Miliony ludzi, którzy stracili życie w wyniku głupoty jednego człowieka („Co wiedział Stalin” David E. Murphy)
Od początku 1941 roku do Moskwy napływały meldunki wywiadu donoszące o intensywnych przygotowaniach Niemiec do ataku na ZSRR. Mimo że pochodziły z wiarygodnych źródeł, Stalin stanowczo je odrzucał. Twierdził uparcie, że są prowokacją, Dlaczego? Bo jako dyktator po prostu wiedział lepiej.
Siedemnastego czerwca 1941 roku Stalin otrzymał raport podpisany przez Pawła Fitina, szefa wywiadu zagranicznego NKGB. Pisano w nim, że „przygotowania do niemieckiego ataku na Związek Radziecki zostały zakończone i może on nastąpić w każdej chwili”. Informację taką dostarczył oficer wywiadu, zatrudniony w Ministerstwie Lotnictwa Rzeszy.
Na marginesie raportu Stalin napisał uwagę do przełożonego Fitina, ludowego komisarza bezpieczeństwa państwowego Wsiewołoda Mierkułowa: „Towarzyszy Mierukłow, może pan wysłać swojego informatora ze sztabu niemieckiego lotnictwa do diabła. To nie informator, lecz dezinformator”. Pięć dni później niemiecki atak dał początek wojnie, w której straciło życie 20 000 000 obywateli radzieckich. Rozmiar tej katastrofy jest tak ogromny, że Rosjanie do tej pory nie są w stanie się z nią pogodzić.
Mania tajności trwa
W taki oto sposób zaczyna się książka amerykańskiego badacza Davida E. Murphy’ego zatytułowana „Co wiedział Stalin”. Autor, wieloletni oficer CIA i specjalista od Związku Radzieckiego, postanowił opisać w niej stan wiedzy sowieckiego przywódcy i najbliższych mu ludzi na temat niemieckich przygotowań do ataku na ZSRR.
Historyków od dawna intrygowało bowiem, dlaczego Armia Czerwona i cały Związek Sowiecki były tak bardzo nieprzygotowane do oczywistej, wydawałoby się, agresji ze strony III Rzeszy. Dlaczego Stalin uparcie lekceważył i odrzucał wszystkie docierającego do niego wiadomości na ten temat? Dlaczego strofował swoich generałów, by broń Boże nie prowokowali Niemców jakimikolwiek przygotowaniami do obrony? I dlaczego tak długo nie mógł uwierzyć, że atak rzeczywiście nastąpił?
Na pytania te Murphy postanowił odpowiedzieć analizując sowieckie dokumenty wywiadowcze, wspomnienia uczestników wydarzeń oraz fachowe opracowania. Co ciekawe, przygotowując na początku lat 2000-tych swoją książkę, badacz wystąpił do archiwum rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego oraz Centralnego Archiwum Ministerstwa Obrony z prośbą o udostępnienie odpowiedniej dokumentacji. W obu przypadkach odesłano go z kwitkiem.
Mało tego, Rosjanie odmówili pokazania nawet tych dokumentów, które wcześniej kilkakrotnie ukazywały się w rozmaitych zbiorach materiałów źródłowych, w tym także tych wydanych oficjalnie przez rosyjskie specsłużby (np. SWZ i FSB). Jak widać, nawet po prawie trzech dekadach od upadku ZSRR mania tajności w Rosji trwa, a materiały niegdyś jawne znów zostały utajnione…
Stalin zabrania szpiegować
Wróćmy jednak do ustaleń Murphy’ego. Autor dokonał solidnego przeglądu literatury i wydanych drukiem źródeł traktujących o sowieckim wywiadzie i kontrwywiadzie w okresie 1939-1941. Przeanalizował też politykę prowadzoną przez ZSRR na arenie międzynarodowej w latach 30-tych ubiegłego wieku. Jaki obraz wyłania się z tych analiz?
Od początku 1941 roku z zagranicznych placówek wywiadowczych zaczął płynąć do Moskwy szeroki strumień wiadomości na temat niemieckich przygotowań do ataku na ZSRR. Uzyskiwali je z rozmaitych źródeł radzieccy attache wojskowi – poza swoimi dyplomatycznymi obowiązkami zajmujący się też działalnością szpiegowską. Korzystając z siatek, znajomości i obserwacji, wywiadowcy z Berlina, Helsinek, Vichy, Bukaresztu, Belgradu czy Sofii pisali w niepokojącym tonie o pogłoskach, ale też wyraźnych znakach wskazujących, że taki atak jest przygotowywany.
Niemcy gromadzili sprzęt, paliwo i wyposażenie, przerzucali dywizje z Europy Zachodniej pod granicę z ZSRR, przygotowywali mapy Rosji, mobilizowali kolejne roczniki. W państwach sprzymierzonych z Rzeszą – na Węgrzech, Słowacji, w Rumunii i Bułgarii – wojskowi i politycy mówili niekiedy otwarcie, że zbliża się wojna ze Związkiem Sowieckim.
