Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Afera MOCR-Trust. Tak bolszewickie służby Feliksa Dzierżyńskiego ośmieszyły zachodni wywiad

Jednym z organizatorów akcji był Feliks Dzierżyński, stojący na czele tajnej policji.

fot.RIA Novosti archive/ CC-BY-SA 3.0 Jednym z organizatorów akcji był Feliks Dzierżyński, stojący na czele tajnej policji.

Niedługo po rewolucji październikowej groźba interwencji państw zachodnich w Rosji była realna. Osłabiona Armia Czerwona nie wytrzymałaby pod naporem europejskiej koalicji. Dlaczego do tego nie doszło? Wszystko dzięki wymyślonemu przez bolszewików wybiegowi. W zastawioną przez nich pułapkę zagraniczne wywiady wpadały jeden po drugim. I dały się wodzić za nos przez całe lata.

Sytuacja Rosji w latach 20. XX wieku nie przedstawiała się najlepiej. Można nawet powiedzieć, że była dramatyczna. Gospodarka znajdowała się w opłakanym stanie. Trudno się zresztą dziwić: kraj podczas pierwszej wojny światowej poniósł dotkliwe straty ludzkie i materialne. Do tego doszły dwie rewolucje: lutowa, która doprowadziła do upadku caratu, i październikowa, która wyniosła do władzy bolszewików.

Mizerny stan Armii Czerwonej ukazał się w całej okazałości po przegranej z wojskami Polski w sierpniu 1920 roku. Rosja była bardzo słaba i Włodzimierz Lenin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wśród rządzących pojawiły się obawy, że państwa zachodnie wykorzystają sytuację i zdecydują się na atak. Nie można było do tego dopuścić. Tylko jak przekonać potencjalnych agresorów, że interwencja nie jest konieczna?

Powstanie MOR-Trust

Radzieccy przywódcy wymyślili prosty i jednocześnie genialny plan. Postanowili zasugerować Zachodowi i rosyjskiej emigracji, że w Związku Radzieckim istnieje silna opozycja antybolszewicka, zrzeszona w MOR – Monarchistycznej Organizacji Rosji. Operację opatrzono kryptonimem „Trust”. Wymyślona grupa rzekomo przygotowywała przewrót, który miał odsunąć komunistów od władzy. Opowiadano, że należą do niej „biali”, oficerowie Armii Czerwonej, pracownicy sowieckiej administracji, a także ludzie wywodzący się z GPU.

Rewolucja zwyciężyła, ale młode bolszewickie państwo było zbyt słabe, by pokonać inwazję z Zachodu. Na zdjęciu parada we Władywostoku w 1918 roku.

fot.domena publiczna Rewolucja zwyciężyła, ale młode bolszewickie państwo było zbyt słabe, by pokonać inwazję z Zachodu. Na zdjęciu parada we Władywostoku w 1918 roku.

Maszyna dezinformacji ruszyła późną jesienią 1921 roku. Emigracja rosyjska skupiała się wówczas w dwóch najważniejszych ośrodkach. W Berlinie działała WMS – Naczelna Rada Monarchistyczna, a w Paryżu siedzibę miał Związek Połączonych Wojsk Rosji. Sygnał o istnieniu w Rosji monarchistycznej organizacji otrzymał przedstawiciel WMS w Tallinie. Przekazał go Aleksander Jakuszew.

Ryba połknęła haczyk. „Biali” i ich zachodni sprzymierzeńcy łaknęli każdej informacji o sytuacji w Rosji Radzieckiej. Zwłaszcza takiej, która dawała nadzieje na oczekiwane zmiany. Wkrótce Feliks Dzierżyński, który stał na czele radzieckiej tajnej policji – Czeka, a później GPU – wpadł na pomysł zorganizowania komórki, której jedynym zadaniem byłoby przygotowywanie fałszywych raportów. Musiały one być przy tym na tyle wiarygodne, by zachodnie wywiady uwierzyły w ich prawdziwość. Tak powstało „Krzywe Zwierciadło”. Popyt na dokumenty okazał się ogromny, więc produkowało ono fałszywki na masową skalę.

Niedługo później MOR utworzył placówki w Warszawie, Paryżu, Berlinie, Gdańsku, Rewlu, Rydze, Belgradzie i Helsinkach. Chciał pozostawać w stałym kontakcie ze swoimi źródłami w służbach. Dlaczego jego działania były tak skuteczne? Dostarczał informacje, w których fałsz mieszał się z prawdą. Ich weryfikacja u źródła, czyli w Rosji, była zaś niemożliwa. Kontrwywiad sowiecki doskonale znał się na swojej robocie.

