Czy powstanie listopadowe miało szanse powodzenia? Czy Polacy mogli wygrać?
Po bitwie pod Ostrołęką Polacy nie byli w stanie odzyskać początkowej przewagi. Kolejni dowódcy powstania walczyli z coraz mniejszym przekonaniem. Czy można było wygrać zryw, w którego zwycięstwo od początku prawie nikt nie wierzył, a upadek cała Europa przyjęła z ulgą?
Sejm zapowiedział, że naród nie złoży broni „póki nie połączy się z braćmi ujarzmionymi przez dwór petersburski” na Ziemiach Zabranych, za godło powstańczej Polski uznał Orła i Pogoń litewską, do izby weszli przedstawicieli Wołynia, Ukrainy kijowskiej, Podola oraz Litwy. Dopiero po Iganiach wysłano na Wołyń niewielki korpus pod komendą gen. [Józefa] Dwernickiego, który pod Boremlem (19 IV) odniósł zwycięstwo nad silniejszym korpusem rosyjskim (zdobyto 8 dział i wzięto jeńców), ale droga na Wołyń nadal była zablokowana.
Powstanie na Rusi i Litwie
Zmusiło to Polaków do przekroczenia granicy galicyjskiej i złożenia broni przed Austriakami, co miało fatalne reperkusje międzynarodowe. Ruch na Wołyniu został stłumiony, tylko kawaleria Karola Różyckiego działała do końca maja. Na Podolu po klęsce pod Daszowem (14 V), gdzie zaginął legendarny „emir” Wacław Rzewuski, podtrzymywał powstanie kościuszkowski brygadier Benedykt Kołyszko, ale i on musiał wycofać się do Galicji (26 V). Ogółem w powstaniu na Rusi wzięło udział najwyżej 5 000 ludzi.
Poważniejsze rozmiary przybrał ruch powstańczy na Litwie. Zagrażało to liniom komunikacyjnym z armią walczącą w Królestwie. Toteż Rosjanie, dysponując przewagą militarną, pacyfikowali tereny objęte powstaniem: w Oszmianie dopuszczono się rzezi mieszkańców (16 IV), załamało się polskie natarcie na Wilno, nie zdołano opanować Połągi, katastrofą zakończył się wymarsz do powstania studentów Uniwersytetu Wileńskiego.
Dla podtrzymania powstania litewskiego dopiero 18 maja skierowano na Litwę korpus gen. D. Chłapowskiego, a po bitwie ostrołęckiej także korpusu gen. [Antoniego] Giełguda (12 000 żołnierzy i 26 dział), co poprawiło sytuację, jednakże Rosjanie odparli drugi polski ataku na Wilno (19 VI) i wygrali pod Szawlami (8 VII). Korpusu Giełguda znalazł się w pułapce i 15 lipca przekroczył granicę pruską.
Powstanie straciło 7 000 żołnierzy i 26 dział, a Giełgud za klęskę zapłacił życiem zastrzelony przez zrozpaczonego oficera. Los powstania litewskiego był przesądzony, choć drobne oddziały partyzanckie trwały do końca wojny. Rosła już legenda bohaterów tego powstania, z Emilią Plater na czele.
Zachód wobec powstania
Wiadomość o wybuchu powfstania w Warszawie, trzeciego wielkiego ruchu rewolucyjnego w 1830, wywołała w Europie ogromne wrażenie. W Paryżu powstanie przyjęto z ulgą: oddalała się groźba wojny, bo było oczywiste, że im dłużej Rosjanie będą zajęci nad Wisłą, tym łatwiej dyplomacja załagodzi konflikt Mikołaja I z Ludwikiem Filipem. Minister [spraw zagranicznych, Horace] Sébastiani powtarzał frazesy o sympatii, ale dodawał, iż Polska pomocy zbrojnej nie otrzyma, a najlepiej gdyby Polacy pogodzili się z carem.
W Anglii pierwsze reakcje opinii publicznej były na ogół przychylne powstaniu. Zaniepokojony tym Mikołaj I natychmiast zmienił taktykę w sprawie belgijskiej popierając Anglię w sporze z Francją, co rozładowało napięcie rosyjsko-angielskie i utwierdziło gabinet brytyjski w rezerwie do powstania. Europa była przekonana, że Rosjanie szybko zdławią powstanie. Liczono, że nie będzie trzeba lawirować między opinią publiczną sprzyjającą Polakom, a interesami wielkiej polityki, które narzucały konieczność utrzymania dobrych stosunków z Rosją.
