Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Ile osób zabił Mao Zedong?

Mao rządził w Państwie Środka od 1949 roku. Zdjęcie z 1967 roku.

fot.domena publiczna Mao rządził w Państwie Środka od 1949 roku. Zdjęcie z 1967 roku.

Kilkudziesięcioletnie rządy Mao Zedonga utopiły Chiny w morzu krwi. Każdego dnia ginęli zarówno przeciwnicy polityczni Wielkiego Sternika, jak i osoby całkowicie niezaangażowane w politykę. Nikt nie mógł być pewny jutra. Czy to możliwe, że wszystko to stało się za sprawą jednego człowieka?

Masakra na placu Tiananmen w 1989 roku pochłonęła życie kilku tysięcy Chińczyków. Władza nie miała oporów, by przeciwko swoim obywatelom sięgnąć po karabiny i czołgi. Jej brutalność wstrząsnęła światem. A jednak, jakkolwiek źle to zabrzmi, w porównaniu z tym, co działo się w Państwie Środka w połowie XX wieku, był to zaledwie mało znaczący epizod. Dopóki władza w kraju należała do Mao Zedonga, ofiary liczyło się w milionach.

Pogrom za pogromem

Tuż po zwycięstwie komunistów nad Kuomintangiem w 1949 roku chińscy rolnicy dostali od nowych władz propozycję. W zamian za obalenie miejscowych przywódców obiecywano im kawałek ziemi. Zachęceni w ten sposób chłopi ruszyli na domostwa „posiadaczy”. Bili ich, upokarzali, torturowali i zabijali. Ziemia pochłonęła dwa miliony istnień ludzkich.

Mao i jego ludzie bezwzględnie zabrali się do utrwalania swojej dominacji w kraju. Przez Chiny co i rusz przetaczały się kampanie, których celem było wyeliminowanie „elementów kontrrewolucyjnych”. Wrogów zaczęto wkrótce szukać także w szeregach partii. Sam Przewodniczący wyznaczył nawet normę, ilu należy zabić: jednego na każdy tysiąc.

W takich warunkach każdy mógł okazać się winny. Nie tylko dorośli: kilkuletnie dzieci również bywały oskarżane o szpiegostwo. Nieszczęśnicy, którzy trafiali do więzień, masowo znikali bez wieści. W sumie do końca 1951 roku zginęły kolejne dwa miliony ludzi.

Kiedy Mao proklamował powstanie Chińskiej Republiki Ludowej, wydawało się, że w targanym wojną domową państwie wreszcie nastanie pokój.

fot.Orihara1/CC BY-SA 4.0 Kiedy Mao proklamował powstanie Chińskiej Republiki Ludowej, wydawało się, że w targanym wojną domową państwie wreszcie nastanie pokój.

W 1951 ruszyły kolejne akcje, w tym „trzech anty” – przeciw korupcji, marnotrawstwu, biurokracji kadr państwowych i partyjnych oraz „pięciu anty” – przeciw łapówkarstwu, oszustwom, unikaniu podatków, naruszaniu obowiązków służbowych i ujawnianiu tajemnic państwowych. Jednocześnie propagowano tak zwaną „reformę myślenia”, zgodnie z którą inteligencja miała zostać podporządkowana biurokracji. Masowe aresztowania, zsyłki do obozów reedukacji, więzienie, morderstwa – tak właśnie wyglądała codzienność w wielu regionach Państwa Środka. Efekt? Jak poprzednio: miliony ofiar…

Masakra w Tybecie

Nie należy też zapominać o rozpoczętej 7 października 1950 roku interwencji wojsk chińskich w Tybecie. Choć Tybetańczycy uważali się za niepodległy naród, Mao był innego zdania i dał Armii Ludowo-Wyzwoleńczej rozkaz do „pokojowego wyzwolenia” ich terytorium. Atak okazał się skuteczny i „uratowani” sąsiedzi znaleźli się pod opieką Przewodniczącego.

