Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Wrocław dla miłośników grozy

Skąd wzięły się duchy nawiedzające Wrocław?

fot.Klearchos Kapoutsis/CC BY 2.0 Skąd wzięły się duchy nawiedzające Wrocław?

Szelest, jęki, zawodzenia, niewyraźne postacie w pustych korytarzach… Niemal każde miasto świata ma swoje legendy o zmarłych, którym niespieszno odejść w zaświaty. Miejsca, gdzie po zmroku można usłyszeć tajemnicze kroki, wzbudzają mieszankę strachu i zaciekawienia. I oczywiście szybko stają się ciekawostką turystyczną. Czasem w mrożących krew w żyłach opowieściach tkwi ziarno prawdy. Skąd zatem wzięły się duchy nawiedzające Wrocław?

Jaś i Małgosia

Dwie kamienice o niewinnych nazwach stoją na rogu ulic Odrzańskiej i św. Mikołaja. Łączy je łuk wznoszący się nad wąskim przejściem. Niektórzy określają to miejsce jako najbardziej romantyczny zakątek wrocławskiego rynku – zapewne przez splecione dłonie zdobiące arkadę. Cóż, miłosną otoczkę psuje niestety łacińska inskrypcja mors ianua vitae wyryta w bramie. Oznacza ona Śmierć bramą życia. Kamienice strzegły bowiem wejścia na nieistniejący już cmentarz.

Chodnik między budynkami prowadzi do kościoła św. Elżbiety, nazywanego potocznie garnizonowym. Po niewielkim placyku nocami przechadzają się ponoć duchy i demony. Posępnie zawodzi kobieta, która zgodnie z legendą została zamordowana przez własnego, opętanego wnuka. Wśród wszystkich historii o zjawach nawiedzających to miejsce, jedna ma źródło w faktycznym wydarzeniu.

Miłosną otoczkę psuje niestety łacińska inskrypcja Mors sauna Vitae wyryta w bramie. Oznacza ona Śmierć bramą życia.

fot.Grzegorz Jereczek/CC BY-SA 2.0 Miłosną otoczkę psuje niestety łacińska inskrypcja Mors ianua Vitae wyryta w bramie. Oznacza ona Śmierć bramą życia.

Mowa o spoczywających tam czeladnikach. Początek XV stulecia przyniósł bowiem zaostrzenie napięć pomiędzy średnim i ubogim mieszczaństwem a sprawującą władzę elitą. Po wykupieniu przez patrycjuszy urzędu wójta i nałożeniu kolejnych podatków na cechy, zaczęły wybuchać bunty. Pierwsze zostały skutecznie stłumione. Jednak 18 lipca 1418 roku grupa rzemieślników, wspierana przez najniższe warstwy społeczne, wdarła się do ratusza. Burmistrza Nikolausa Freibergera, a także rajców miejskich ścięto mieczem ceremonialnym podarowanym miastu przez Karola IV Luksemburskiego. Jeden z urzędników, Johann Megerlin, został wyrzucony przez okno. Prosto na wznoszone przez zbuntowany tłum piki.

Powstanie nie mogło ujść bezkarnie. Dwa lata później przywódcy i inicjatorzy ataku zostali skazani przez Zygmunta Luksemburskiego. Trzydzieści osób zdekapitowano, drugie tyle czekało wygnanie. Posmarowane smołą głowy zatknięto na murach miasta, a ciała spoczęły w bezimiennych grobach na niewielkim cmentarzu, właśnie przy kościele św. Elżbiety. Powstańcy po dziś dzień cierpią, deptani przez turystów.

Czytaj też: Podróże z historią. Żyrardów – kapitalizm z ludzką twarzą

Za dnia spacerowicze, nocą zaś żołnierze

Wiele wrocławskich zakątków – pomimo swego uroku – skrywa przykre wspomnienia. Nie inaczej jest w przypadku Parku Staszica. Ma około 5,5 ha powierzchni i leży pomiędzy ulicami Rydygiera, Pomorską i Placem Staszica. Powstawał przez trzy lata na początku XX wieku, w miejscu dawnego targu końskiego. Jeszcze w dziewiętnastym stuleciu często stawały tam namioty cyrkowe i odbywały się publiczne imprezy, a Karl Schmidt i Richard Plüddemann próbowali zagospodarować ten teren. Obecnie w ciepłe, wiosenne dni zielone zakątki przyciągają nadodrzańskich spacerowiczów. Ścieżki pełne są roześmianych dzieci i merdających ogonami psów.

