Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Jaka kara spotkała Michała Piekarskiego za zamach na Zygmunta III Wazę?

Tak jak święty Hipolit (na ilustracji) Piekarski został rozerwany przez konie.

fot.Dieric Bouts/domena publiczna Tak jak święty Hipolit (na ilustracji) Piekarski został rozerwany przez konie.

15 listopada 1620 roku sandomierski szlachcic, Michał Piekarski, porwał się z czekanem na króla Zygmunta III Wazę. Próba zamachu się nie powiodła, a niedoszły zabójca został schwytany. Gdyby wiedział, jaka kara go czeka, być może dwa razy zastanowiłby się nad swoim planem…

W śledztwie, które toczyło się w więzieniu marszałkowskim, Piekarskiego poddano przesłuchaniom z użyciem tortur. (…) Po tygodniu instygator koronny Marcin Laskowski uznał, że przestępca nie działał w ramach szerszego spisku. To po prostu pomyleniec, który porwał się na majestat królewski skłoniony ku temu jakimiś chorobliwymi wizjami.

Oczywiście tak krótkiego śledztwa, z szerokim zastosowaniem tortur, nie można w żaden sposób uznać za miarodajne. Tego, czy jakieś potężne siły wywierały naciski, by zakończyło się w taki właśnie sposób, nie jesteśmy dziś w stanie stwierdzić. Jedno jest natomiast pewne: uznanie Piekarskiego za działającego samotnie wariata było na rękę elitom Rzeczpospolitej (…).

Butny złoczyńca

Stanąwszy przed sądem sejmowym, sandomierzanin nie okazał żadnej skruchy. Przeciwnie, wyrażał żal z powodu niepowodzenia napaści. Jego odpowiedzi na pytania sędziów nie stwarzały wrażenia enuncjacji chorego psychicznie. Powtarzał, że do ataku namówił go „anioł”, ale generalnie wypowiadał się w sposób trzeźwy, popisując się nawet wisielczym humorem (…).

Słysząc o obłąkaniu człowieka, który chciał go zabić, Zygmunt III nie odczuwał chęci zemsty. Posyłał nawet Piekarskiemu do więzienia potrawy z zamkowej kuchni i podobno chciał go ułaskawić. Co innego sędziowie, którzy osobiście z nim obcowali. Nie byli chyba tak naprawdę przekonani o chorobie psychicznej oskarżonego, który zachowywał się butnie i wcale nie wyglądał na wariata.

Za próbę zamachu na Zygmunta III Wazę Piekarskiego spotkała sroga kara.

fot.domena publiczna Za próbę zamachu na Zygmunta III Wazę Piekarskiego spotkała sroga kara.

Pewnie częściowo z tego powodu w konkluzji procesu skazali go na wyjątkowo okrutny rodzaj kwalifikowanej kary śmierci. Scenariusz wyrafinowanej, wielostopniowej kaźni opracował sam marszałek wielki koronny Mikołaj Wolski, posiłkując się prawdopodobnie radami Jakuba Sobieskiego, świadka paryskiej egzekucji Ravaillaca. Skoro Piekarski wzorował się na zabójcy Henryka IV, miał również umrzeć tak jak tamten.

27 listopada 1620 roku, o dziewiątej rano, skazańca wyprowadzono z więzienia i umieszczono na wysokiej platformie katowskiego wozu. Oprawcy umocowali go sznurami w pozycji siedzącej, krępując ręce i nogi.

Obok żarzyły się już węgle na specjalnym palenisku, przy którym czekały na swą kolej żelazne kleszcze. Woźnica strzelił z bata i wóz wyjechał powoli w miasto, w asyście dużej zbrojnej eskorty. Tłumy ciekawskich gromadziły się już w miejscach wyznaczonych na kolejne etapy kaźni.

Kara adekwatna do zbrodni?

Zatrzymano się wkrótce na pierwszym postoju, wśród szmeru podnieconej gawiedzi. Kat ujął w dłonie rozpalone, dymiące szczypce. Piekarski wierzgnął i zawył, gdy wraził ostrza w jego obnażone, lśniące od potu ciało. Oprawca pociągnął narzędzie gwałtownym ruchem i zademonstrował ciżbie ociekający posoką kawałek ciała. Potem pojechali dalej. Wóz zatrzymywał się jeszcze parokrotnie. Mistrz podchodził i szarpał skazańca szczypcami – oczywiście nie za głęboko, by za wcześnie nie wyzionął ducha.

Pojazd wtoczył się w końcu na rynek Nowego Miasta, gdzie w podnieceniu oczekiwało na finał widowiska około 3,5 tys. ludzi. (…) Oprawca włożył Piekarskiemu narzędzie zbrodni do prawej dłoni, po czym wepchnął ją do ognia w palenisku. (…) Stojący najbliżej poczuli nieznośny swąd palonego ciała. Gdy dłoń zgorzała już prawie do kości, kat chwycił miecz i mocnym ciosem odrąbał ją w przegubie. Potem odciął również lewą rękę i obie wrzucił w płomienie.

Artykuł pierwotnie ukazał się w książce Marcina Szymaniaka "Polskie zamachy", która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Artykuł pierwotnie ukazał się w książce Marcina Szymaniaka „Polskie zamachy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Przystąpiono do ostatniego etapu kaźni. Zwleczony z rusztowania nieszczęśnik został przywiązany do czterech koni. (…) Trzasnęły baty, zerwały się konie – ciało skazańca rozciągnęło się momentalnie jak struna. (…) Upiorna końska gwiazda z ludzkim jądrem w środku nie uległa jednak rozerwaniu, ciało ofiary było zbyt mocne.

Kat chwycił topór i podszedł do sandomierzanina, pewnie już nieprzytomnego, a może i nieżywego. Wprawnymi uderzeniami ponacinał ciało w kilku miejscach, by łatwiej było je rozerwać. (…) Rumaki pomknęły każdy w swoją stronę, ciągnąc za sobą buchające posoką ochłapy ciała. Egzekucja była skończona.

Śmierć i co dalej?

Katowczyki, jak zwano małych pomocników oprawcy, pozbierały potem części ciała Piekarskiego, które złożono na stosie i spalono. Prochy załadowano do armaty i wystrzelono w powietrze (…).

Z rachunków sporządzonych przez władze Warszawy wynika, że cała egzekucja kosztowała 73,09 złotych polskich. Renomowany kat wziął 15 złotych, za dwie pary kleszczy kowal zainkasował 4 złote. Materiały nie były drogie, np. za smołę dano tylko 10 groszy.

Zgodnie z wyrokiem sądu dwór Piekarskiego w Binkowicach został zrównany z ziemią, a na jego miejscu wzniesiono piramidę z kamieni czy też cegieł. Dobra ziemskie przestępcy skonfiskowano, a potem przekazano Janowi Kalińskiemu, owemu dworzaninowi, który podbiegł do króla tuż po ataku, osłonił go i wyprowadził w bezpieczne miejsce.

Źródło:

Powyższy tekst stanowi fragment książki Marcina Szymaniaka, Polskie zamachywydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

 

Komentarze (1)

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.