Po kilku latach komunistycznych rządów Tybetańczycy mieli już dość. W 1959 roku w Khamu we wschodniej części kraju wybuchło powstanie. Niestety w starciu z armią chińską niepodległościowcy nie mieli szans. Wysłane przez Pekin wojsko bez trudu zdobyło Lhasę, w której broniło się 20 tysięcy ludzi, uzbrojonych niejednokrotnie tylko w strzelby i noże. Zginęło wówczas od 2 do 10 tysięcy z nich. Bunt tłumiono zresztą krwawo w całym regionie. Dalajlama uciekł do Indii. Wkrótce w jego ślady poszło od 60 do 100 tysięcy rodaków.

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Duchowy i polityczny przywódca narodu opowiadał potem, że jego rodacy: „nie tylko byli rozstrzeliwani, ale i katowani na śmierć, krzyżowani, paleni, topieni, okaleczani, głodzeni, duszeni, wieszani, gotowani, grzebani żywcem, ćwiartowani, ścinani”. Istotnie, Chińczycy bezwzględnie odnosili się do ludności zajętego terytorium. Uważali tybetańską cywilizację za „zacofaną, brudną i bezużyteczną” i uznali, że należy ją zniszczyć. Burzono więc klasztory, niszczono Święte Księgi i obrazy Buddy.

Szacuje się, że podczas chińskiej okupacji straciło życie kilkaset tysięcy Tybetańczyków. Stanowiło to od 10 do 20 procent populacji mieszkańców Dachu Świata.

Wielki Skok Naprzód

Pod koniec lat 50. Mao postanowił też przyspieszyć przemianę Chin w gospodarcze supermocarstwo. Rozkazał, by całe społeczeństwo skupiło się na produkcji przemysłowej i wytwarzało stal i żelazo.  Jesienią 1958 roku zarządził, by jeszcze przed końcem roku wyprodukowano dwanaście milionów ton stali. Jego plan zakładał, że z każdym kolejnym rokiem produkcja będzie gwałtownie wzrastać. Wierzył, że w 1962 roku jej poziom sięgnie stu milionów ton. Ale to nie koniec: Mao obliczył, że za parę lat Chińczycy będą wytwarzać rocznie siedemset milionów ton stali, a więc więcej, niż wszystkie inne kraje razem wzięte!

W czasie Wielkiego Skoku do pracy na prowincji wysłano tłumy urzędników.

fot.domena publiczna W czasie Wielkiego Skoku do pracy na prowincji wysłano tłumy urzędników.

W ramach Wielkiego Skoku Naprzód, jak przewodniczący nazwał swój nowy program, w całym kraju jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać dymarki. Masowo budowano ceglane piece. Wystarczyło rzekomo napalić w nich drewnem albo węglem, a potem wrzucić złom metalowy, by metal stopił się i przekształcił w „stal”.

Miliony chłopów oderwano od ich zajęć. Stali się „producentami” stali. To, że wytwór był parszywej jakości, ani Mao, ani jego apologetów nie interesowało. Rolnicy, zajęci nową pracą, nie mieli jednak czasu, by uprawiać pole czy hodować bydło. Nie mogli też protestować, bo każdy wyraz dezaprobaty był surowo karany. Produkcja żywności zaczęła gwałtownie spadać.

Bardzo szybko w kraju zapanował głód. Zagościł pod każdą strzechą. Doprowadzeni do ostateczności ludzie posuwali się nawet do kanibalizmu. Rosła liczba samobójstw. Władza była jednak pełna optymizmu. Z całego kraju napływały w końcu raporty świadczące o rekordowych zbiorach – niemal wszyscy zarządcy fałszowali statystyki. W efekcie Mao twierdził nawet, że jest nadwyżka żywności. A skoro tak, to zdecydowano, aby „nadmiarowe” tony ziarna zostały wykorzystane do produkcji alkoholu etylowego na paliwo.

Tymczasem ludzie głodowali i umierali, więc urzędnicy wpadli na kolejny pomysł. Zarządzono wojnę z „czterema plagami” – komarami, muchami, wróblami i szczurami. Uważano, że to właśnie wróble i szczury wyjadają ziarno. W to nowe przedsięwzięcie został zaangażowany cały naród. Ustalono wręcz normy, ile sztuk tych „niebezpiecznych” zwierząt każdy powinien codziennie zabić.