Polityką zagraniczną kierował [książę Adam] Czartoryski, który w memoriałach wysyłanych do Londynu i Paryża podkreślał narodowy charakter powstania, odpowiedzialność składał na Mikołaja I wskazując na łamanie konstytucji 1815 r., wyjaśniał, że „z ducha traktatu wynikało niezbicie połączenie Litwy i Rusi z Królestwem”, a skoro jego status względem Rosji określił akt międzynarodowy, to tym samym mocarstwa mają prawo i obowiązek domagać się dotrzymania tych warunków interweniując w obronie Polski, a zarazem w imię utrzymania pokoju i równowagi europejskiej.
Po detronizacji dodano dążenie Polski do pełnej niepodległości. Polską wykładnię traktatów odrzucał Mikołaj I, twierdząc, że powstanie to wewnętrzna sprawa Rosji, która ma prawo przywołać polskich buntowników do posłuchu. Po stronie Rosji stanęły Prusy rozciągając na granicy z Królestwem „kordon sanitarny”. Złudzenia polityczne fatalnie zaciążyły na przebiegu powstania. Zaborców w sprawie polskiej zawsze więcej łączyło niż okresowo dzieliło.
Warszawa z nadzieją spoglądała na Francję, widząc w niej sprzymierzeńca Polski, choćby racji nieodległego braterstwa broni. Istotnie sprawa polska była popularna niemal we wszystkich francuskich środowiskach politycznych, które manifestowały poparcie dla powstania. Nie przekładały się to jednak na realną politykę. Ministrowie francuscy podkreślając, że „skarb i krew francuska należą tylko do Francji”, odrzucili projekty uchwał o niezawisłości Polski oraz powstańców za stronę walczącą.
Fiaskiem zakończyły się starania o pożyczkę i dostawy broni. „Kochają nas, pragną egzystencji Polski, lecz się wojny powszechnej boją” donosił z Paryża gen. Kniaziewicz. Nawet umiarkowany w słowach Czartoryski pisał o „niecnej i niegodnej” oraz „szkaradnej” polityce Francji. Nie zdołano także przełamać rezerwy gabinetu brytyjskiego dokumentami zdobytymi w Belwederze, które świadczyły o interwencyjnych planach Rosji w 1830, o jej ekspansji groźnej dla równowagi europejskiej.
Zawiedzione nadzieje
Bez wrażenia pozostały argumenty, że niepodległa Polska osłabi Święte Przymierze i stanie się dobrym partnerem dla angielskiego handlu. Nie udało się także uzyskać poparcia Państwa Kościelnego, gdzie powstanie przedstawiono jako walkę katolickiego narodu o wolność polityczną i w obronie religii. Papież Grzegorz XVI, przeciwnik rewolucji, powstanie polskie uznał za „bunt” przeciw legalnej władzy królewskiej Mikołaja I, co na wiele lat utrwaliła w kręgach demokratów polskich obraz Rzymu jako przeciwnika polskiej niepodległości.
Położenie polityczne poprawiła nieco ofensywa wiosenna, silniej zabrzmiały propolskie głosy w Paryżu i Londynie, jednakże oba gabinety nadal wstrzymywały się od akcji dyplomatycznej w Petersburgu. W lipcu 1831, po rozładowaniu napięcia francusko-angielskiego na tle sprawy belgijskiej, do czego przyczynili się Polacy, zarysowała się szansa na interwencję mocarstw: Francja przedstawiła Wielkiej Brytanii propozycję wspólnej akcji, jednakże w Londynie uznano, że Rosja jest dobrym sprzymierzeńcem Anglii i propozycje odrzucono.
Tak ostatecznie zawiodły nadzieje na polityczną pomoc Europy. Kwestia polska w 1831 r. miała dla Wielkiej Brytanii i Francji właściwie peryferyjny charakter. W dniach klęski powstania nie było nadziei nawet na dyplomatyczną obronę konstytucyjnej odrębności Królestwa Polskiego. Dał temu wyraz Sébastiani wypowiadając sławetne „spokój panuje w Warszawie”, na co ulica paryska zareagowała antyrządowymi rozruchami, ale francuski parlament dał votum zaufania jego polityce.