Jednak co bardziej przesądni mieszkańcy twierdzą, że po zmroku park zmienia swoje oblicze. Szczególnie jesienią i zimą, kiedy okolicę spowija gęsta mgła. Można wtedy rzekomo usłyszeć równy, rytmiczny marsz żołnierzy. Zgodnie z opowieścią, jest to oddział Wehrmachtu rozstrzelany przez czerwonoarmistów i wrzucony do masowego grobu.

Park Staszica ma około 5,5 ha powierzchni i leży pomiędzy ulicami Rydygiera, Pomorską i Placem Staszica.

fot.lelekwp/CC BY 3.0 Park Staszica ma około 5,5 ha powierzchni i leży pomiędzy ulicami Rydygiera, Pomorską i Placem Staszica.

Jedno w tej historii jest pewne. Park Staszica naprawdę skrywał setki ciał. W 1945 roku zorganizowano tam tymczasowy cmentarz wojenny, na którym chowano zmarłych przez około 3 miesiące. Dwa lata później, podczas prac ekshumacyjnych, wykopano 1150 zwłok Niemców, w tym 130 żołnierzy. Przeniesiono je na Cmentarz Grabiszyński III, dziś już nieistniejący.

Czytaj też: Podróże z historią. Kamieniec Podolski

Zły pan nie odpuszcza nigdy?

Kolejnym wartym uwagi punktem na mapie miasta jest zamek w Leśnicy. Powstał w 1132 roku, a od XIV wieku pełnił funkcję rezydencji mieszczańskiej. Przetrwał wszystkie toczące się na Dolnym Śląsku wojny. Obecnie działa tam Centrum Kultury „Zamek”. Gościł takie osobistości jak Bolesław I Wysoki, Karol IV Luksemburski czy Maksymilian II Habsburg. Co zatem jest nie tak z owym budynkiem?

Jeden z właścicieli, żyjący w XVII wieku hrabia Horacy von Forno, okrył się wyjątkowo złą sławą. Mężczyzna podobno terroryzował służbę, odpowiadał też za zmasakrowanie stabłowickich chłopów na pobliskim cmentarzu. Mowa o rozkazie rozstrzelania około 50 rodzin, które – w zależności od wersji – protestowały przeciwko burzeniu protestanckich świątyń lub odmówiły przejścia na katolicyzm.

Kolejnym wartym uwagi punktem na mapie miasta jest zamek w Leśnicy.

fot.Krzysztof Pytko/CC BY 3.0 Kolejnym wartym uwagi punktem na mapie miasta jest zamek w Leśnicy.

Hrabia von Forno zmarł w 1654 roku, a jego pogrzeb trudno nazwać wystawnym. Chociaż Rada Miejska wydała zgodę na pochowanie go w Kościele Najświętszej Marii Panny na wyspie Piasek, nie obyło się bez zastrzeżeń. Ceremonia miała być cicha i skromna, po zachodzie słońca.

Jeśli ktoś w ogóle żałował hrabiego, na pewno nie była to jego służba. Według legendy śmierć okrutnego pana nie zakończyła ich udręki. Po powrocie z kościoła zobaczyli bowiem… Horacego von Forno stojącego w oknie swojej komnaty. Mężczyzna nie chciał opuścić zamku i nawet zza grobu próbował nim zarządzać. I podobno widać go czasem, jak przechadza się po pobliskich wzgórzach, doglądając swoich włości.

Źródła:

  1. Antkowiak Z., Wrocław od A do Z, Wrocław 1997.
  2. Cmentarz wojenny (dawny). Friedhof von Festung Breslau Zeit [w:] polska-org.pl [dostęp: 19.11.2021].
  3. Czerwiński J., Wrocław. Przewodnik, Wrocław 2004.
  4. Kwaśniewski K., Legendy wrocławskie i dolnośląskie, Poznań 2015.

Komentarze (1)

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.