„Idziecie, krok po kroku, a tu samochodami świat jedzie!”. Jak Wałęsa pokonał Miodowicza w telewizyjnej debacie?
Tej debaty, niefrasobliwie zaproponowanej przez Miodowicza, bały się obie strony. Rząd niechętnie oddawał mikrofon przywódcy opozycji, a „Solidarność” drżała, czy przewodniczący aby nie „zabłyśnie” ignorancją w sprawach gospodarczych. Najmniej niepokoju odczuwali sami dyskutanci, nieświadomi tego, jak wielkie będą jej konsekwencje…
Najbardziej stanowczym przeciwnikiem pluralizmu i powrotu Solidarności na oficjalną scenę była centrala związkowa OPZZ. Powołana przez władze w stanie wojennym, miała stanowić przeciwwagę dla zdelegalizowanego związku, odebrać mu rację bytu oraz członków i fundusze. Przedstawiciele OPZZ bronili zaciekle swego monopolu pod hasłem „jeden związek w jednym zakładzie pracy”. To stanowisko zaprezentowali podczas wrześniowych rozmów w Magdalence i potwierdzili je na swym III Zgromadzeniu Ogólnopolskim w listopadzie.
„Pluralizm związkowy to temat zastępczy wobec realnych polskich dylematów” – w ten sposób Alfred Miodowicz oceniał aspiracje Solidarności. 15 listopada ten sam Miodowicz z łamów „Trybuny Ludu” zaprosił Lecha Wałęsę do telewizyjnej dyskusji w cztery oczy, bez doradców. Wałęsa ofertę natychmiast przyjął. „Ja taką rozmowę proponuję od siedmiu lat” – powiedział wysłannikowi „Trybuny”.
„Idę się przespać”
Po krótkich sporach ustalono, że 30 listopada odbędzie się transmitowana na żywo dwuosobowa debata telewizyjna. Po obu stronach barykady projekt wzbudził liczne wątpliwości. Miodowicza obsztorcowano w KC za wysunięcie z nikim nieuzgodnionej propozycji. Najsilniej oponował Rakowski. Jednak szef OPZZ nie dał się odwieść od pomysłu, z którym wiązał nadzieje na odegranie samodzielnej roli politycznej. Jego konfrontacja z liderem Solidarności miała być dowodem znaczenia oficjalnych związków, traktowanych lekceważąco zarówno przez władze, jak i opozycję.
Partia przeczuwała, że może na tym sporo stracić. Biuro Polityczne, w którym był Miodowicz, wolało, aby się wycofał. Przewidywano, że korzyści z debaty odniesie przede wszystkim Wałęsa, który zyskiwał pierwszą od wielu lat szansę publicznej prezentacji. Otoczenie przewodniczącego Solidarności nie było tego pewne.
Na spotkaniu w Sekretariacie Episkopatu doradcy próbowali go przygotować do pojedynku. Ksiądz Orszulik wspomina, że Geremek, Kuroń, Mazowiecki i inni radzili Wałęsie, co ma mówić. „On sam chwilę posłuchał dyskusji i mówi: »Idę się przespać«. Skorzystał tylko z jednej rady – Wajdy, który mu powiedział, żeby uśmiechnął się do kamery i powiedział »Dzień dobry państwu«”. Solidarnościowi intelektualiści obawiali się, że Wałęsa nie sprosta merytorycznej dyskusji o stanie państwa i gospodarki, że wypadnie gorzej od Miodowicza.
Ale to partia miała rację. 30 listopada Wałęsa odniósł bezapelacyjne zwycięstwo nad Miodowiczem i komunistyczną propagandą, która przez siedem lat obrzucała go błotem. Przewodniczący Solidarności zaprezentował się jako rozważny i zdecydowany przywódca, wiedzący, czego chce, myślący perspektywicznie o sprawach związku i kraju.
„Breżniew żył o dwa lata za długo”
Stawiając podstawowy postulat pluralizmu, Wałęsa jednocześnie deklarował: „Jesteśmy gotowi na wielkie kompromisy”. Podkreślał, że nie chce destrukcji ani anarchii, że zmiany trzeba przeprowadzać stopniowo, że odrodzona Solidarność będzie „kadrowo i programowo” inna od tej z 1980 roku. Wówczas reformy się nie powiodły, mówił, bo nie było odpowiedniego klimatu zewnętrznego („Breżniew żył o dwa lata za długo”), dziś natomiast zmiany w Związku Radzieckim idą dalej niż w Polsce. [Przekonywał:]
Już nie powinniśmy dyskutować, czy pluralizm w Polsce jest potrzebny i sprawdzi się, bo on udowodnił swoje istnienie w świecie. Natomiast powinniśmy zastanowić się, w jaki sposób w Polsce, w tej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, spróbować wprowadzać systemy, które wszędzie na świecie się sprawdziły.
– Jesteśmy żebrakami Europy i świata, hamujemy rozwój – atakował Wałęsa. – Nie korzystamy z dorobku Europy. Czy nas na to nie stać? Stać nas. Polacy mają możliwości, tylko są źle rządzeni. Epoka stalinowska nie minęła jeszcze. Miodowicz próbował replikować, mówiąc o szansach, jakie dadzą wybory do Sejmu, o przemianach w partii i o demokratyzacji. Czas monopolu już minął.
