Lech Wałęsa otwarcie mieszał swoich współpracowników z błotem. Co mówił w 1995 roku o Kaczyńskich, a co o Olszewskim?
„Jeśli był to plan do wykonania, to został zrealizowany doskonale. Polityków, którym prezydent Wałęsa powierzał rządzenie krajem, rzeczywiście traktował bez śladu przywiązania czy zbędnej czułostkowości” – podkreśla historyczka, Lidia Zyblikiewicz.
„Zderzaki”. W ten sposób Lech Wałęsa określił ludzi, którzy – jego zdaniem – mogą, a nawet powinni podlegać wymianie w trakcie gry politycznej. Przewodniczący „Solidarności” użył tego określenia w wywiadzie dla „Newsweeka” w listopadzie 1990 roku:
Oczekuję, że przynajmniej trzech premierów i trzy rządy padną w ciągu następnych pięciu lat. Premierzy będą jak zderzaki w samochodzikach w lunaparku.
Rzeczywiście, jeśli był to plan do wykonania, to został zrealizowany doskonale. W trakcie prezydentury Wałęsy mieliśmy pięciu premierów i co najmniej tyleż rządów, nie licząc zmian poszczególnych ministrów. A polityków, którym prezydent powierzał rządzenie krajem, rzeczywiście traktował bez śladu przywiązania czy zbędnej czułostkowości.
„Nie miałem pierwszej ligi, to musiałem wziąć z trzeciej”. Jan Krzysztof Bielecki
W październiku 1995 roku, tuż przed przegraniem wyborów prezydenckich z Aleksandrem Kwaśniewskim, rozmawiał o dotychczasowych współpracownikach z dziennikarzami „Gazety Wyborczej”. Wypowiedział się m.in. na temat premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego:
Dlatego, że nie miałem pierwszej ligi, musiałem wziąć z trzeciej. Później nie wytrzymał kondycyjnie. Jeszcze można było pociągnąć (…), a on uciekł za granicę.
O swoim zaufanym rzeczniku prasowym, który o dymisji dowiedział się z prasy, powiedział: „Bardzo poczciwy człowiek, ale nie nadawał się na walkę. Jak był spokój, to go trzymałem”.
„Największa moja pomyłka życiowa”. Jan Olszewski
Premier Jan Olszewski oceniony został przez prezydenta znacznie ostrzej: „Największa moja pomyłka życiowa to był Jan Olszewski. (…) Nikt więcej głupstw nie narobił”. A niegdyś bliscy współpracownicy, bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, jak zapisali się w pamięci prezydenta?
Byłem po wojnie z Mazowieckim, a więc musiałem mieć ludków typu Kaczyńscy. Wiedziałem, że to są finezyjni ludzie do burzenia, zrobić to nic nie potrafią, ale burzyć będą. I burzyli maksymalnie. (…) Kaczyńscy to są ludzie podwójnie mali.
Jeśli oceny Wałęsy odnoszące się do osób, które niegdyś publicznie chwalił i którym rzekomo ufał, są prawdziwe, to trzeba przyznać, że prezydent albo wyjątkowo nietrafnie oceniał ludzi, albo też miał wybitny talent do wydobywania z nich najgorszych cech osobowościowych. Ani jedno, ani drugie nie jest zaletą u męża stanu.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie jako jedno z haseł Leksykonu polskich powiedzeń historycznych. Pozycja autorstwa Macieja Wilamowskiego, Konrada Wnęka i Lidii A. Zyblikiewicz została opublikowana nakładem wydawnictwa Znak w 1998 roku.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, podział akapitów oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst poddano podstawowej obróbce redakcyjnej.
Dodaj komentarz