Mao wiedział, co dzieje się na prowincji. Nie zdecydował się jednak na przerwanie Wielkiego Skoku. Zdjęcie z 1958 roku.

fot.domena publiczna Mao wiedział, co dzieje się na prowincji. Nie zdecydował się jednak na przerwanie Wielkiego Skoku. Zdjęcie z 1958 roku.

Czy Mao wiedział, jakie są konsekwencje jego polityki? Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Niewiele sobie jednak z tego robił. Stwierdził nawet, że „śmierć bywa korzystna”, bo „zwłokami można użyźniać ziemię”.

Dokładne określenie, ile osób zginęło na skutek polityki Wielkiego Skoku, jest niemożliwe. Nikt wówczas nie prowadził statystyk. Szacunkowe liczby zaczynają się od 20 milionów ofiar. Torbjørn Færøvik w książce „Mao. Cesarstwo cierpienia” powołuje się na ustalenia holenderskiego sinologa Franka Diköttera, z których wynika, że „nienaturalną śmiercią” mogło umrzeć nawet 45 milionów ludzi. Większość zginęła z głodu. Innych, co najmniej dwa i pół miliona, zamordowano albo zamęczono na śmierć. Jeszcze inni – od jednego do trzech milionów – popełnili samobójstwo.

Rewolucja kulturalna

W wyniku katastrofalnych skutków Wielkiego Skoku pozycja Mao w partii zdecydowanie osłabła. Od 1962 roku realna władza trafiła w ręce Liu Shaoqi. Stopniowo zaczęto odchodzić od dogmatycznej polityki Przewodniczącego, który jednak nie poddawał się. Szykował odwet… w postaci kolejnych „reform”. Już w maju 1966 roku utworzono specjalną Grupę do spraw Rewolucji Kulturalnej. Jej zadaniem była „walka z zakamuflowanymi antysocjalistycznymi działaczami burżuazyjnymi ukrytymi w strukturach partii”. Znaleźli się w niej najbardziej radykalni działacze partyjni. Machina ruszyła. Rozpoczęły się czystki.

Mao wykorzystał swoją popularność, by rozpocząć Wielką Proletariacką Rewolucję Kulturalną. Zdjęcie z lutego 1967 roku.

fot.domena publiczna Mao wykorzystał swoją popularność, by rozpocząć Wielką Proletariacką Rewolucję Kulturalną. Zdjęcie z lutego 1967 roku.

Mao z całej siły zachęcał Chińczyków do wszczęcia buntu przeciwko starej kulturze i zwyczajom. Narzędziem do realizacji tych planów stała się młodzież. Uczniowie szkół średnich i studenci tworzyli ślepo oddane swojemu przywódcy jednostki Czerwonej Gwardii. Cel był jeden: zniszczenie starego porządku. Najpierw zaatakowano nauczycieli i profesorów. Bito ich, maltretowano i zabijano. Wielu nie wytrzymywało ciągłych szykan. Mieszkańcy wielu miast codziennie z przerażeniem obserwowali, jak ich sąsiedzi skaczą z dachów.

Piątego sierpnia 1966 roku pojawiło się słynne wezwanie do młodzieży: „Bombardować sztaby!”. Studenci byli zachwyceni. Po latach życia w szarej rzeczywistości, pełnej restrykcji, mogli dać upust swoim frustracjom.  Nie mieli żadnej litości. Stopień, w jakim ich umysły zostały zatrute ideami Mao, pokazuje historia zabójstwa Bian Zhongyun – nauczycielki i wicedyrektorki szkoły żeńskiej w Pekinie. W książce „Mao. Cesarstwo cierpienia” Torbjørn Færøvik przypomina ten jeden z pierwszych aktów rewolucyjnej przemocy.

Kobieta padła ofiarą wielu oskarżeń, wysuwanych przez uczennice. Najpoważniejsze dotyczyło tego, że „sprzeciwiała się przewodniczącemu Mao”. Zaczęło się od tego, że w marcu 1966 roku w Pekinie miało miejsce kilka niewielkich trzęsień ziemi. Zhongyun wydała instrukcję, by w przypadku kolejnych wstrząsów tektonicznych uczennice natychmiast opuściły sale lekcyjne. Jedna z nich zapytała, czy nie należy zatrzymać się na chwilę, żeby zabrać portret Mao wiszący nad tablicą.