Kosztowna wpadka Reilly’ego

W misternie zastawioną przez Moskwę pułapkę wpadły wywiady brytyjski, francuski, łotewski, estoński, fiński i polski. To, jak umiejętnie wprowadzono je w błąd, doskonale obrazuje tragiczny los gwiazdy wywiadu brytyjskiego, Sidneya Reilly’ego. Ten urodzony w 1873 roku agent, pochodzący z żydowskiej rodziny w Odessie, w 1896 roku przeprowadził się do Londynu. Tam zmienił nazwisko, z Sigmunta Rosenbluma przeistaczając się właśnie w Reilly’ego, i zaczął współpracować z Secret Service Bureau (Biurem Tajnej Służby).

W 1918 roku brytyjski as spędził kilka miesięcy na południu Rosji, gdzie koncentrowały się siły walczącej z bolszewikami Białej Armii. Przekonywał Londyn, by pomógł kontrrewolucjonistom ekonomicznie i militarnie. Bezskutecznie. Forsował też tezę, że najlepszym sposobem pokonania komunistów jest pozbawienie ich głównych przywódców: Włodzimierz Lenina i Lwa Trockiego. Po nieudanym zamachu na tego pierwszego, do którego doszło 30 sierpnia 1918 roku, został aresztowany przez czekistów. Na szczęście wymieniono go na rosyjskiego agenta, zatrzymanego przez brytyjskie służby w Londynie.

Nie był to jednak koniec przygód Reilly’ego na wschodzie. Tak bardzo wierzył on w MOR, że zdecydował się na podróż do ZSRR w celu… wywołania tam zamachu stanu. 25 września 1925 roku nielegalnie przekroczył granicę Rosji. Oficerowie kontrwywiadu radzieckiego, jako przedstawiciele Trustu, próbowali poznać jego plany. On sam w pewnym momencie odkrył, że wpadł w pułapkę – ale na ucieczkę było już za późno. Jego los był przesądzony.

Brytyjczyka przewieziono na Łubiankę i poddano brutalnym przesłuchaniom. W końcu nie wytrzymał i pękł. Wyjawił OGPU, która zastąpiła GPU, różne sekrety brytyjskiego wywiadu. A gdy już do niczego nie był Rosjanom potrzebny, został rozstrzelany. Ale to nie koniec historii. Jak pisze Kacper Śledziński w książce „W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP”:

Aby zapobiec upomnieniu się SIS o swojego agenta, na granicy radziecko-fińskiej zainscenizowano strzelaninę, tak aby znajdujący się nieopodal żołnierze fińscy zauważyli niesione na noszach ciało martwego człowieka.

Operację "Trust" prowadziły specjalne jednostki, podlegające tajnej policji. Na zdjęciu Feliks Dzierżyński w otoczeniu przywódców Czeki.

fot.domena publiczna Operację „Trust” prowadziły specjalne jednostki, podlegające tajnej policji. Na zdjęciu Feliks Dzierżyński w otoczeniu przywódców Czeki.

Polskie służby a MOR-Trust

Polski wywiad nawiązał kontakt z wysłannikami Trustu przez kierującego placówką wywiadowczą w Rewlu kapitana Wiktora Tomira Drymmera. Do referatu „Wschód” Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego już w 1923 roku dochodziły przy tym sygnały wskazujące na powiązania MOR z radzieckim wywiadem. Nasze służby pozostawały na nie jednak głuche.

Polacy byli szczególnie zainteresowani planem mobilizacyjnym Armii Czerwonej. Choć początkowo Trust obiecywał, że dostarczy stosowne dokumenty, to szybko się z tej obietnicy wycofał. W zamian zaoferował, że przedstawi plan mobilizacyjny kolei radzieckich. Zażądał za to 10 tysięcy dolarów.

Wywiad II RP zgodził się na taki układ. Początkowa weryfikacja autentyczności dostarczonych materiałów wypadła pomyślnie. Dopiero Józef Piłsudski wylał na polskich agentów kubeł zimnej wody. Na dokumencie nie zostawił suchej nitki. Co wzbudziło jego nieufność? Między innymi fragment mówiący o tym, że to Lwów – a nie „wrota smoleńskie”, jak to było do tej pory – stanowi główny kierunek ataku Armii Czerwonej na Polskę.

Z biegiem czasu do polskiego wywiadu dochodziło coraz więcej niepokojących wiadomości. Część dokumentów i informacji, które trafiały do Polaków za pośrednictwem wywiadu estońskiego, łotewskiego, fińskiego, a nawet… japońskiego, okazywała się po prostu fałszywa.

