Polskie Radio w Londynie. Jak daleko sięgała brytyjska wojenna cenzura?
Rząd na emigracji kontaktował się z Polakami w kraju między innymi za pośrednictwem Polskiego Radia i BBC. Politycy musieli jednak godzić się na ingerencję brytyjskich cenzorów. A ta nie zawsze była skromna – zwłaszcza po tym, jak w lutym 1944 roku Churchill publicznie poparł koncepcję oparcia kształtu przyszłego państwa polskiego o linię Curzona.
[Relacja Jana Nowaka-Jeziorańskiego:]Obok naszej ambasady, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, VI Oddziału Sztabu, który współpracował na co dzień z SOE, trzecią szeroką płaszczyznę styku Polaków i Anglików stanowiło Polskie Radio i Polska Sekcja BBC, zatrudniająca grono naszych przedwojennych dziennikarzy i radiowców.
BBC miało przedstawiać słuchaczom w Polsce brytyjski punkt widzenia, a Polskie Radio, jako kontynuacja naszego radia przedwojennego, stanowiło organ polskiego rządu. Z początku na czele Polskiej Sekcji BBC stanął Anglik – Michael Winch. Nie umiał on ułożyć sobie stosunków ani z polskim personelem, ani z polskimi władzami. Nieustanne zażalenia, w czasie kiedy mariaż polsko-angielski przeżywał jeszcze swój miodowy miesiąc, skłoniły wreszcie Anglików do przeniesienia Wincha do jakiegoś innego resortu zajmującego się polskimi sprawami.
Polaków zapytano wprost, kogo życzyliby sobie na miejsce Wincha. Wybór padł na Gregory’ego Macdonalda, który jeszcze przed wojną był stałym konsultantem naszej ambasady i uchodził za oddanego Polsce przyjaciela. Propolskie sympatie Macdonalda wywodziły się zarówno z jego wieloletniej współpracy z ambasadą RP, jak i z żarliwego katolicyzmu oraz powiązań z Chestertonem, któremu jako młody człowiek towarzyszył w podróży do Polski. Złożył później ich dowody w czasie Powstania Warszawskiego.
„Barometr polityczny”
Dyrektorem Polskiego Radia był świetny fachowiec Karol Pieńkowski, który zaczął swą radiową karierę jeszcze przed wojną, zdobywając pierwsze miejsce w ogólnokrajowym konkursie na spikera. Za granicą przybrał nazwisko Wagner, które przylgnęło do niego na resztę życia, tak jak Nowak do mnie. Pomimo swej formalnej niezależności programy Polskiego Radia podlegały bezceremonialnej cenzurze angielskiej. Cenzurowano nie tylko komentarze i słuchowiska redagowane przez polski personel, ale także przemówienia Prezydenta RP, Premiera, ministrów, Naczelnego Wodza i przywódców stronnictw.
Angielska cenzura stanowiła swego rodzaju barometr polityczny. Karol Wagner staczał z Anglikami homeryckie boje, w których wykazywał niepospolite talenty dyplomatyczne w połączeniu z nieustępliwością, zręcznie maskowaną układnymi manierami. Był mistrzem w przemycaniu i wyprowadzaniu w pole angielskiego cenzora.
W czasie gdy znalazłem się w Londynie, nie wolno już było poruszać w Polskim Radio sprawy granicy z Rosją i przynależności Wilna i Lwowa do Polski. Biskup Karol Radoński z Włocławka, gdy odwiedziłem go po nabożeństwie w polskim kościele na Devonia Road, skarżył mi się z oburzeniem, że wycięto mu z gwiazdkowego przemówienia radiowego ustęp, w którym Lwów i Wilno wymienił jako polskie miasta.
Czasem ingerencja cenzora posuwała się tak daleko, że dochodziło do różnych démarche i krótkich spięć, zwykle na niższym szczeblu. Jak słyszałem, została wycięta cytata z prasy jednego z państw neutralnych, w której wyrażona była opinia, że zgodnie z Kartą atlantycką wszystkie kraje okupowane odzyskają po zawarciu pokoju swe przedwojenne granice.
W tym ostatnim wypadku przyznawałem po cichu racje Anglikom. Wprowadzanie w błąd w duchu „krzepienia serc” kraju było na dłuższą metę niebezpieczne, a może nawet szkodliwe. Tym bardziej że w Polsce nie rozróżniano między Polskim Radiem a BBC. Jedno i drugie obejmowano słowem „Londyn”. Byłoby zapewne inaczej, gdyby obu radiostacji słuchano w Polsce bezpośrednio. Szeroki ogół czerpał jednak wiadomości z „Londynu”, z lektury biuletynów i prasy podziemnej. A więc niejako z drugiej ręki.
„Jakby mi ktoś nagle w pysk dał”
Z cenzurą BBC zetknąłem się osobiście prawie na wstępie, i to w sposób drastyczny. Wkrótce po przybyciu do Londynu zaproszony zostałem do nagrania migawkowego wywiadu do magazynu aktualności przeznaczonego dla krajowego, wewnętrznego programu BBC. Moja angielszczyzna była zbyt słaba, abym mógł sobie pozwolić na improwizację. Wywiad poprzedziła rozmowa z Anglikiem, który miał moje odpowiedzi zapisać, abym mógł je następnie odczytać przed mikrofonem.