– Ten system – stalinowska końcówka – jest nie do utrzymania – skwitował Wałęsa. – Co nam mówią komputery, maszyny matematyczne? Wielowariantowość, najlepsze rozwiązania, najtrafniejsze decyzje. – Panie Wałęsa – bronił się Miodowicz – pan widzi, że w tym kierunku idziemy. Mimo braku pluralizmu…
– Idziecie, proszę pana – ripostował Wałęsa – idziecie, krok po kroku, piechotą, a tu samochodami świat jedzie. Jak będziecie tak szli, to będziemy mieli efekty za 200, 300 lat.
40 minut wolności – tytuł, jakim „Tygodnik Mazowsze” opatrzył relację z debaty telewizyjnej, oddawał odczucia sympatyków Solidarności. Mocne wrażenie lider związku wywarł również na przeciwnikach. Wyniki pojedynku na szklanym ekranie oceniano po obu stronach tak samo.
Poważny partner do rozmowy
Od wczoraj Wałęsy nie sposób już traktować jak osobę prywatną – powiedział nazajutrz Miodowiczowi szef partii. – Zmienił się wyraźnie na pozytyw. Generał uważał, że robotniczemu przywódcy udało się przekonać telewidzów, „iż Solidarności nie ma co się bać, bo właściwie ona tylko tutaj pomoże”; że pozostawił po sobie wrażenie mądrego i poważnego człowieka.
„Wałęsa z całym rozmachem wszedł na scenę polityczną, a sposób, w jaki się zaprezentował, oznacza, że władza powinna go traktować jak poważnego partnera” – komentował Rakowski. Debata postawiła na porządku dnia legalizację Solidarności. Nikt nie jest już w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się temu sprzeciwiamy – notował premier w swoim dzienniku.
Sam Wałęsa początkowo narzekał, że mógł wypaść lepiej, ale gdy wrócił do Gdańska, mówił: „Teraz już ich mamy, dali się złapać. Zwycięstwo jest już blisko”. Geremek podkreślał pozytywne echa na Zachodzie, gdzie zrozumiano, że wprowadzenie w Polsce pluralizmu nie grozi Europie destabilizacją. Stało się również jasne, że „propozycje Solidarności nie noszą charakteru antyradzieckiego i nie mierzą w politykę Gorbaczowa”.
W opinii Onyszkiewicza debata z Miodowiczem była bardzo ważna dla odzyskiwania przez Solidarność zaufania społecznego i dla odbudowy autorytetu Wałęsy. „Uzyskaliśmy dostęp do tych ludzi, do których do tej pory dostępu nie mieliśmy, którzy wypadli z orbity oddziaływania Solidarności, którzy już nie słuchają radia zachodniego, którzy nie mają dostępu do środków naszego solidarnościowego przekazu […]” – mówił w Radiu Wolna Europa.
Rzecznik ruchu miał rację. W opinii społecznej wobec kwestii Solidarności dokonał się znaczący przełom. Masowa widownia mogła usłyszeć i zobaczyć przywódcę podziemnej organizacji, onegdaj wielomilionowego związku, który dla większości Polaków pozostał tylko wspomnieniem.
73 procent za legalizacją „Solidarności”
Ogromna większość komentarzy, jakie napłynęły do radia, prasy i telewizji po debacie, wyrażała poparcie, a nawet entuzjazm dla tego, co mówił lider opozycji. „Gratulujemy Wałęsie, tak mówi prawdziwy polityk, który wie, czego chce naród”; „Miodowicz nie powiedział nic, a Wałęsa wyraził życzenie wszystkich Polaków”; „Była to rozmowa męża stanu z kiepskim komunistycznym propagandystą” – pisali ludzie.
Jednoznaczne wyniki przyniosły badania opinii. Ponad 63 proc. ankietowanych przez CBOS warszawiaków uznało, że zwycięzcą pojedynku został Wałęsa; na Miodowicza wskazało jedynie 1 proc. Prawie 77 proc. stwierdziło, że lider opozycji był bardziej godny zaufania. W tym samym badaniu pytano ludzi o stosunek do Solidarności. Za legalizacją opowiedziało się w sumie 73 proc. (zdecydowanie tak – 34 proc., raczej tak – 39 proc.). Był to skokowy wzrost poparcia.
Występem w telewizji Lech Wałęsa nie tylko odnowił swoją popularność, zdobył milczącą i niebiorącą udziału w strajkach większość, ale stworzył też nową sytuację polityczną. Solidarność przekroczyła barierę nielegalności w świadomości społecznej. MSW relacjonowało, że robotnicy coraz powszechniej uważają, iż w niedługim czasie nastąpi zgoda władz, by związek podjął działalność.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Jana Skórzyńskiego „Okrągły Stół. Wynegocjowany koniec PRL” (Znak Horyzont 2019).
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, tekst w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Z tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej.
Jan Skórzyński
Okrągły stół
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 49.90 zł | 24.95 zł idź do sklepu » |
Kto u was sprawdza interpunkcję? Nikt?? Czas to zmienić, bo przecinki w tytule walą po oczach piramidalnym błędem.