Tej niekorzystnej sytuacji międzynarodowej nie mógł zmienić przebieg wojny z Rosją: Polacy utracili inicjatywę i nie zdołali przeszkodzić Rosjanom, dowodzonym (po zmarłym Dybiczu) przez feldmarszałka [Iwana] Paskiewicza, w przeprawie pod Płockiem (z pruską pomocą) na lewy brzeg Wisły i zagrożeniu Warszawie od zachodu. Wojsko polskie wycofało się linię warszawskich umocnień obronnych.
Kryzysowi wojny towarzyszył nie mniej groźny kryzys władz politycznych powstania. Radykalizowały się szerokie koła mieszkańców Warszawy, zaniepokojonych niepowodzeniami oręża polskiego i polityki zagranicznej. W sierpniu pozbawiono dowództwa Skrzyneckiego, który kunktatorstwem zmarnował wcześniejsze sukcesy militarne.
Manifestacja mieszkańców zorganizowana 15 sierpnia przez Towarzystwo Patriotyczne przekształciła się w rozruchy i samosąd nad generałami oskarżonymi o nieudolność i uwięzionymi szpiegami. Rząd Narodowy stracił autorytet, a osobiście zagrożony Czartoryski pospiesznie opuścił Warszawę. Władzę przejął gen. [Jan] Krukowiecki, który zapowiadał kontynuowanie walki, choć wojnę uważał za przegraną.
Szturm na Warszawę
Paskiewicz ruszył na Warszawę z siłą 77 000 ludzi i 390 dział. Miasto od kilku miesięcy otaczane było umocnieniami, budowanymi z udziałem mieszkańców zachęcanych popularną piosenką Na wały, hej na wały, z doroślejszym mały… Do obrony trzech linii umocnień można było użyć tylko 28 000 żołnierzy zaprawionych w walkach i kilkanaście tysięcy rezerwy bez bojowego doświadczenia, oraz 94 działa polowe i 108 wałowych, ponadto gen. Bem dysponował około 70 działami jako odwodem manewrowym.
Paskiewicz, niepewny powodzenia szturmu, niespodziewanie zaproponował układy, ale zażądał oddania Warszawy i przejścia armii polskiej do Płocka, w zamian obiecując „zachowanie narodowości i konstytucji” oraz amnestię. Krukowiecki, niektórzy generałowie, senatorowie i posłowie, nie wierząc w możliwość powstrzymania Rosjan, gotowi byli przyjąć tę „deskę ratunku, którą nam zsyła Opatrzność”. Rząd pomysły te odrzucił.Rankiem 6 września Rosjanie rozpoczęli szturm. Pod ogniem artylerii rosyjskiej załamywała się obrona wysuniętych umocnień i padały kolejne forty. Wówczas narodziła się legenda „reduty Ordona”, kiedy wysadzony magazyn amunicyjny zabił przeszło 100 żołnierzy rosyjskich.
Dłuższy opór stawiały umocnienia Woli, gdzie kilka szturmów odparł gen. Józef Sowiński, a jego śmierć na pozycji na dziesięciolecia stała się symbolem bohaterstwa. Tam też do niewoli dostał się inicjator nocy 29 listopada Piotr Wysocki, zesłany później na Sybir.
Zdobycie Woli nie przesądzało jeszcze o losach Warszawy, ale Krukowiecki, łudząc się nadzieją na zachowanie statusu Królestwa, gotów był oddać stolicę i wrócić pod rządy Mikołaja I. Paskiewicz o negocjacjach słyszeć już nie chciał i żądał bezwarunkowej kapitulacji, na co sejm zgody nie dał i zdymisjonował Krukowieckiego.
Rosjanie wznowili szturm 7 września i po ciężkim artyleryjskim bombardowaniu zdobywali kolejne reduty, spychając polskie oddziały na wał miejski stanowiący ostatnia linie obrony. Groził bezpośredni szturm na miasto. Aby tego uniknąć oddano Warszawę, wojsko przeszło za Wisłę w rozprężeniu, szeregi opuścili generałowie Krukowiecki, Prądzyński, Chrzanowski, Turno, Radziwiłł i liczni oficerowie.
Wojna z Rosją została przegrana, klęska powstania była oczywista, o kontynuowaniu oporu trudno było myśleć. Pozostały polityczne gesty: odezwa do Europy, odrzucenie przez rząd formalnego akty kapitulacji, ustanowienie przez sejm orderu „Gwiazda Wytrwałości” i odroczenie obrad, na znak, iż walka się nie kończy.
„Nie nie mogliśmy, ale nie umieliśmy!”