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Artykuł powstał między innymi w oparciu o książkę Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Wicedyrektorka zawahała się i powiedziała tylko, że ewakuacja powinna nastąpić tak szybko, jak to możliwe. Dziewczęta uznały te słowa za zdradę. 5 sierpnia wykonały wyrok: przez wiele godzin biły i poniżały swoją ofiarę. W końcu porzuciły ją w damskiej toalecie, gdzie zmarła.

Do prawdopodobnie największej masakry z czasów rewolucji kulturalnej doszło w rodzinnej prowincji Mao, w Hunanie. Stanęły tam naprzeciwko siebie dwie frakcje czerwonogwardzistów, liczące ponad siedem tysięcy młodych ludzi uzbrojonych w siekiery, noże i strzelby.  Krew lała się strumieniami. Ofiary wrzucano do wyschniętych studni, żeby umarły z głodu. Całe grupy „wrogów ludu” wysadzano za pomocą dynamitu. Pozostałych palono żywcem. Wielu zatłuczono na śmierć na oczach tłumów.

Kraj z każdym miesiącem coraz bardziej pogrążał się w rewolucyjnym amoku. Przemoc i gwałt szerzyły się wszędzie, w szkołach, w miejscach pracy, nawet w fabrykach broni. Niszczono sprzęty, dewastowano muzea, burzono zabytki. Wszystko, co stare, musiało przecież zostać unicestwione. W procesie tego „oczyszczania” zginęło około 5 milionów ludzi.

W trakcie rewolucji kulturalnej zginęło nawet 5 milionów ludzi. Zdjęcie z listopada 1966 roku.

fot.domena publiczna W trakcie rewolucji kulturalnej zginęło nawet 5 milionów ludzi. Zdjęcie z listopada 1966 roku.

Laogai

Laogai – ta nazwa, oznaczająca chiński odpowiednik sowieckiego Gułagu, przez dziesięciolecia budziła w Państwie Środka przerażenie. Reżim Mao już pod koniec lat pięćdziesiątych stworzył system kilku tysięcy obozów karnych. Były rozsiane po całym kraju. Największe zajmowały obszar o wielkości kilkuset kilometrów kwadratowych. Otaczano je wysokimi murami zwieńczonymi drutem kolczastym, który nierzadko był pod napięciem. Teren pozostawał zazwyczaj pod obserwacją strażników czuwających na wysokich wieżach. Z takiego miejsca nie było ucieczki.

Dziewięćdziesiąt procent wszystkich skazanych stanowili więźniowie polityczni. Wielu z nich czekało na proces po kilka lat. Dziesiątki, a może i setki tysięcy ludzi lądowały w obozach bez najmniejszego powodu. Panował tam tłok i głód. Brak higieny powodował rozprzestrzenianie się pcheł i wszy.

Do tego dochodziły wymyślne tortury, takie jak wielogodzinne kucanie na wiadrze na odchody, rażenie prądem, nieustanne bicie kijami bambusowymi, pasami, czy pałkami. Więźniowie musieli też ciężko pracować, by wyrobić dzienne normy. Jeśli ktoś sobie nie radził, zmniejszano mu jeszcze i tak niewielkie racje żywnościowe.

Chiny pokryła cała sieć obozów pracy. Na mapie zaznaczone są białymi kropkami.

fot.Marco L/CC BY-SA 3.0 Chiny pokryła cała sieć obozów pracy. Na mapie zaznaczone są białymi kropkami.

Ci, którzy przeżyli to piekło, najgorzej wspominają jednak wielogodzinne zebrania poświęcone samokrytyce i indoktrynacji. Osadzonych zachęcano, by się nawzajem kontrolowali i denuncjowali. Wielu, pozbywając się resztek człowieczeństwa, godziło się na ten układ. Inni popełniali samobójstwa. Także tu skala ofiar była przerażająca. Szacuje się, że w obozach pracy śmierć poniosło od 15 do nawet 27 milionów osób.

