Zabójcze piękno. Dlaczego w epoce elżbietańskiej kobiety ryzykowały życiem dla urody?
W XVI wieku kobiety znacznie bardziej dosłownie niż obecnie rozumiały powiedzenie „dla urody trzeba cierpieć”. Aby spełnić wyśrubowane standardy piękna epoki, nacierały się ołowiem, pudrowały arszenikiem i farbowały siarką. Wszystko po to, by upodobnić się do królowej Elżbiety.
Jako Królowej Dziewicy, Elżbiecie nie groziła śmierć podczas porodu ani żadne ciążowe komplikacje. Tak naprawdę przeszła tylko jedną poważniejszą chorobę. W roku 1562, mając dwadzieścia dziewięć lat, zapadła na ospę, która pozostawiła na jej skórze liczne blizny i omal jej nie uśmierciła.
Cena za piękną cerę? Paraliż!
Być może próby ich zamaskowania kosztowały królową kilka lat życia. (…) Gdy wyzdrowiała, zaczęła pokrywać twarz i szyję ołowianym podkładem, pastą zawierającą biały ołów, ocet, a czasem też kwas arsenawy i węglan arsenu. Po nałożeniu na spodnią warstwę z białka kurzego jaja pasta ta wypełniała blizny i nadawała skórze olśniewającą, niemal srebrzystą biel załamującą światło.
(…) Niestety, ołów wchłaniał się przez skórę i z czasem powodował utratę włosów, paraliż mięśni, zaburzenia nastroju i spadek sprawności intelektualnej. Jak na ironię, niszczył też cerę, pozostawiając plamy i blizny, tak iż stosująca go osoba musiała nakładać coraz więcej środka, by zakryć nowe uszkodzenia, napędzając w ten sposób błędne koło czynionego skórze spustoszenia i zatruć.
(…) Równie modne – i równie trujące – były podkłady na bazie rtęci. (…) Rtęć łatwo wchłania się przez skórę i może powodować wrodzone wady u dzieci, problemy z nerkami i wątrobą, zmęczenie, drażliwość, drżenie, depresję, paranoję, wahania nastroju, ślinotok, czernienie zębów, metaliczny posmak w ustach, a z czasem śmierć.
Wiele pań na rtęciowy podkład nakładało dodatkowo puder z arszeniku, który nadawał cerze godną pozazdroszczenia bladość. Chroniczne podtruwanie arsenem skutkowało łuszczeniem się skóry po wewnętrznej stronie dłoni i stóp, bólami głowy, osłabieniem mięśni, dezorientacją, zapaleniem dróg oddechowych i anemią, a także wzrostem ryzyka zachorowania na raka skóry, okrężnicy, pęcherza moczowego, płuc, nerek i wątroby (…).
Problemy ze wzrokiem i brak witaminy D
Oprócz zatrucia metalami ciężkimi, jak się zdaje, grubo nakładany makijaż był pośrednią przyczyną krzywicy biorącej się z poważnego niedoboru witaminy D spowodowanego brakiem ekspozycji na słońce.
W roku 2013 włoscy naukowcy donieśli, że w rodowej krypcie Medyceuszy we Florencji znaleźli szczątki dwojga szesnastowiecznych noworodków z objawami ciężkiej krzywicy. Najwyraźniej ich matki podczas ciąży prawie w ogóle nie miały kontaktu ze słonecznym światłem. Damy ubrane w liczne warstwy ciężkich tkanin, jedyny niewielki fragment odsłoniętej skóry pokrywały grubą powłoką ołowianego makijażu, który zupełnie blokował promienie słońca.
(…) Królowa Elżbieta i inne damy tamtych czasów pragnęły mieć nie tylko białe twarze, ale i białe dłonie. Na szczęście nie było w zwyczaju nakładanie na nie kolejnej porcji trucizny. Moda nakazywała jednak, by moczyć je w świeżej krwi. Podczas polowań, będących rodzajem królewskiego sportu, gdy zabito zwierzę, panie biegły do konającego stworzenia, zdzierały rękawiczki, wkładały dłonie w pulsujące rany i narządy i wcierały krew w skórę dłoni (…).
Aby oczy lśniły i wydawały się większe, kobiety zakrapiały je wyciągiem z belladonny, rośliny zwanej też pokrzykiem wilczą jagodą, ulubionej trucizny starożytnych Rzymian. Jej stosowanie prowadziło z czasem do zniekształcenia widzianych obrazów, przyspieszenia akcji serca i zatruć (…).
Przepis na bujne włosy i śmierć
W epoce elżbietańskiej większość Angielek naśladowała swoją królową, dlatego krzykiem mody stały się rude włosy. Dwórki stosowały puder zrobiony z siarki i płatków krokosza balwierskiego, barwiąc nim swoje peruki. Niestety, siarka była wysoce toksyczna i wywoływała bóle głowy, mdłości i krwotoki z nosa.
Dla pań, które chciały zrezygnować z krwotocznych peruk, istniały receptury mieszanek pozwalających ufarbować włosy na rudawy blond. Mistrz Aleksy zostawił nam przepis na jedną, w której skład wchodziły trujące i żrące substancje „przynoszące ulgę mózgowi i pamięci”.
W efekcie jej stosowania, jak pisał, można było uzyskać „jasne włosy, lśniące niczym złoto”. Dobry mistrz dodawał jednak ku przestrodze:
Pamiętaj, aby odmierzać wszystko roztropnie i z uwagą, kiedy pierwszy raz korzystasz z każdej receptury, i tak na przykład z tą miksturą uważać należy, by ług nie był za mocny, inaczej maź rzeczona (która, powiadam, jest bardzo mocna) wyżre i wypali włosy.
Pozostaje nam tylko zastanawiać się, czy dam korzystających z mieszanki, w której skład wchodził antymon, ług, siarczan kobaltu, ałun i saletra potasowa – wszystkie o toksycznych właściwościach – nie spotykało wielkie rozczarowanie, a nawet choroba lub śmierć. Całkiem możliwe, że zamiast cieszyć się lśniącymi włosami, odkrywały, iż są zupełnie łyse.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Eleanor Herman, Trucizna, czyli jak pozbyć się wrogów po królewsku, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dodaj komentarz