Czy powinniśmy się obawiać kryzysu w relacjach z Izraelem? „Spokój nie jest cnotą” – komentuje prof. Łukasz T. Sroka
Czytam ze zdziwieniem wypowiedzi w rodzaju: „w ostatnich latach na linii Polska-Izrael panował spokój, teraz rząd PiS wszystko zepsuł”. Otóż takie słowa mógł sformułować tylko ktoś, kto nie zna realiów funkcjonowania polityki i dyplomacji międzynarodowej.
Zanim przeczytasz: zobacz nasze doniesienia dotyczące nowelizacji Ustawy o IPN i reakcji izraelskich prawodawców, a także poprzedni felieton Łukasz T. Sroki poświęcony innym aspektom tematu.
Przyglądając się ostatniej debacie o stosunkach polsko-izraelskich można odnieść wrażenie, że do rangi cnoty podniesiony został spokój w relacjach międzynarodowych. Jeśli faktycznie tak pożądany „spokój” miałby być dobrem samym w sobie, to za wzorcową należałoby uznać sytuację panującą w latach 1967 – 1990. Wówczas panował absolutny spokój, bo po wojnie sześciodniowej w 1967 roku rząd PRL pod dyktando Moskwy zerwał stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Wznowiono je, przypomnę, w 1990 roku, po upadku komunizmu w Polsce, i… natychmiast pojawiły się problemy. Czymś normalnym bowiem jest, że na linii dwóch państw, które łączą zażyłe i dynamiczne relacje wybuchają spory, nieporozumienia, rozbieżności.
Wzór godny uwagi
W świecie za wzór przyjacielskich i konstruktywnych relacji stawia się dziś sojusz Izraela i USA. Ale proszę zwrócić uwagę, jak często występują spięcia pomiędzy Waszyngtonem a Jerozolimą. Przykładów nie brakuje, wystarczy wspomnieć chociażby kontrowersje towarzyszące wizycie prawicowego premiera Izraela Benjamina Netanjahu w Kongresie USA w 2015 roku.
Kilku wpływowych Demokratów zasiadających w Izbie Reprezentantów wydało oświadczenia, że nie wysłuchają jego przemówienia, bo nie zostało ono uzgodnione z (ówczesnym) prezydentem USA Barackiem Obamą. W istocie, zaproszenie sformułowali Republikanie, a zresztą i wśród nich nie było zgody w tej sprawie (wzajemna niechęć Obamy i Netanjahu była już wtedy tajemnicą poliszynela). Wiadomym było, że premier Izraela skrytykuje politykę międzynarodową prezydenta USA, zwłaszcza w sprawie porozumienia atomowego z Iranem. Opozycja izraelska żądała wówczas od premiera Netanjahu, by odwołał swą wizytę w Kongresie. Podobne apele formułowały niektóre środowiska polityczne w USA (nie tylko Demokraci). W mediach izraelskich i amerykańskich toczyła się debata o wiele bardziej burzliwa aniżeli ta związana z nowelizacją ustawy o IPN.
Oczyszczająca moc słów
Mocny atak w kierunku Netanjahu przypuścił wówczas między innymi, stojący na czele centrowej partii laickiej Jesz Atid (hebr. Jest Przyszłość), Jair Lapid – tak, ten sam polityk, który teraz dał się szerzej poznać polskiej publiczności, pisząc na twitterze o „polskich obozach śmierci”. Czy to w jakikolwiek sposób zaszkodziło relacjom izraelsko-amerykańskim? Bynajmniej. Obydwa państwa wyszły z tego wzmocnione, a ostre słowa, które wówczas padły miały moc oczyszczającą, tak dla polityków amerykańskich, jak i izraelskich.
Sięgnijmy po nowszy przykład. Pod koniec 2017 roku prezydent USA Donald Trump oficjalnie uznał Jerozolimę za stolicę Izraela i zapowiedział przeniesienie tam z Tel Awiwu ambasady amerykańskiej. Czy w Izraelu Trump zyskał sobie przez to wyłącznie sympatię? Ależ skąd. Niemała część izraelskiej opinii publicznej wyraziła w tej sprawie poważne obawy.
Pojawiło się wiele gorzkich opinii, że za tę ryzykowną decyzję najwyższą cenę przyjdzie zapłacić samym Izraelczykom, bo niechybnie sprowokuje ona wzmożenie konfliktu z Palestyńczykami. Oczywiście nie zabrakło też słów wdzięczności, by nie powiedzieć, że wręcz uwielbienia. Tak czy inaczej spór był całkiem spory. Czy wyrządził on jednak trwałą szkodę relacjom izraelsko-amerykańskim? W żadnym razie.
Obydwa państwa jak miały, tak mają dalej wyjątkowe w skali świata relacje. Zatem, powtarzam raz jeszcze, spokój w relacjach międzynarodowych sam w sobie nie jest żadną wartością. Zwłaszcza w relacje państw o zażyłości wręcz rodzinnej wkalkulowane są namiętności, spory a nawet awantury. Problem nie w tym, że występują, ale jak się nimi zarządza, że użyję tego modnego dzisiaj sformułowania.
Bzdurny artykuł. Należy zerwać stosunki dyp. z Izraelem i przestać uznawać jego istnienie.
i dobrowolnie wyautować się z wielkiej polityki – genialne!
Od kiedy to Polska jest częścią wielkiej polityki?
Nie wiedziałem, że utrzymywanie stosunków z Izraelem to „wielka polityka”. ten kraj rozumie tylko politykę siły. Trzecie i ostatnie centrum wielkiej polityki przenosi się do Chin i Indii!
zgadzam się: artykuł bzdurny.
porównywanie kwestii fundamentalnej: holokaustu do osobistej niechęci premiera i prezydenta jest po prostu śmieszne
Założenie, że holokaust jest fundamentalny dla Polski i Polaków jest błędne, podobnie jak założona niechęć prezydenta i premiera. Holokaust jest fundamentalny dla państwa Izrael nawet nie dla jego obywateli. Fakt artykuł bzdurny jak poprzedni p. Sroki.
i ktoś taki jak autor artykułu ma stopień doktora historii? Miał chyba zajęcia z logiki? Poruszanie przez niego kwestii współczesnych to już zupełny brak sensu w jego wywodach.