Czy można ustalić, ile osób zginęło podczas rządów Mao Zedonga?  Dokładnej liczby nie poznamy pewnie nigdy, ale pewne jest, że ofiary należy liczyć w dziesiątkach milionów. Prawdopodobnie jego pomysły kosztowały życie około 70 milionów ludzi. Przewodniczący jednak nawet pod koniec życia niczego nie żałował. Może jedynie faktu, że nie w pełni zrealizował swoje plany…

Bibliografia:

  1. Jung Chang, Jon Halliday, Mao, Wydawnictwo Albatros 2007.
  2. Frank Dikötter, Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958-1962, Wydawnictwo Czarne 2013.
  3. Torbjørn Færøvik, Mao Cesarstwo cierpienia, Prószyński i S-ka 2018.
  4. Frank Dikötter, Tragedia wyzwolenia, Wydawnictwo Czarne 2016.
  5. Opracowanie zbiorowe, Czarna księgakomunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, Prószyński i S-ka 2004.

 

Komentarze (9)

  1. Brayan Kot Odpowiedz

    Proszę, napiszcie artykuł o innym wielkim zbrodniczym dyktatorze – Pol Pocie, którego krwawe rządy trwały w Kambodży w latach 70 – tych XX wieku.

  2. zak1953 Odpowiedz

    Ludzie mordują się na wielką skalę od samych początków cywilizacji. Im większą społeczność tworzyły poszczególne ludy, tym większych zbrodni na sąsiadach się dopuszczali. I to w czasach, gdy nie było na świecie takiej masy ludzi, jak obecnie. Relatywnie, ilość zabitych (w stosunku do ogółu populacji) maleje. Chociaż z żadną zbrodnią nie można się godzić. Nawet tą popełnianą rzekomo w społecznym interesie. Chociaż fajnie się czyta taką np. Iliadę, czy opowieści o Spartanach albo Czyngis Chanie. Bo to odległa przeszłość była?

  3. bezradny Odpowiedz

    3 x odwiedzajac Chiny prosiłem o spotkanie z byłym hunwejbinem – a były ich miliony. Nie udało mi się.
    To samo będzie z PIS-owcami kiedy ta zarazliwa zbiorowa paranoja ustanie i wyzwoli sie poczucie wstydu i potrzeba kary za wszystkie podłości. Tak jest w Niemczech, Rosji, Indochinach, Afryce..
    Jak opanowywac zbrodnicze instynkty podburzonego motłochu środkami demokratycznymi – oto jest pytanie! A co robić z ich przywódcami? Jak karać?

    • Zbigniew Pągowski Odpowiedz

      Proponuję Panu spotkać się z lekarzem Mao Tsetunga – świetna książka, nie wymieniona w spisie literatury. Też byłem w Chinach i rozmawiałem z wieloma wykształconymi Chińczykami. Zauroczenie marksizmem i wszystkimi jego odmianami, zawsze kończy się milionowymi morderstwami z zimną krwią. Mao z pomocą prania mózgow chińczyków wymordował ponad 30 milionow! My w Europie i nie tylko mamym teraz morderstwa dzieci nienarodzonych tzw aborcję czy mordowanie ludzi nieuleczalnie chorych etc czyli eutanazję.

      • Romek B. Odpowiedz

        Szanowny Panie! Mam nadzieję, że raczy Pan żartować porównując ludobójstwo, bestialstwo i ogrom zbrodni Chińskich z sytuacją w Europie. Uważa Pan, że przedłużanie na siłę – nie rzadko w ogromnym cierpieniu – życia ciężko chorych i umierających ludzi można zrównać z masową eksterminacją? Proszę wybaczyć, ale ja z takim stanowiskiem nie mogę się zgodzić. I choć nie popieram aborcji na żądanie ( można to znacząco ograniczyć poprzez edukację i antykoncepcję), to jednak popieram w sytuacji zagrożenia zdrowia, życia matki/dziecka oraz gdy wiadomo, że dziecko będzie upośledzone. Warto się zastanowić, jaki ogrom bólu i cierpień będzie później w trakcie życia tego dziecka. Co będzie gdy dorośnie i gdy rodziców już zabraknie?
        Ps. Mam nadzieję dożyć czasów legalności eutanazji w Polsce, gdyż w razie konieczności na pewno skorzystam.