Zależało mu na jakiejś „human story”, interesującej dla angielskiego audytorium. Zdecydowałem się opowiedzieć o incydencie z czasów moich podróży związanych z Akcją „N”. Działo się to w Brodnicy na Pomorzu. Pojawiłem się tam na drugi dzień po publicznej egzekucji. Na rynku powieszono rzemieślnika, jego żonę i szesnastoletniego syna. Dwoje młodszych dzieci, bezpośrednio po straceniu rodziców, Niemcy wywieźli w nieznanym kierunku, prawdopodobnie do Rzeszy.
Otóż rodzina ta przechowywała u siebie z wielkim poświęceniem angielskiego jeńca, który uciekł z obozu. Sąsiad volksdeutsch odkrył przez przypadek obecność zbiega i doniósł do gestapo. Jeńca odesłano z powrotem do obozu, Polaków, którzy go ukrywali, stracono dla przykładu.
Anglik notował każde słowo z głębokim przejęciem. Zdawało się, że tragiczny incydent zrobił na nim duże wrażenie. Nagle, jak gdyby mu coś przyszło do głowy, odłożył pióro i zapytał: – Czy może pan powiedzieć, gdzie leży Brodnica? Na wschód czy na zachód od linii Curzona?
Poczułem się, jakby mi ktoś nagle w pysk dał. Zareagowałem gwałtownie i impulsywnie. – Nie chcę żadnego wywiadu – wykrzyknąłem zerwawszy się z krzesła. – Ci ludzie, którzy oddali swe życie za Anglika, na pewno nie stawiali politycznych pytań, udzielając mu schronienia.
Przerażony dziennikarz wybiegł za mną na korytarz i zaczął się tłumaczyć: przecież on nie miał na myśli nic złego. Tyle się teraz mówi i pisze o tej linii Curzona, że zapytał tylko przez ciekawość. „I am so sorry” (jest mi tak przykro). Ostatecznie tragedia powieszonej polskiej rodziny z Brodnicy poszła w eter, dotarła do kilku milionów angielskich słuchaczy i może w czyimś sercu obudziła odruch sympatii dla Polski. Założyłbym się jednak, że gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, Anglik poleciał do biblioteki, by sprawdzić, gdzie leży Brodnica. Wywiad nie był nadawany „na żywca”. Nagrano go na płytę.
Przegrana Michajłowicza
Dzięki walce i kłótniom, jakie Polacy wszczynali o każde wykreślone słowo i zdanie, być może także dzięki Macdonaldowi, cenzura angielska polskich audycji utrzymana była na ogół w pewnych umiarkowanych granicach. O wiele gorzej przedstawiała się sytuacja w programach nadawanych do Jugosławii. Anglik, który jakiś czas służył w misji brytyjskiej przy Michajłowiczu, opowiadał, że z początkiem roku 1943, kiedy rząd przestawił propagandę radiową z czetników na Titę, ołówek cenzora coraz częściej wykreślać zaczął z komunikatów i audycji BBC nazwisko Michajłowicza.
Z czasem BBC rozpoczęło cichą wojnę z Michajłowiczem, przemilczając wszystko, co świadczyło o jego walce z okupantem. Najbardziej jaskrawy incydent miał miejsce w lipcu 1943 roku. Na murach jugosłowiańskich miast ukazały się plakaty obiecujące nagrodę po 100 tysięcy marek za głowę Tity i Michajłowicza. Na afiszu znalazły się obok siebie podobizny obu przywódców i cena wyznaczona za ich wydanie była identyczna. BBC, podając wiadomość o tym obwieszczeniu, wymieniło tylko Titę, przemilczając Michajłowicza.
Tego rodzaju polityka BBC miała oczywiście olbrzymi wpływ na przesunięcie sił w samej Jugosławii. Michajłowicz zorientował się w tym poniewczasie i zaczął zabiegać o odzyskanie poparcia Anglików. Niestety niewiele mu to już pomogło. Na wyraźne żądanie brytyjskiej misji i pod jej naciskiem Michajłowicz zgodził się na wysadzenie w powietrze mostu kolejowego o konstrukcji metalowej długości 150 metrów. Akcja została przeprowadzona pomyślnie w obecności szefa misji generała Armstronga, lecz w kilka dni później BBC ogłosiło, że to partyzanci Tity wysadzili ważny most kolejowy, przerywając połączenie Belgradu z Zagrzebiem.
Na odcinku polskim były podobno zamiary nadania przez Polską Sekcję BBC serii pogadanek uzasadniających sowieckie roszczenia do naszych ziem wschodnich, lecz Polacy potrafili te plany udaremnić. Polityka polska prowadzona w sytuacji beznadziejnej nie była pozbawiona sensu i ograniczonych wyników. Stwierdzenie to należy odnieść zarówno do kierownictwa w Londynie, jak i w Warszawie. Dzięki jednym i drugim Armia Krajowa u progu 1944 nie znalazła się w sytuacji czetników Michajłowicza.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Jana Nowaka-Jeziorańskiego Kurier z Warszawy, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, tekst w nawiasach kwadratowych, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dodaj komentarz