Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

To Polacy zorganizowali jeden z największych szlaków przemytniczych w Europie. Jak działał?

Pod koniec XIX wieku na granicach państw zaborczych przemyt był powszechny.

fot.Wasilij Hudiakow/domena publiczna Pod koniec XIX wieku na granicach państw zaborczych przemyt był powszechny.

W czasach zaborów Polacy opanowali niemal do perfekcji przerzucanie na ziemie polskie nielegalnej literatury i innych towarów. A dzięki jednemu, genialnemu w swojej prostocie rozwiązaniu, niemal wszystko odbywało się za rosyjskie pieniądze…

Na ziemiach polskich pod zaborami przemyt był powszechny. Co ciekawe, najbardziej niezwykły twór rodzimych przemytników, wcale nie powstał na granicach zaborczych. Chodzi o tak zwaną Odessę – zorganizowany przez Ksawerego Praussa i rozbudowany przez Władysława Dehnela bodaj największy w tej części Europy szlak przemytniczy. Jego trasa wiodła z Londynu przez Sztokholm do Helsinek (w późniejszym okresie zamiast do Helsinek zawijano do Abo) i dalej, przez Wyborg i Białoostrów, do Petersburga. Koniec końców, niemal 3 tysiące kilometrów. Jak wspominał:

Odległa ta granica miała pierwszorzędne walory, które rzucają się w oczy każdemu konspiratorowi. Granica morska między Szwecją a Finlandią była obsługiwana przez fińską straż celną, wrogo usposobioną do władz rosyjskich, gdyż każdy Finlandczyk nienawidził Moskala i nawet ugodowcy fińscy byli w wielu sprawach opozycyjni do rządu rosyjskiego. Żandarmeria rosyjska, bardzo nieliczna i źle się czująca w Finlandii wobec wrogiego usposobienia do niej ludności, miała nadzór tylko polityczny, że tak powiem, nad granicą.

Nielegalna literatura polska szła do Finlandii ze Szwecji wprost w skrzyniach, nie obawiając się celnych władz fińskich, gdyż książki nie były towarem podlegającym cleniu w Finlandii i chodziło wyłącznie o uniknięcie nadzoru żandarmskiego, co było rzeczą dość łatwą. Następnie w dalszej drodze, przy przejeździe z Finlandii do Rosji przez pograniczną stację kolejową Białoostrów, nie wymagano paszportów ani żadnych innych dowodów osobistych. Rewizja rzeczy odbywała się w wagonach, bardzo powierzchownie, przez straż celną w asystencji jednego żandarma, bagaż zaś był rewidowany dopiero na stacji w Petersburgu.

Szlak zorganizowany przez Polaków zaczynał się w Londynie, a kończył w Petersburgu.

fot.Краснокутский В/domena publiczna Szlak zorganizowany przez Polaków zaczynał się w Londynie, a kończył w Petersburgu.

Z Londynu do Finlandii

Przemyt rozpoczynał się w Londynie, skąd wysyłano kontrabandę legalną drogą na adres dogadanego wcześniej redaktora pewnego szwedzkiego pisma socjalistycznego, w którego magazynach następnie była ona przechowywana. Redaktor ów przekazywał towar znajomym obu stronom przemytnikom, ci zaś przewozili go do Helsinek.

„Przemytnicy ci do samego transportu używali łodzi rybackich, których niezliczona mnogość znajdowała się na licznych wyspach Morza Bałtyckiego po stronie szwedzkiej i fińskiej – snuje dalej opowieść Dehnel. – Rybacy byli stałymi mieszkańcami tych wód i podtrzymywali między sobą ożywione stosunki, nie licząc się zupełnie ze strażą graniczną, czy to szwedzką, czy fińską, kontrolowaną przez żandarma rosyjskiego”.

Jeszcze Prauss zorganizował odbiór towaru w Finlandii. Zaufany i odpowiednio opłacany człowiek przechowywał go już z zachowaniem pełnych zasad konspiracji, a po nadejściu przesyłki wysyłał do swojego kontaktu w Petersburgu list o treści: „ciocia przyjechała”.