        • Rysio

          Cóż, niezależnie czy Pan jest za aborcją czy nie to w samej Europie corocznie morduje się w ten sposób okolo 1,5 miliona dzieci. Spokojnie to można porównać do wyczynów Mao. Gdyby Europa miała tyle ludzi co Chiny oczywiście wynik należy pomnożyć przez 2. (statystyka)

    • Anonim Odpowiedz

      Ciekawe kiedy wreszcie rozliczamy PO-wców tą V Kolumnę Niemiec i Rosji w Polsce, których wódz Tusk jest tylko narionetką-opozicjonfuhrerem przesłanym z Berlina do Warszawy w celu popierania interesów gospodarczych i politycznych Niemiec i Rosji. PO- wcy popierają mordowanie ludzi starszych i chorych – eutanazja, oraz dzieci przed urodzeniem – aborcja. A także promują zboczenie seksualne i ideologie LBGT, chcąc zmuszać wszystkich do akceptacji oraz popierania zachowań patologicznych. Co ciekawe w latach 1939-1945, Niemcy popierali aborcję wśród Polek, natomiast wśród Niemców aborcja była zakazana, dziś ci sami Niemcy ponownie popierają aborcję wśród Polek, czy to tylko przypadek czy ponownie świadome i celowe działania Niemców, oraz ich pachołków PO-wców ? A co do samego Mao, to on sam osobiście nigdy nikogo nie zabił, zresztą tak samo jak Hitler i Stalin, bo zawsze czarną robotę wykonują ich wyznawcy czyli zwykli szarzy przecietni ludzie którzy uwierzyli albo udawali że wierzący to co głoszą ich idole.

  4. niepoprawny politycznie Odpowiedz

    Ha, miało być o Mao, a jest jak zwykle: o POPiSie…

    Taki dramat mi się marzy napisać, gdy w końcu tego „czasu wolnego” którym rzekomo ma się charakteryzować emerytura, dożyję, z takim głównie dialogiem:

    – Donald: wygraliśmy z SLD i co dalej? Władzę mamy. Ale jak utrzymać się przy niej i raz zdobytej nigdy nie oddać?

    – Jarosław: ano bądźmy jednocześnie ZAWSZE, i w koalicji rządzącej, i w opozycji, Donald. Przecież tak na prawdę nie wiele nas różni, ba, prawie wcale się naprawdę nie różnimy (np. ustawę antyaborcyjną wymyśliliśmy, przegłosowaliśmy przecież razem), a nasi ludzie z łatwością odnajdują się tak w PO, jak i za chwilę po odejściu z niej, już w PiS – i odwrotnie też oczywiście, przecież chodzi nam głównie, jeśli nie wyłącznie – i wam i nam – o władzę, reszta to konieczny (przecież!) „ideowy kamuflaż”.
    To nie my pierwsi – ja i ty – przecież wymyśliliśmy, że – powiedzieliśmy iż, Polska to taki postaw czerwonego płótna…
    Mamy przecież tylu zdolnych i wykształconych ludzi, czasami nawet profesorów, nie bójmy się, już oni coś wymyślą jak i czym się trwale bezpiecznie i „barwnie” różnić, i to tak by nie było dla nas żadnej innej realnej alternatywy, aby „oni” – społeczeństwo, to „łyknęło” na lata mój drogi, ba, na dziesiątki lat…

    – Donald: a jak któraś z naszych wodzowskich partii będzie u władzy wiele lat, kadencji, a druga ciągle w opozycji? Przecież ani ja, a ni ty nie przekażemy sobie dobrowolnie władzy – powiemy im o naszym układzie, bo wcześniej czy później odsuną nas od niej wtedy, a…
    A przecież te stołki w strategicznych „inaczej”, spółkach skarbu państwa, tak nęcą, śnią się po nocach… – Polska jako taka jedna wielka nowako-obajtko-landia dla wszystkich, tj. dla wszystkich naszych oczywiście…

    – Jarosław: no cóż, temu drugiemu z nas zawsze zostanie nadzieja i… stołki w Brukseli. Zgadzam się z tobą na pewno zatem w jednym, ten post-nazistowski projekt zwany UE, to był naprawdę świetny pomysł…

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.