Jednym z tych, którzy nie dali się nabrać na fałszywe doniesienia rzekomej MOR, był Józef Piłsudski.

fot.Marian Fuks/domena publiczna Jednym z tych, którzy nie dali się nabrać na fałszywe doniesienia rzekomej MOR, był Józef Piłsudski.

Podejrzenia wzbudziły choćby materiały, które major Tadeusz Kobylański otrzymał w styczniu 1921 roku od attaché wojskowego Cesarstwa Japonii, majora Kuroshigiego. Japończycy otrzymali je od swoich sowieckich informatorów, jednak informacje w nich zawarte wydały się Kobylańskiemu dziwnie znajome. Wprawdzie część raportu była napisana na innej maszynie, ale sposób, w jaki był sporządzony (układ tekstu, podkreślenia) był identyczny z układem treści w dokumencie, które polski wywiad zyskał ze źródła „M”. Chodziło oczywiście o MOR.

Kobylański zauważył ponadto, że w obu wersjach, polskiej i japońskiej, tylko drugorzędne wiadomości były prawdziwe. Te, które na pierwszy rzut oka były ważne, po analizie okazały się fałszywe. Współpracę podtrzymywano jednak jeszcze przez kilka lat. W końcu, jak pisze w książce „W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP” Kacper Śledziński:

Wiosną 1927 roku kapitan Wiktor Drymmer dostarczył niezbite dowody na inspirowanie przez służby ZSRR afery MOR-Trust. Decyzja o zerwaniu współpracy zapadła krótko później w atmosferze licznych w ZSRR aresztowań wśród osób kontaktujących się z organizacją monarchistyczną.

Kres operacji. Zachód jest w szoku

Decyzję o zamknięciu projektu MOR-Trust podjął następca Dzierżyńskiego, Wiaczesław Mienżyński. Operacja ta nie mogła się jednak zakończyć po cichu, w tajemnicy i za zamkniętymi drzwiami gabinetu. Musiała być spektakularna. I była.

Decyzję o zamknięciu projektu MOR-Trust podjął następca Dzierżyńskiego, Wiaczesław Mienżyński.

fot.domena publiczna Decyzję o zamknięciu projektu MOR-Trust podjął następca Dzierżyńskiego, Wiaczesław Mienżyński.

Głównym aktorem w ostatniej odsłonie zaaranżowanej na potrzeby Zachodu sztuki został Eduard Opperput. W kwietniu 1927 roku agent ten przekroczył „nielegalnie” granicę z Finlandią. Tam skontaktował się z lokalnym wywiadem i zaczął składać zeznania. Jak z rękawa sypał datami i miejscami spotkań agentów. Mówił też o tym, jak zorganizowany jest MOR. Przyznał, że organizację stworzyła Czeka.

Opperput opowiadał między innymi, jak OGPU drukowało specjalne numery opozycyjnych gazet, które rzekomo wydawało podziemie w ZSRR. Relacjonował, jak radzieckie służby wyposażały „uciekinierów” w fałszywe papiery i ułatwiały im „ucieczkę” z więzienia, a nawet o tym, jak dla wywołania większego efektu pomagały w wysadzaniu gmachów publicznych. Takie spektakularne akcje miały przekonać cały świat o sile i znaczeniu antykomunistycznego podziemia w Związku Radzieckim.

Ale dla Zachodu najbardziej bolesne okazało się coś innego. Radziecki agent stwierdził, że wielu oficerów wywiadów współpracuje z wywiadem radzieckim. Chciał wywołać wrażenie, że GPU ma wręcz nieograniczone możliwości. Wspominał także o polskim Oddziale II. Jeśli wierzyć jego słowom, rosyjskie służby opanowały nie tylko tę jednostkę, ale i cały Sztab Generalny!

Bilans strat i (sowieckich) zysków

Sukces operacji „Trust” był niezaprzeczalny. Dzięki niej ZSRR przez siedem lat miał kontrolę nad antyradziecką polityką państw zachodnich. Sowieci wprowadzili wówczas do służb wielu państw tak zwanych agentów śpiochów, którzy jeszcze przez wiele lat siali zamęt i dezinformację. Z kolei wywiady państw europejskich straciły do siebie zaufanie na długi czas, a funkcjonowanie rosyjskich środowisk emigracyjnych stanęło pod dużym znakiem zapytania.