Wojsko ciągnie przez Warszawę
Meldunkom attache wtórowały doniesienia placówek wywiadu cywilnego NKWD. Rezydenci z Warszawy, Helsinek, Genewy czy Londynu potwierdzali, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż następnym celem Hitlera będzie Rosja, a przygotowania do ataku już trwają. Szczególnie cenną siatkę NKWD miało w… Berlinie, gdzie grupa opozycyjnie nastawionych do reżimu Niemców, jeszcze w latach 30-tych, postanowiła poszukać kontaktów z Sowietami. Niektórzy z nich zajmowali znaczące stanowiska (jak Harro Schulze-Boysen, który pracował w wywiadzie Ministerstwa Lotnictwa) – posiadali więc dostęp do cennych i wiarygodnych informacji.
Z kolei placówka w Warszawie miała okazję na własne oczy obserwować niemieckie przygotowania militarne. Do Generalnego Gubernatorstwa Niemcy przerzucili bowiem mnóstwo wojska, budowali drogi, lotniska, szpitale i umocnienia, konfiskowali samochody prywatne i firmowe, werbowali ludzi do pracy w przyszłej administracji okupacyjnej.
Od 10 do 20 kwietnia niemieckie oddziały ciągnęły na wschód, zarówno dniem, jak i nocą. Z powodu nieustannego przepływu wojska na ulicach Warszawy wstrzymano cały ruch. Jadące na wschód pociągi wiozą działa, samochody i części do samolotów. Od połowy kwietnia na ulicach Warszawy pojawiły się ciężarówki wojskowe i samochody Czerwonego Krzyża. Niemieckie władze rozkazały przygotować schrony, zaciemnić okna, stworzyć w każdym budynku grupy pierwszej pomocy (…). 1 kwietnia zamknięto szkoły, które mają być wykorzystane jako szpitale wojskowe (…) – czytamy w książce fragment raportu przygotowanego przez szefa warszawskiej placówki.
Meldunków takich Murphy cytuje w swojej pracy znacznie więcej. Było ich mnóstwo i napływały z najróżniejszych stron. Sowieckie źródła były dobre, a im bliżej momentu ataku, tym częściej w doniesieniach agentów pojawiało się wiele cennych szczegółów. Podawano liczbę dywizji, podział sił uderzeniowych na grupy armii, kierunki ich natarcia, nazwiska dowódców, a nawet dokładną datę uderzenia – 22 czerwca.
Przygotowania na oczach Rosjan
Gdyby Moskwa nie chciała wierzyć tym alarmującym doniesieniom, mogła skorzystać z wiadomości bezpośrednio z własnego podwórka. Oto dowódcy jednostek rozmieszczonych na granicy z niepokojem pisali o jednoznacznych przygotowaniach czynionych przez Niemców po drugiej stronie.
Na oczach radzieckich placówek, niespecjalnie się kryjąc, Wehrmacht budował drogi, lotniska, składy amunicji i stanowiska dla artylerii. Nad granicznymi rzekami (Bugiem, Sanem) otwarcie gromadzono środki przeprawowe i materiały do budowy mostów. Na terytorium ZSRR codziennie wlatywały niemieckie samoloty, które dokonywały zwiadu fotograficznego.
Wywiad chowa raporty
Jak na te wszystkie doniesienia reagował Stalin? Alergicznie. Meldunki wywiadu informujące o niemieckich przygotowaniach wojennych wywoływały w nim złość, a ich autorów nazywał „podżegaczami wojennymi”. Uważał, że wiadomości zagranicznych placówek to dezinformacja przygotowana przez Wielką Brytanię chcącą wciągnąć ZSRR do wojny z Niemcami. Hitler bowiem – uważał Stalin – pomny doświadczeń swego kraju z poprzedniego światowego konfliktu, nigdy nie zdecyduje się na wojnę na dwa fronty. Dopóki więc Anglia nie zostanie pokonana, Związek Radziecki jest bezpieczny.
Niechęć Stalina do takich doniesień była tak silna, że kontaktujący się z nim szefowie wywiadu zaczęli łagodzić meldunki swoich agentów, przerabiać sprawozdania, by nie brzmiały zbyt pesymistycznie, a wreszcie zatrzymywać je u siebie. Zaślepiony wódz zabronił wojsku i wywiadowi reagowania na niemieckie przygotowania wojskowe nad granicą i naruszanie przestrzeni powietrznej przez Luftwaffe. Gdy zaś 17 czerwca Mierkułow i Fitin z drżeniem przybyli na Kreml, by po raz kolejny przedstawić alarmujący raport o nadchodzącym zagrożeniu, ten wysłuchał ich i odparł: „Dezinformacja! Możecie odejść”. Niemcy uderzyli pięć dni później miażdżąc Armię Czerwoną.
