
Słuszne wydają się zwłaszcza wywody dotyczące ewentualnego przebiegu Holocaustu w Polsce w przypadku sojuszu niemiecko-polskiego. Wydaje się, że optymistyczne podejście jest tu raczej nie do obronienia. I, co najważniejsze, wartościowy jest już sam fakt ukazania się takiej książki. Świadczy o tym, że wbrew często powtarzanym narzekaniom toczy się w Polsce historyczna dyskusja, historia przyciąga uwagę, a ludzie chcą czytać historyczne książki.
Plusy:
- dobry styl
- dobre udokumentowanie
Minusy:
- subiektywizm
- wybiórczość argumentacji
Zgrzyty:
- nader lekceważące traktowanie niektórych opisywanych postaci i krajów
Metryczka:
Autor: Piotr Gursztyn
Tytuł: „Ribbentrop-Beck. Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?”
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Oprawa: miękka
Liczba stron: 368
Rok wydania: 2018
Weź udział w fascynującej dyskusji polskich publicystów:
Piotr Gursztyn
Ribbentrop-Beck Czy pakt Polska-Niemcy był możliwy?
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 39.99 zł | 22.79 zł idź do sklepu » |
Dla mnie ta książka to głównie przykład pisania „pod tezę”. Ani beletrystyka ani praca naukowa. Podobnie zresztą, jak dzieło adwersarza.
Obaj wywodzą się z pokrewnych środowisk politycznych i stąd mają bliźniaczą mentalność. Po prostu inaczej nie potrafią. Nie pozwala im na to przyrodzona poniekąd skłonności do głoszenia prawd objawionych i przydawania wszystkiemu, co publikują, pozoru „oczywistej oczywistości”. Każda publikacja przez ich środowiska firmowana to nagromadzenie aż do mdłości figur retorycznych w rodzaju: „nieprawdą jest, że…, natomiast prawdą jest, że…”, „nic dziwnego, że…”, „jak wiadomo…”, „oczywistym jest, że…” itp. itd. Skoro zatem prawdą jest to, co ja napisałem, to po co argumenty? Oni nie przekonują, tylko perswadują. Nawet sobie nawzajem. Jeden i drugi ogłosił swoją prawdę i teraz obaj oczekują, że porażony blaskiem tej prawdy przeciwnik uzna, iż „moje jest mojsze”. Ale to nie jest dyskusja, tylko co najwyżej kłótnia.
Co do meritum, to chyba ani jednej, ani drugiej publikacji nie należy traktować poważnie. Tym bardziej, że obie pisane nie tylko „pod tezę”, ale i na bieżący obstalunek polityczny.
no cóż przeczytałem obie książki i wciąż pozostaje przy tezie ,że argumenty Zychowicza są jednak bardziej przemawiające do wyobraźni – a teza nie bo skalamy Honor jest z pkt. widzenia narodów czymś śmiesznym , pół europy współpracowało z Hitlerem (Francja,Norwegia,Finlandia,Łotwa,Litwa,Ukraina,Słowacja,Włochy,Bułgaria,Węgry,Chorwacja,Holandia,Rumunia,Hiszpania,Irlandia) i jakoś nikt im dziś nie zarzuca braku honoru i ich straty wojenne i terytorialne po II wś w porównaniu do Naszych są śmiesznie niskie
Nie rozumie Pan celów i kierunku ekspansji ( Lebensraum) III Rzeszy tak jak wszyscy autorzy piszący o pakcie Ribbentrop -Beck . Trzeba umieć się przenieść w tamte czasy ( lata 1938-1939) aby zrozumiec istote tego problemu.
Świetna recenzja!
Panie Stachnik !!! Trzeba najpierw poznać cele III Rzeszy zanim zacznie sie komentować decyzje Becka. Hitler zawierał taktyczne uklady , ktore potem łamał ( przykład w Monachium 1938). Trzeba dobrze zrozumieć co najmniej 2 kluczowe dokumenty : Memorandum Hossbacha z 1937 gdzie określone są cele polityki zagranicznej III Rzeszy oraz Protokół Schmidta z maja 1939 , w którym Hitler wyjaśnia głównodowodzącym sil zbrojnych ze w nadchodzącej konfrontacji z Polska o zaden Gdańsk nie chodzi. A o co chodziło to prosze przeczytac te 2 dokumenty.