Artykuł powstał między innymi na podstawie książki Kacpra Śledzińskiego "W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont

Artykuł powstał między innymi na podstawie książki Kacpra Śledzińskiego „W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont

Sowieci dużo osiągnęli także w Polsce. Udało im się poznać strukturę naszego wywiadu i metody jego działania. Rozbili też polskie siatki wywiadowcze na swoim terenie. Nic dziwnego, że nastroje nad Wisłą były minorowe. Oficer łącznikowy z MOR major Aleksander Niedziński pisał:

Wywiad nasz na Wschód jest całkowicie opanowany przez kontrwywiad przeciwnika. Szczegółowa analiza źródeł, kontaktów, środków łączności poszczególnych placówek wywiadowczych i ekspozytur wschodnich pozwoliła odtworzyć naszemu wywiadowi i kontrwywiadowi system pracy stosowanej przez GPU i stopień zazębiania się naszego wywiadu z kontrwywiadem przeciwnika.

Emocje studził nieco Drymmer, czyli oficer, który rozszyfrował aferę MOR-Trust: „Czytałem go (raport Niedzińskiego – przyp. red.). Było masę nieścisłości, przekręceń, wręcz fantazji poetyckiej”. Mimo to w szeregach Sztabu Generalnego wkradła się niepewność, kto zdradził i dlaczego. Podejrzewano wielu oficerów.  Zapanował chaos.  A czas naglił…

Szefostwo Oddziału II starało się zatuszować swoją kompromitację. Do zbadania sprawy powołano w 1927 roku tak zwaną komisję Bociańskiego. Podpułkownik Ludwik Bociański był wówczas kierownikiem Wydziału Wywiadowczego. Komisja jednak nie znalazła winnych, w związku z czym nie wyciągnięto żadnych konsekwencji dyscyplinarnych.

Jesienią 1928 roku zdecydowano natomiast o likwidacji tych placówek wywiadowczych i sieci łączności, które były podejrzewane o powiązania z sowieckim kontrwywiadem. Wyeliminowano część agentów i informatorów, którzy mogli współpracować z ZSRR. Całkowicie przebudowano też model pracy oficerów w Wilnie i we Lwowie. Zrozumiano, że nie można liczyć na informacje zdobyte dzięki zwerbowanym agentom. W takich okolicznościach pozostawała obserwacja i analiza oficjalnych źródeł informacji.

Dzięki operacji "Trust" bolszewicka Rosja zyskała spokój i mogła budować swoją siłę.

fot.Boris Kustodiev/domena publiczna Dzięki operacji „Trust” bolszewicka Rosja zyskała spokój i mogła budować swoją siłę.

Co więcej, zreorganizowano placówki działające w państwach bałtyckich, czyli „Nord, „Bałt”, „Fin”. Od tego momentu wykorzystywały one  wiadomości posiadane przez miejscowe służby. W listopadzie 1928 roku usprawniono zaś funkcjonowanie placówki „Konspol” w Stambule, by poprawić łączność z siatkami funkcjonującymi na południu Rosji.

Niestety poleganie na białym wywiadzie i rezygnacja z werbowania agentów za wschodnią granicą, byle tylko uniknąć prowokacji, spowodowała niepowetowane straty. Polski wywiad na wschodzie stał się głuchy i ślepy. Oddział II zakładał, że wystąpienie Armii Czerwonej przeciwko Polsce jest mało realne. Twierdzono również, że sprzeczności ideologiczne wykluczają jakiekolwiek porozumienie na linii ZSRR – III Rzesza. Tragiczne zderzenie tych analiz z rzeczywistością nastąpiło 17 września 1939 roku, kiedy Sowieci zaatakowali Polskę. Wywiad był tym całkowicie zaskoczony. I bezradny.

Bibliografia:

  1. Karol Grünberg, Szpiedzy Stalina. Z dziejów wywiadu radzieckiego, Książka i Wiedza 1996.
  2. Andrzej Krzak, Czerwoni Azefowie: afera „MOCR-Trust” 1922-1927, Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej 2010.
  3. Zbigniew Nawrocki, Sekretna wojna 2. Z dziejów kontrwywiadu II RP, Zysk i S-ka 2015.
  4. Andrzej Pepłoński, Wywiad polski na ZSRR 1921–1939, Bellona 1996.
  5. Kacper Śledziński, W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP, Znak Horyzont 2018.
  6. Marek Świerczek, Władysław Michniewicz, Wielki bluff sowiecki, „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego”, nr 9 (2013).
  7. Marek Świerczek, Hipoteza tłumacząca sposób zainicjowania przez GPU gry operacyjnej z Oddziałem II SG WP w czasie afery „MOCR -Trust” – czyli zagadka Wiktora Tomira Drymmera, „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego”, nr 13 (2015).
  8. Wiktor Tomir Drymmer, W służbie Polsce. Wspomnienia żołnierza i państwowca z lat 1914–1947, Wydawnictwo Wingert 2014.

Historia niezwykłych osiągnięć polskiego wywiadu:

Komentarze (1)

Odpowiedz na „GnetAnuluj pisanie odpowiedzi

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.