Wódz się nie myli
W jaki sposób David E. Murphy tłumaczy to przedziwne zachowanie dyktatora? Jego zdaniem Stalin, jak większość dyktatorów, przekonany był o swojej nieomylności. Wśród współpracowników i poddanych uchodził za geniusza. Co gorsza za geniusza uchodził także we własnych oczach. Nie dopuszczał możliwości własnej pomyłki, zwłaszcza w strategicznych sprawach państwowych. Było to tak daleko posunięte, że wódz odrzucał wszystkie opinie, które nie zgadzały się z jego przekonaniami. Nawet wtedy, gdy przemawiały za nimi fakty.
Strach przed gniewem dyktatora był zaś tak wielki, że jego współpracownicy woleli coś przemilczeć, niż się sprzeciwić. Jak zauważa Murphy, to nie pierwszy przypadek w historii, „gdy służby wywiadowcze musiały dostarczać raporty pasujące do planów i celów polityków. Również brak reakcji polityków na ostrzeżenia wywiadu znajduje liczne precedensy w historii”. Niestety koszty takich zachowań ponosili zwykli obywatele, zmuszeni do spełnienia patriotycznego obowiązku w… okopach. Z powodu zachowania Stalina podczas II wojny światowej w ZSRR zginęły miliony ludzi.
Polacy nie istnieją
Książka Murphy’ego jest sprawnie napisana i odpowiednio przełożona. Autor wykazuje dobrą orientację w sowieckich realiach oraz strukturze instytucji, o których pisze. Praca nie jest niestety porywająca, bo większość jej treści to wyliczenia i relacje ze wspomnianych raportów nadsyłanych do Moskwy przez rozmaite placówki. W dodatku w sporej części z nich informatorzy nadal – 70 lat po wojnie – figurują pod pseudonimami i nie wiadomo, kim byli.
Praca ta nie jest również szczególnie źródłowo oryginalna, bo – jak wspomniano – autor wykorzystał w niej dokumenty już wcześniej opublikowane. Tu uwidocznia się jedna z wad takiego właśnie podejścia – Murphy skazany był na te materiały, które subiektywnie wybrali autorzy owych zbiorów. I tak, na przykład, przy opisywaniu sytuacji na zagarniętych przez ZSRR we wrześniu 1939 roku polskich Kresach możemy przeczytać, że głównym problemem NKWD było tam ukraińskie i białoruskie podziemie narodowe, a przeprowadzane aresztowania obejmowały przedstawicieli tylko tych dwóch nacji.
Polska konspiracja w raportach tych nie istnieje, a na zachodniej Ukrainie i Białorusi w ogóle nie ma Polaków. Dziwne, że Amerykanin nie zwrócił na to uwagi. Dalej: o ile wojnie radziecko-fińskiej poświęcił cały rozdział, to atak na Polskę 17 września zdawkowo ujął na nieco ponad jednej stronie. Mimo wszystko jednak praca Murphy’ego korzystnie odróżnia się od innych historycznych książek wydawanych przez Amber. Nie jest to może opracowanie fundamentalne, ale na pewno nie obraża inteligencji czytelnika zainteresowanego historią. A to już coś.
Plusy:
- dobry przekład
- brak częstych w tej serii błędów korektorskich
Minusy:
- brak oryginalności źródłowej
- marginalne potraktowanie wątków polskich
Zgrzyty:
- brak
Metryczka:
Autor: David E. Murphy
Tytuł: „Co wiedział Stalin”
Wydawca: Amber
Oprawa: miękka
Liczba stron: 336
Rok wydania: 2017
Starannie udokumentowana relacja o błędnej ocenie sytuacji w przeddzień niemieckiej inwazji na ZSRR:
Murphy David E.
Co wiedział Stalin
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 42.80 zł | 24.40 zł idź do sklepu » |
tak zginęły miliony ,ale uratowano miliardy na świecie i to dzięki Stalinowi wtym cały naród polski,który był skazany przez nazistow na całkowitą zagładę.
Znowu Rosyjski Troll – Prawda historyczną ,a może Ruska Prawda błysnął inteligencją. Ten owoc eksperymentów profesora Iwonowa ,czyli dziecko kolchoznicy i szympansa Orango , inteligencję odziedziczył po ,”tatusiu”. Gdyby nie współpracą Stalin-Hitler ,2 WS ,nigdy by nie wybuchła. Wybuch 2 WS nastąpił dlatego że Komunista Stalin i jego przyjaciel Narodowy-Socjalista Hitler ,postanowili podzielić Europę na swoje strefy wpływów. Hitler okazał się pożytecznym idiotom Stalina. Natomiast Europę podzielili zwycięzcy 2 WS – ZSRR i USA.