Członkowie rządu, część posłów i senatorów, osoby zagrożone represjami wybrały emigrację. Szczątki niegdyś świetnej powstańczej armii ruszyły z Modlina ku pruskiej granicy i był to „prawdziwy konwój pogrzebowy wojskowej chwały naszej” jak później pisano. Znikała karność, szeregi porzucali chłopi-żołnierze wracając do swych chat, oficerowie i generałowie brali dymisje.
Powstanie listopadowe, to jedyny okres między 1794 a 1918 rokiem, kiedy Polska przez 10 miesięcy była w pełni niepodległa. Wraz z upadkiem powstańczego państwa nic już nie powstrzymywało zemsty Mikołaja I, który przystąpił do unifikacji Królestwa z Rosją: zniesiono Konstytucję, sejm, wojsko polskie, uniwersytety, zgrabiono ich zbiory, rusyfikowano oświatę. Nie było powrotu do stanu sprzed 29 listopada.
Z satysfakcją przyjęto to w Berlinie i Wiedniu: znikało zagrożenie rewolucyjne, na nowo umocniono „Święte Przymierze”. Nie należy jednak zapominać, że właśnie od powstania listopadowego sprawa polskiej niepodległości przez pół wieku wpływała na politykę międzynarodową, wiązała się z ruchami rewolucyjnymi i narodowymi, uzyskała szeroki rezonans w społeczeństwach europejskich, poza Francją i Anglią szczególnie silny w krajach niemieckich, wyrażany prawdziwym „entuzjazmem dla Polski”, co było zjawiskiem w stosunkach polsko-niemieckich bez precedensu. Z drugiej zaś strony w Rosji powstanie wyzwoliło nastroje antypolskie, a nawet szowinistyczne.
Powstańcy, zarówno pozostający w kraju, jak i udający się na emigracyjną tułaczkę, mieli gorzką świadomość, że klęska została zawiniona przez własne błędy. O „straconych szansach” powstania listopadowego pisano na Wielkiej Emigracji. Maurycy Mochnacki w dziele Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831 (1834), należącym do kanonu lektur politycznych epoki, pisał: „Nie nie mogliśmy, ale nie umieliśmy!” bo „moc wewnętrzna” narodu „była źle kierowana, źle przez nas samych użyta”.
W Polsce „zawsze na początku zapał powszechny, wszystko ogarniający w narodzie”, toteż „Byliśmy na kształt kunsztownego ognia, co od jednego razu strzeli w górę jasnym strumieniem i – w dymach gaśnie” i kończył: „Żadne powstanie polskie nie zasłużyło sobie na napis: usque od finem”. Ten ton odnajdujemy w Grobie Agamemnona Słowackiego, gdy pisał:
Na Termopilach – jaką bym zdał sprawę?
Gdyby stanęli męże nad mogiłą?
I pokazawszy mi swe piersi krwawe
Potem spytali wręcz: – Wiele was było?
Do tradycji powstania w latach Wielkiej Emigracji odwoływali się zarówno stronnicy Czartoryskiego, jak i demokraci, a jego ocena miała decydujące znaczenie dla kształtowania się programów i obozów politycznych. Wstrząs wywołany nadziejami w okresie zwycięstw, a wnet po nich klęską, przez następne dziesięciolecia wpływał na polską myśl polityczną. Znajdował wyraz w wielkiej literaturze, od Mickiewicza i Słowackiego, po Noc Listopadową i Warszawiankę Wyspiańskiego, [oraz] w sztuce polskiej, zwłaszcza malarstwie Wojciecha Kossaka, a obchody setnej rocznicy powstania w 1930 zyskały wymiar uroczystości państwowych i zaowocowały publikacjami o wielkich walorach naukowych.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy, porządkującej najważniejsze ze zjawisk i idei funkcjonujących w polskiej pamięci historycznej: Węzły pamięci niepodległej Polski. Publikacja ta ukazała się w 2014 roku nakładem Wydawnictwa Znak, Muzeum Historii Polski oraz Fundacji Węzły Pamięci.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Tak, miało szansę. Następne pytanie poproszę.
Stosunek sił Rosji i Polski był jak 10:1. W tym momencie Rosja nie była zaangażowana w żaden inny konflikt, który by wiązał ich siły. Poparcie innych krajów trzeba zagwarantować sobie przed rozpoczęciem akcji zbrojnej.
Trzeba było poczekać do wojny krymskiej.
Dobry dowódca z taką armią rozbił by Rosjan i Prusaków bez problemu.