Po otrzymaniu wiadomości z Helsingforsu (Helsinek) tow. Prauss wyjeżdżał z dwiema pakownymi walizkami i przywoził na umówiony dzień rano bibułę w walizkach do Wyborgu, gdzie spotykał się z umówionymi parami w konspiracyjnym mieszkaniu jakiegoś towarzysza Finlandczyka, a nieraz wprost za miastem na improwizowanej wycieczce – relacjonuje dalej „Agrafka”. – Tu odbywało się misterium pakowania, a następnie całe towarzystwo wsiadało do pociągu zdążającego z Wyborga do Petersburga.

Artykuł stanowi fragment książki Wojciecha Lady "Polscy terroryści", wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Artykuł stanowi fragment książki Wojciecha Lady „Polscy terroryści”, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Dla konspiracji pary już po powrocie na stację w Wyborgu nie znały się między sobą i każda para wsiadała do innego wagonu. Przez granicę w Białoostrowie przejeżdżało się bez wysiadania z wagonu i nawet bez sprawdzania dokumentów. Podczas rewizji celnej pary udawały, albo naprawdę (kto je tam wie!), tak usilnie ze sobą flirtowały, że nikt nie podejrzewał ich o żadne „czynności antypaństwowe”.

Z czasem Odessa nieco się modyfikowała. Po aresztowaniu Praussa w marcu 1902 roku szlak prowadziła jego żona Zofia – postać nie mniej barwna od męża, oboje byli zresztą znaczącymi politykami w II RP. Wprowadzona przez nią innowacja polegała na tym, że na lato wynajęto mieszkanie w Trejlokach – ostatniej stacji na terenie Finlandii, przed granicą w Białoostrowie – i osadzono w nim fikcyjne małżeństwo, Helenę Wyszyńską i Zdzisława Szenka.

Prace podzielono tak, że towar z Wyborga odbierała Wyszyńska, do Petersburga natomiast zawoził go Szenk, który – jak wspomina Dehnel – „codziennie tam jeździł jako rzekomy urzędnik do biura i wracał na równi z innymi urzędnikami do domu »na daczę«”.

Broń za rosyjskie pieniądze

Ale i Wyszyńskiej zdarzyło się dostarczyć towar do Petersburga, choć nie jest do końca pewne, czy robiła to dla dobra sprawy czy może z przyczyn cokolwiek bardziej osobistych. Dehnel zdradza:  „Tow. Wyszyńska przyjeżdżała zwykle pod wieczór obładowana bibułą, pozostawiała bibułę u mnie, piliśmy herbatę, a następnie odprowadzałem ją do mostu na Newie. Dalej nie wolno mi było iść i wracałem do domu, nie wiedząc, gdzie udaje się tow. Wyszyńska”. Ten ostatni fakt musiał go niepokoić najbardziej, bo już w 1903 roku oboje pobrali się, odprawili Szenka i w zastępstwie Zofii Praussowej, zamiast miesiąca miodowego, rozpoczęli wspólnie prowadzenie Odessy.

Jednym z działaczy na szlaku był Zdzisław Szenk, który zawoził towar do Petersburga.

fot.Wincenty Wodzinowski/domena publiczna Jednym z działaczy na szlaku był Zdzisław Szenk, który zawoził towar do Petersburga.

I trzeba przyznać, że robili to nadzwyczaj sprawnie. Dehnel wpadł mianowicie na pomysł – rewolucyjny i w przenośni, i dosłownie – by zakupić łódź i samodzielnie transportować kontrabandę z Finlandii, jednocześnie ograniczając koszty, minimalizując ryzyko, a przede wszystkim zwiększając ilość przewożonego towaru do 250 kilogramów za jednym kursem. Było to za dużo w stosunku do potrzeb, stąd zrodziła się kolejna błyskotliwa myśl. Jak opowiadał:

Gdyśmy snuli (wspólnie z Sulkiewiczem) plany roboty na przyszłość, nasunęła mi się myśl, że wobec tak znacznego rozszerzenia pojemności granicy nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy z granicy zrobili przedsiębiorstwo dochodowe. Zdecydowaliśmy się zaproponować rosyjskiej organizacji Oswobożdienie przewóz ich wydawnictw i dostarczenie ich wprost do Petersburga. Ponieważ Rosjanie stale wsypywali się na granicach, nie wątpiłem, że nasza inicjatywa będzie mile widziana. Braliśmy od Rosjan „skromną” kwotę rubli stu za pud. Była to cena dwukrotnie, a może i więcej, wyższa, niż faktycznie transport kosztował.

Był to manewr genialny w swojej prostocie. Już wkrótce zyski pozwoliły na zakup owych rekordowych ilości broni i przewiezienie ich niemal bez żadnych kosztów tą samą drogą.

Przemycane towary Polacy odbierali w Wyborgu.

fot.Bernhard Reinhold/domena publiczna Przemycane towary Polacy odbierali w Wyborgu.

„Gdy nadszedł pierwszy transport broni do Wyborga, przystąpiliśmy do transportowania jej ze specjalnym nabożeństwem. Psychika nasza się załamała. Dotychczas walczyliśmy tylko słowem silnym i wieszczem, porywającym i szlachetnym, lecz tylko słowem przeciw potędze realnej caratu. Gdy się wzięło browning do ręki, czuło się, że mamy czym poprzeć to słowo, że kulą odpowiemy na kulę, że na sztylet kozacki odpowiemy sztyletem fińskim” – pisał Dehnel wyraźnie podniecony. Ale chyba nie tylko bronią…

Trudno mi opisać uczucia, które towarzyszyły tej drodze. Początkowo nie odczuwało się prawie fali, bo droga prowadziła między wyspami. Przy sprzyjającym wietrze łódź mknęła jak strzała. Wrażenie było silne, ale oko spoczywało wciąż na wyspach i nie odczuwało się w pełni potęgi morza. Stopniowo wyspy stały się coraz rzadsze, fala powiększała się coraz groźniej i zapanowało uczucie bezradności wobec żywiołu.

Mimo woli człowiek, ogarnięty strachem, zaczynał uważać za szaleństwo puszczenie się w takiej łupinie w bezmiary morskie. (…) Gdyśmy wjechali na otwarte morze i fala wzrosła do wysokości nadzwyczajnej, odczuwałem nie tyle uczucie strachu, bo podziwu, jak zgrabnie robią żeglarze żywioł posłusznym.

Polscy przemytnicy dysponowali własną łodzią, dzięki której udało im się zmniejszyć koszty przewozu towaru.

fot.Ferdynand Boberg/domena publiczna Polscy przemytnicy dysponowali własną łodzią, dzięki której udało im się zmniejszyć koszty przewozu towaru.

Władysławowi Dehnelowi nie przyszło jednak długo oddawać się rozkoszom morskich wycieczek z ćwierćtoną browningów pod pokładem. W 1905 roku wezwano go do Warszawy, gdzie mógł wreszcie zrobić użytek ze ściągniętych przez siebie pistoletów. Przeszedł kurs bojowy w szkole prowadzonej przez Piłsudskiego i brał udział w szeregu zamachów, zarówno w Warszawie, jak i w Łodzi, i Kijowie.

Aresztowano go dwa lata później i zesłano do Tomska. Odessa przywołała go jednak jeszcze raz. Ostatni. To właśnie jej szlakiem, tylko w przeciwną stronę i wydłużając trasę o Kopenhagę, Berlin, Wiedeń, wreszcie Kraków, uciekł wraz żoną z zesłania. Zmarł w 1931 roku.

Źródło:

Powyższy tekst stanowi fragment książki Wojciecha Lady pt. Polscy terroryści, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, informacje i wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. By zachować integralność tekstu, usunięto z niego przypisy znajdujące się w wersji książkowej.

To oni wywalczyli polską niepodległość:

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.