Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Jak w II RP radzono sobie z kłusownikami? Pionierskie badania krakowskiego naukowca

Większość kłusowników w II RP unikała sprawiedliwości.

fot.Benjamin Kratz/domena publiczna Większość kłusowników w II RP unikała sprawiedliwości.

Już I wojna światowa znacząco przetrzebiła zwierzynę na polskich ziemiach. Nielegalny odstrzał nie ustał w odrodzonej Rzeczpospolitej – a państwo zupełnie nie miało pomysłu, jak powstrzymać plagę kłusowników. Jaka była skala zjawiska? I czemu tak trudno było z nim walczyć?

Sprawą nielegalnych polowań w II RP zajął się w artykule opublikowanym na łamach „Dziejów Najnowszych” Remigiusz Kasprzycki z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Jak podkreśla, temat ten nie doczekał się dotychczas żadnych opracowań. Tymczasem kłusownictwo przez całe dwadzieścia lat istnienia II RP było poważnym problemem, z którym państwo nie potrafiło skutecznie walczyć.

Dowodem są zatrważające statystyki: tylko w 1928 roku odnotowano 8348 przypadki tego procederu. Z kolei „tylko w ciągu 9 miesięcy w 1935 i 1936 r. policja skonfiskowała 26 598 sztuk nielegalnie posiadanej broni myśliwskiej” – referuje badacz.

Fakt niemal powszechnego posiadania broni przez kłusowników tylko pogarszał sytuację. Jak opowiada Kasprzycki:

Duża liczba wspólnych akcji policji, gajowych i straży leśnej przebiegała dramatycznie. Wyjątkową zuchwałość wykazywali kłusownicy dobrze znający teren, a przy tym zorganizowani w kilkuosobowe uzbrojone bandy. Niewiele pomagały obławy na takie grupy. Jedną z nich przeprowadzono w październiku 1927 r., kiedy policja i leśnicy ustalili, że w lasach bielińskich koło Brześcia znajduje się 7 lub 8 kłusowników. Na terenie lasu doszło do bitwy, zginął gajowy, a jeden z policjantów został postrzelony. Kłusownikom udało się przerwać blokadę i uciekli wraz z rannymi kolegami.

„W przedwojennym środowisku myśliwskim uzbrojony kłusownik miał opinię wyjątkowo bezwzględnego gangstera pozbawionego uczuć wobec zwierząt, ale i ludzi, w tym najbliższej rodziny” – przekonuje krakowski naukowiec. Jednocześnie słabe, dopiero tworzone struktury sądowo-policyjne często przymykały oko na ten rodzaj przestępstw. „Kłusownictwo było traktowane dosyć pobłażliwie przez ówczesny wymiar sprawiedliwości, sprawcy często unikali jakichkolwiek konsekwencji” – opowiada Kasprzycki.

W ograniczaniu skali zjawiska nie pomagał też fakt, że zwłaszcza na wsiach uważano je za wręcz normalne. Chłopi często nieufnie odnosili się do policji, a także do leśniczych i przedstawicieli ziemiaństwa i niełatwo było ich nakłonić do współpracy. Sami bywali zresztą zmuszeni do nielegalnych polowań przez trudną sytuację gospodarczą.

Kłusownictwo w II RP było poważnym problemem. Ilustracja poglądowa.

fot.Poul Steffensen/domena publiczna Kłusownictwo w II RP było poważnym problemem. Ilustracja poglądowa.

Ulgowe traktowanie kłusowników nie było domeną wyłącznie wsi. Jak pisze Kasprzycki:

Współpraca niektórych restauratorów i kłusowników w przedwojennej Polsce przybrała zatrważające rozmiary. Z niepokojem informowało o tym choćby Wileńskie Towarzystwo Myśliwskie: „My byśmy też mogli wymienić te firmy wileńskie, które współpracują z pętlarzami i kłusownikami w tępieniu zwierzyny. Nie czynimy tego, bo musielibyśmy wymienić wszystkie restauracje wileńskie”.

Dopiero w 1927 roku uchwalono prawo łowieckie, które przyniosło nadzieję na ograniczenie działalności kłusowników. „Niestety nic nie wskazuje na to, że wprowadzenie prawa łowieckiego w jakikolwiek sposób poprawiło sytuację. Dużą rolę odegrało przy tym negatywne nastawienie do ustawy niektórych chłopskich działaczy politycznych” – zaznacza autor artykułu.

W efekcie zwierzyna – łosie, dziki, sarny, ale też zające, a nawet wiewiórki – w epoce dwudziestolecia znikała z polskich lasów w zatrważającym tempie. Można bronić władz ówczesnej Rzeczpospolitej, mówiąc, że przecież w dobie odrodzenia mieliśmy poważniejsze problemy. Faktem jest jednak także, że nasi sąsiedzi z Czechosłowacji, choć również zajęci budowaniem państwa, poradzili sobie z kłusownikami nieporównanie lepiej.

Źródło:

Wiadomości ze świata nauki przygotowujemy w oparciu o publikacje naukowe z ostatnich 18 miesięcy. Sięgamy do najbardziej prestiżowych periodyków historycznych, by znaleźć i opowiedzieć naszym Czytelnikom o najciekawszych, a często przemilczanych odkryciach polskich (i nie tylko) naukowców. Dzisiejszy artykuł powstał w oparciu o:

  • Remigiusz Kasprzycki, Kłusownictwo w Drugiej Rzeczypospolitej, „Dzieje Najnowsze” rocznik LI, nr 1/2019, s. 55-75.

Jeśli jesteś wydawcą lub autorem i chciałbyś, abyśmy sięgnęli do konkretnej publikacji – skontaktuj się z nami.

 

Komentarze (1)

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.